pwd. Natalia Dudek

Nieskuteczne nabory, na które przychodzi niesatysfakcjonująca nas garstka ludzi to już codzienność. O tym, dlaczego ludzie nie garną się już do harcerstwa chyba nie warto pisać, bo rozmów na ten temat było tysiące. Jedyne, czego może potrzebować dziś młoda drużynowa i drużynowy to konkretna, sprawdzona w praktyce, a ponadto skuteczna recepta na nabór. Sama, będąc już zmęczoną trzema nieskutecznymi kampaniami, postanowiłam, że kolejna nieudana będzie moją ostatnią. Szczęśliwie okazuje się, że wystarczy odrobina wysiłku i nadzieja odżywa na nowo.

Scenariusz, który będzie tutaj opisany jest pomysłem warszawskiej „Szesnastki", jednak odrobinę zmodyfikowany do potrzeb naszej szkoły oraz wzbogacony o pomysł zbiórki pozaborowej. W przypadku tej ostatniej proszę potraktować to bardziej jako inspirację dla pań, a nie dla panów...

Ten artykuł napisany jest z myślą o zaoszczędzeniu przyszłym implementatorom nerwów, które mogłyby zostać nadszarpnięte przy szukaniu odpowiedzi na pytania, na które ktoś już odpowiedział. Wszak nie wywarza się otwartych na oścież drzwi...

 Dajmy się poznać

 To hasło chyba nie wymaga tłumaczenia. To jest ten moment, w którym uczniowie widzą nas po raz pierwszy, a my mamy swoje przysłowiowe 5 minut na pozyskanie ich zaufania (ale tylko przysłowiowe). Nie czarujmy się - piętnastominutowe, jedno, dwu, a nawet pięcioosobowe wystąpienie na forum klasy już nikogo nie powala na kolana. W tej kwestii trzeba było podjąć radykalną decyzję - robimy wycieczkę integracyjną dla klas pierwszych gimnazjum. We wrześniu dzieciaki jeszcze mało się znają i to jest najlepszy moment na wkroczenie. Organizując taką wycieczkę pieczemy aż trzy pieczenie na jednym ogniu - współpracujemy ze szkołą, stwarzamy dzieciakom szansę na wzajemne poznanie się, a co najważniejsze dla nas - harcerzy mamy więcej czasu na zjednanie sobie ludzi, co zaprocentuje na zbiórce ponaborowej.

 Trzeba przyznać, że w naszym gimnazjum warunki na robienie wycieczki były genialne. Po pierwsze dyrektor przyklasnął naszemu pomysłowi. Nie miał nawet cienia wątpliwości, czy coś takiego powinno się odbyć. Po drugie interesujący nas rocznik liczył tylko trzy klasy - przyznam, że nie wyobrażam sobie tej imprezy przy większej ilości ludzi, bo należy pamiętać, że dla większości tych ludzi „dyscyplina harcerska" to nie odkryty ląd. Po trzecie szkoła współpracuje z Żandarmerią Wojskową, która zapewniła naszej wycieczce teren, transport oraz posiłek. Pozwoliło nam to spać spokojnie w kwestiach logistycznych i doszlifować program.

 Wycieczka składała się z 4 elementów i przeznaczona była na 6 godzin. Pod szkołą zebraliśmy się o godzinie 8:00. Wychowawcy sprawdzili listę obecności a następnie wsiedliśmy do autokarów. Zaraz po przyjeździe na teren Żandarmerii dzieciaki udały się na godzinne zwiedzanie obiektów i terenu. W tym czasie my (wędrowniczki i ZZ harcerzy) mogliśmy rozłożyć grę. Następnie odbyła się trwająca 2,5 godziny gra, zaraz potem był posiłek (prawdziwa wojskowa grochówka!), oraz czas w grupach monoedukacyjnych. O godzinie 14:30 byliśmy już w drodze powrotnej pod szkołę.

 Gra

 Nie ma nic prostszego niż wymyślenie gry terenowej dla osób, które nigdy nie były w harcerstwie. Nasza przewaga polega na tym, że wszystko, co może nam się wydawać stare, nudne i oklepane dla naszych nowicjuszy będzie absolutnym hitem.

            Teren gry to okrąg z a którym rozstawiliśmy dziesięć punktów z zadaniami. W środku okręgu znajdował się „Rzym"- czyli centrala, która wyznaczała kolejne punkty i w której można było dokonać ewentualnej wymiany surowca. Na punktach były zadania takie jak bieg w maskach gazowych, nadawanie hasła Morsem, jednoczesne stanie na obrusie i jego składanie jak największą ilość razy, strzelanie z łuku itp.

            Dzieciaki trzeba podzielić na zespoły mniej- więcej ośmioosobowe. Bez względu na wasze wysiłki zawsze znajdą się jakieś odstępstwa np. papużki nierozłączki, grupy monoedukacyjne, osoby, które będą pytać, czy mogą nie brać w „tym" udziału. Nie martwcie się - gdy gra rozpocznie się na dobre jest mała szansa, że ktokolwiek pozostanie obojętny.

            Fabuła gry to budowanie miasta. Do budowy potrzeba surowców, które można otrzymać po wykonaniu zadania na punkcie. Aby zbudować miasto potrzeba określonej ilości drewna, żelaza, narzędzi, miedzi i cementu. W Rzymie rzecz jasna można wszystko wymieniać do woli zgodnie z ustalonym przez Rzym przelicznikiem. Wygrywa ekipa, która zbuduje miasto i będzie miała w nim po przeliczeniu największą ilość złota. Taka punktacja i przeliczanie może wydawać się zbędnym dodatkiem, ale dzieci mają przy tym sporo zabawy.

            Ze spraw technicznych warto jeszcze wspomnieć, że do takiego naboru potrzeba około 10 osób. Dobrze, gdyby proporcje płciowe były pół na pół. Z całą pewnością nie trzeba się wtedy pokazywać w mundurach - można włożyć koszulki i polary środowiska, oraz mieć ewentualne wizytówki, żeby dzieci nie musiały do nas mówić „proszę pani" (sic!).

            Jeśli zaś chodzi o zajęcia w grupach monopłciowych, tutaj możemy zastosować masę harcerskich zabaw. Chłopcy mogą urządzić krótkie manewry. Dziewczyny mogą pobawić się chustą KLANZY lub zorganizować turniej zagadek logicznych. Te zajęcia mają sprzyjać wyłonieniu ewentualnych kandydatek/ kandydatów do drużyny i nawiązaniu z nimi kontaktu.

 Kampania ponaborowa

Dobra wycieczka to niestety dopiero połowa sukcesu. Teraz trzeba wymyślić ciekawą i oryginalną zbiórkę, której tematyka przyciągnie nawet najbardziej opornych...

Dosłownie w ostatniej chwili przyszła nam do głowy zbiórka o... CZEKOLADZIE. Już pewnie samo hasło powoduje, że w waszych głowach zaroiło się od pomysłów. Czekoladowe było dosłownie wszystko: plakat, ulotki i cała zbiórka!

Ponieważ opisana wyżej wycieczka miała miejsce w piątek, doskonałym momentem na uderzenie był następny tydzień. We wtorek (w następnym tygodniu) zawisł czekoladowy plakat, a ja przeszłam się w mundurze po klasach ogłaszając zbiórkę i rozdając wydrukowane na pięknym brązowym brystolu czekoladowe ulotki. O ile milej wchodzi się do sal, w których ludzie uśmiechają się, witają i zadają masę pytań!

 Zbiórka sukces

  Jak się okazało czekoladowa zbiórka była zaskoczeniem również dla starych wędrowniczek. Nie tylko ze względu na swoją tematykę, ale również ze względu na liczbę nowych członkiń. Przyszło ich aż osiem J. Taki wynik powoduje absolutny zastrzyk energii i zapału. Zapału, który mam nadzieję, sprawi, że drużyna będzie trwać.


O scenariuszu zbiórki pisać nie będę - uruchomcie wyobraźnię! Podpowiem tylko, że przewinęła się przez nią historia czekolady i robienie czekolady pitnej. Ale nie żadnej takiej z proszku! Takiej prawdziwej z mleka, śmietany i pokruszonych tabliczek!

 PYCHA!

 Na zakończenie życzę Wam, abyście się zbyt łatwo nie poddawali. Potencjalni harcerze są wszędzie!

 

pwd. Natalia Dudek, Mazowiecka Chorągiew Harcerek ZHR