hm. Marek Kamecki
 
Każdy zna ten dowcip: „Kto to jest harcerz? – To dziecko ubrane jak idiota, pod dowództwem idioty ubranego jak dziecko.” I mimo, że może irytujący, dowcip ten trafia w sedno imponderabiliów naszego ruchu. Żeby wstąpić do harcerstwa trzeba być szurniętym. Ale świat toczy się naprzód dzięki szurniętym. Przeciętni zjadacze schabowych czołgają się przez swoje życie wśród narzekań, aż do  emerytury. „Żebyśmy tylko zdrowi byli…”. Harcerstwo staje naprzeciw takiej filozofii – i woła: „Do odważnych świat należy – tyle jesteś wart ile zrobisz dobrego dla innych!” Bo w ostatecznym rozrachunku nie chodzi nam przecież o to, żeby ukształtować jednostkę przemykającą się przez życie ukradkiem, podatną na czyjekolwiek wpływy (nasze też!), ale o człowieka samodzielnie postrzegającego rzeczywistość i świadomie kreującego swoje życie.
 
Przyzwyczajeni do narzekania na to, że żyjemy w trudnych czasach nie zdajemy sobie sprawy, że w każdej epoce ludzie narzekali na współczesność, na upadek obyczajów, stawiali za wzór dawne społeczeństwa. Ten  zrozumiały konserwatyzm to po prostu tęsknota za czymś znanym, sprawdzonym i często zmitologizowanym. To chęć sprostania nowym warunkom w oparciu o doświadczenia przeszłych pokoleń. Nawet te ruchy, które stawiały cele rewolucyjnej przebudowy ludzkości odwoływały się lub odwołują do mitycznej przeszłości – Marks postrzegał najbardziej postępowy ustrój – komunizm – jako powrót do sprawiedliwości panującej we wspólnocie pierwotnej, a ideolodzy nacjonalistyczni znajdowali źródło wartości człowieka w jego etnicznej przynależności do plemienia, rasy i narodu. Oba te nurty ideologiczne  zniszczyły tradycyjny świat odwołując się do… tradycji.
 
Ten fakt tłumaczy w pewnym sensie sukces tych ideologii w takim samym stopniu jak brutalne okrucieństwo jakim posłużono się do narzucenia swoich rządów. Oczywiście nie twierdzę, że odwoływanie się do tradycji niesie za sobą fatalne skutki – wręcz przeciwnie. Jest jednak różnica pomiędzy  konserwatyzmem wartości od konserwatyzmu form (zwanym zachowawczością). Jest różnica pomiędzy tradycją „munduru z karczkiem” od tradycji wychowawczej harcerstwa koncentrującej się na ukształtowaniu samodzielnego, wolnego człowieka.
 
W każdych czasach za niezależność i wolność trzeba było płacić cenę – raz większą raz mniejszą, bo  nie ma nic za darmo. Jeżeli nie chcesz płacić to musisz pogodzić się z tym że inni za ciebie ułożą twoje życie – edukację, pracę, miłość, małżeństwo, wiarę. Staniesz się konsumentem – co w tym złego? Nic. Prawie nic. I w tym „prawie” zamyka się cała prawda o współczesnej dehumanizacji. Stąd pochodzi większość frustracji, uzależnień, ludzkich tragedii. „Przez ile dróg musi przejść każdy z nas by mógł człowiekiem się stać?”. „Sprzedaj wszystko co masz i chodź za mną” usłyszał pewien młody człowiek, którego rodzice dobrze urządzili.  Czy Jezusowi chodziło o pogardę dla rzeczy materialnych? – nie – chodziło mu o cenę jaką trzeba zapłacić za to, żeby nasze życie nabrało sensu. Gdy warszawską ulicą Niemcy wieźli  ludzi z łapanki do obozu koncentracyjnego jedynie Alek wyskoczył z samochodu. Reszta dała się zawieźć bezwolnie jak bydło na rzeź. Niestety dosłownie. Czy pomogły mu w tej decyzji podchody i gry harcerskie? Czy dzisiaj wychowujemy ludzi, którzy w odpowiedniej chwili będą potrafili powiedzieć tak jak autor „Kamieni na szaniec” – „Chodu Panowie!”.
 
 
„…dziecko ubrane jak idiota”
Mundur podobnie jak sprawność, ognisko i Prawo Harcerskie jest narzędziem metodycznym, stosowanym do określonego celu. Wśród wielu funkcji (integracja drużyny i Ruchu, dbałość o wygląd, symbol walk niepodległościowych, znak służby, itd.) ma on przede wszystkim za zadanie budowanie w chłopcu odporności na presję otoczenia. Przez całą historię harcerstwa chłopiec w krótkich spodenkach, z chustą na szyi i w rogatywce idący ulicą wzbudzał zainteresowanie i reakcje ludzi. Czasami był i jest to wyraz sympatii, a czasami agresji. Pamiętam jak w latach stanu wojennego ludzie krzyczeli za nami „Pachołki Jaruzelskiego”, „Czerwone pająki”, itp. Dzisiaj zdarza się, że robią głośne uwagi typu „Pisowskie bojówki” (za co ja i moi harcerze jesteśmy szczerze wdzięczni niektórym druhom). Jednakże odcień tych reakcji nie jest tak ważny jak to, że chłopiec idący przez miasto w mundurze jest wytykany palcami. To dla niego koszmar! Chłopcy chowają mundur pod kurtkami, polarami zapinając się mimo upału pod szyję i przemykają się pod ścianami. Presja jest tak ogromna, że co rusz pojawiają się pomysły na to, żeby zrezygnować z munduru i zastąpić go T-shirtem i polarem na którym łatwiej byłoby ukryć symbole  pozwalające zidentyfikować harcerza. To całkowite niezrozumienie tego do czego służy mundur. Jest on właśnie PO TO  żeby chłopiec poczuł się dyskomfortowo. Po to żeby poczuł na sobie presję, nauczył się, że jak wszyscy naokoło wrzeszczą „Sieg hail!”, to można powiedzieć – nie. Oczywiście narzędzie to używa się odpowiednio do poziomu harcerza. 
 
Żółtodziób styka się z mundurem i widzi jak noszą go inni, starsi harcerze. Nie sprawia mu kłopotu chodzenie w mundurze podczas biwaku i obozu, ale na zbiórkę przynosi rogatywkę w plecaku. Zadaniem drużynowego jest stopniowo wysyłać go samodzielnie tak, żeby narazić go na tą presję. Niech pójdzie do kasy i kupi bilety podczas zbiórki na dworcu. Umundurowany zastęp  daje oparcie w znoszeniu zainteresowania ludzi.
 
Młodzik to harcerz po Przyrzeczeniu. Na mundurze nosi Krzyż Harcerski. To nie byle co i tak właśnie drużynowy powinien stawiać sprawę. Krzyż powinien być otaczany szczególną czcią (nie do przesady – bez bałwochwalstwa!). Przed wojną Krzyż Harcerski był jedyną odznaką niewojskową, którą można było nosić żołnierzom i oficerom na mundurze. Kto wie czym było wtedy Wojsko Polskie ten zrozumie jak wielkie było to wyróżnienie. Młodzik to harcerz, który potrafi już zadbać o siebie, a teraz kształtuje swój charakter w oparciu o przywództwo – potrafi zorganizować wszystko w zastępie lub innym zespole (np. służba sanitarna, kwatermistrzowska drużyny). Narzuca też styl w swoim zastępie – dlatego drużynowy powinien częściej wysyłać go na próbę munduru. Np. poprzez samodzielne zadania w okolicy zamieszkania, a jednym z elementów próby na Wywiadowcę jest w naszej drużynie to, że przez tydzień chłopiec chodzi w mundurze do szkoły. Dla harcerza na przełomie podstawówki i gimnazjum  TO JEST  próba.
 
Wywiadowca potrafi już zorganizować życie zastępu. Zdobywając ćwika uczy się organizować i prowadzić gry, biwaki i służbę dla drużyny. To okres, gdy drużynowy powinien narażać go na częsty kontakt ze światem zewnętrznym. Kolejne sprawności na rękawie, złota lilijka nabita na Krzyżu – a jednocześnie tyle już człowiek przeżył w tym mundurze na karku, że czuje jak ten (ponoć niepraktyczny) kawałek materiału wrósł mu w ciało, a na pewno w duszę. Ćwik nie powinien mieć już problemu w noszeniu munduru – potrafi spokojnie znieść spojrzenia i docinki – uodpornił się w dużym stopniu na presję społeczną. Zdobywając HO i HR porusza się poza harcerstwem i załatwianie różnych spraw w urzędach i instytucjach  jest jednym ze sposobów osiągania kolejnych stopni rozwoju harcerskiego.
 
W kontekście powyższej instrukcji używania munduru mam dwie uwagi:
1. W niektórych drużynach mundur otacza się taką czcią, że staje się on galowym ubraniem całkowicie bezużytecznym w lesie. Wprowadza się więc mundury polowe. Uważam to za błąd – mundur powinien być praktycznym ubraniem nie przeciążonym precjozjami. Daje harcerzom znać, że życie nie dzieli się na to oficjalne – defiladowo-procesyjne i na to zwykłe polowe. Życie jest jedno i postawa harcerza zawsze jest taka sama.
2. Zauważyłem, że niektórzy instruktorzy… boją się chodzić w mundurze harcerskim po ulicy! Może nie przeszli dobrze próby na Wywiadowcę. Przyjeżdżają furami na bardzo nadymane konferencje  i z aktóweczek wyciągają ślicznie odprasowane, elegancko przystrojone mundurki-garniturki. No mjut!
 
„…idiota ubrany jak dziecko”
To, że ubrany jak dziecko to małe piwo…, ale, że idiota to fakt! Zgódźmy się, że prowadzenie drużyny harcerskiej wymaga pewnego stopnia nieprzystosowania społecznego – kto przy zdrowych zmysłach traci swój czas i siły na użeranie się z bachorami i to za darmo!? Trzeba mieć naprawdę nierówno pod sufitem, żeby w lecie zamiast pojechać pozwiedzać świat czy trochę zarobić zaszywać się w lesie z dziećmi i bawić się z nimi w wojsko. To jeszcze nic. Skala nieprzystosowania sięga zachowań wyjątkowo aberracyjnych. 
 
Tak jak dla harcerza jednym z narzędzi prowadzącym do nonkonformizmu jest mundur, tak dla instruktora jest abstynencja. I tu znowu spotykamy postulaty wynikające z niezrozumienia celów harcerstwa. Pomysły na liberalizację 10 pkt. Prawa Harcerskiego pochodzą od osób równie niezorientowanych w harcerstwie jak te o zamienianiu mundurów na koszulki z nadrukiem. Abstynencja jest po prostu kolejnym narzędziem wychowawczym. Jest środkiem, a nie celem. Naturalnie, że chodzi też o zdrowie, o panowanie nad sobą , o „czuwaj!” w każdej minucie życia, ale tylko „też”, bo przede wszystkim chodzi o znak sprzeciwu – o bycie odpornym na presję. 
 
Każdy z nas przechodził różne sytuacje, w których odmowa wypicia symbolicznego kieliszka szampana była traktowana jak obraza.  Bo właśnie chodzi tu o ten symbol! Czy naprawdę coś stałoby się złego z naszym zdrowiem gdyby raz na jakiś czas wypić do proszonego obiadu u teściów kieliszek dobrego  wina? – wręcz przeciwnie. Czy zrujnowałbym sobie zdrowie gdybym na własnym weselu „chociaż umoczył usta” w lampce szampana? „No tak – on jest harcerzem – no wiesz …” (tu następuje ruch dłonią wokół skroni). „I o to chodzi” jak usłyszał Jezus od narkomanów w pewnym powszechnie znanym dowcipie. Abstynencja jest z jednej strony sposobem kształtowania charakteru, a z drugiej drogą budowania postawy nonkonformizmu niezbędnego do przeżycia w społeczeństwie. Bowiem społeczeństwo ciśnie. 
 
Raz ciśnie, żeby krzyczeć: „Na krzyż z Nim!”, innym razem by wyznawać takie poglądy jak wszyscy – kupować te same rzeczy, hołdować tym samym modom i fascynacjom. Doświadczenie uczy nas, że niczego nie możemy nauczyć się z doświadczenia. Każdy z nas  musi przejść życie swoją drogą bez względu na otaczającą rzeczywistość. Na tej drodze wybierajmy te ścieżki, które uznamy za najlepsze, najpiękniejsze, być może wcale nie najłatwiejsze. Nie dajmy się tylko pędzić jak stado baranów, bez względu na to sztandarem jakiej ideologii będzie się nam machać nad głowami. Harcerstwo jest wielką szkołą charakteru. 
 
To żadna sztuka wyznawać poglądy – trzeba jeszcze mieć hart ducha żeby je wprowadzać. Spotykałem na swojej drodze wielu idealistów, którym w ważnych momentach życia zabrakło charakteru, żeby sprostać praktykowaniu swoich poglądów. Wtedy łatwo się załamywali. Nasz harcerski idealizm budujemy jednocześnie z kształtowaniem charakterów. 
 
Tradycją harcerstwa było zawsze wychowanie człowieka wolnego, samodzielnie dokonującego wyboru („Mam szczerą wolę…”), wyznającego taki, a nie inny system wartości z głębokiego indywidualnego przekonania, a nie dlatego, że taka była presja środowiska, że tak trzeba, bo tak nakazał wódz i taki jest regulamin. Oczekiwanie, że ludzie będą jedynie wykonawcami wywołuje postawy konformistyczne, co powoduje, że obecnie pozwalamy w ZHR wychowywać  ludzi „ideowych-niepraktykujacych”. 
 
Wołanie o powrót tradycyjnego harcerstwa w ZHR jest również wołaniem o powrót do tradycji nonkonformizmu, tradycji bycia „solą ziemi” i znakiem sprzeciwu.

hm. Marek Kamecki, Dolnośląska Chorągiew Harcerzy ZHR