O. pwd. Marcin Wrzos

Zielono w oczach. Wszędzie pełno harcerzy, a do tego jeszcze zieleń drzew. Uśmiechnięte buzie w różnym wieku. Kilku starszych harcerzy z kropelkami potu na czole biegnie z nimi. Za drzewem instruktor. To obraz sielankowego obozu dużej drużyny harcerskiej. Wielu im zazdrości. Inni próbują na nich znaleźć haki, aby pokazać, ze wcale tacy dobrzy nie są. Jednak, czy duża liczebnie drużyna, to taka prosta sprawa, czy też wynik mocnej orki i dobrego programu wychowawczego? Czy łatwiej jest prowadzić małą drużynę i w niej wychowywać? Zobaczmy.

Zielono mi

            Robert Baden - Powell we Wskazówkach dla skautmistrzów napisał: Najlepiej jest, jeśli stan drużyny nie przekracza 32 chłopców. Podaję tę liczbę, ponieważ w mojej praktyce szkolenia chłopców doszedłem do przekonania, że szesnastu to już jest więcej, niż mogłem podołać w odnajdywaniu i wydobywaniu indywidualnego charakteru każdego z nich. Być może, inni są dwa razy zdolniejsi ode mnie - i stąd liczba 32. (...) Wychowanie polega na budowaniu charakteru i tworzeniu człowieka, każdego z osobna (R. Baden - Powell, Skauting dla chłopców, Warszawa 1998, s. 40.). Pisze ten artykuł jako prawie 30 latek, a zarazem opiekun drużyny, która w tym momencie posiada w sumie 44 harcerzy i przygotowuje się do przyjęcia 5 zuchów, z naszej szczepowej gromady. Wcale nie jestem lepszy od Bi - Pi. Co gorsza, czasem popełniam błędy wychowawcze. One jednak uczą, jak wychowywać trochę lepiej każdego dnia.

Jak to się stało?

            Nasza 15 Poznańska Drużyna Harcerzy Ingonyama im. R. Traugutta powstała 20 lat temu. Jej założycielem był hm. Piotr Stawiński HR. Pierwsze jej lata, jak wiadomo, zapał neoficki, powodował to, że byliśmy drużyną liczną, prowadzoną świetnie przez doświadczonego instruktora. Z biegiem czasu, drużynę przejmowali kolejni harcerze, instruktorzy. Jeszcze trzy lata temu było nas jedynie 12. Pisze nas, bo do drużyny doszedłem w wieku 26 lat właśnie w tym okresie. Wówczas jej założyciel był już w rezerwie, a myśmy sobie jakoś tak żyli powoli.

            Kto ma jednak odrobinę ducha skautowego, to wie, że takie „trwanie sobie", powoduje wzrost palpitacji serca, zalewanie umysłu choróbskami (cholerą) i dążenie do tego, aby coś się zmieniło i aby zaczęło w miarę normalnie funkcjonować. Marzenie nie były zbyt ambitne. Chodziło o zbiórki co tygodniowe zastępów, zbiórki drużyny raz w miesiącu, szkolenie wewnętrzne zastępowych, biwaki, obóz samodzielny programowo, zdobywanie stopni i sprawności... Tak też się stało. Po poważnym wstrząsie dla drużyny spowodowanym dążeniem do normalności, spośród nas wyłoniła się 15 Poznańska Drużyna Wędrowników Ingonyama, a myśmy zaczęli funkcjonować metoda harcerską. Zaczęliśmy wychowywać, wymagać, przeżywać przygody...

            Aktualnie jest nas 44. Jesteśmy podzieleni na sześć zastępów: Wilki, Orły, Żbiki, Sokoły, Rysie i Jastrzębie (nie planujemy więcej), a zastęp zastępowych nazywa się :Sępy. Z ciekawostek, jeden z naszych harcerzy, 12 letni Piotr wpadł na to, że nazwy zastępów są od nazw polskich łodzi podwodnych z II Wojny Światowej. Nawet o tym nie wiedzieliśmy, ale w ten sposób powstała nowa świecka tradycja. Jak to się stało, ze tylu nas jest? - do drużyny przyszli harcerze z pobliskiej Szkoły Podstawowej nr 4, gdzie przeprowadziliśmy zbiórkę naborową trzy lata temu w dzień patrona szkoły - Armii Poznań. Później już przychodzili koledzy, kolegów (Na samym początku w próbie przyjęcia do drużyny dostawali zadanie, aby przyprowadzić kogoś nowego do drużyny - potem zaniechaliśmy to zadanie z wiadomych względów). Gdy okazało się, że drużyna realizuje granty, projekty, robi wiele fajnych rzeczy, sami rodzice do nas dzwonili, pytali, czy można się przyłączyć do drużyny. Stało się tak, że mamy także harcerzy już nie tylko z Poznania, ale i z miejscowości pod poznańskich.

 

Zespół wychowawczy

            Nie czujemy się lepsi od Bi - Pi, jak pisałem popełniamy także błędy. Nie jest możliwe, aby taką gromadę harcerzy wychowywał ktoś jeden. Stanowimy dość zgrany zespół. Przyjaźnimy się. Wodzem drużyny, jest Tomek (maturzysta), ma on trzech przybocznych: Bartka (student medycyny), Jędrka (student chemii) oraz Łukasza (maturzystę) jest także kapelan, który pełni funkcje opiekuna drużyny, gdyż Tomasz jest niepełnoletni i nie jest instruktorem - o. Marcin (doktorant teologii). Z tego zespołu: Tomek, Jędrek oraz Łukasz realizują próby przewodnikowskie, a o. Marcin kończy próbę podharcmistrzowską. Zawsze możemy liczyć też na pomoc rodziców naszych harcerzy. Warto dodać, że jeden z ojców jest harcmistrzem, a drugi podharcmistrzem rezerwy. Mam świadomość, ze bez tak zbudowanego zespołu nie moglibyśmy w miarę dobrze prowadzić drużyny, a tym bardziej wychowywać. Problemy były i będą. Tylko, że w grupie, znacznie łatwiej dobrze je rozwiązywać.

 

Zastępy

            W naszej drużynie, tak samo jak mam nadzieję, w każdej drużynie ZHRu, pracujemy systemem zastępowym. Dużą rolę przywiązujemy więc do tego, aby zastępy były w miarę autonomiczne, a sami zastępowi byli harcerzami, którzy mają doświadczenie harcerskie potwierdzone min. stopniem wywiadowcy oraz patentem kursu zastępowych. Oczywiście, jak zawsze zdarzają się wyjątki. Życie jest bogatsze od naszych planów, założeń. Jednak wówczas sam „świeży" zastępowy dąży do tego, aby nadrobić stopnie, zdobyć patent zastępowego, przecież nie może być gorszy od innych. Nowy zastępowy jest także zawsze dyskretnie obserwowany, aby udzielić mu ewentualnej pomocy, przez przydzielonego mu przybocznego. W drużynie istnieje wewnętrzna szkoła zastępowych. Co jakiś czas są szkolenia. Wczoraj np.: jak napisać plan pracy zastępu, bo nie wszyscy zdążyli na czas, lub zrobili to z błędami. Na stronie internetowej drużyny, która jest naszym ważnym forum informacyjno - wychowawczym, jest na bieżąco ogłaszana punktacja zastępów, w której bierze również ZZ, czyli zastęp Sępów.

            Co ważne zastępy są autonomiczne w podejmowaniu decyzji, wyboru podzastępowego, godziny i miejsca zbiórki.


Rozwój indywidualny

            Jak wiadomo, stawiamy w naszym modelu wychowawczym na rozwój indywidualny, personalistyczny. W okresie psychofizycznym charakterystycznym dla wieku harcerskiego, nie jest tak bardzo kładziony na niego akcent, jak w wieku wędrowniczym. Wiadomo jest to okres pośredni pomiędzy życiem w grupie (zuchy), a kształtowaniem się odrębnej osobowości (wędrownicy). W naszej drużynie, zastępowy układa indywidualną próbę na przyjęcie do drużyny, czy też stopnie, każdemu harcerzowi ze swojego zastępu, po czym udają się na drużynową komisje stopni i sprawności, gdzie próba jest jeszcze dopracowywana i indywidualizowana. Ważna jest także dla nas indywidualna praca kapelana z harcerzami. Zastęp zastępowych jest już wychowywany bardziej personalnie, jednostkowo. Te osoby zdobywają patenty, udzielają się w wolontariacie itp. Jest to przygotowanie do późniejszego przejścia na szczebel wędrowniczy. Co jest też warte podkreślenia, większość osób z kadry posiada swojego stałego spowiednika i kierownika duchowego. Jeżeli spytacie się, kiedy macie na to czas. Odpowiem: nie wiem. Jakoś tak to wychodzi. Tak jak inni, wcale nie mamy czasu! - podpowiada Tomek.

 
Co udaje się większemu, a co nie?

            Na ostatnim spotkaniu Zastępu Zastępowych pisaliśmy na kartkach zalety i wady bycia dużą drużyną. Oto one, przedstawię je wszystkie, bez względu na wiek i rodzaj służby członka ZZtu: duży wybór kumpli, poczucie bezpieczeństwa, większa odpowiedzialność zastępowych, lepsze gry, szpan, samodzielne obozy, jest bardziej wesoło, można wymieniać się poglądami, super sprzęt obozowy, większe poczucie przynależności do grupy, ładnie wyglądamy, możemy rozwijać się we wszystkich kierunkach (zainteresowania), możliwość realizacji grantów (lepsze obozy, ciekawsze wyjazdy - realizowaliśmy kilka), więcej możliwości służby, z większym bardziej się liczą, dobre kontakty ze środowiskiem, rodzicami, parafią, szkołą, silne zastępy, kapituła stopni - do stopnia HO włącznie, pojawienie się potrzeby dobrej wspólnoty komendy, duża samodzielność oraz zna się więcej wspaniałych ludzi! Co jest trudniejsze w osiągnięciu dla większego: trudniej rozwinąć braterstwo, słabiej działa linia alarmowa, trudniej zorganizować się na wyjazd, wyjście, trudniej poznać wszystkich harcerzy, trudniej zżyć się z drużyną, pojawia się większa anonimowość harcerzy, trudności logistyczne z imprezami, przewozem itp., pojawiają się większe wysiłki wychowawcze i planowanie imprez i wyjazdów, większe wymagania władz harcerskich, aby być na imprezach, akcjach. Wypowiedzi te wszystko mówią za siebie. Nic tu dodawać, odejmować ani komentować mi.

 

 Większy nie znaczy lepszy

            Niestety wielu harcerzy, drużynowych uważa, że jak jest tak nas wielu, to musimy być najlepsi. Wcale nie. Trudniej jest nauczyć czegoś 10 osób niż 3. Gdy gdzieś nas nie ma, nie jesteśmy w pierwszej trójce zlotowej, wcale nie znaczy, że jesteśmy do niczego. Może po prostu wychowujemy większą liczbę harcerzy z trudnych rodzin, może mamy jakieś kłopoty. Też mamy do tego prawo. Nie jesteśmy ideałami. Wiele mówi się o dużej drużynie za plecami, oni to, tamto, tylu ich jest, a tego nie potrafią, nie chcą pokazać, że są lepsi od nas. Może nie potrafimy, może nie chcemy - ale staramy się to naprawić, być choć odrobinę lepsi. Każdy z naszych harcerzy jest dla nas ważny i o każdego walczymy, czy o Tomka, czy o Gapisia, czy o Krzysia... Czasem aż do upadłego.

Czemu tacy wielcy? - do dziś nie jesteśmy gotowi się podzielić. Mamy za mało jeszcze sprzętu, możliwości, za mało kadry na dwie drużyny harcerskie. Może za jakiś czas się to zmieni? - proszono mnie o milczenie w tej sprawie. Więc milczę jak grób.

 Jeśli chcesz prowadzić, lub jeśli już prowadzisz dużą drużynę: pamiętaj, bycie odpowiedzialnym za nią, to wielki wysiłek. Nie da się tutaj wychowywać harcerzy bez grona przyjaciół harcerskich, pasjonatów i zaplecza. Będziesz miał mało czasu. Ale gwarantuje Ci, że będziesz szczęśliwy, jak będziesz widział przysłowiowego Adama w klasie 5 Szkole Podstawowej biegającego w krótkich portach, potem w Gimnazjum za dziewczyną, a potem w Liceum zakładającego nową drużynę, a po studiach własne małżeństwo: z zasadami, wychowanego dobrze po harcersku. Wiesz, będziesz dumny, zakręci Ci się łza w oku i powiesz: było warto podając trud letnich obozów, nie przespanych nocy, kłótliwych rad drużyny, szczepu, by wyrósł na „ludzi". A tych przysłowiowych Adamów u nas jest 44. No i co więcej na koniec gwarantuje, że z harcerstwa nie „wyleczysz" się do końca życia.

 

O. pwd. Marcin Wrzos HR

Rocznik 1977, za młody na lustracje. Był w zuchach ZHP, a od 28 VII 2004 r. należy do 15 PDH Ingonyama im. R. Traugutta I Poznańskiego Hufca Harcerzy Warta. Jest zakonnikiem Misjonarzem Oblatem M. N., zastępcą Komendanta Wielkopolskiej Chorągwi Harcerzy. Chyba z nudów ukończył trzy fakultety na UAMie: teologię, politologię i dziennikarstwo. Doktorant UKSW. Pasjonat. Bywa na Woodstocku. Jak to czytasz, może już podharcmistrz. Za rok jedzie na półroczny staż misyjny na Madagaskar. I mu z tym dobrze. http://www.harcerze.chrystuskrol.oblaci.pl/