hm. Marek Kamecki
„Leśny Kot”
 
 
Mój pierwszy kontakt ze zjazdem miał miejsce w 1981 roku. Był to wyjątkowy zjazd, bo był to wyjątkowy czas – cały kraj ogarnięty był rewolucją – powszechne pragnienie reform objawiało się w każdym zakładzie pracy, instytucji czy organizacji. 
 

 Nie inaczej było z harcerstwem  - oprócz KIHAM-u istniało w ówczesnym ZHP wiele różnego rodzaju  mniej lub bardziej sterowanych ruchów reformatorskich. Wszyscy spodziewali się, że wiosenny zjazd zrealizuje ich marzenia i postulaty. Okazał się jednak najbardziej „betonowym” zjazdem okresu „Solidarności”. Nawet zjazdy nieboszczki PZPR i jej wiernych córek  -  organizacji młodzieżowych i studenckich - były w porównaniu ze zjazdem ZHP trybuną wolności.  Etatowy, partyjny aparat „harcerski” okazał się najwierniejszy ideałom socjalizmu. 

Zjazd odbywał się w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie,  pod którą zajeżdżały z oddalonych o kilkaset metrów parkingów hotelowych, autokary pełne, mocno już  rozweselonych „druhów” i, w ponadśrednim wieku,  „druhen” – w większości nauczycieli i pracowników ZHP.

Z bukietami kwiatów i pieśnią na ustach wlewał się ten geriatryczny aktyw organizacji młodzieżowej do czeluści sali zjazdowej.

W tym czasie, równolegle odbywała się zbiórka całego KIHAM-u, więc poszliśmy zobaczyć jak wygląda zjazd „naszej” organizacji. Niestety wszystkich wejść pilnowali „druhowie” z radiostacjami lustrujący nerwowo wszystkich wchodzących. „Druhowie” ci musieli być świeżo upieczonymi instruktorami (wszyscy mieli zielone podkładki pod krzyżem), gdyż niektórzy z nich poprzypinali krzyże harcerskie po prawej stronie nienagannie nowych mundurów.

Nieco zdziwiło nas, że zjazdu muszą pilnować tajniacy z SB, ale dowiedzieliśmy się później, że ekstremiści (czyli my) planowali wtargnięcie na salę obrad. Nie planowaliśmy, ale chętnie byśmy wtargnęli, gdyby wcześniej ktoś poddał nam ten pomysł. 

I tu szkoda, bo na sali zjazdowej działy się cuda-niewidy. Pierwsze dwie godziny zajęła dyskusja na temat: czy podczas i na terenie zjazdu ma obowiązywać zakaz palenia.” Argumenty padały ponoć nieziemskie, aż ktoś postanowił przerwać ten kompromitujący spektakl i zadość uczynić reformatorom i gorącym głowom -  przegłosowano zakaz palenia na terenie i w kuluarach Sali Kongresowej.

Zwolennicy tej uchwały – harcerze starsi (także byli delegatami) postanowili twardo egzekwować zakaz i zaczęli sprawdzać… toalety do których chyłkiem wymykali się starsi „druhowie” na dymka. Jeden z takich zapaleńców w ferworze walki natknął się na dyrektora szkoły, do której jeszcze uczęszczał i doszło do takiej niezręcznej sytuacji gdy uczeń – harcerz  przydybał ukrywającego się w kiblu  swojego dyrektora-hufcowego z papierosem w ręku.

Zjazd podjął uchwały w duchu , że „…przy tronie stoim i stać będziem…”.

Wieczorem, siedząc  w wielkim kręgu instruktorów z całej Polski skupionych wokół kilkudziesięciu zapalonych świec, ktoś rzucił pomysł: „Słuchajcie – jak już naprawimy harcerstwo i pogonimy czerwonych, to będziemy robić sobie zjazdy w lesie pod namiotami – zjadą się ludzie z własnymi namiotami, każdy z grupą przyjaciół rozbije sobie biwak, zbuduje kuchnię polową, a wieczorem po obradach pośpiewamy przy ognisku.”

Dziś, gdy patrzę na przygotowania do kolejnego zjazdu ZHR myślę sobie…

hm Marek Kamecki

Zamieszkały w najpiękniejszym mieście w Polsce - we Wrocławiu. Drużynowy zuchowy w latach 1979-80. Drużynowy 130 WrDH-y „SKAUT” im. A.Małkowskiego w latach 1979 – 1985 oraz od 2007 do dziś. Szczepowy szczepu „SKAUT” 1985-88. Instruktor KIHAM , Ruchu , hufcowy w pierwszych latach ZHR, obecnie p.o. drużynowego we Wrocławiu 1990 – 93 za-ca Naczelnika Harcerzy ZHR ds. szkolenia instruktorów. Prywatnie - ojciec trójki szaleńców, z wykształcenia historyk, z zawodu pośrednik ubezpieczeniowy.