hm. Paweł Wieczorek

Zezem z loży (2)
ROZWAŻANIA O TRÓJCY

Każdy przeciętnie rozgarnięty uczestnik dowolnego kursu instruktorskiego zapamiętał jakąś definicję harcerstwa jako ruchu. Czasem są to definicje bardzo wymyślne, przewrotne, niekiedy o ich wartości stanowi jedynie to, że zostały stworzone przez wybitnych instruktorów różnych epok, żeby do dyskusji o harcerstwie wnieść jakieś ożywcze światło. I tak na przykład, patrząc zezem z loży, można dostrzec harcerstwo jako dramat namiętności, w którym trup ściele się gęsto, aż na końcu tylko sufler zostaje żywy. Może dlatego mamy tak wielu kandydatów na suflerów?

Żeby jakoś wybrnąć z patowej sytuacji „instruktor – jaki ma być?”, komendant kursu , dokonuje następnie głębokiej analizy zagadnienia, czyli dzieli harcerstwo na trzy nierówne połowy: Ideę, Metodę i Program. I tak od wieku nieledwie trwa ten stan. Uczymy Idei, potem uczymy Metody, jak starczy czasu uczymy też jak zbudować Program dla realizacji pierwszych dwóch elementów w różnych pionach wiekowych i poziomach płciowych. No i, rzecz oczywista, dorobiliśmy się niekwestionowanych Ideowców, znakomitych Metodyków i takich sobie Programistów (może najlepsi wyjechali do Irlandii?).

POBUDKA oczywiście nie pretenduje do pełnienia roli jakiegokolwiek kursu (czy obrała kurs, to całkiem inna sprawa), jest raczej zwierciadłem, które przechadza się po gościńcu harcerstwa. Jak wiadomo taką rolę wyznaczał druh Stendhal (a nie, on nie był druhem...) powieści, ale od biedy może ją spełniać także pismo instruktorskie. No więc chodzimy sobie po tym gościńcu i odzwierciedlamy. Tu dla przykładu Idea jakaś, tu oto ściele się Metoda, tam coś drgnęło w Programie. Tę stendhalowską proweniencję naszego pisania dawno dostrzegli inni, stawiając publicznie lub kuluarowo pytanie, czy my bardziej „czerwoni”, czy bardziej „czarni”?

Oczywiście poprawna odpowiedź brzmi: ani tacy, ani tacy, jesteśmy bowiem znacznie bardziej kolorowi. Tęcza poglądów skutkuje ostrymi sporami wewnątrzredakcyjnymi, ale nie zamierzam tu uchylać drzwi od naszej kuchni,  zwłaszcza że nieraz musimy pokazywać przez lufcik czyjeś magle. Co ma do tego tytułowa trójca? Wrócę do kształcenia instruktorów, do wychowywania wychowawców, bo tak właściwie powinno wyglądać kształcenie w harcerstwie. Otóż większość znanych mi kursów, podobnie jak wakacje i całe życie – kończy się znienacka i absolutnie za wcześnie. Niezależnie od obiektywnego czasu trwania. Abraham i Matuzalem też podobno marudzili, bo chcieliby jeszcze trochę pożyć. W efekcie kursom brakuje podsumowania, syntezy. Konsekwencja jest taka: większość instruktorów pozostaje na etapie ścisłej specjalizacji. Ideowcy, Metodyści, Programowcy. Trójca.

Mamy oto (bez nazwisk) znawcę idei, który pięknie i głęboko, wierzę że szczerze, tłumaczy innym, co to jest Służba Bogu. Niekiedy zahacza też o patriotyzm, ten jedyny prawdziwy. I trudno z nim dyskutować, ma rację, zna się na tym o czym mówi. Tylko... chyba nie mówi do harcerzy. Bo w harcerstwie trzeba umieć najszczytniejszą nawet ideę przekuć na metodykę i dobrać do niej właściwe gry, czyli stworzyć program. Bywa też, oczywiście, na odwrót. Metoda perfekt, tylko zieje za nią głęboka pustka ideowa. Podkreślam  – zakładam dobrą wolę i wiedzę, brak tylko tego ostatniego szlifu, któremu na imię Synteza.

W bieżącym numerze POBUDKI stawiamy sobie pytanie jaki ma być instruktor. Pokuszę się o próbę odpowiedzi, oczywiście, jak to w felietonie, bardzo uproszczoną, a skoro na dodatek zezowatą, to z pewnością nieortodoksyjną. Ale może jakieś nowe światełko w tunelu...

Instruktor to facet, który dogłębnie poznał ideę zapisaną w Przyrzeczeniu, w Prawie i zgodnie z nią żyje na co dzień, nauczył się jak metodą harcerską przekazać ją wychowankom, nie zapominając że i oni czegoś go uczą. A jeszcze na dodatek ma dość fantazji, żeby ułożyć (lub zaadaptować gotowy) zestaw gier na każdy etap rozwoju wychowanków, czyli przyswoił sobie umiejętność korzystania z programu. A w końcu – i to jest w tym wszystkim najtrudniejsze – wie, że żadnego z elementów nie wolno mu pominąć, bo żaden nie jest mniej, ani bardziej ważny. Bluźnierstwo, że Idea, Metoda i Program to trzy w jednym, coś na kształt harcerskiej Trójcy Przenajświętszej, nie mnie pierwszemu przyszło do głowy, pisano o tym w Dziełach Doktorów Harcerstwa. A jeśli komuś trudno uwierzyć, że udział w Mszy Świętej i prawidłowe ułożenie stosu ogniskowego są elementami jednakowo niezbędnymi harcerzowi, ten może być dobrym i mądrym człowiekiem, ale akurat do harcerstwa się nie nadaje.

KOHUB