Pwd. Marcin Wrzos HR 

W czerwcu 2004 r. święcenia kapłańskie w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów M. N. Pierwsza placówka Poznań. Student nauk społecznych i wikariusz. Taki mix. Wcześniej doświadczenie w zuchach, w czymś w rodzaju klasodrużyny, do której należeli najlepsi uczniowie z klasy wyselekcjonowani przez wodza zuchowego – wychowawczynię. To moje całe wcześniejsze harcerstwo.

Koniec lipca. Jestem zaledwie kilka dni w parafii. Przed wejście do naszych parafialnych katakumb podjeżdża ciężarowy star. Wysypuje się z niej banda młodych chłopaków ubranych w mocno zabrudzone zielone ubiory, z trudem przypominające mundury. Jeden z harcerzy ma na głowie gąszcz uplecionych warkoczy. Podchodzę, witam się. Serce zaczyna mocniej bić. Kilka słów i konkret. – Panowie mam być Waszym dzuszpasterzem, ale nie chce być tylko kimś do opłatka, ale kimś od Was, kimś z Waszej drużyny. Zawsze chciałem być harcerzem. Konsternacja. Zdawkowe – Cieszymy się… Wyczuwanie drugiej strony.

 
Pierwsza próba

Zacząłem poznawać powoli drużynę. Byłem dla niej kimś trudnym. Chłopacy spotykali się w zasadzie tylko na obozach i na zbiórkach przed nimi. Tak wiec 28 latek, a do tego ksiądz był osobą raczej niepożądaną. Trzeba by było zacząć się spotykać, rozmawiać, działać. Stopnie w zasadzie nie były zdobywane w drużynie od kilku lat. O metodyce za wiele nie słyszano. Hufiec był gdzieś daleko, bo przynajmniej nikt w drużynowe karty nie zaglądał, choć oczywiście uzasadniało się to dość idealistycznie, że my to mimo wszystko robimy harcerstwo, a politykę zestawmy innym. Pierwszą próbą harcerską, dla mnie, było dotarcie do mojej drużyny. Nie okazało się to łatwe. Z pomocą przyszły, wiadomo, harcerki z naszego środowiska. One skontaktowały się z hufcowym, komendantem chorągwi. Powiedziały, iż jest taki delikwent, a harcerze cóż, musieli dostosować się do sytuacji. 22 II 2006 r., po pół roku oczekiwania, zostałem przyjęty do mojej drużyny 15 PDH „Ingonyama” im. R. Traugutta. O 4.00 ruszyłem przed siebie w pobliski las, bieg po świeczkach, ognisko, cała drużyna – 12 harcerzy. Śpiew, duma z zielonej chusty z błękitną otoczką, munduru, wielkiego Muela, gratulacje i pytanie co dalej.

 

Ćwik czy ho?

Za jakiś czas, w marcu pojawił się w klasztorku drużynowy z sąsiedniego środowiska, a pochodzący z mojej parafii - Dysq. Powód prosty. Drużynowy miał najwyższy stopień w drużynie - ćwika i pomimo wieku ponad dwudziestu lat, raczej nie planował wyższych. Poinstruowany przez hufcowego Dysq, miał pokierować moją łączoną próbę ćwika i ho. próbą harcerza dorosłego. Próba zawierała następujące elementy: poznanie harcerstwa, szczególnie: wiedzy umiejętności i technik, na podstawie statusu ZHR miałem zapoznać się z: symboliką (lilijki i krzyża harcerskiego); oznaczeniem stopni i funkcji; jednostkami organizacyjnymi, ich funkcjami, przełożonymi (struktura ZHR); podstawami musztry; obrzędowością; poznanie historii i teorii harcerstwa: genezy i początków skautingu; etapów historii harcerstwa; stanu obecnego, różnic między organizacjami; podstaw metodyki zuchowej, harcerskiej i wędrowniczej oraz miałem przeczytać kilka książek związanych z harcerstwem. Kolejnym elementem próby miało być poznanie środowiska harcerskiego do którego przynależałem oraz drużyn sąsiednich. Miałem również poznać specyfikę i wymogi pracy duszpasterskiej, współorganizować akcję naborową oraz współpracować przy organizacji HSLu’05. Te wszystkie wymagania były dla mnie, jako młodego adepta skautingu trudne. Teraz spoglądając z perspektywy, mogę napisać, że teraz wydają się banalnie proste… Jednak z pomocą wielu doświadczonych instruktorów, a nawet pomocy - przy niektórych zadaniach - drużyny Dysq - 17 PDH udało się. Wiadomo ksiądz, zakonnik, jakoś sobie poradził z metodyką, teorią – oczywiście zadania były mocno ukonkretnione - jednak na samą myśl o technikach harcerskich przechodził mi po plecach dreszcz niepokoju. Szyfry, stosy ogniskowe, terenoznawstwo, węzły… W międzyczasie zmienił się drużynowy naszej 15. Stary – Robin - pojechał do Anglii do pracy, nowy Jasiu zabrał się za stopnie harcerskie i tego samego dnia rozpoczęliśmy naszą próbę. Po służbie na HSLu’05, gdzie byłem zastępcą szefa służby mediów podszedł do mnie hufcowy. Marcinie. Tak to widzę, że Ty musisz popracować nad technikami harcerskimi. Chcemy mieć kapelana harcerza, a nie… (kogoś innego). Zaczęła się dla mnie solidna praca. Wiadomo, nie byłem w stanie poprawić, nauczyć się wszystkiego. Nadszedł jednak dla mnie wielki dzień.

Mam szczerą wolę…

Próba końcowa. Musiałem zbudować megadobre ognisko w Swarzędzkim lesie. Pomocą służył Fidel. Wczesny wieczór. Do ogniska podchodzą członkowie Rady Hufca, osoby funkcyjne z mojej macierzystej drużyny. Dociera hufcowy - Robson, kapelan okręgu - Marek oraz po krótkim błądzeniu komendant naszej wielkopolskiej chorągwi Maciej. Padają zobowiązujące słowa, deklaracje. Serca biją tak jakoś inaczej przy płomieniach. Wpierw dwóch drużynowych uroczyście, w kręgu, zostaje przewodnikami. Czas chyba na mnie. Hufcowy każe mi się zbliżyć, upewnia się, czy chce być harcerzem, złożyć przyrzeczenie. Wiadomo, że tak. Prosi o wyznaczenie przeze mnie świadka, proszę, aby był nim on. Padają słowa roty przyrzeczenia: Mam szczerą wolę całym życiem… Tak mi dopomóż Bóg – dopowiadam szeptem, wpatrując się w ognisko z wyciągnięta dłonią do przyrzeczenia. To jednak nie wszystko. Czytany jest rozkaz, gdzie hufcowa kapituła stopni harcerskich z wynikiem pozytywnym zamknęła moją łączoną próbę harcerza dorosłego na ćwika i ho. Jestem z siebie dumny. Chłopaki z mojej drużyny chyba też…

Pierwsze koty za płoty

Technika, technika, technika. Jak powiedziało się A, należy powiedzieć B. W wakacje, zaraz po pierwszej niedzieli, gdy tylko powiedziałem ostatnie kazanie spakowałem się i wyruszyłem z drużyną na obóz do Buszowa k. Strzelec Krajeńskich. Komendantem podobozu naszego był Jasio, wówczas drużynowy, jednak ze stopniem wywiadowcy. (Teraz już przewodnik HO). Tutaj po kilku wspaniałych dniach, kiedy to budowałem namiot komendy, robiłem wiele ciekawych rzeczy, kiedy starałem się nie mieszać komendantowi podobozu w jego planach, rozpoczęły się zgrzyty. Wiadomo HO, a on nie umie wypleść pryczy, nie zna jeszcze rewelacyjnie alfabetu Mors’ea, na fali nie jest w stanie z nami przejść 30 km. – bo ma słabą kondycje, nie wiadomo jak się do niego zwracać… Niektórzy umieli to wszystko zrobić, byli na 4 obozach, a byli młodzikami. To bolało. Stwierdzono w formie pantoflowej, że stopnie harcerskie były robione na księdza. Zawisły czarne chmury burzowe.

Z wielkiej chmury mały deszcz

Trzeba było szczerze pogadać. Ognisko. Padały szczere słowa, prośba o zrozumienie, o wzięcie się do roboty, za stopnie. Męska rozmowa poskutkowała. Potrzeba było kilku mocnych słów, które działały w obie strony dopingując. Plany na przyszłość. Resztę wydarzeń z tego ogniska owińmy nimbem harcerskiej tajemnicy…

Po powrocie do domu w październiku rozpoczęła się akcja naborową do drużyny. Pracowaliśmy solidnie w miejscowej szkole, na kolędzie, w różnych środowiskach młodych ludzi. Trzeba było się rozwijać… Tego samego dnia, jeszcze przed wakacjami, z Jasiem otworzyliśmy próby przewodnikowskie. W naszej 12 osobowej drużynie pojawiło się nagle 43 chłopaków, których podzielił hufcowy w lutym na drużynę wędrowniczą i drużynę młodszoharcerską. Jasiu stał się przewodnikiem, prowadzi wędrowników, drużynie młodszej przewodzi Tomek, a ja jestem jej opiekunem, już jako przewodnik od listopada. Za każdym razem, gdy kogoś podsyłam do drużyny Tomek łapie się za głowę i pyta: ilu jeszcze… Jest nas teraz 45 w 15 PDH i 10 w 15 PDW. Mam nadzieję, że będzie wielu, bo przecież trzeba naszą metodą wychowawczą kształtować młodych ludzi, odciągać ich od tego, co nie zawsze ich kształtuje, pokazuje ideały.

Tak na marginesie. W naszej parafii prowadzę ministrantów i lektorów metodą harcerską. Grupy, grupowi, system stopni, punktów, współzawodnictwa. Rezultat, stan zwiększył się w ciągu niecałych 2 lat o 200%. To działa.

Hic et nunc

Tu i teraz. Jestem bardzo zadowolony i dumny z mojej drużyny. Nasze środowisko idzie do przodu. Uczę się ciągle nowych rzeczy i wiem, że na mistrzostwo w różnych technikach harcerskich potrzebuję jeszcze kilku lat, aby dorównać starszym chłopakom. Uczę się jednak wytrwale i oni starają się to zauważyć i pomagać. Ważna jest chyba ta otwartość na naukę, na chęć poznania czegoś nowego. Harcerstwo też pomaga mi bardzo w planowaniu mojego osobistego życia, czy walce ze słabościami np. spóźnianiem na poranne modlitwy w klasztorze. Już jest znacznie lepiej. Chłopcy z drużyny masowo zdobywają stopnie, sprawności, choć nie zawsze wszystko jest słodkopierdzące, to chyba dzięki temu się rozwijamy i potrafimy stanąć w prawdzie. Wiem, ze ciągłe muszę się rozwijać, uczyć, jeździć na kursy, obozy. Na ostatnim byłem już komendantem zgrupowania. Muszę stawać się bratem dla nich.

Klika nieuczesanych myśli na koniec
Chciałem opisać tu swoją drogę harcerza dorosłego. Wybrałem szlak podzielnia się, opisana szczerze tego co wyszło ale i trudności. Drogę, która jest związana z moim powołaniem kapłańskim, które czasem powodowało to, iż moje stopnie, formacja harcerska była w specyficznej sytuacji obumierające drużyny postrzegana w kategorii: na księdza.

Przyjście kogoś nowego, starszego od drużynowego do środowiska, a do tego z autorytetem księdza na pewno burzy sytuacje dotychczasową w drużynie. Drużynowy boi się utraty swojej pozycji wodza, starszy kandydat na harcerza tego, że nie zostanie zaakceptowany przez drużynę, która ma swoje utarte szlaki, zasady. Ta sytuacja wymaga wielkiej delikatności i roztropności, aby pomimo wielu nieuniknionych sytuacji iskrzenia, nie powstał pożar, ale wielka watra, budząca podziw i zachęcająca do podejścia do niej i ogrzania się i zabrania blasku ognia do swojego serca.

Moja próba na stopień HO była w zasadzie mixem próby harcerza dorosłego, zmodyfikowaną w kontekście próby łączonej ćwika i HO, wówczas nie obowiązywał jeszcze nowy regulamin stopni harcerskich, a moja próba była w zasadzie poszukiwaniem roztropnego rozwiązania, kompromisu. Próbę powinien prowadzić ktoś ze starszych instruktorów, pod nadzorem hufcowego. Dobrze dlatego, że możliwość odrębnej próby i w tej formie jaka jest proponuje nowy regulamin stopni. Ta możliwość jest bardzo przydatna w życiu naszych środowisk.

Ja cóż. Dziękuję wszystkim za pomoc w ciężkiej pracy nad moją harcerskością. Niektórzy musieli się nie źle nade mną napracować. Wędrownikom i harcerzom z 15 PDW i 15 PDH Ingonyama dziękuję za braterstwo i za to, ze się polubiliśmy i jesteśmy jak bracia. Może nie zawsze super przykładni, czasem dający sobie po uszach, ale za to bardzo prawdziwi. Czuwajcie!

Pwd. Marcin Wrzos HR
15 PGH Ingonyama im. R. Traugutta

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
http://www.harcerze.chrystuskrol.oblaci.pl/

Urodzony 02 XI 1977 r. w Szubinie, zamieszkały w Poznaniu, należał od 01 IX 1986 do 01 IX 1988 r. do 17 BGZ ZHP w Bydgoszczy, a od 28 VII 2004 r. należy do 15 PDH Ingonyama im. R. Traugutta I Poznańskiego Hufca Harcerzy Warta. Jest zakonnikiem Misjonarzem Oblatem M. N. Studiuje dziennie, na V roku dwa kierunki: nauki polityczne i dziennikarstwo Wydziału Nauk Społecznych UAMu. Pomaga w duszpasterstwie w parafii pw. Chrystusa Króla, przy ul Ostatniej na Świerczewie. W czerwcu 2005 roku, zgodnie z decyzją ks. bpa G. Balcerka został ustanowiony kapelanem I Poznańskiego Hufca Harcerzy Warta i wszedł do komendy Hufca, jak i do hufcowej komisji ho i ćwika. Jest także członkiem rady Duszpasterskiej Okręgu Wielkopolskiego oraz był w sztabie zlotu rocznicowego Poznański Czerwiec’56.