Redakcja z przyjemnością informuje Szanownych Czytelników, że uruchomiliśmy POBUDKOWE wydawnictwo książkowe. Pierwszą pozycją, która niebawem znajdzie się w sprzedaży będzie kolejna powieść Pawła Wieczorka KOHUBA „Wzgórze Rosiczki”. Nie jest to kontynuacja fabularna cyklu „Zielone Straszydło” i „Pięć Zielonych” lecz rzecz na wskroś współczesna, osadzona w realiach ZHR-owskich. Akcja rozgrywa się latem 2004 roku gdzieś w lesie nad rzeczką Chlipuchą, gdzie obozuje nieco zwariowany szczep z mocno trzepniętymi instruktorami na czele. Na dodatek pojawiają się goście... no i tyle, żeby nie spalić wątku. A raczej wielu wątków.
 
Książka zawiera przygodę, refleksję o trudnej historii Polski, spory i bijatyki o pryncypia i zupełne głupoty, zgrabnie opakowany w fabułę ładunek metodyki ale także – i tu nowość – element magii, czarów, coś z atmosfery horroru. Nie brakuje oczywiście wątku miłosnego z całym jego powariowanym sztafarzem i, jakże by inaczej, trudów walki ze zorganizowaną przestępczością. Jeśli dodamy, że autor dość bezkompromisowo traktuje nasze organizacyjne słabości, włącza się w nurt dyskusji o dniu dzisiejszym i przyszłości ruchu harcerskiego, otrzymujemy dość piorunującą mieszankę tematów, stylów, form i treści. Jak to na porządnym, wystarczająco zdziczałym obozie niebanalnych drużyn ZHR bywa...
 
„Wzgórze Rosiczki” będzie dostępne niebawem w składnicach harcerskich, a już teraz można zamawiać książkę za pośrednictwem Redakcji. Kontakt przez hm Jarosława Błoniarza. Adresy e-mail: jbloniarz [at] zhr.pl, jbloniarz [at] tlen.pl .

redakcja


„Leszczynie – spopielałej wraz z sercem w ognisku”


GAWĘDA AUTORA,
CZYLI SIŁA ZASTRZEŻEŃ

Czytelników moich wcześniejszych książek, zwłaszcza „Zielonego Straszydła” i „Pięciu Zielonych” od razu muszę rozczarować; na „Wzgórzu Rosiczki” nie znajdą szóstej zielonej. Chyba, że dobrze poszukają, wiedząc, czego chcą. Bo jeśli ktoś pisze o druhnach i druhach w harcerstwie z pozycji świadka uczestniczącego, obowiązuje go także w pisarstwie skautowa metoda, w tym bardzo ważna zasada stopniowania trudności. Harcerstwo pozostaje dla tych, którzy tego chcą przygodą do końca życia, ale wraz z rozwojem osobowości harcerza zmienia się również jego apetyt na przygody. Sprawa smaku. W pewnym wieku już nie nęcą podchody, nie bawi rozpalanie ogniska w deszczu jedną zapałką. Autor stara się nadążać za czytelnikiem i spełniać jego oczekiwania, czasem może
nawet je uprzedzać. Pamiętać jeszcze należy o starej prawdzie: „życie to jest to, co dzieje się, kiedy mamy całkiem inne plany” i tak samo jest ze skautowaniem. Zaplanujemy sobie biwak, obóz, wycieczkę, a tu nagle jakaś powódź w południowych województwach, wojna w Iraku, zamach terrorystyczny czy prześladowania opozycji w Chinach… Trzeba iść, pomagać,
organizować transporty humanitarne, wyrażać solidarność. To bardziej harcerskie niż rozbijanie namiocików w ładnym lesie, choć pewnie wolałoby się ten las, ucieczkę od paskudnej codzienności. „Wzgórze Rosiczki” nie jest zatem książką dla poszukiwaczy łatwych i lekkich wakacyjnych przygód tam w lesie nad jeziorem, takich, o których potem opowiada
się jesienią podczas akcji rekrutacyjnej, a kandydaci na harcerki i harcerzy słuchają z rozdziawionymi buziami. Harcerstwo według „Wzgórza” to nie uniwersytet – tu trzeba myśleć… Czemu tak jest? Stary harcmistrz, pisząc kolejny tom, najpierw precyzyjnie definiuje sobie czytelnika, metodą strzelecką, w przypadku niżej podpisanego doświadczonego instruktora i przy okazji rewolwerowca w pełni usprawiedliwioną. Biorąc sobie za alegoryczny cel tarczę sportową „Psp” o wymiarach 550 x 550 mm, autor celował tak: dziesiątka (średnica pola „10”: 50 mm) to świadomi idei, metody i programu drużynowi i drużynowe Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Oraz instruktorzy wyższych instancji organizacyjnych, którzy jeszcze nie popadli w syndrom wyobcowania. Jest trochę takich. Czarny krąg, gdzieś tak do siódemki (średnica czarnego pola: 200 mm), to pracujący nad sobą instruktorzy harcerscy z różnych organizacji, niekoniecznie w służbie czynnej. Reszta tarczy to harcerze w ogóle, także tacy, którzy nie wiedzą, że są harcerzami. Nie będę się tu rozpisywał co to znaczy. Czasem ręka strzelca zadrży i pocisk ominie cel. Wtedy czytelnikiem może być przypadkowy motorniczy tramwaju linii „6” z Katowic do Bytomia albo profesor fizyki z Uniwersytetu Gdańskiego. Mam nadzieję, że przeżyje. Za rykoszety autor odpowiedzialności nie bierze, to sprawa konstrukcji kulochwytu; może oberwać tybetański mnich albo Eskimos z Labradoru.

O czym traktuje książka: proste, o harcerzach. Nie o harcerstwie, pozostajemy w kręgu chrześcijańskiego personalizmu i osobę ludzką, tyle, że umundurowaną, czasem w sposób niewidoczny dla otoczenia, stawiamy na pierwszym planie. W planie drugim jest harcerstwo – ruch, nie organizacja, bo stary harcmistrz bawi się nadal w beletrystykę, nie pamiętnikarstwo, ani tym bardziej podręcznikarstwo programowe i nudziarstwo regulaminowe (z całym szacunkiem dla autorów podręczników i z pobłażaniem dla twórców coraz to nowych regulaminów).

Nie jest winą autora to, że ruch harcerski stanowi miniaturowe odbicie struktury świata, wraz z jego zaletami i wadami. Stąd w książce liczne ucieczki poza teren obozowy, poza szczep i jego mieszkańców. Stąd dużo nawiązań do tradycji literackiej i ogólnie kulturowej, fizyki z metafizyką, trochę psychologii (w tym parapsychologii), nauk społecznych, policyjnych
i magicznych, historii z teologią oraz bronioznawstwa. Niech was nie zdziwią skorumpowani policjanci i łaskawi mafiozi, a nawet duchy i ufoludki. Samo życie.

Będzie trudniej, uprzedzam. W „Pięciu Zielonych” młodzi Czytelnicy znajdowali słowniczki niezrozumiałych wyrażeń i zwrotów. Tym razem jako autor leniwy doszedłem do wniosku, że od pewnego etapu wszystkie wyrażenia stają się trudniejsze, więc z wyjaśniania każdego z góry zrezygnowałem. W szczegółach dotyczących harcerstwa i jego terminologii (stopnie, struktury, program itp.) odsyłam nowocześnie na strony internetowe ZHR, czasem też ZHP oraz do grup dyskusyjnych. Ambitniejszych, których zainteresują na przykład dalsze dzieje Perseusza, namawiam do studiowania książek. Jeśli nie całej „Mitologii” Jana Parandowskiego, to przynajmniej nieocenionego „Słownika mitów i tradycji kultury” Władysława Kopalińskiego. Zawsze zachęcam do czytania poezji. Nie od rzeczy będzie też sięgnąć po encyklopedię, może być na CD. Inna rzecz, że nic tak nie pachnie, jak prawdziwa stara książka… może tylko las i łąka. Kto nie sięgnie – jego strata. Pisałem dla ambitnych, którym ten tom wyda się za cienki i wołać będzie o dalszy ciąg, na przykład w formie naukowych przypisów.

Nie oczekuję pochlebnych recenzji. Przeciwnie, będę wdzięczny za wytykanie wszystkich, nieuniknionych błędów. To się w metodyce nazywa zasadą wzajemności oddziaływania. Adres elektroniczny podaję i czekam niecierpliwie, bez odzewu uznam książkę za zmarnowaną. Niech w duszach Czytelników zapłoną te „czary płomienia”, które rozpalił zły
druh duch Voldemort, w książce ucywilizowany przez harcerstwo, więc może nawet nie taki zły. Czy spotkamy się w Kręgu Ognia, Kręgu Rady? To już zależy od P.T. Druhowieństwa Czytelników, których na koniec pozdrowię banalnie: CZUWAJ!