Od redakcji: ponieważ e-zjazd skończył się zbyt wcześnie i dla niektórych uczestników nieoczekiwanie, zaproponowaliśmy kontynuowanie dyskusji na łamach POBUDKI. Oto pierwszy głos, kontynuujący e-zjazdową  debatę na temat Internetu jako alternatywnego lub przyszłościowego środka porozumiewania się harcerzy między sobą. Dorota podjęła się próby odpowiedzi na pytanie jaka forma pisma dla instruktorów jest lepsza: drukowana, czy elektroniczna.

Dorota Norwa

Internet ma szansę być świetnym narzędziem kontaktu. Dodajmy – jednym z narzędzi. Rozliczne inicjatywy wydawnicze, podejmowane przez instruktorów Związku powinny szukać nowego pomysłu na siebie, jeżeli aspirują do miana „związkowych” a nie tylko „lokalnych” bądź „środowiskowych”.  „Pobudka” jest właśnie inicjatywą, która tego pomysłu poszukuje.

Wygląda na to, że stajemy przed alternatywą: papier czy monitor, łamy czy strony? Fakt, że jedno nie wyklucza drugiego, jednak należy się zastanowić, co się bardziej „opłaca”. Inaczej – który sposób jest lepszy na dotarcie do szerszego grona. Bo nie ukrywajmy, że publikacja liczy się wtedy, gdy trafia do jak największego procentu tzw. targetu. Zgadzam się -  zbiórkę się robi nawet dla jednego harcerza, analogicznie: gazetę dla „jednego” czytelnika, ale jeżeli oddziaływanie a nie tylko rozrywka jest celem, trzeba myśleć i działać bardziej „masowo”.
Nie będę próbowała udowodnić tezy, że papier to przeżytek, bo o tym, że jest błędna świadczy chociażby stosunek ilości wydawanych gazet papierowych do ilości gazet internetowych. Jednak uważam, że w przypadku publikacji, które z założenia są niekomercyjne, a chcą być ogólnodostępne, Internet o wiele lepiej spełnia funkcję nośnika, niż papier. Powodów jest kilka, z tymi „ekonomicznymi” na czele, bo wiadomo, że zespół oraz współpracownicy nie mogą co miesiąc składać się na wydanie gazety, a pobieranie opłaty, mimo że uzasadnione ekonomicznie, z góry skazuje na mniejszą grupę odbiorców niż w przypadku braku takiej opłaty. Publikacja internetowa nie wymaga nakładów finansowych (a przynajmniej je minimalizuje). Kolejna sprawa to kolportaż. Oczywiście można spróbować zbudować coś w typie siatki alarmowej. Pewnie wpłynęłoby to nawet pozytywnie na relacje między odbiorcami oraz na integrację środowisk, ale czy to ma szanse zadziałać? Czy nie lepiej umieścić jeden mały link do strony w serwisie zhr.pl, który prawdopodobnie ściągnie większą liczbę czytelników? I tu dochodzę do kolejnej kwestii – przewrotnie nazwę to lenistwem. Czy statystyczny harcerz i statystyczna harcerka, zakładając że ma dostęp do sieci, pofatyguje się do siedziby hufca, chorągwi bądź okręgu po najnowszy numer np. Pobudki, czy po prostu w przeglądarce wpisze www.pobudka.zhr.pl? Ktoś zapyta, a co z tymi, którzy dostępu do netu nie mają? Zapytam: a co z tymi, do których papierowa publikacja nie dotrze, albo, dla których nie starczy? Internet ma tą zaletę, że nie jest ograniczony nakładem, nie skończy się nagle, nie można go zgubić, jest dostępny właściwie wszędzie. Poza tym co z tak zwaną bieżączką? A jeśli stanie się coś, co naprawdę warto albo trzeba skomentować natychmiast, a następny numer dopiero za 2 tygodnie? Gazeta internetowa jest interaktywna. Daje szersze możliwości oddziaływania.

Odnoszę czasem wrażenie, że w środowisku harcerskim panuje przekonanie, że Internet jest takim półśrodkiem, czymś drugorzędnym. Że gazetka internetowa to takie trochę pójście na łatwiznę, a strona internetowa drużyny ma o wiele mniejsze znaczenie niż tablica informacyjna drużyny w szkole.  Negujemy wartość sieci, ponieważ ciężko jest nam pogodzić ją z tradycyjnymi formami pracy, bo z pozoru nie ma nic wspólnego z majsterką, a efektu nie da się dotknąć, przypiąć do ściany, włożyć do kroniki. Bo jak tradycyjne formy pracy oraz masowy, bezosobowy Internet mogą istnieć obok siebie, niejako na tym samym poziomie? A owszem – mogą. Więcej – powinny. I nie ma to nic wspólnego z koniunkturą. Bynajmniej nie chodzi o to, że harcerstwo powinno adaptować się do zmiennych warunków, raczej o to, że powinno umieć przekuć te nowe okoliczności na własną korzyść. A Internet jest taką okolicznością, co prawda już nie nową, ale w dalszym ciągu zaskakującą możliwościami, jakie ze sobą niesie i, co ważne, czymś, co w każdej dziedzinie życia jest stale obecne, czy tego chcemy czy nie.

Nadal czytamy tradycyjne gazetki wyłożone w siedzibach hufców, pilnie studiujemy tablice ogłoszeń, rozdajemy ulotki o najbliższej zbiórce lub akcji, zamiast napisać e-maila. Dopiero zaczynamy dojrzewać do działań medialnych, do całego tego PRu, do wykorzystywania sieci w promocji i oddziaływaniu. I dojrzejemy szybko, jak tylko zaakceptujemy fakt, że harcerstwo, aby w tych błyskawicznie zmieniającej się rzeczywistości przyciągnąć młodzież, powinno w swojej formie być trochę medialne i szeroko dostępne. A to po części daje Internet.

Na koniec, trochę przewrotnie,  przyznam się – zazwyczaj Pobudkę czytam wydrukowaną.



Dorota Norwa

Zastępca komendanta 22 Szczepu "Watra" im. hm. Kazimierza Skorupki, kwatermistrz szczepu, członek Zarządu Obwodu Praga Południe ZHR.

{mos_sb_discuss:16}