hm. Rafał Ryszka 

Tekst dotyczy artykuł hm. Marka Gajdzińskiego w ostatnim numerze „Pobudki" „Sylwetka instruktora - mistrz czy wódz". Pobudka - obudziła i pobudziła mnie do polemiki z Autorem.

Po pierwsze, niepokoi mnie małe zamieszanie wokół pojęć które pojawiło się w tym ciekawym tekście. Brak jakiegoś porządku i ładu językowego. Nie wiem czy autor przedstawia swój pogląd, subiektywne odczucie jak rozumie pojęcie „wodza" i „mistrza", czy też stara się przedstawić opinie obiektywnie uzasadnione. Jak pokazuje praktyka (a harcerska szczególnie) najczęściej spory dotyczą kwestii definicji i rozumienia tych samych pojęć. Generalnie mówimy o tym samym, ale inaczej to nazywamy, dobieramy inne słowa, inne synonimy ....

Gdyby autor bardziej uzasadnił swoje tezy, dał przykłady snutych teorii i wywodów pewnie przekonałby się i nas że konkluzje do jakich dochodzi nie muszą być tak kategoryczne i oczywiste.

W artykule czytamy o tym, jak  Autor rozumie pojęcia „mistrz", „wódz", „nauczyciel” - ale to nie wyklucza że ktoś inny rozumie je inaczej (gorzej ?). Rzeczywistość wychowawcza, harcerska jest o wiele bogatsza niż na siłę „wciskanie" jej w dwa (i to przeciwstawne) kierunki: mistrzowski i wodzowski.Myślę, że niejeden młody instruktor mógł się poczuć zagubiony (zmieszany) konkluzją i końcowym pytaniem Autora. Czy naprawdę harcerskie życie stawia przed nami taki wybór ?

Myślę że jest to zbyt duże uproszczenie - nawet biorąc pod uwagę że tekst jest polemiczny, ma zmuszać do myślenia, ma prowokować.

Czytając ten tekst przypomina mi się stary dowcip z żabą, którą Stwórca postawił przed dramatycznym wyborem czy być piękną czy mądrą. Instruktor nie musi się „rozrywać".

Najpierw kilka kwestii technicznych.

W samym tekście jest dużo przesady i zwykłych niejasności. Autor rozgranicza „mistrza" od „wodza” i od „nauczyciela”. Ale w jakimś sensie mistrz jest przecież też nauczycielem (sięgajmy do słowników, nie mieszajmy języka potocznego, z własnymi ideami, potem znów z językiem fachowym !). Można przecież przyjąć że „mistrz” do najwyższa, docelowa „forma" nauczyciela", jakiś etap w pracy nauczyciela. Ale co to za mistrz, który nie jest nauczycielem. Jest się zawsze mistrzem dla kogoś. Poza tym co to znaczy „prawdziwy mistrz". Albo jest mistrz, albo nie. Czy po to aby powiedzieć – ty jesteś „zwykły mistrz”,  a ja „prawdziwy” ? Dziwna ta dialektyka. Trąci Mrożkiem.

Kilka cytatów:„To kolejna różnica pomiędzy mistrzem, a nauczycielem. Nauczyciel nie musi cieszyć się autorytetem - to wynajęta osoba posiadająca określoną wiedzę i potrafiąca tę wiedzę przekazać".To kolejna sprzeczność, bo autor ma tutaj na myśli nauczyciela szkolnego (ale tego nie mówi). „Nauczyciel" zaś to termin szerszy i nie dotyczy tylko pracownika dydaktycznego w szkole. Mistrz tez jest nauczycielem. Nauczycielem (życia) jest rodzic, ksiądz, trener sportowy, telewizja, media - baa ...  mówi się że Kościół, też jest nauczycielem. Nie zgadza się to z podaną wyżej definicją.

"Obojętnie jaka jest to dziedzina, jeśli relacja mistrz - uczeń, ukształtowana jest prawidłowo, to efektem oddziaływań mistrza są kolejni mistrzowie, gotowi osiągać mistrzostwo w każdej innej dziedzinie życia. Mistrzostwo nie jest bowiem właściwością rozumu ale ducha".Zbyt szeroka i teoretyczna interpretacja która nie ma podstaw, dowodów żeby tak twierdzić. Jeśli się mylę - autor mnie nie przekonał i nie dał żadnego przykładu. "Gotowi osiągać mistrzostwo w każdej innej dziedzinie życia". Robiąc szybkie rozeznanie w historii mistrzów (Jezus, Tomasz z Akwinu, Sokrates, Archimedes, Newton, ... - czy oni są w rozumieniu Autora mistrzami ?) i ich uczniów, nie znam żadnego, który by był tak doskonały. Nawet (bliższa ciału koszula) patrząc na mistrzów harcerskich - nie znam takiego o jakim pisze Druh Marek: Andrzej Małkowski (ciągła tułaczka i pasmo klęsk, życie rodzinne dalekie od ideału, ...). Bez przesady myślę że miałby problem ze "zmieszczeniem się" w tej definicji taki harcerski gigant jak  Florian Marciniak, Tomasz Strzembosz, Stanisław Broniewski „Orsza" ...

Czasem bywa tak że „mistrzostwo" przyćmiewa te „inne" dziedziny, nic o nich nie wiemy lub  inne sfery życia są mniej doskonałe. Może jakiś przykład kogo Autor uważa za takiego mistrza - pozwoli na tę śmiałą teorię znaleźć jakiś punkt styczny z życiem.

Wróćmy do pytania, która z zaprezentowanych sylwetek jest Ci bliższa? Jak dokonać tego wyboru? Przede wszystkim trzeba sobie precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie - co jest celem harcerstwa? Mamy obecnie w ZHR dwie różne odpowiedzi na to pytanie".

Kto i kogo zmusza do wyboru, deklaracji ? Na jakiej podstawie Autor sugeruje, że są tylko dwie odpowiedzi (postawy) w ZHR ? Moim zdaniem to uproszczenie i jakieś nieporozumienie. Postaw jest o wiele więcej niż Autorowi się wydaje i niż to sugeruje.

Idąc dalej w naszym toku badania zadanego tematu zobaczmy co na temat „wodza” i „mistrza” mówią nam „święte teksty" harcerskie:

Bi - Pi we „Wskazówkach dla skautmisrzów" - już na samym początku swojej broszurki pisze „Dla zachęty kandydatów na drużynowych chciałbym przede wszystkim usunąć zwykłe nieporozumienie, że dobry drużynowy musi byś jakimś godnym podziwu, wszystkowiedzącym bohaterem (Mistrzem ??). Otóż ani trochę. Trzeba być tylko chłopcem -mężczyzną, to jest:

  1. Trzeba mieć w sobie chłopięcego ducha, umieć przede wszystkim zająć od pierwszej chwili odpowiednie stanowisko wobec swoich chłopców. (wódz ?)
  2. Trzeba rozmieć potrzeby, poglądy (...) chłopięcego życia.
  3. Trzeba działać raczej na poszczególne jednostki, niż na cały zespół zbiorowo. (mistrz ?)
  4. Trzeba umieć wzbudzić ducha wspólnoty pomiędzy chłopcami, aby uzyskać jak najlepsze wyniki (wódz ?)."

Roland E. Philips w „Systemie zastępowym" pisze „Chciałbym zawsze jak najgoręcej zalecić system zastępowy, to znaczy prowadzenie prac w małych, na stałe zorganizowanych gromadkach chłopców, z których każda pozostawałaby pod odpowiednią komendą chłopca - przywódcy". [1]

Oczywiście o wodzostwie, pracy nad sobą, cechach lidera harcerskiego jest mowa w innych miejscach. Aby nie nudzić cytatami -  czy nie oznacza to, że podwaliną skautingu jest mimo wszystko kreowanie postawy wodzowskiej, budowanie autorytetu drużynowego, działanie w grupie ? Gdyby też Autor zechciał zerknąć choć do jednego słownika Jego wątpliwości i dylematy byłyby na pewno mniejsze.

Nawet pobieżnie przeglądając odpowiednie słowniki i leksykony, ukazuje nam się taki, mniej więcej, obraz obu haseł:

  • być wodzem - być przywódcą, być dowódcą, przewodzić, dowodzić, być wyznaczonym na wodza, ogłosić się wodzem, zostać wodzem. Synonimami tego pojęcia są („Słownik synonimów"): dowodzący, szef sztabu, ataman, herszt, dowódca, komendant, zastępowy, grupowy, kapitan, drużynowy.
    Są to cech dotyczące zarządzania, dowodzenia, pełnienia jakiejś funkcji - kierowania jakąś grupą, decydowania. Nawet synonimem „wodza” jest już słowo DRUŻYNOWY.
  • być mistrzem - zdobyć pierwsze miejsce w jakiejś konkurencji, dziedzinie, być osobą dbająca o przestrzeganie jakiegoś ceremoniału, być człowiekiem niedościgniony w jakiejś konkurencji, nauczyciel mający najwyższy stopień wtajemniczenia, człowiek najdoskonalszy w jakiejś umiejętności, człowiek którego obiera się na wzór, swojego nauczyciela.
    Synonimami są np.: nauczyciel, wychowawca, instruktor, mentor, przewodnik, cicerone, przywódca duchowy, ideolog, cywilizator, apostoł, misjonarz, rebe, guru.

Jak widać można zaryzykować stwierdzenie, iż można być (stawać się) mistrzem w byciu wodzem !

Myślę, ze drużynowy (instruktor) wcale nie musi wybierać: czy być mądrym czy pięknym. Ideał do którego zmierzamy to być i pięknym i mądrym zarazem. Bycie wodzem dotyczy tego co na „zewnątrz", działalności społecznej, ról społecznych - jaką jest niewątpliwie bycie drużynowym/instruktorem. Przecież przede wszystkim jest liderem, szefem. Drużynowy dowodzi. To dla tego jest się właśnie instruktorem,  że się stoi na czele innych.Bycie mistrzem dotyczy raczej sfery wewnętrznej, raczej rozwoju wewnętrznego, osobistego. 

Jaki wniosek można wyciągnąć z moich przydługich wywodów ?

Obu cech nie trzeba przeciwstawiać sobie nawzajem, bo są określeniami które się doskonale uzupełniają, a nawet wynikają z siebie. Instruktor powinien być i mistrzem i wodzem. Wodzem bo jest drużynowym (sfera społeczna), ale i mistrzem  - bo jest wychowawcą.

Można być dobrym mistrzem i dobrym wodzem.
Cytuję: „Twórcy skautingu i harcerstwa nie mieli wątpliwości co do tego jaki powinien być cel tworzonego przez nich ruchu i jaki typ sylwetki powinien charakteryzować instruktora. Stąd przyjęło się określenie scautmaster i harcmistrz. Dziś próbuje się jednak odchodzić od tego pierwowzoru".

No właśnie. Wydaje się że Autor trochę się zapędził w uzasadnianiu swoich poglądów. Gdyby bowiem  medytując nad sensem i źródłem słowa „scautmaster"/"harcmistrz" bez wcześniejszej tezy i bez uprzedzenia doszedłby do wniosku że „harc-mistrz" to coś więcej niż mistrz, to specyficzny „mistrz”. Właśnie mistrz od „harców”. Trudno harce robić samemu sobie i przewodzić samemu sobie. „Harcmistrz" (def.  ze wstępu do  „Skautingu dla chłopców" z 1938 r. autorstwa Z. Trylskiego: Angielski „skautmistrz" jest określeniem funkcji - jest to drużynowy lub kierownik grupy. Harcmistrz, jest więc określeniem funkcji w skautingu. Wyraża stosunek do zespołu, grupy, (drużyny  !). Skautmistrz jest całą pewnością wodzem. Nie zwykłym wodzem, ale mistrzem w harcerstwie.

Mamy tutaj ... kompromis. Żadnego kategorycznego wyzwania o które zabiega Autor.
Każdy drużynowy jest wodzem. Nie każdy jest mistrzem. Dobrze jeśli jedno idzie w parze z drugim. Czasem z mistrza wynika to ze ktoś staje się wodzem. Ale często jest odwrotnie: to z wodza rodzi się (skaut) mistrz.

W gronie harcerskim posługujemy się tradycyjnymi i typowo harcerskimi (technicznymi) formułami. Są to na przykład hasła: „drużynowy" - czyli właśnie ktoś kto kieruje się osobiście wysokimi wartościami (daje przykład) i jednocześnie jest wodzem (szefem, liderem, „guru"), "metoda harcerska" - sposób, droga samodoskonalenia i dochodzenia do perfekcji w zarządzaniu. Są to hasła które harcerstwie są znane i przez pokolenia dookreślane i definiowane: „służba", „przygoda”, „gra”, „patriotyzm”, „przykład osobisty”, „braterstwo”, „polegać na słowie harcerza, „puszczaństwo” itd. W harcerstwie mamy bardzo wyraźne definicje tych pojęć. Zawsze też możemy sięgnąć do autorytetów harcerskich.

Wiemy, co to znaczy „dobry drużynowy", „zastępowy", „hufcowy" w harcerstwie, trudno powiedzieć na podstawie artykułu Druha Marka Gajdzińskiego kim jest „Mistrz" harcerski („harcmistrzem" ?). Wiemy, że instruktor to ktoś kto PRZEDE WSZYSKIM pełnił funkcję instruktorską, przewodniczącą (lub współ-przewodniczącą) jakiejś grupie, zespołowi - jednostce (Hufcowy, członek Komendy, komendant, członek komisji, wydziału, naczelnik, itp). Jest to zawsze jakaś działalność odnosząca się do innych. A jeśli jest to funkcja „publiczna", społeczna, organizacyjna to nie może być inaczej żeby instruktor nie korzystał z przymiotów „wodzowskich". Można  obiektywnie ustalić jakim jest wodzem (jak przewodzi), trudno powiedzieć jakim jest mistrzem (duchowym, w odniesieniu do Prawa Harcerskiego, ...?).

Trzymajmy się źródeł ! Dbajmy o to, żeby nie mieszać i zamazywać pojęcia i po swojemu definiować to co zdefiniowane jest. Efektem pomieszania pojęć mogą być metodyczne i ideowe dylematy jakie powstają niepotrzebnie w wielu praktycznych sytuacjach. Przypomina mi się np. sytuacja kiedy to podczas jednego z kursów instruktorskich grupa kursantów (instruktorów) odpracowywała swój pobyt na plebani, co później zostało przez Kadrę kursu nazwane elegancko „służbą” lub dylemat drużynowych jak nazwać żebranie harcerzy przy kasach w hipermarketach przed świętami. Jest to służba, akcja zarobkowa, .... ?  Dla wielu jest to najważniejsze pole służby drużyny.
Owszem, jest to kwestia definicji, ale konsekwencje wychowawcze i metodyczne mogą być bardzo poważne.

Konkludując: jako instruktorzy jesteśmy wodzami. Ale bądźmy mistrzami - wzorami, przykładami. I w tym - zgadam się w zupełności z Autorem.

hm. Rafał Ryszka, Wrocław, w przeszłości Komendant Dolnośląskiej Chorągwi Harcerzy, Szef Szkoły Instruktorskiej Dolnośląskiej Ch.H-rzy, członek Wydz. harcerskiego GKH-rzy, trener Katolickiego Instytutu Zarządzania. Założyciel Wrocławskiego Stowarzyszenia Wychowawców; ojciec Antka i Julki;

 

[1] R.E. Philips; System zastępowy; Warszawa 1995; s. 9;