hm Paweł Wieczorek KOHUB 

Najlepsze klingi przekuwało się wielokrotnie, długo trzymając w ogniu. Na przykład japońskie katany lub arabskie damascenki. Podobnie z podchodami, więc warto gorąco dyskutować na łamach POBUDKI grzmocąc się po kowadłach i rozgrzewając do białości, zamiast potem kłócić się i obrażać na obozie lub co gorsza grzmocić skautowymi laskami.

Trochę to dziwne, że właśnie ja biorę się za kowalstwo w tym przedmiocie, skoro o podchodach napisałem właściwie już wszystko w „Zielonym Straszydle” i potem w „Bitwie pod Zielonym Lasem”. No ale może tak właśnie trzeba, skoro książki mają już swoje lata i ci, którzy się podchodzili na modłę „Straszydła” dawno wymarli?

A zatem „hej, młoty do roboty” i na początek przekuwamy w poprzek zaproponowany przez Szwejka Kodeks Podchodów, z którym się głęboko nie zgadzam. Uściślając – nie zgadzam się z samą ideą odgórnego narzucania reguł gry, algorytmowania tego, co się z natury rzeczy skodyfikować nie da, bo każdy obóz jest inny, każda drużyna ma własne, specyficzne sposoby rozwiązywania problemów, a w ogóle regulaminów mamy już tyle, że niedługo zabraknie lasów pod obozy, bo całe drewno pójdzie na druk instrukcji i kodeksów...

Ponieważ jednak nie wystarczy napisać że się z czymś nie zgadzam „w ogóle”, więc niniejszym zaczynam czepiać się szczegółów. Oto projekt harcmistrza Marka Gajdzińskiego z moimi złośliwymi, nie ukrywam, uwagami: 

1. Kodeks Podchodów (projekt) określa reguły jakim podlegają podchody harcerskie.

Obok zamieszczono uwagi KOHUBA

1. Znakiem, że drużyna harcerska stosuje Pobudkowy Kodeks Podchodów jest zielona bandera lub tablica z symbolem złotej trąbki wywieszona w widocznym punkcie obozu.

 - Dobre. Jeśli podchodzą sąsiedzi. A jeśli, jak postuluje Szwejk, ktoś wybiera się z drugiego końca Polski by podejść konkretną drużynę, a potem NIE ZNAJDZIE flagi? Ma wracać jak niepyszny? A może lepiej, skoro kodeks jest „pobudkowy”, zamieszczać listę sygnatariuszy w POBUDCE?

2. Każdy kto zamierza podchodzić obóz drużyny stosującej niniejszy Kodeks wedle reguł w nim określonych, zwolniony jest z obowiązku informowania komendy obozu o zamiarze podchodów.

- Obligatoryjnie zwolniony? A jeśli czuje się pewnie i chce wyzwać przeciwnika na udeptaną ziemię? Jak Zielone Straszydło nie przymierzając? Nie wolno, bo zabronione?

3. Obóz może być podchodzony od ogłoszenia ciszy nocnej do pobudki.

- Jednej nocy? Czy może być kilka? A jeśli tak, to kilka pod rząd, czy z przerwami?

4. Sygnałem oznajmiającym, że drużyny nie ma w obozie jest opuszczona za dnia flaga państwowa. Podejście obozu w nocy następującej po dniu kiedy flaga nie została podniesiona na maszt, uznaje się za niebyłe.

5. Znakiem, że osoba znajdująca się w pobliżu obozu należy do harcerstwa i uczestniczy w podchodach, jest mundur lub widoczna chusta drużyny zawiązana na szyi.

- A jeżeli drużyna używa krajek? W lesie, nocą można się, biegnąc, powiesić na krajce...

6. Udane podchody polegają na dotarciu do obozu i wycofaniu się z niego w sposób niezauważony dla służby wartowniczej. Na dowód podejścia można zabrać dowolny przedmiot znajdujący się na terenie obozu z wyjątkiem flagi państwowej, lub pozostawić tam wizytówkę z nazwiskiem, numerem drużyny i aktualną datą. Wizytówka może zostać ukryta na terenie obozu.

- Powinno się też wyłączyć z trofeów mienie prywatne, zwłaszcza większej wartości, bo to śmierdzi kradzieżą i naraża na straty, kiedy na przykład wyciągając drogi ciuch z namiotu urwie się rękaw.

7. Za główny teren obozu uważa się teren wewnątrz zewnętrznego obrysu kręgu namiotów  sypialnych. Za gospodarczy teren obozu uważa się oddzielnie położone; kuchnię, magazyny i inne urządzenia obozowe, w których przechowywany jest sprzęt lub żywność należąca do obozu. 

- Uważa się. Kto uważa? Już widzę potem te spory, zwłaszcza jeśli teren uniemożliwia stawianie namiotów w krąg (ten „wewnątrz zewnętrznego”). Może oprócz wieszania bandery podchodów warto choćby umownie ogrodzić „główny teren obozu”? Patykami, nie drutem kolczastym.

8. Osoba, której uda się niepostrzeżenie podejść obóz zobowiązana jest zameldować się komendantowi po ogłoszeniu pobudki a przed apelem porannym i zwrócić przedmioty zabrane na dowód lub wskazać miejsce pozostawienia wizytówki.

- A jak się osoba spóźni i przyjdzie w trakcie apelu? Całe podchody na nic, choć zwinęła wszystkie totemy? Troszkę mniej niepotrzebnych szczegółów proszę, bo następnym etapem będzie ważenie zawodników i próba antydopingowa...

9.Nagrodą za dokonanie udanego podejścia obozu jest dowolna w formie, materialna pamiątka potwierdzająca ten fakt sporządzona  przez komendanta obozu.

10. Osoba, która  w trakcie podchodzenia obozu zostanie spostrzeżona i wezwana przez wartownika do ujawnienia się, ma obowiązek stosować się do jego poleceń. W szczególności nie wolno jej uciekać z miejsca ani stawiać oporu.  Wartownik ma prawo zażądać od wykrytego podchodzącego oddania chusty harcerskiej, która jest dowodem udanej obrony obozu.

- Spostrzeżona na „głównym terenie obozu”, zgoda. Ale zasięg dobrej latarki to ponad sto metrów – czy ktoś schwytany w snop światła z takiej odległości też nie może uciekać? Absurd, przepis nie do wyegzekwowania. No i co to znaczy „wartownik ma prawo”? Czyli nie musi odbierać chusty, zależy od jego widzimisię? Złapany oddaje chustę, bo tak stanowi obyczaj i już!

11. Osoby zatrzymane w trakcie podchodów, po oddaniu chusty, mogą swobodnie opuścić teren obozu lub prosić o nocleg. 

12. Osoba uwolniona przez wartownika ma obowiązek niezwłocznie oddalić się z terenu obozu na odległość co najmniej 1 km. Nie wolno jej zbliżać się do obozu aż do ogłoszenia pobudki. 

 - Czemu akurat 1 km? A jeśli „osoba” ma swój obóz w odległości 200 metrów? Ma szukać hotelu?

13. W przypadku kiedy osobie wykrytej na podchodach zostanie zaoferowany nocleg, ma ona obowiązek bezzwłocznie i w bezwzględnej ciszy przygotować się do spania oraz stosować się do wszelkich poleceń warty i komendy obozu. W szczególności, nie wolno jej przekazywać żadnych informacji swoim towarzyszom ani utrudniać pełnienia służby wartowniczej.

14. Ogłoszenie alarmu wstrzymuje podchody. Bez względu na jakiekolwiek wydarzenia, nie wolno kontynuować podchodzenia aż do chwili odwołania alarmu i ponownego ogłoszenia ciszy nocnej. Osoby podchodzące wykryte w okolicy obozu w trakcie alarmu mają obowiązek stosować się do poleceń członków obozu i są traktowane tak samo jak w przypadku wykrycia ich przez wartownika.

 - Jak definiujemy „okolicę obozu”? Czy w ramach alarmu należy przeszukać drugi brzeg jeziora, najbliższe chałupy i stodoły, samochody na pobliskich parkingach? Przecież nikt nie zabrania podchodzącym korzystać z takich kryjówek, w szczególności nie zabrania im o tego niniejszy Kodeks.

15. Osoba zatrzymana podczas podchodów, która po ogłoszeniu pobudki zamelduje się komendantowi, otrzyma odebraną mu chustę z powrotem pod warunkiem, że dokona specjalnego wpisu do kroniki lub pozostawi inną materialną pamiątkę uznania dla służby wartowniczej.

16. Osoby biorące udział w podchodach traktowane będą w obozie po bratersku.

17. Osoby podchodzące, które nie przestrzegają powyższych zasad traktowane są na równi z intruzami i stosuje się w stosunku do nich domniemanie nieprzyjaznych zamiarów, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

18. W przypadku naruszenia zasad kodeksu podchodów przez drużynę podchodzoną, która publicznie zobowiązała się do jego przestrzegania, podchodzącym przysługuje prawo powiadomienia o tym fakcie przełożonych oraz  Kapituły Kodeksu, która dołoży wszelkich starań by sprawę honorowo rozstrzygnąć.

 - Skoro tak, to brakuje w kodeksie zasad „publicznego zobowiązywania się do przestrzegania”. Ogłoszenie w prasie harcerskiej? W BIP-ie? Kolejna flaga, zielona z wyszytą czarną ręką? Komunikat na ZHR-on-line?

19. Drużyna stosująca niniejszy kodeks podchodów zobowiązuje się podchodzić inne obozy na zasadach stosowanych przez stronę podchodzoną. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości konieczne jest zawiadomienie komendy obozu o zamiarze podchodów, uzyskanie na nie zgody i uzgodnienie szczegółowych zasad.

 - A tu mamy wewnętrzną sprzeczność. Albo kodeks jest jeden dla strony podchodzącej i podchodzonej, albo każdy ma własny kodeks, wtedy publikowanie powyższego traci sens.

Rozczaruję tych, którzy liczą, że teraz zaproponuję własny projekt dokumentu, wolny od błędów, bo taki nie istnieje z definicji. Chyba widać to na powyższym przykładzie – do wszystkiego się można przyczepić i to z różnych pozycji, a to zarzucając zbytnią szczegółowość, a to znowu brak precyzji zapisu. Zatem powtarzam tezę główną: Kodeksu Podchodów dla całej organizacji stworzyć się nie da, chyba że... potraktujemy podchody jako dyscyplinę sportową z wszystkimi tego konsekwencjami. Wymiary boiska, kategorie wiekowe i wagowe, zasady sędziowania i oczywiście skorumpowany PZPH (Polski Związek Podchodów Harcerskich). Na to zgody nie ma.

Wniosek 1: podchody z założenia są grą o zmiennych regułach, które dyktuje konkretna sytuacja, nie regulaminy i kodeksy.

2: Obracamy klingę na kowadle i kujemy dalej, tym razem dla odmiany w tę samą stronę co Szwejk. Bo Marek słusznie stwierdza że „Praktycznym celem utrzymywania warty na obozie jest zapewnienie bezpieczeństwa jego uczestnikom. Zadaniem warty jest w porę dostrzec wszelkie niebezpieczeństwa mogące zagrozić chłopcom pogrążonym we śnie.” Dobrze jest czasem głośno powtórzyć oczywistą tezę, lepiej utkwi w pamięci. Ciągnijmy więc oczywistość dalej: praktycznym celem podchodów jest wyćwiczenie w harcerzach nawyków, potrzebnych do prawidłowego pełnienia warty. B-P napisał: „zastanówcie się, czego chcecie chłopców nauczyć i obmyślcie grę w tym celu”. Podchody są taką właśnie, dawno już obmyśloną grą Tu odsyłam do artykułu Marka w poprzedniej POBUDCE, bo w pełni popieram jego tezę o wyższości podchodów realnych nad zabawowymi. Słusznie prawi Szwejk, że warta, zwłaszcza nocna, wyrabia charakter, ćwiczy odwagę, ułatwia pokonanie naturalnego, atawistycznego strachu przed ciemnością, krótko mówiąc czyni z miejskiego dzieciaka leśnego harcownika. Dodam jeszcze od siebie, że przy okazji, mimochodem, świetnie uczy przyrody i jej tajemnic. Bo chłopak, początkowo przerażony tajemniczymi odgłosami dobiegającymi nocą z gąszczu ma silną motywację, żeby przyswoić sobie wiedzę o życiu mieszkańców lasu: o nocnych drapieżnikach, tupiących jeżach, buchtujących dzikach. Słucha potem opowieści leśnika i myśli – wiem, ja to już przecież słyszałem na warcie!

Jeden warunek. Poczucie zagrożenia podczas pierwszych nocnych wart musi być prawdziwe! Żadnych ułatwień: światła, opiekuńczej asysty instruktora, żadnych modnych zabiegów psychologicznych, odreagowywania traumy wartowniczej, grupowego leczenia „zespołu nocnego lasu”. Harcerz (harcerka) musi poradzić sobie ze strachami na własna rękę. Jedyną pomocą są gawędy przy ognisku, opowieści starych wyjadaczy, no i ambicja – inni mogli, to i ja się nie dam!

Stop, zagalopowałem się. Jest jedno instytucjonalne ułatwienie – podchody! Gra, która oswaja z różnymi możliwymi podczas warty zagrożeniami, nieważne jak często występującymi w rzeczywistości. Bo nie chodzi w tej grze o przećwiczenie zachowania w konkretnych, przewidywalnych sytuacjach, tylko właśnie o naukę zaradności i tak zachwalanej przez Aleksandra Kamińskiego cechy charakteru – dzielności. A jeśli taki jest wychowawczy cel podchodów, muszą one spełniać to samo kryterium co warta – muszą być prawdziwe, realistycznie imitować rzeczywiste zagrożenie. Tak jak nocny alarm ćwiczebny niczym oprócz finału nie różni się dla harcerzy od alarmu bojowego, tak i podchody do ostatniej chwili powinny wyglądać jak rzeczywista napaść na obóz. Inaczej są tylko zabawą, w dodatku wkurzającą, bo wyspać się nie można.

Wniosek 2: Dobre podchody realistycznie naśladują autentyczne zagrożenie obozu.

3. Znów przekuwamy Szwejka w poprzek. Nie napisał wszystkiego, bo spojrzał na problem przez wąską szparę doświadczeń starego (stażem!) harcmistrza, dowodzącego na obozie bardzo młodymi chłopcami. Tymczasem rzeczywistość jest bogatsza, a harcerstwo nie dzieli ludzi na wychowawców i wychowanków. Wszystkie korzyści z podchodów wyliczone przez Marka są słuszne w odniesieniu do trzynasto-,  czternastolatków. A co ze starszymi, doświadczonymi wędrownikami, co z kadrą instruktorską podchodzonych obozów, co wreszcie z podchodzącymi? Na co im podchody?

Otóż wszyscy oni (i one!) uczą się czegoś nowego, zgodnie z zasadą stopniowania trudności. Wędrownik, który zaliczył pięć obozów już nie boi się jałowców w ciemnym lesie. Jako wartownik ćwiczy podejmowanie decyzji: ocenia, czy ma do czynienia z podchodami, czy z napaścią lub próbą kradzieży, w zależności od tego reaguje adekwatnie – może nie trzeba budzić całego obozu, może wystarczy wcześniej wyciągnąć ze śpiwora następnego w kolejności wartownika i we dwóch wyłapać podchodzących? Chwała nieporównanie większa, a i wdzięczność wyspanych harcerzy zapewniona. Zresztą również gdyby niebezpieczeństwo wydało się naprawdę realne (pijani dresiarze przedzierający się przez krzaki) – wówczas też lepiej nie ogłaszać alarmu, bo to grozi walną bitwą i związanym z nią ryzykiem, tylko poderwać dorosłą kadrę i uzbroić się w kije, dalsze decyzje pozostawiając komendantowi.

Instruktorzy w podanym wyżej przykładzie ćwiczą w praktyce szybkie podejmowanie decyzji w warunkach silnego stresu, na dodatek ledwo dobudzeni. Bo reakcje mogą być różne: walka (nie polecam!), negocjacje z bandziorami (to już lepiej, ale trzeba umieć i mieć w odwodzie paru silnych z kijami). Szybki telefon na policję, a potem jednak alarm i demonstracja siły, wreszcie, w skrajnie niebezpiecznej sytuacji ukrycie się i odżałowanie skradzionego sprzętu, żeby ratować zagrożone zdrowie, a nawet życie harcerzy. Oczywiście ten opis nie wyczerpuje wszystkich możliwości, bo każdy obóz jest inny, można mieć na przykład dobrze wytresowanego psa obronnego... A co ma robić harcmistrz podczas zwyczajnych harcerskich podchodów? Nic. Nie przeszkadzać warcie. Ale ważne jest co zrobi wcześniej – jak zaplanuje rozstawienie namiotów, wykorzystując teren do utrudnienia zadania podchodzącym. Jak zredaguje regulamin wartowniczy, czy przeszkoli wartowników, czy zabezpieczy dodatkowo cenny sprzęt itd. – nie będę przecież uczył harcmistrzów co mają robić. Byle tylko identyfikowali się ze swoimi harcerzami, nie unikali odpowiedzialności za ewentualne przegrane podchody, bo przecież komendant odpowiada za wszystko. Aha, na czas podchodów musi dobrze uwiązać tego obronnego psa...

Czego uczą się podchodzący? Najpierw muszą bezpiecznie dotrzeć do upatrzonego obozu i założyć bazę wypadową, co w przypadku młodych harcerzy i dużej odległości nie jest wcale łatwe. Potem zwiad, przeprowadzony dokładnie, ale w sposób niebudzący podejrzeń. Wreszcie sama nocna akcja: biszkopt podchodzący obóz jest przecież narażony na takie same strachy jak niedoświadczony wartownik, na dodatek gorzej zna teren. Wędrownik mniej się boi, ale z reguły też jest mieszczuchem, musi więc na gwałt przypomnieć sobie zasady dyskretnego poruszania po lesie, poćwiczyć widzenie w ciemnościach. I na koniec drobiazg: powstrzymać testosteron! Emocje grają, ale trzeba trzymać je na wodzy, przecież podchodzimy braci-harcerzy, więc żadnych bijatyk, wdzierania się „na wydrę”, ucieczek na chama, jeśli złapie wartownik o pięć lat i trzydzieści kilo młodszy, albo druhenka co gorsza... Wbrew pozorom nie trzeba do tego żadnych specjalnych kodeksów, wystarczy dosłowne stosowanie Prawa Harcerskiego. Oczywiście instruktor wysyłający swoich harcerzy na podchody powinien im to wcześniej wyraźnie wypunktować.

Wniosek 3: Podchody wychowują wszystkich uczestników, choć każdego inaczej.

4. Kończymy z kuciem, pora na szlif i ostrzenie. Marek Gajdziński w swoim artykule ograniczył się do opisania „wersji kanonicznej” podchodów, zapewne dla uproszczenia, ale zabrzmiało tak, jakby to była jedyna wersja dopuszczona do obiegu. W praktyce jest inaczej, i musi być bogaciej, bo przecież nie zawsze podchodzą się drużyny podobne wiekiem, stażem, płcią. Więcej powiem – podchody najczęściej maja formę „wojny asymetrycznej” i nie widzę powodu by to zmieniać. Nie zabraniajmy ambitnym harcerzom podchodzić wędrowników, wędrowniczkom – harcerzy, no i tak dalej. Tylko to są zupełnie różne rodzaje podchodów, co nota bene jeszcze bardziej utrudnia kodyfikację przepisów. Gdyby podchody były jednak dziedziną sportu, podzieliłbym je na dwie klasy: „standard” i „open”, przy czym Szwejk opisał tylko klasę „standard” gdzie procedury muszą być ściśle przestrzegane a całość dostosowano do potrzeb początkujących. Zaawansowani chcą czegoś więcej. Jak sama nazwa „open” wskazuje, możliwości są tu praktycznie nieograniczone. W warunkach harcerskich ograniczone wyłącznie Prawem oraz istniejącymi regulaminami i zasadami bezpieczeństwa. Nie będę więc opisywał reguł, posłużę się tylko przykładami, bez zastrzegania praw autorskich, bo większość z nich nie ja wymyśliłem.

A. Zgadzamy się z Markiem, że uprzedzanie kadry o podchodach nie jest słuszne. Raz, że obóz powinien być strzeżony zawsze, nie tylko po ostrzeżeniu, dwa, że taka zapowiedź stawia komendanta w dwuznacznej etycznie sytuacji: zdradzić swoich, ukrywając przed nimi ważną informację, czy nie dochować obiecanego sekretu. Ale czasem podchodzący SAM CHCE utrudnić sobie zadanie – zwłaszcza gdy ma naturalną przewagę wieku, sprawności, doświadczenia... Tak robiło Zielone Straszydło umieszczając podczas zwiadu w obozach wizytówki z zapowiedzią nocnej akcji. W klasie „open” uważam to za słuszne. Oczywiście podchodzący nie informuje KIEDY zaatakuje, więc zmusza „przeciwnika” do stałej czujności. Gra wchodzi zatem na „level 2”, albo i wyżej...

B. Podchody honorowe. Gra taktyczna między dwoma obozami, które wzajemnie „wypowiadają sobie wojnę” w formie podchodów. W tym wypadku zasadne jest ścisłe uzgodnienie warunków przez... sekundantów? Po szczegóły odsyłam do „Bitwy pod Zielonym Lasem”, a ogólnie uważam, że jeśli dwie zaprzyjaźnione drużyny mogą rozgrywać na biwaku taktyczną grę terenową z klasycznego repertuaru Wyrobka, to czemu nie zrobić tego samego podczas obozu wykorzystując pojemną formułę podchodów?

C. Taktyka. Na poziomie podstawowym podchody i warta uczą dzielności, to już wiemy. Ale czemu nie pójść dalej? Są drużyny specjalizujące się w wyszukanej pionierce, nienagannych mundurach, profesjonalnym śpiewie przy ognisku (krakowskie „Słowiki” druha Naczelnika), nie widzę powodu, by nie doskonalić służby wartowniczej oraz umiejętności podchodzenia. Oczywiście próby takich gier mają sens jedynie pomiędzy specjalistami, wtedy dodatkową korzyścią będzie rywalizacja drużyn z różnych okolic kraju, harcerek i harcerzy, a nawet z różnych organizacji. Jak rozgrywać taktycznie obronę i podchody to już temat na osobny artykuł, pisałem np. o ustawianiu namiotów z wykorzystywaniem terenu jako naturalnej przeszkody (rzeka, skarpa, gęste krzewy), ale pomysłowość obrońców i „agresorów” jest nieograniczona. Jaki jest cel tych zabiegów? Zawsze trudniejsza gra lepiej uczy, jest już nie tylko ćwiczeniem charakteru i sprawności fizycznej, ale także pomysłowości, zgrania zespołu, łączności itp. Warto.

O czym trzeba pamiętać, jeśli zrezygnujemy z kodeksu podchodów? O pilnowaniu paru nieprzekraczalnych granic:

Każda gra, podchody również nie może naruszać Prawa Harcerskiego, zatem obowiązuje nas zawsze braterstwo, rycerskość, uczciwość, życzliwość i uśmiech.

Podchody mają być bezpieczne. Nie wolno narażać zdrowia uczestników, w szczególności wdawać się w bijatykę.

Podchody nie są zabawą, ale są grą, nie wojną. Kończymy je w zgodzie.

Dyskusji na tym nie kończymy. Będzie trwać tak długo, jak harcerstwo.

KOHUB