hm. Marek Gajdziński

Przypomnieliśmy genezę powstania i historię harcerskiego batalionu „Wigry”. Nie bez kozery. Historia lubi się powtarzać i stąd płynie bezsprzeczna korzyść z poznawania jej. Znając zjawiska zachodzące w przeszłości, tym łatwiej można analizować teraźniejszość, a nawet prognozować przyszłość. Spójrzmy więc na dzisiejsze harcerstwo przez pryzmat historii wigierskiej. Komu wystarczy wyobraźni niech sam postara się wyciągnąć wnioski.


Można, przypuszczać, że gdyby nie wybuch wojny, konflikty ideowe i personalne doprowadziłyby do rozpadu ówczesnego ZHP na kilka różnych organizacji.

O możliwości takiego rozwoju sytuacji mówiło się otwarcie w środowiskach kręgu św. Jerzego skupiającego instruktorów nurtu narodowo-katolickiego. Ci, spychani na margines życia związkowego przez dominujący wówczas nurt piłsudczykowski, nie mieli praktycznie żadnych szans nadawać organizacji charakteru zgodnego w własnymi celami i wyobrażeniami. Kilku znanych mi  endeckich instruktorów Szesnastki z tamtego okresu twierdziło po latach, że decyzja o powołaniu własnej organizacji była podjęta już w 1938 roku, czekano tylko na stosowną sytuację – jakiś pretekst, który mógłby uzasadnić rozłam.

W takiej sytuacji nastąpił wybuch wojny, rozpad struktur państwowych i zaprzestanie działalności przez ZHP. Konsekwencją takiego właśnie stanu ducha harcerskiej endecji, było powołanie własnych Hufców Polskich (Harcerstwa Polskiego) oraz konsekwentna budowa własnego programu i systemu metodycznego. To dlatego, nie było mowy o połączeniu z Szarymi Szeregami, a nawet o nawiązaniu jakiejkolwiek współpracy. Różnice ideowe i metodyczne były zbyt silne. Jestem bardziej niż pewien, że gdyby Polska odzyskała niepodległość w 1945 roku oraz mogła cieszyć wolnością i demokracją taką jakiej dziś zaznajemy, podział harcerstwa na nurt pro-państwowy i chrześcijański oraz narodowo-katolicki utrwaliłby się i okrzepł we własnych formach organizacyjnych.  

Historia powstania Wigier ilustruje jak na konflikty natury ideowej nakładają się animozje personalne. Autorytarny, nie biorący pod uwagę tego, że harcerstwo powinno być związkiem braterskim, styl działania Naczelnika Trylskiego doprowadził do takiego właśnie ostrego konfliktu, który sprowokował większość najbardziej wartościowych instruktorów ZHP do opuszczenia tej organizacji. Trudno przypuszczać, aby tak liczna, zaprzyjaźniona grupa instruktorów, dla których harcerstwo stanowiło sens życia, po prostu zaprzestała działalności harcerskiej tylko dlatego, że mechanizmy demokratyczne i naciski rządowe postawiły na czele Organizacji Harcerzy ludzi, którzy w imię własnych racji nie cofali się przed stosowaniem zasady, że cel uświęca środki. W 1938 roku spór był już w fazie tak ostrej, że możliwe były tylko dwa scenariusze: pierwszy, zmiana władz i charakteru ZHP umożliwiająca powrót Wigierczyków i drugi, powołanie przez nich własnej organizacji.

Miałem to szczęście, że przyjaźniłem się z jednym z nich – hm. Zygmuntem Wierzbowskim – byłym drużynowym Szesnastki. Wiem od niego, że w przeciwieństwie do endeków, Wigierczycy nie planowali przed wojną powołania własnej organizacji. Czekali i mieli nadzieję, że ogół instruktorów ZHP obudzi się z uśpienia, że wzniesie się ponad etatystyczne interesy, odrzuci partyjniactwo i wybierze prawdziwe, braterskie harcerstwo. Łatwo to zrozumieć. Wigierczyków nie motywowały do upuszczenia ZHP różnice ideowe jak to było w przypadku endeków. Różnica zdań dotyczyła stosowanych metod, środków i form. Nie akceptowali zurzędniczenia ZHP, autorytaryzmu władz i bardzo nisko oceniali kompetencje etyczne sterników organizacji harcerzy. ZHP mógł się z tego oczyścić i wtedy ich powrót stałby się możliwy. Gdyby jednak to nie nastąpiło, jedyną możliwą alternatywą byłoby powołanie własnej organizacji.

Kiedy po klęsce wrześniowej, odradzało się ZHP w formie konspiracyjnej, Naczelnikiem Szarych Szeregów wybrano młodego instruktora z Poznania – hm. Floriana Marciniaka. Nie tylko dlatego, że wymogi konspiracji podpowiadały wybór kogoś zupełnie nieznanego – niepowiązanego z dotychczasowymi władzami. Przy tym wyborze kierowano się przede wszystkim potrzebą ustanowienia takiego kierownictwa nowej organizacji, które nie byłoby w żaden sposób uwikłane w istniejący konflikt personalny. Tylko dlatego Wigry nawiązały ścisłą współpracę z Szarymi Szeregami i ostatecznie połączyły się z nimi. Nie byłoby to możliwe, gdyby kierownictwo Sz.Sz było prostą kontynuacją przedwojennego układu władzy w ZHP.   

Puśćmy teraz wodze fantazji i spróbujmy sobie wyobrazić co by się stało, gdyby w 1939 roku nie wybuchła wojna i gdyby w ZHP nie zaszły żadne zmiany. Łatwo przewidzieć, że ZHP rozpadł by się na trzy organizacje. Pomijam tu dość prawdopodobny scenariusz powstania odrębnego harcerstwa socjalistycznego – kontynuacji Wolnego i Czerwonego Harcerstwa mającego swoich sympatyków wśród części tzw. „kimbowców” (Krąg im. Mieczysława Bema).

Ówczesny ZHP pozbawiony środowisk endeckich i wigierskich dryfowałby w kierunku organizacji o charakterze etatystycznym, prorządowym i silnie powiązanym z programem i strukturami politycznymi jądra tzw. sanacji. Byłaby to jednocześnie organizacja silnie wodzowska (czytaj autorytarna) przejmująca styl działania i inspiracje programowe ze strony czynników partyjno-rządowych.  Mechanizmy biurokratyczne powodowałyby coraz większe jej skostnienie. Program byłby jałowy – bardziej na pokaz niż do wewnątrz, a metodyka płytka. Bez wątpienia jednak, byłaby to organizacja najbardziej liczna i prężna. Zasilałby ją bowiem silny strumień subwencji rządowych i liczne przywileje. Bez wątpienia też, nie narzekałaby na brak kadry instruktorskiej. Etaty na prowincji oraz przepustki do dalszej kariery politycznej były wystarczająco silnym magnesem dla kandydatów na instruktorów. Tylko jacy byliby to instruktorzy, jakie wychowanie? Stosując bardziej współczesne analogie można by taką organizację porównać do obrazu ZHP z przed kilku i kilkunastu lat.

Prawdopodobnie, Wigierczycy nie doczekawszy się zmian w ZHP powołaliby do życia własną organizację. Jaka byłaby to organizacja? Silnie nawiązująca do źródeł skautowych i początków harcerstwa – bardzo puszczańska i bardzo braterska. Wychowująca w duchu wartości chrześcijańskich ale otwarta na liczne mniejszości narodowe i religijne. Silnie pro państwowa - wychowująca przede wszystkim obywateli Rzeczpospolitej, nie zależnie od tego jakiej są narodowości. Pod względem programowym bardzo atrakcyjna dla młodzieży. Jej praca wychowawcza oparta byłaby na silnych podstawach metodycznych stworzonych przez Ewę Grodecką i Aleksandra Kamińskiego. Jednocześnie byłaby całkowicie niezależna od czynników rządowych i partyjnych. Miałaby poważne trudności organizacyjne, bowiem powiązane z rządem ZHP, w niej właśnie upatrywałby swoją największą konkurencję. Oparta byłaby na społecznej, całkowicie bezinteresownej służbie instruktorów. Dlatego nie byłaby zbyt liczna i powszechna. Najsilniejszym jej ośrodkiem byłaby Warszawa. Rozwijałaby się przeważnie w ośrodkach akademickich gdzie najłatwiej o wartościową, ideową młodą  kadrę. Kto pamięta początki ZHR ten bez trudu odnajdzie silne analogie. Taki był ZHR gdy powstawał i takie byłoby to „wigierskie” harcerstwo, gdyby wtedy w ZHP nie zaszły żadne zmiany i gdyby nie przyszedł walec historii.

Trzecią organizacją byłoby „Harcerstwo Polskie” powołane przez instruktorów nurtu narodowo-katolickiego. Byłaby to organizacja adresowana tylko do części młodzieży ówczesnej Rzeczypospolitej - wyłącznie do osób narodowości polskiej i wyznania katolickiego. Jej celem byłoby wychowanie wiernych synów narodu polskiego i jednocześnie żarliwych katolików. Z założenia byłaby to organizacja przykościelna, w której dominującą pozycję zajmowaliby księża katoliccy.  Można przypuszczać, że pod względem liczebności byłaby to organizacja druga po ZHP. Tak ze względu na ówczesną popularności idei endeckich jak i wsparcie ze strony kościoła. Od strony programowej i metodycznej byłaby ona oparta o pomysły hm. Stanisława Sedlaczka. Jeśli komuś nic to nie mówi, można to przyrównać do propozycji lansowanych od ośmiu lat przez Główną Kwaterę Harcerzy ZHR.

A teraz wróćmy do teraźniejszości i zobaczmy co nam przypomina widok znajomy ten.
Mnie w każdym razie przypomina co tylko może świadczyć o głębokości ówczesnych podziałów w harcerstwie. Przetrwały 70 niezwykle burzliwych lat. Historia lubi się powtarzać. Bądźmy mądrzejsi o te doświadczenia, które już mamy. Cokolwiek miałoby to znaczyć.

hm. Marek Gajdziński
Obecnie komendant kursu Jakobstaf i członek redakcji Pobudki. Związany "od urodzenia" z 16WDH im. Zawiszy Czarnego. W Szesnastce był drużynowym i szczepowym (1977-1987). Inicjator powołania Unii Najstarszych Drużyn Harcerskich Rzeczypospolitej (1979),  Członek KIHAM (1980-1982), Założyciel Polskiego Bractwa Skautowego (1987), Vice Naczelnik Ruchu (1987), Vice Naczelnik ZHR d/s harcerstwa męskiego (1989-1990), Współzałożyciel i pierwszy Komendant Główny HOPR (2002-2004), Komendant Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy (2004-2006).
Prywatnie; informatyk, przedsiębiorca, żonaty, dwoje dzieci.