phm. Wojciech Hoser
Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia zabrałem się do pisania kartek świątecznych. Ot taka staromodna fanaberia najpierw szukamy odpowiednich kartek, potem piszemy na nich parę ciepłych słów, adresujemy, naklejamy znaczki, wrzucamy do skrzynki, a potem one dochodzą do adresatów albo za późno, albo za wcześnie, albo czasami wcale. Od lat kilku proces ten jest dla mnie źródłem refleksji, którymi chciałbym się podzielić z czytelnikami "Pobudki".
Po pierwsze trudno jest kupić kartki świąteczne bez wydrukowanych w środku życzeń. Życzenia są różne, mniej lub bardziej ambitne, czasami przybierają formę wesołych wierszyków, innym razem są wzniosłe i uduchowione. Regułą jest jednak, że pozostaje tylko złożyć podpis i można wysłać starej ciotce w dowód pamięci - niech ma. Moja żona w zeszłym roku na jednym ze znanych portali aukcyjnych wytropiła formę jeszcze bardziej odciążającą zabieganych w przedświątecznej krzątaninie. Można było mianowicie wykupić usługę rozesłania kartek świątecznych. Wystarczyło przesłać listę osób wraz z adresami, wykonać przelew na odpowiednią sumę i po kłopocie. Tymczasem mnie kartki z wypisanymi życzeniami doprowadzają do białej gorączki. Z uporem zaklejam wypisane życzenia czystym kawałkiem papieru i piszę parę słów od siebie. Do każdego inaczej, starając się dopasować formę do łączącej nas relacji, a treść życzeń do aktualnej sytuacji życiowej adresata. Przecież chodzi o wyraz żywej pamięci i łączności z bliskimi, a nie o udowodnienie rodzinie, że nie zgubiliśmy notesu z adresami i stać nas na wydanie kilku złotych na znaczki. Napisanie krótkich życzeń poprawnie po polsku nie powinno przekraczać możliwości intelektualnych absolwenta szkoły podstawowej. Czemu zatem w kioskach i księgarniach królują kartki z wypisanymi życzeniami?
Po drugie mnóstwo kartek przedstawia choinkę, stroiki świąteczne, bombki, palące się świece, worki z prezentami, itp. Całość uzupełniona napisem wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku. Ani słowa o Bożym Narodzeniu, nigdzie nie widać narodzonego Jezusa, Maryi z Józefem, Pasterzy, Trzech Króli. Nie wiem czy to smutna pozostałość po czasach kiedy oficjalnie obchodziło się w Polsce prazdnik jołki, a dobry dziadek mróz przynosił prezenty na nowy rok, czy może zwiastun nadciągającego ze Stanów Zjednoczonych przez zachodnią Europę zwyczaju oficjalnego świętowania winter holiday, aby przypadkiem nie urazić tych co nie wierzą, bądź wierzą inaczej. W każdym razie jako naród gubimy gdzieś sens świąt Bożego Narodzenia. Poddajemy się presji handlowców i świętowanie rozpoczynamy coraz wcześniej. Ubrane choinki i świąteczne dekoracje na długo przed wigilią przyozdabiają już nie tylko sklepy, lecz także prywatne mieszkania i posesje. Za najważniejsze elementy świąt uznajemy obdarowywanie się prezentami i wspólne biesiadowanie w towarzystwie rodziny. Pozostaje tradycyjna oprawa: karp, choinka, opłatek, ale coraz mnie osób pamięta o co w tym wszystkim chodzi?
Co to ma wspólnego z harcerstwem? Naczelna angażując mnie do pisania felietonów pozwoliła pisać o wszystkim co mi w duszy gra, ale jakoś do harcerskiego podwórka nawiązać wypada. Tak się składa, że to nawiązanie nasuwa się niemalże samo, są to tzw. "harcerskie wigilie". Począwszy od połowy grudnia różne harcerskie gremia od drużyn po komendy chorągwi spotykają się na "harcerskich wigiliach". Czytają stosowny fragment z ewangelii, stojąc wokół przykrytego białym obrusem stołu, pod obrusem obowiązkowo siano a na obrusie stroik świąteczny i tradycyjne wigilijne potrawy. Później łamią się opłatkiem i śpiewają kolędy. Z pozoru pięknie, z małym zastrzeżeniem. Wigilia Bożego Narodzenia jest raz w roku 24 grudnia. Tego wyjątkowego dnia, kiedy na niebie zabłyśnie pierwsza gwiazdka siadamy do wigilijnego stołu w gronie rodziny. Warto przy tej okazji uprzytomnić sobie, że Chrystus przyszedł na świat w rodzinie, a nie w szczepie czy hufcu i chyba nie dlatego, że było to na długo przed wymyśleniem skautingu. Przed świętami Bożego Narodzenia nie mamy okresu wielkich zakupów tylko adwent będącym okresem radosnego oczekiwania na Boże Narodzenie. Nie można jednocześnie na coś czekać i tego doświadczać. Nie można Bożego Narodzenia świętować w drużynie i czekać na nie w rodzinie i Kościele. Oczywiście to wspaniale jeśli chcemy radością z Bożego Narodzenia dzielić się z przyjaciółmi z drużyny, kolegami z klasy czy z pracy. Z drugiej strony nie możemy też z oczywistych względów zaprosić ich wszystkich do siebie na Wigilie. Dlatego kiedy już doświadczymy radości Bożego Narodzenia w czasie świąt warto zorganizować spotkanie opłatkowe na początku stycznia, aby tą radością z Bożego Narodzenia podzielić się w hufcu czy drużynie. Nie warto natomiast tych spotkań nazywać wigilią i organizować ich w środku adwentu, zaburzając czas oczekiwania i uderzając pośrednio w niepowtarzalny charakter wigilijnego wieczoru. Sprawa ta przypomina mi rozmowę dwóch komunistów, wysokich rangą oficerów SB ze znakomitej polskiej komedii "Rozmowy kontrolowane". Pułkownik Molibden zaprasza swojego przełożonego: "Gdyby towarzysz generał zechciał dać się zaprosić na tradycyjną wigilię". "Bardzo chętnie. Kiedy urządzacie?" - odpowiada generał.
No i "z kogo się śmiejecie?".
Na koniec życzenia. Drodzy czytelnicy "Pobudki" nie dawajcie sprowadzać się do roli analfabetów i półinteligentów, którzy nie potrafią napisać trzech zdań poprawnie po polsku. Pamiętajcie, że w centrum świąt Bożego Narodzenia jest betlejemska stajenka, w której Bóg zdecydował się przyjść na świat. Nie choinka, nie bombki, nie prezenty, nie barszcz z uszkami, nie Dziadek Mróz, nie Santa Claus.
phm. Wojciech Hoser HR
W ZHR od 1991 roku. Drużynowy wędrowniczy (1996-1998). Komendant Szczepu 80 Warszawskich Drużyn Harcerskich im. Bolesława Chrobrego (1999-2002). Związany z warszawskim środowiskiem instruktorów "Centrum" i organizowanymi przez to środowisko kursami kształceniowymi "Wyprawa" i "Wianami". Współtwórca niezależnego czasopisma harcerskiego "Zielony Świerszczyk". Obecnie w głebokiej rezerwie. Prywatnie mąż Magdy, ojciec Basi, prowadzi rodzinną szkółkę drzew
ozdobnych.