hm. Marek Gajdziński

Od kilku lat ze środowisk związanych z byłym Naczelnictwem ZHR oraz z byłą, ale też w dużej części obecną, Główną Kwaterą Harcerzy, płyną głosy o potrzebie nadania Związkowi charakteru wodzowskiego i oparciu naszego życia na fundamencie bezwzględnego posłuszeństwa. Opinie te budzą we mnie autentyczne przerażenie. Sądzę, że jako środowisko wychowawców, nie mamy prawa chować głowy w piasek i udawać, że tego nie słyszymy. Zwłaszcza, że postulaty tego typu formułują harcmistrzowie pragnący mieć i nadal jeszcze posiadający, ogromny wpływ na życie naszej organizacji oraz kierunki kształcenia instruktorskiego.

Ostatnim sygnałem potwierdzającym, że w środowisku, tym istnieje silne ideowe przekonanie o prymacie karności wśród wartości jakimi instruktorzy powinni się kierować życiu publicznym i działalności społecznej, jest komentarz zamieszczony pod jednym z artykułów w ostatnim numerze Pobudki. Znajdujemy w nim takie oto credo:

(...) Harcerstwo ma przede wszystkim wychowywać. Kierunki tego wychowania określone są w Prawie Harcerskim. W siódmym punkcie mamy takie wezwanie: harcerz jest posłuszny rodzicom i wszystkim swoim przełożonym. Pierwszym obowiązkiem instruktora jest posłuszeństwo wobec WSZYSTKICH przełożonych.(...)

Uszanuję wolę autora, który pragnął zachować anonimowość. Nie wyjawię jego nazwiska. Chciałbym jednak uniknąć wrażenia, że posługuję się przypadkowym cytatem, zaczerpniętym z wypowiedzi jakieś niedojrzałego, początkującego instruktora. Ujawnię więc, że autor jest zastępcą komendanta jednej z największych chorągwi w ZHR, a Naczelnik powierzył mu ostatnio niezwykle odpowiedzialne i prestiżowe dla całej organizacji zadanie do wykonania. Przepraszam za te enigmatyczne określenia, ale byłoby znacznie prościej, gdyby instruktorzy, piejący peany na cześć posłuszeństwa mieli też odwagę podpisywać się pod głoszonymi poglądami, własnym nazwiskiem. Pragnę, też zapewnić czytelników, że nie jest to pierwsza opinia tego typu, z jaką miałem możliwość się zapoznać. Moje archiwum poczty, gdzie przechowuję korespondencję jaką otrzymywałem od Wielkiej Głównej Kwatery, będąc komendantem chorągwi mazowieckiej, zawiera sporo podobnych wypowiedzi. O tym, że harcerstwo jest albo powinno być organizacją wodzowską słyszałem nawet w kazaniu wygłoszonym przez jednego ze znaczniejszych kapelanów harcerskich - członka Głównej Kwatery.

Myślę, że nie mamy prawa bagatelizować tego postulatu, zwłaszcza, że jest on stawiany na porządku dziennym przez osoby mające spore wpływy w harcerstwie. Może się mylę, ale na podstawie obserwacji wydaje mi się, że jest już nawet kilka miejsc na naszej harcerskiej mapie Polski, gdzie większość instruktorów, hołduje przekonaniu o prymacie posłuszeństwa nad innymi obowiązkami instruktorskimi i obywatelskimi. Porozmawiajmy więc o posłuszeństwie. Ustalmy nasz własny stosunek do problemu, zanim będzie za późno na jakąkolwiek refleksję. Bo gdy ZHR stanie się organizacją wodzowską opierającą swoje działanie głownie na posłuszeństwie, żadne reakcje obronne mogą już nie odnieść pożądanego skutku.

Chcę przedstawić garść przemyśleń na ten temat. Robię to z nadzieją, że osoby które mają jeszcze jakieś wątpliwości, uzyskają nowy materiał do zastanowienia się.  Może odezwą się zwolennicy, krytykowanego przez mnie poglądu z jakimś merytorycznym uzasadnieniem swoich tez.

A więc pomyślmy! Weźmy się najpierw za ideową stronę zagadnienia.

Jeżeli posłuszeństwo jest pierwszym obowiązkiem instruktora, a jego postawa ma być wzorcem osobowym w wychowaniu harcerskim, to ciekaw jestem dlaczegoż to, przekonaniu temu nie towarzyszy postulat zmiany Prawa Harcerskiego? Dlaczego to, o najważniejszych powinnościach mówi się dopiero w punkcie siódmym? Niechże nasz harcerski wzorzec ideowy zacznie wreszcie przystawać do postulowanych wzorców osobowych, z których harcerze mają czerpać przykład. Skoro ma to być pierwszy obowiązek, to dla „czystości wychowania" rozumianej jako zgodność postawy z deklarowanymi wartościami, powinniśmy dokonać bardzo istotnych przewartościowań w naszym podstawowym dokumencie ideowym.

Proponuję.

  1. Harcerz jest posłuszny wszystkim swoim Przełożonym.
  2. W razie jakichkolwiek wątpliwości, patrz Punkt Pierwszy.

To w zupełności wystarczy.
Jakaż to prosta synteza nowej harcerskiej ideologii. Jakże prosty przekaz wychowawczy. Wystarczy wpoić młodym ludziom cnotę posłuszeństwa i o resztę możemy być spokojni. Chcemy, żeby żarliwie wierzyli w Boga  - wyda się rozkaz. Chcemy żeby pełnili służbę społeczną - wyda się polecenie służbowe. Chcemy aby kochali i szanowali przyrodę - wyda się zarządzenie, i tak dalej. Wystarczą dwa punkty zamiast dziesięciu. Jakie to proste! Że też ludzkość, do tej pory na to nie wpadła!

Jak to nie wpadła? Ależ owszem! To przecież nic nowego! Nie jest to żaden historyczny przełom w światowej pedagogice! Tego epokowego odkrycia dokonano już w początkach ubiegłego wieku. Ową nowatorską myśl pedagogiczną praktykowano na ogromną skalę w Rosji i w Niemczech, i to z rewelacyjnymi wynikami. Zgodnie z zamierzeniem, wychowano w ten sposób setki milionów obywateli państw, nowego totalitarnego typu. Obywateli zdolnych do realizacji najśmielszych planów swoich wodzów i gotowych do najwyższych poświęceń w imię posłuszeństwa. Dziś byłaby to klasyka światowej pedagogiki, gdyby nie kontrrewolucja sił starego chrześcijańskiego porządku świata.

O tym jakie były efekty wychowania opartego na fundamencie posłuszeństwa, współcześni wychowawcy mogą sobie poczytać w opracowaniach historycznych. Choć nie tylko. Najbardziej dociekliwi mogą na własne oczy obejrzeć te efekty jeszcze w kilku odosobnionych miejscach na świecie - choćby w Korei Północnej. Proponuję zatem rozważyć pomysł aby odprawy Wielkiej Głównej Kwatery Harcerzy organizować nie w Londynie ale właśnie Phenianie lub Hawanie. Może dotychczasowi piewcy wodzowskiego charakteru organizacji nabiorą jakiś wątpliwości gdy na miejscu popatrzą sobie na efekty postulowanego przez nich modelu wychowania. No i gdyby im się to jednak spodobało, mieliby możliwość pozostać w wymarzonym raju, gdzie nie trzeba myśleć i samemu decydować,  bo wystarczy jedynie wykonywać czyjeś rozkazy.

Przepraszam za ten sarkastyczny ton. Ale człowiek, który doświadczył na własnej skórze życia w identycznie zorganizowanym społeczeństwie, ma prawo reagować alergicznie na podobne pomysły.

Piszę te słowa 13 grudnia, w 25 rocznicę ostatniej w Polsce próby przywrócenia kształtu państwa i modelu wychowania opartego na cnocie posłuszeństwa. W związku z tym zbiera mi się na wspomnienia. Oszczędzę ich jednak czytelnikom. Zapewniam, że nie są przyjemne. Wspomnę tylko, że patriotyczna aktywność całego mojego pokolenia, w wyniku której mamy dziś Wolną Polskę i prawdziwe harcerstwo, oparta była na zasadzie obywatelskiego nieposłuszeństwa. Z obrzydzeniem myślę o moich peerelowskich przełożonych i ówczesnych zethapowskich „wodzach". Szczycę się tym, że nie wykonywałem ich rozkazów, ale miałem odwagę kierować się własnym rozumem i sumieniem.

No właśnie - sumienie. Zatrzymajmy się przy tym na chwilę.

Ciekaw jestem, jak instruktorzy, którzy twierdzą, że pierwszym obowiązkiem harcerza jest posłuszeństwo, tłumaczą sobie, czemu to cnota posłuszeństwa i nakaz karności zostały umieszczone w naszym Prawie Harcerskim dopiero w siódmym punkcie? Jaki to zamysł towarzyszył twórcom idei harcerskiej? Jakie wskazówki napotykamy wcześniej?

Harcerz sumiennie spełnia swoje obowiązki.

Jakie to obowiązki ma harcerz? Gdyby pierwszym jego obowiązkiem było posłuszeństwo rodzicom i wszystkim przełożonym, to pozostałe punkty prawa nie byłyby już potrzebne. Człowiek nie musiałby mieć tego typu drogowskazu życiowego. Będąc bezwzględnie posłusznym wystarczyłyby mu wskazówki płynące „z góry". Może więc, dla harcerza, źródłem obowiązku nie jest polecenie przełożonego ale płynąca z serca wola podążania ku ideałom? Może obowiązki powstają wtedy, kiedy człowiek zapragnie żyć wedle Prawa Harcerskiego i służyć wartościom jakie to prawo odzwierciedla? Może człowiek, który chce pełnić służbę Bogu, Polsce i bliźnim sam powinien sobie wyznaczać obowiązki, a nie biernie czekać, aż ktoś mu je wskaże palcem? Jestem głęboko przekonany, że właśnie tak należy to rozumieć. Inaczej słowa „mam szczerą wolę" i „służba" pozostałaby czczym frazesem.

A co to znaczy słowo „sumiennie"? Dziś, w potocznym rozumieniu znaczy to; starannie, skrupulatnie, rzetelnie. Ale sto lat temu, kiedy tworzono Prawo Harcerskie znaczyło to przede wszystkim „zgodnie z sumieniem".  Więc może, te wszystkie punkty prawa są wskazówką dla sumienia? Może wskazują pewien zbiór wartości sugerując przy tym dyskretnie pewną ich hierarchię? Jeśli tak, to harcerz powinien samodzielnie decydować o tym, jak będzie swoje obowiązki wykonywał, kierując się przy tym, przede wszystkim, własnym systemem wartości.

Nasuwa się więc pytanie, co ma począć harcerz, albo obywatel, kiedy polecenia jego przełożonych, nakazują mu podejmować działania sprzeczne z wyznawanymi przez niego wartościami?

Moja odpowiedź na to pytanie zdenerwuje zwolenników organizacji wodzowskiej i poglądu, że pierwszym obowiązkiem instruktora jest posłuszeństwo. Jeśli nasze harcerskie ideały traktujemy poważnie, to bez wątpienia, harcerz, który zostanie postawiony w takiej sytuacji powinien odmówić wykonania polecenia. Gdybyśmy inaczej rozumieli wskazania płynące z Prawa Harcerskiego i uznawali prymat posłuszeństwa, tym samym kierowalibyśmy naszych harcerzy na drogę prowadząca wprost do miejsca, w którym znaleźli się zbrodniarze hitlerowscy czy mordercy księdza Jerzego. Wszystkich ich, na ławie oskarżonych łączyło takie samo zaskoczenie. Jak można sądzić i skazywać ludzi, którzy skrupulatnie wykonywali rozkazy swoich przełożonych? Gdybyśmy w ten sposób mieli wychowywać, byłbym pierwszy, który domagałby się likwidacji takiego harcerstwa.

W Prawie Harcerskim nie bez przyczyny, aż dwukrotnie znajdujemy odwołanie do etosu rycerskiego. Do tego nawiązuje też określenie „harcerz". Prawo Harcerskie jest niczym innym jak współczesną odmianą kodeksu rycerskiego. Od naszych wychowanków oczekujemy przede wszystkim, aby kiedy będą dorośli, jako obywatele, przedsiębiorcy, pracownicy, politycy i działacze społeczni, w życiu publicznym kierowali się nakazami tego właśnie kodeksu.

Zapewne bardzo się zdziwią piewcy posłuszeństwa, jeśli dowiedzą się skąd się wzięła legenda Zawiszy Czarnego uznawanego obecnie w Polsce, a u schyłku średniowiecza także w całej chrześcijańskiej Europie, za wzór cnót rycerskich. Czy może podziwiano go za karność i posłuszeństwo? Jaka jest geneza słynnego „na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy"?

Zygmunt Luksemburczyk mawiał, że jeden Zawisza wart jest tysiąca zbrojnych rycerzy wraz ze swoimi orszakami. Kiedy w Bitwie pod Gołąbcem, wojska tureckie zmusiły rycerstwo krzyżowe do odwrotu, to właśnie Zawiszy Czarnemu powierzono dowodzenie wojskiem, które miało ten odwrót osłaniać. Komu można było zlecić tak niebezpieczną i odpowiedzialną misję, od której zależały losy całej wyprawy, jak nie rycerzowi, na którym zawsze można było polegać? Gdy już Zygmunt Luksemburczyk, wraz ze swoimi siłami głównymi przeprawił się bezpiecznie na lewy brzeg Dunaju, wysłał łódź po Zawiszę, który po drugiej stronie rzeki, wraz ze swoimi żołnierzami, nadal zaciekle walczył z naporem potęgi sułtana Murada I. Przyszły cesarz, kategorycznie nakazał Zawiszy Czarnemu pozostawić niedobitki wojska i przeprawić się łodzią w bezpieczne miejsce. Nie miał zamiaru tracić tak cennego rycerza. Co zrobił Zawisza Czarny? Czy wykonał ów rozkaz? Oczywiście, że nie! Gdyby to zrobił, zaprzeczyłby wartościom, którym całe życie służył. Zawisza wybrał lojalność wobec podwładnych. Rycerz nie opuszcza towarzyszy w potrzebie, nie ucieka z pola bitwy, nawet na rozkaz tak potężnego władcy. Człowiek będący chlubą chrześcijańskiego rycerstwa oddał życie w nierównej walce, by dać świadectwo wierności wyznawanym przez siebie ideałom. Zawisza Czarny cieszył się wielką europejską sławą jeszcze za życia. Był niepokonany w turniejach rycerskich, wykazał się odwagą w wielu bitwach, był wytrawnym dyplomatą, ale nieśmiertelną sławę zyskał sobie dopiero kiedy odmówił wykonania haniebnego rozkazu - gdy wierność danemu słowu przedłożył ponad cnotę posłuszeństwa. Kodeks rycerski znacznie bardziej kategorycznie niż dzisiejsze Prawo Harcerskie nakazywał posłuszeństwo wobec władcy, ale wskazywał też wiele innych, znacznie ważniejszych wartości. Tak to rozumiał Zawisza Czarny, którego uznajemy dziś za wzór cnót rycerskich i przywołujemy w Prawie Harcerskim. Miejmy nadzieję, że środowisko instruktorskie, które wmawia nam, że naszym pierwszym obowiązkiem ma być posłuszeństwo, zechce z tego wyciągnąć wnioski.  

Porozmawiajmy teraz o pragmatycznej stronie zagadnienia.

Kiedy pod koniec lat 80-tych wspólnie marzyliśmy o niezależnej organizacji harcerskiej, to jedną z ważniejszych potrzeb, jaką chcieliśmy w ten sposób zrealizować, była potrzeba znalezienia się wreszcie w sytuacji, gdzie z czystym sumieniem będziemy mogli okazywać posłuszeństwo swoim harcerskim przełożonym.  Rozumieliśmy, że jest to niezwykle ważna potrzeba wychowawcza zwłaszcza w odniesieniu do młodzieży wychowywanej dotąd jedynie w atmosferze buntu i upadku wszelkich autorytetów. Była to też nasza własna potrzebna psychiczna - móc wreszcie stanąć na baczność przed przełożonym, zasalutować i krzyknąć - Tak jest druhu Harcmistrzu! Chcieliśmy w ten sposób odreagować naszą młodość pozbawioną dotąd możliwości uczciwego podporządkowania się czyjemuś przywództwu w oficjalnych przejawach życia społecznego.

Chęć odreagowania często prowadzi do przesady. My możemy być jednak dumni z tego, że w początkowych latach istnienia związku, większość instruktorów potrafiła, w tej sytuacji, zachować zdrowy umiar. ZHR był wtedy organizacją gdzie namawiano wychowawców by przede wszystkim kierowali się wyznawanymi przez siebie wartościami i własnym sumieniem Regulaminy przybierały szczątkową formę pozostawiając instruktorom szerokie pole aktywności i niczym nie skrępowanej inwencji. Nie byliśmy organizacją wodzowską ale w pełni demokratycznym stowarzyszeniem aktywnych i pełnych twórczej inwencji wychowawców. A mimo to, w Związku panowała dyscyplina, której moglibyśmy dziś tylko pozazdrościć. Tylko, że dyscyplina organizacyjna opierała się na w pełni uświadomionej wspólnocie celów i prawdziwym autorytecie członków władz, a nie na regulaminowym wymuszeniu posłuszeństwa.

Ci, którzy tego umiaru nie potrafili zachować, z własnego wyboru znaleźli się poza ZHR. Atmosfera jaka panowała w naszym Związku zupełnie im nie odpowiadała. Uznawali ją za zbyt „liberalną". Tworzyli inne struktury, w których punkt ciężkości przesunięty był w kierunku porządku regulaminowego i bezwzględnego posłuszeństwa. Struktury te nie przetrwały jak widać próby czasu. Myślę, że w dużej mierze, z tego właśnie powodu. Nie trzeba tęgiej głowy, aby dostrzec zależność pomiędzy ślepym posłuszeństwem, a utratą motywacji do pracy i inwencji twórczej wśród podwładnych. Kiedy w życiu organizacji, a tym bardziej w procesie wychowania, na pierwszy plan wysuwa się cnotę posłuszeństwa, z czasem, w polu oddziaływania pozostaje głownie element nazywany w totalitarnej Polsce „BMW  - Bierny, Mierny ale Wierny". Nawet najbardziej genialny wódz, nie jest w stanie, na dłuższą metę, osiągać sukcesów  opierając się na typu podwładnych. Jest to podstawowa przyczyna, dla której żaden totalitarny twór organizacyjny (nawet imperium) nie ma szans w uczciwej konkurencji ze światem gdzie na pierwszym miejscu stawia się Wolność Człowieka rozumianą jako swoboda działania w zgodzie z wyznawanymi wartościami i własnym sumieniem.

Wolność, wyzwala w ludziach wysokie aspiracje i potrzebę aktywności. Społeczność szanująca wolność, złożona z takich właśnie jednostek stawiających sobie wysokie wymagania i gotowych do samorzutnego podejmowania odpowiedzialnych obowiązków, jest w stanie tworzyć cuda. Naszym harcerskim zadaniem jest wychować takich właśnie Wolnych Ludzi, przysporzyć Polsce aktywnych i uczciwych obywateli, zdolnych do samodzielnego kierowania się w swoim życiu wartościami wynikającymi z Prawa Harcerskiego, a nie jedynie posłuszeństwem. Tak rozumieli swoją rolę twórcy harcerstwa. Tak rozumieliśmy ją my tworząc ZHR. Jestem przekonany, tak też powinniśmy rozumieć ją dzisiaj.

Nie chciałbym aby czytelnik odniósł wrażenie, że namawiam do anarchii, albo że uznaję karność za coś z gruntu złego. Wręcz przeciwnie. W każdej grupie ludzi, która stawia przed sobą konkretne zadania do wykonania, potrzebne jest i przywództwo i posłuszeństwo. Tylko tak można działać sprawnie i skutecznie w zespole. Ale przecież, na naszych sztandarach wypisujemy hasło „Honor", a nie „Skuteczność"! Są więc granice posłuszeństwa. Gdybyśmy zaczęli skuteczność cenić wyżej niż honor, bardzo szybko doszli byśmy do wniosku, że „cel uświęca środki".  Tymczasem nie tylko etyka, ale także namacalne historyczne doświadczenie ludzkości  pokazuje, że kierowanie się tą zasadą zawsze, w ostateczności, prowadzi na manowce. Nieetycznymi środkami można skutecznie realizować tylko podłe cele. Jeśli zaś stawiamy przed sobą cele szlachetne, a takie chyba stawiamy sobie w harcerstwie, to warunkiem skutecznego ich osiągania jest zastosowanie szlachetnych metod.

Tę ostatnią myśl dedykuję pod rozwagę szczególnie instruktorom związanym z byłą Główną Kwaterą Harcerzy i byłym Naczelnictwem ZHR. Za chwilę postaram się pokazać mechanizm, który sprawia, że środowiskach kierowanych przez osoby przeświadczone o tym, iż mają prawo oczekiwać od swoich podwładnych bezwzględnego posłuszeństwa, musi dojść do demoralizacji. Instruktorzy młodszego pokolenia mogą nie znać realiów życia w totalitarnej Polsce. Posłużę się więc przykładem wziętym z naszego własnego podwórka, przy czym warto pamiętać, że zjawiska, o których będzie mowa mają bardzo uniwersalny charakter i zachodzą, w sposób bardzo podobny, wszędzie tam, gdzie w kręgach władzy powstaje szczególne przeświadczenie o wyjątkowej, rewolucyjnej misji do spełnienia.

Poczucie takiej właśnie rewolucyjnej misji towarzyszyło byłym władzom ZHR. Był to projekt radykalnych zmian ideowych i metodycznych. Nie ma tu miejsca na jego szczegółową charakterystykę. Pobudka dyskutuje, z tym projektem od początku swego istnienia. Hasłowo miał on polegać na nadaniu organizacji profilu narodowo - katolickiego, aktywnym zaangażowaniu się w działalność polityczną po stronie sił najbliższych programowi endeckiemu i zawężeniu sfery oddziaływania wychowawczego do agitacji politycznej oraz wychowania religijnego. Za postulatami w sferze ideowej szły propozycje metodyczne czerpiące inspirację z dorobku Hufców Polskich. Można by je sprowadzić do dwóch głównych kierunków: nadaniu drużynom, charakteru wyznaniowych wspólnot modlitewnych oraz szczególnym uwypukleniu oddziaływania bezpośredniego w formie lektur, kazań, rekolekcji, medytacji i oczywiście modlitwy.

Owa rewolucja w sferze ideowej i metodycznej nie znalazła jednak w środowisku instruktorskim ZHR wystarczającego zrozumienia i poparcia. Mam nieodparte wrażenie, że owa całkowicie niezrozumiała dla mnie tęsknota za bezwzględnym posłuszeństwem pojawiła się wtedy, gdy promotorzy tych zmian, zdali sobie sprawę, że nie mają wystarczających, merytorycznych argumentów uzasadniających próbę odejścia od dotychczasowych celów i metod wychowania. Skoro duża część instruktorów nie akceptowała celów wskazywanych im przez przełożonych, to trudno było oczekiwać po nich zgodnej i harmonijnej współpracy wynikającej z pobudek wewnętrznych. W takiej sytuacji mogła pojawić się pokusa zdania się na czynniki zewnętrzne takie jak przymus organizacyjny i nakaz posłuszeństwa. Tyle, że instruktorów trzeba przekonać do podjęcia proponowanych im zadań, a nie zmuszać. Rozkaz nie zastąpi argumentów. Nikogo się w ten sposób nie przekona. W dodatku, na instruktorach harcerskich trudno jest cokolwiek wymusić, przynajmniej dopóki udział w naszym ruchu jest dobrowolny. A nawet gdyby, jakimś cudem, udało się jednak jakąś grupę przymusić do podjęcie określonych działań, to ich efekty byłyby więcej niż mierne. Z wymuszonej aktywności słaby jest pożytek, bo jak mówi mądrość ludowa „z niewolnika nie da się zrobić pracownika".

Jest wielce prawdopodobne, że nasi byli „wodzowie", widząc słabe efekty w realizacji zaplanowanej transformacji, popadli we frustrację i z braku innych argumentów, zaczęli pogrążać się w coraz większą obsesję na punkcie posłuszeństwa. Zaczęto coraz bardziej natarczywie promować wodzowski charakter organizacji i wymuszać posłuszeństwo na swoich podwładnych, nierzadko sięgając po metody dalekie od braterstwa. Wymóg posłuszeństwa rozciągnięto na sferę poglądów. Już sama próba podejmowania dyskusji na temat przekazu ideowego, pomysłów metodycznych czy zarządzeń władzy, traktowana była jako akt niesubordynacji. Starano się ograniczać wszelkie pola wymiany poglądów, a w końcu posunięto się nawet do wprowadzenia cenzury. Usiłowano dyskredytować instruktorów przeciwstawiających się zarządzonej odgórnie rewolucji, a szczególnie opornych planowano i próbowano usuwać ze Związku. W konsekwencji, środowisko instruktorskie zostało bardzo silnie skonfliktowane. Ostatnim etapem eskalacji tych działań były czynności ocierające się o przestępstwo: fałszerstwa, oszczerstwa, próby zastraszania, a wreszcie manipulacje wyborcze i łamanie zasad statutowych - byle tylko utrzymać się przy władzy i móc w ten sposób kontynuować swoją rewolucję. A usprawiedliwieniem był, jakżeby inaczej, szczytny cel, któremu to wszystko miało służyć.

Pora na uogólnienie. W społeczności, od której władze oczekują przede wszystkim posłuszeństwa, zachodzi zawsze, podobnie przebiegające zjawisko demoralizacji. Dochodzi do niej najpierw w kręgach władzy. Kierowanie tak zorganizowaną społecznością rodzi pokusę pójścia na łatwiznę. Skoro nie trzeba nikogo przekonywać, to po co się wysilać. Wyda się rozkazy. Będzie się współpracować z tymi, którym wpojono co jest ich pierwszym obowiązkiem, a opornych się wyeliminuje. W ten sposób dochodzi do stosowania nieetycznych, a często nawet zbrodniczych metod. W drugiej kolejności demoralizacja dotyka, tych, którzy uwierzyli w szczytny cel lub podporządkowali się rozkazom. Skoro Posłuszeństwo cenione jest wyżej niż Honor, Prawda i Uczciwość, prędzej czy później musi dojść do powszechnego obniżenia się standardów etycznych. Każdy organizm społeczny, który wchodzi na tę drogę, zmierza wprost ku katastrofie. A jeżeli, opisane tu zjawisko zachodzi w organizacji, której celem jest wychowanie, szkody są zwielokrotnione. Wychowankowie podlegający tego typu oddziaływaniom przenoszą swoje chore postawy w dorosłość i zarażają nimi coraz szersze sfery życia społecznego.    

No i pozostaje pytanie czy jest to rzeczywiście skuteczny sposób organizacji życia społecznego? Argument bezwzględnego posłuszeństwa może być przydatny w organizacjach mających bardzo konkretne zadania do wykonania. Na pewno w wojsku, w partiach politycznych i w pewnym zakresie również w biznesie, ale tylko w odniesieniu do niewykwalifikowanych pracowników wykonujących najprostsze prace fizyczne. Nigdy zaś w harcerstwie, którego celem jest wychowanie. Żaden instruktor nie będzie wychowywał harcerzy w sposób narzucony rozkazem. Wychowywać, a zwłaszcza wychowywać przez przykład osobisty, można tylko i wyłącznie w zgodzie z własnymi przekonaniami. Natomiast, ci którzy ulegną presji i na pierwszym miejscu postawią nakaz posłuszeństwa, nie będą w istocie wychowywać ale demoralizować. Tak więc harcerstwo, nie może być organizacją wodzowską opartą na posłuszeństwie w tej warstwie, w której jest stowarzyszeniem instruktorów. Tu musi panować atmosfera i muszą obowiązywać zasady, wedle których zorganizowany był ZHR w pierwszych latach swego istnienia. Organizacja instruktorska ma być PARTNERSKA, a nie wodzowska.

Jeśli zaś chodzi o tę warstwę organizacyjną, w której oddziałujemy wychowawczo na harcerzy  - mam na myśli drużyny - to nikt, kto zna i czuje metodę harcerską, nigdy nie powie, że rozkaz może mieć tu jakiekolwiek zastosowanie. Jedna z kardynalnych zasad wychowania harcerskiego mówi o oddziaływaniu od wewnątrz. Nie będę tego wątku rozwijał, bo jestem przekonany, że przytłaczająca większość czytelników Pobudki, doskonale wie czym się różni musztra od wychowania. W chwili, kiedy drużynowy zaczyna wymuszać coś na harcerzach przy pomocy rozkazu, gdy jako argumentu używa nakazu posłuszeństwa, powinien zostać odwołany. Oznacza to bowiem, że nie ma już żadnych innych argumentów i że jako wychowawca jest bezsilny. Także tu, harcerstwo nie jest i nie powinno być „organizacją rozkazodawczą", jak to się nadal, gdzie niegdzie, tłumaczy na kursach instruktorskich.

Zatem, ani w sferze organizacyjnej, ani w sferze metodycznej, ani tym bardziej, w sferze ideowej, posłuszeństwo nie może być stawiane na pierwszym miejscu. 

Prawo Harcerskie wskazuje ideał wychowawczy, do którego wszyscy powinniśmy zmierzać. Ci, którzy podążają za tym drogowskazem, posiadają dość podobną hierarchię wartości. Niechaj każdy z nas zada sobie sam pytanie, jakie miejsce zajmuje w niej posłuszeństwo? Czy rzeczywiście jest to nasz „pierwszy obowiązek"?

Marek Gajdziński