phm. Kamila Wajszczuk
 
Między pionem a poziomem
albo słów kilka o drużynach wielopoziomowych
 
Reforma metodyczna w ZHP, która weszła w życie w 2003 roku, wprowadziła dość wyraźny podział na grupy wiekowe (zwane również pionami) w organizacji: zuchy, harcerki i harcerzy, harcerki starsze i harcerzy starszych, wędrowniczki i wędrowników. Na marginesie dyskusji wokół słuszności bądź nie takiego podziału, coraz częściej przewijało się pojęcie drużyny wielopoziomowej (z bliżej nieokreślonych powodów nikt nie nazywa jej wielopionową...). Reforma bowiem nie narzuciła podziału na drużyny, nakazała jedynie w sposób wyrazisty stosowanie różnych narzędzi metodycznych w różnych grupach.
 
Pojęcie drużyny wielopoziomowej nie było nowe, a na pewno nowa nie była sama koncepcja i jej praktyka. W wielu środowiskach tworzy się drużyny bez specjalnego przywiązania do podziału na grupy wiekowe. Chyba tylko zuchy rzadko są w jednej jednostce ze starszymi od siebie – pozostałe grupy często współistnieją w jednej drużynie.
 
Zjawisko to przybiera różne formy i ma różne przyczyny. Bywa, że jest to jedyna możliwość utworzenia drużyny w słabym liczebnie środowisku, bywa, że siłą przyzwyczajenia trzyma się w drużynie również tych, którzy „wyrośli”, a bywa i tak, że drużyna jest bardzo liczna, pracuje de facto jak szczep, ale stosownie do swojej tradycji nadal nazywa się drużyną. Na to ostatnie najlepszym przykładem będą śląskie drużyny wodne, złożone z „załóg” - zuchowej, harcerskiej, starszoharcerskiej i wędrowniczej.
 
Nie potrafię sformułować jednoznacznej oceny któregokolwiek z tych zjawisk. Wszystko zależy bowiem od tego, czy drużynowy zadaje sobie trud ciągłego odpowiadania na pytanie, czy praca jego drużyny zgodna jest z metodą harcerską – i w razie potrzeby, korygowania jej, nawet wbrew tradycji środowiska. Czasami funkcjonowanie więcej niż jednej grupy metodycznej w drużynie może ułatwić stosowanie metody, czasem będzie działać wbrew.
 
Kiedy może być korzystne? Najlepszym przykładem wydają mi się drużyny harcersko-starszoharcerskie. Przypomnijmy, że według obecnego podziału w ZHP, harcerki i harcerze mają między 10 a 13 lat, natomiast harcerki starsze i harcerze starsi – między 13 a 16. Bezpośrednio po wprowadzeniu reformy metodycznej, w wielu środowiskach próbowano tworzyć odrębne drużyny starszoharcerskie, z reguły działające przy gimnazjach. Okazało się to niezwykle trudne – ciężko było pozyskać młodzież w wieku, w którym wyjątkowo często odchodzi ona z harcerstwa. Zaryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że jest to grupa wiekowa, w której najtrudniej zrobić nabór – trudniej nawet niż wśród młodzieży w wieku wędrowniczym.
 
Większość drużyn starszoharcerskich, z którymi miałam styczność, to niewielkie drużyny jednopłciowe – w których ledwo zipie system zastępowy – albo nieco większe koedukacyjne (a jestem zdecydowaną zwolenniczką pracy w odrębnych drużynach męskich i żeńskich w tej grupie wiekowej). Doświadczenia znajomych instruktorów wskazują na zalety rozwiązania, jakim jest połączenie w jednej drużynie grupy harcerskiej i starszoharcerskiej. Za możliwością takiego połączenia przemawia także bliskość obu metodyk – oczywiście są w nich różnice, ale na tyle niewielkie, że powinny się zmieścić w programie jednej drużyny. Ważne, by i młodszy, i starszy dostawał to, czego potrzebuje najbardziej do rozwoju – ale przecież zawsze o to w harcerstwie chodzi.
 
Co innego metodyki zuchowa i wędrownicza. Tutaj występują naprawdę spore różnice w formach pracy – w szczególności tych wyjazdowych. Trudno mi sobie wyobrazić wspólny obóz wielopoziomowej drużyny złożonej z przedstawicieli wszystkich czterech grup metodycznych. Nie wiem, czy da się zrobić kolonię zuchową, klasyczny obóz pod namiotami i atrakcyjny dla wędrowników obóz o charakterze wyczynu w jednym. Ale być może są zdolniejsi ode mnie instruktorzy, którzy to potrafią... Z założenia jestem zwolenniczką działania szczepami w takich przypadkach, staram się jednak zrozumieć regionalne osobliwości i zróżnicowane możliwości oraz potrzeby środowisk z różnych miejsc w Polsce. Wiem, że są miejsca, gdzie trudno byłoby o odrębną drużynę wędrowniczą, dlatego tworzy się wędrownicze zastępy w drużynach wielopoziomowych. Pozostaje mieć nadzieję, że na czele tych zastępów stać będą prawdziwi wędrowniczy liderzy. Analogicznie, jeśli drużyna przygarnie zuchy, to że znajdzie dla nich prawdziwego zuchmistrza. A może z czasem wyrosną z tego odrębne drużyny?
 
Na zakończenie tych rozważań pragnę wyrazić przekonanie, że zjawisko drużyn wielopoziomowych – być może nazwane inaczej – zapewne znane jest wielu czytelnikom „Pobudki” z własnych podwórek. I powtórzyć, że nie jest to zjawisko nowe. Wystarczy poczytać nieco o historii harcerstwa, żeby przekonać się, że w jego początkach i w mitycznych czasach przedwojennych nie trzymano się wyjątkowo rygorystycznie podziałów wiekowych. Być może nie jest to zresztą absolutnie konieczne – wszak metodę harcerską cechuje naturalność. Z mądrą i umiejącą stosować metodę kadrą powinno na udać się uniknąć sytuacji, w których o charakterze drużyny decyduje jedynie tradycja lub niezdrowa ambicja drużynowego. Oby się udawało.

phm. Kamila Wajszczuk, Chorągiew Stołeczna ZHP
W harcerstwie jestem od października 1995 roku, kiedy to rozpoczęłam swoją przygodę z 23 WDH "Płomień". W "Płomieniu" byłam m.in. zastępową, przyboczną, redaktor naczelną gazetki "Nil Verbi", a w latach 2000-2002 drużynową. Niedługo po przekazaniu drużyny mojemu następcy, zostałam wybrana komendantką szczepu, którą to funkcję pełniłam przez trzy lata. W 2004 r. zostałam członkiem Zespołu Kształcenia Hufca ZHP Warszawa - Mokotów (S.I. Agrikola). 17 listopada 2007 r. zostałam wybrana do komendy hufca jako namiestniczka wędrownicza. Skończyłam studia w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, studiowałam także w Studium Europy Wschodniej. Pracuję jako analityk  firmie  zajmującej się dostarczaniem informacji o rynkach wschodzących. Współtworzę także Towarzystwo "Kuźnia Wschodnia" , które powołaliśmy razem z moimi przyjaciółmi ze studiów wschodnich.