phm. Agnieszka Leśny HR

Mam 23 lata i wiem, że ciąży na mnie odpowiedzialność zbiorowa. Swoją harcerską przygodę rozpoczęłam w wolnej Polsce w 1994 roku, gdy podziały między ZHR a ZHP nie były głębokie i zrozumiałe tylko dla tzw. „góry”. Czasy KIHAMu znam z opowieści, często podkolorowanych. Komunistyczną rzeczywistość, kartki na mięso trochę pamiętam. Wiem, że nie tylko do instruktorów mojego pokolenia należeć będzie przyszłość ruchu harcerskiego w Polsce.

I tak dalej …

Tak mogłaby wyglądać cała moja odpowiedź na list phm. Macieja Syska. List pełen siły, wewnętrznego sprzeciwu, wiary we własne racje. (Ciekawe, czy ja trzy lata temu byłam taka kategoryczna…)

List druha Macieja przypomina mi dyskusję z młodymi Niemcami, którą miałam okazję przeprowadzić zaraz po odwiedzinach w tym kraju dużego festiwalu. W trakcie tej imprezy zauważyłam, że młodzi Niemcy „przebierają” się za młodzież z Hitlerjugend i ozdabiają swoje stroje faszystowskimi symbolami.  Byłam zaskoczona jak bardzo mną to wstrząsnęło. Poczułam wtedy odpowiedzialność za sprzeciw wszystkich tych, którzy przez hitlerowskie Niemcy zostali skrzywdzeni. Taka „nabuzowana” wdałam się w rozmowę na ten temat z młodymi Niemcami spotkanymi w zupełnie innych okolicznościach. Oczywiście zupełnie nie rozumieli, o co ta cała afera. W naszej rozmowie, jak mantra przewijało się zdanie „ale to nie my zrzucaliśmy bomby…Nie było nas wtedy na świecie!”.

Oczywiście sprawa poruszana przez druha Macieja jest zupełnie nieporównywalna, ale mam nieodparte wrażenie, że mechanizm jest trochę ten sam.  „Nie czuję się winny wobec tych wielu instruktorów ZHR i ZHP, którzy cierpieli”. Winny, owszem nie. Ale czy zwolniony przez to z odpowiedzialności jaka ciąży na obu organizacjach za wzajemne, złe traktowanie?  Sam druh przyznał, że odpowiedzialność czuje. W takim razie co ona implikuje?

Stopień instruktorski oznacza nasze kompetencje wychowawcze, ale i zobowiązuje nas do reprezentowania organizacji. Uprawnia nas do podejmowania ważnych dla organizacji decyzji itd. Stopień instruktorski przyjmujemy z „całym dobytkiem inwentarza”. Właśnie dlatego tak ważne jest, aby instruktorem zostawały osoby świadome. Świadome swojego wyboru w jakiej organizacji będą działać.

Nikt nie zamierza personalnie winić druha Macieja Syska za błędy, które popełniło ZHP. Ale druha Macieja jako reprezentanta tej organizacji? To już całkiem inna sprawa.

„Winić” to nie jest też dobre słowo. Nie trzeba winy, żeby można było przeprosić. Matka przeprasza w imieniu swojego dziecka, dyrektor szkoły przeprasza w imieniu podległego sobie nauczyciela … i nikt się nie dziwi.  Dlatego też oczekiwanie przeprosin na poziomie przedstawicieli jakiejś organizacji nie jest niczym niewłaściwym i nie powinno powodować buntu przeciwko niesłusznemu oskarżeniu.

Pod pewnymi względami ZHR ma łatwiej. Odciął się od trudnej przeszłości i głośno mówi „to nie my – to oni”, tak jakby wszyscy instruktorzy ZHR swoje podkładki zdobyli po 1989.  To jest właśnie ta czarno-biała rzeczywistość, której sprzeciwia się druh Syska.

Żadna organizacja nie może odcinać się od swojej historii, rozwiązanie „grubą kreską” już trenowaliśmy i codziennie w telewizji widzimy tego efekty. Właśnie dlatego potrzebne są różne przepraszania na poziomie uchwał zjazdowych, krytyka własnych błędów i wyciąganie wniosków. Taka praktyka jest potrzebna, żeby druh Maciej nie słuchał ciągle, że jest w organizacji komunistycznej (albo postkomunistycznej) i po to, żebym ja ciągle nie słuchała, że mam wygniecione kolana jak wszyscy w ZHR.

Druhu Macieju, nie wierzę, że owo „młode pokolenie” może z dystansem ocenić historię bez emocji towarzyszącej jej uczestnikom. Przecież to te emocje historię stworzyły. Te osobiste dramaty, od których druh chce się odcinać. Bez nich, niewiele zostanie.

Ja zrozumiałam to w czasie dyskusji w ZHR o lustracji. Rozmawiając na ten temat na jakiejś konferencji, zapytałam czy naprawdę musimy 80% danego nam czasu rozmawiać o przeszłości, zamiast zająć się bieżącymi sprawami. Zostałam wtedy dosłownie rozpłaszczona na ścianach przez starszych instruktorów zbulwersowanych moją arogancją. Dla nich sprawa lustracji miała kluczowe znaczenie bo chodziło o ich kolegów, którzy donosili rujnując czyjeś życie. Ja nie mogę tego zrozumieć, a oni nie zrozumieją, że dla mnie nie jest i nie będzie to takie ważne. Mimo mojego dystansu historycznego i odcięcia się od ich emocji to nie ja – tylko oni muszą ten problem rozwiązać.

Wzajemne przewinienia ZHP i ZHR dotyczą przede wszystkim osób, które w ich czasie, z ich powodu cierpiały. Uczestnicy tamtych wydarzeń muszą się rozliczyć między sobą, ale to nie znaczy, że nas to nie dotyczy. Naszym zadaniem jest próba zrozumienia motywów, uniknięcie tych samych błędów.  Niech więc powstają uchwały zjazdowe. Przepraszajmy się tak długo, jak tylko jest to potrzebne. W naszym interesie jest by konflikty zostały zażegnane, bo inaczej – zupełnie ich nie rozumiejąc, otrzymamy je „w spadku”.

Nie wiem co druh ma na myśli pisząc o konieczności odważenia się pójścia pod prąd. Wydaje mi się, że nigdy druh nie dowie się jak to naprawdę było z Marabutem. Może się druh co najwyżej dowiedzieć jak naprawdę patrzy na to Marabut i jak naprawdę oceniają to jego „oprawcy”. Nie sądzę by powstała jakaś wspólna wersja. Dlatego nie uważam, że ja jestem druhowi winna rzetelną ocenę historii. Jestem zobowiązana, żeby nie mówić, że druh jest z komunistycznej organizacji – i nic ponad to.

Ważne jest to, że Marabut na przeprosiny nie czeka,  tylko zabiera się do roboty. Wydawać by się mogło, że z drugiej strony jest podobnie. Szkoda tylko, że znowu jest jakiś konflikt na poziomie „góry” i nikt go jak zwykle nie rozumie.