Od redaktora naczelnego Pobudki: Mam świadomość, że teksty historyczne nie cieszą się szczególnym zainteresowaniem naszych czytelników, mimo to POBUDKA stara się je regularnie publikować. Po pierwsze dlatego, że jeżeli nie my, to kto? Część redakcji to weterani, takie „zworniki" między dawnymi a nowymi laty, dla nas to nie historia, co najwyżej wspomnienia, ale też dajemy gwarancję, że publikowane teksty napisane są rzetelnie, bo znamy te sprawy nie z książek lub opowiadań, a z własnych doświadczeń. Po drugie - czy to tylko historia, czy też ważna część naszej, zethaerowskiej tożsamości? „Narody tracąc pamięć, tracą życie" - mówił drugi Marszałek Odrodzonej Rzeczypospolitej, Francuz Ferdinand Foch - zapewne dotyczy to także harcerstwa.  

hm. Jerzy Bukowski HR

Czytając w Instytucie Pamięci Narodowej materiały, jakie zgromadziła na mój temat Służba Bezpieczeństwa PRL, z dużym rozbawieniem zapoznałem się ze sporządzoną z ogromnym nakładem środków operacyjnych dokumentacją, opisującą istotne zagrożenie dla porządku publicznego, jakim miały być organizowane przez mnie w latach 80. ubiegłego wieku ogniska harcerskie pod kopcem Józefa Piłsudskiego na krakowskim Sowińcu.

 

Rozbawienie wynikało z określania przez bezpiekę tych ognisk jako nielegalnych, przy jednoczesnym ubolewaniu funkcjonariuszy, że brali w nich niekiedy udział przedstawiciele Komendy Chorągwi Krakowskiej ZHP. W dodatku uczestniczyło w tych spotkania po kilkaset osób, a ogłoszenia o terminach i miejscach zbiórek wisiały na jak najbardziej legalnych tablicach informacyjnych wielu szczepów, czyli po prostu na szkolnych korytarzach. Na czym polegała więc ta nielegalność?

Ale niech tam, w końcu bepieczniacy jakoś musieli uzasadniać swoje istnienie i wnioski o premie, podnosili więc alarm, ilekroć pod polską Mogiłą Mogił zasiadali w kręgu ognia młodzi ludzie w harcerskich mundurach. Aby napisać sprawozdanie z takich zagrażających ustrojowi imprez nie trzeba było mieć nawet tajnych współpracowników wśród skautowej braci, wystarczyło poczytać ogłoszenia w szkołach albo dowiedzieć się o nich od nauczycieli, z których wielu uznawało za swój obowiązek powiadamiać o takich bezeceństwach kuratorium, a może i wprost SB.

Skoro jednym z powodów założenia mi przez bezpiekę kwestionariusza ewidencyjnego o pięknej nazwie "Marszałek" (przekształconego później w sprawę operacyjnego rozpoznania o tym samym kryptonimie) było prowadzenie wiernych przedwojennym ideałom harcerskich druhen i druhów z "Żurawi", "Zielonej Trójki", "Wichrów", "Wierchów", "Huraganu", "Słowików", "Dąbia", "Harnasi", "Słonecznych Dróg", "Srebrzystych Ptaków" oraz wielu innych krakowskich szczepów pod kopiec Piłsudskiego, niechaj odżyją na łamach "Pobudki" wspomnienia tamtych lat. To, co wydawało nam się wówczas zupełnie naturalne i leżące całkowicie poza zainteresowaniami komunistycznych tajnych służb, jawi się dzisiaj jako czyny niemal heroiczne. Ale nie dajmy się zwariować i nie nośmy z tego powodu harcerskich głów za wysoko, bo trzeba odróżniać uzasadnioną dumę od zawsze szkodliwej pychy.

Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 70. (wcześniejszych nie ogarniam instruktorską pamięcią), kiedy dobrym obyczajem kultywujących przedwojenne ideały służby Bogu, Polsce i bliźnim środowisk harcerskich Krakowa stało się organizowanie obrzędu Przyrzeczenia u stóp Mogiły Mogił, zawierającej ziemie z ponad 3500 zroszonych polską krwią miejsc bitew i kaźni. Odbywało się to najczęściej 11 Listopada, by data wykreślonego przez komunistów z kalendarza PRL Święta Niepodległości nie poszła w młodym pokoleniu w zapomnienie. Zastępy i drużyny schodziły się gwiaździście pod kopiec, zapalano ognisko i padały słowa roty Przyrzeczenia Harcerskiego. Będąc komendantem "Żurawi" i wnukiem legionisty, natychmiast włączyłem mój szczep w tę znakomitą tradycję.

Wszystko odbywało się legalnie, aczkolwiek w atmosferze pewnej tajemniczości, potęgowanej szybko zapadającym późnojesiennym zmierzchem i blaskiem pochodni, znaczących wspinaczkę harcerek i harcerzy na kompletnie zdewastowany kopiec. Całości dopełniała gawęda, poświęcona obrońcom granic Rzeczypospolitej z okresu I i II wojny światowej, ze szczególnym uwzględnieniem czynu legionowego Józefa Piłsudskiego.

22 marca 1981 roku pod Mogiłą Mogił pojawiły się w pełni wiosennego dnia harcerskie patrole (głównie ze "Słowików", "Zielonej Trójki" i "Żurawi" - jeśli pominąłem jakiś szczep, przepraszam), pełniąc służbę podczas pierwszej po II wojnie światowej oficjalnej uroczystości sypania kolejnych ziem w zbocza kopca. Ceremonię zorganizował Obywatelski Komitet Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego przy Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Krakowa, a honorowymi gośćmi byli legioniści z jednym z ostatnich żyjących przedwojennych generałów - Mieczysławem Borutą-Spiechowiczem na czele. To wtedy wypowiedział on słynne słowa: "Już świta!"

Zauroczony wspaniałą, patriotyczną atmosferą, jakże pasującą do harcerskich ideałów wychowawczych, postanowiłem wstąpić do Komitetu, by wspomóc jego społeczny wysiłek przy odnowie Mogiły Mogił harcerskimi siłami. Powitano mnie z radością, ponieważ skupiającemu głównie starszych ludzi gronu zapaleńców brakowało rąk do pracy, a także asysty młodzieży na uroczystościach, przygotowywanych przez Komitet.

W taki oto sposób stałem się przedmiotem żywego zainteresowania SB jako łącznik pomiędzy kombatantami, a najmłodszym pokoleniem ludzi, pragnących włączyć się w pracę niepodległościową. Kopiec zaroił się bowiem wkrótce młodymi dziewczętami i chłopcami, z harcerską piosenką na ustach napełniającym i pchającymi taczki, uklepującymi łopatami zrujnowane zbocza, odsłaniającymi spod zwałów ziemi asfaltowe ścieżki. Starałem się, aby w każdy weekend jakaś drużyna z krakowskich hufców ZHP (głównie z Krowodrzy i Śródmieścia) przysyłała na Sowiniec jak najwięcej swych członków.

Równolegle dawaliśmy o sobie znać w trakcie rocznicowych i patriotycznych ceremonii. Krakowski Krąg Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego uznał tę działalność za bardzo pożyteczną i ważną dla pokazania społeczeństwu, że hołdujący przedwojennym zasadom harcerze potrafią konkretnie, twórczo i systematycznie wesprzeć niezwykle aktywny pod Wawelem ruch niepodległościowy.

W przeddzień Święta Niepodległości w 1981 roku przygotowałem pod kopcem apel poległych i ognisko z udziałem kombatantów, członków Komitetu oraz małopolskiej "Solidarności", a także z harcerskimi władzami, które w pełni popierały moje działania w tej materii. 11 Listopada spotkał mnie ogromny zaszczyt - jako jedna z kilku osób przemawiałem w imieniu harcerstwa na wiecu patriotycznym przy Grobie Nieznanego Żołnierza, domagając się m.in. przywrócenia korony orłu w polskim godle narodowym.

Od tej pory nie było w Krakowie dużej imprezy patriotycznej, która nie byłaby "obstawiana" przez coraz liczniej włączające się w te akcje szczepy. Musiało to budzić zrozumiały niepokój SB z uwagi na udział w tych działaniach wielu ich figurantów, ale ponieważ nie robiliśmy nic nielegalnego, więc trudno było wyciągać wobec nas jakieś konsekwencje, zwłaszcza że po części sprzyjały nam komendy wymienionych hufców.

To antykomunistyczne rycie w ziemi i w świadomości kolejnych pokoleń harcerskich nie ustało w stanie wojennym. Co więcej, wciągnąłem do zbożnej pracy przy odnawianiu kopca środowiska pokihamowskie z całej Polski, a kiedy powstały zaczątki niejawnego Ruchu Harcerskiego Rzeczypospolitej (po papieskiej pielgrzymce z 1983 roku, na której po raz pierwszy pokazaliśmy rodakom sprężystość działania w ramach Białej Służby), niemal rytuałem stało się odwiedzanie Mogiły Mogił przez przyjeżdżające do Krakowa zastępy, drużyny, szczepy.

Oprócz spotkań z kombatantami i działaczami antykomunistycznego podziemia (wywołujących niewątpliwie największe zainteresowanie bezpieki), ognisk i gier polowych w znakomitym do takich harców Lesie Wolskim, druhny i druhowie z wielu miast zakasywali rękawy mundurów i chwytali za łopaty, kilofy, ubijaki, taczki. Żartowaliśmy wówczas, że każda taczka ziemi, wywieziona na szczyt kopca to kolejny gwóźdź do trumny komunizmu.

Władze ZHP nie patrzyły na te działania z entuzjazmem, ale też nie blokowały ich. Doszło nawet do tego, że Komenda Hufca Krowodrza (której byłem wtedy członkiem ku - widocznemu w raportach, pisanych przez funkcjonariuszy do KE "Marszałek" - zdumieniu SB) zleciła mi przygotowanie dwudniowego zlotu tegoż Hufca pod kopcem. U jego stóp stanęły namioty, a legioniści nie mogli się nadziwić, jak wielu młodych ludzi chce nie tylko słuchać ich wspomnień, ale także z najwyższym szacunkiem dotknąć orderów, nadanych przez prezydentów II Rzeczypospolitej.

Kiedy w 1986 roku objąłem przewodnictwo Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego, postarałem się zintensyfikować udział harcerek i harcerzy w przy renowacji Mogiły Mogił. Wykorzystywałem do tego "Ruchowe" kontakty, a także biuletyn Krajowego Duszpasterstwa Harcerek i Harcerzy "Czuwajmy", którego redaktorem naczelnym byłem w latach 1985 - 1987.

Tak oto wyglądało zagrożenie porządku publicznego poprzez obecność harcerstwa pod kopcem Piłsudskiego, w królewskiej katedrze na Wawelu, przy Grobie Nieznanego Żołnierza na placu Matejki. To, co my robiliśmy z potrzeby serca, bezpieka traktowała jako działalność wrogą ustrojowi i zapewne miała sporo racji, chociaż zawsze dbaliśmy (instruktorzy RHR), aby trzymać się z daleka od wszelkich w pełni nielegalnych akcji, by nie narażać naszych podopiecznych na represje.

Jeśli zasłużyliśmy na troskliwą opiekę funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB, to dlatego, że nasza praca wychowawcza szła całkowicie w poprzek oczekiwaniom politycznych nadzorców ZHP, bezskutecznie usiłujących zindoktrynować jak największe rzesze polskiej młodzieży. Ten zamiar nie powiódł się mimo wspierania go przez część upartyjnionej kadry i operacyjne działania bezpieki.

Były to mimo wszystko piękne, pełne romantycznych uniesień czasy. Szczerze powiem, że nieco nawet tęsknię za nimi, bo miło jest wspominać sukcesy z lat młodości. Żal mi zwłaszcza, że po 1989 roku coraz rzadziej widuję harcerskie mundury pod polską Mogiłą Mogił na Sowińcu. Ale to pewnie także trochę moja wina, jako że przestałem tak energicznie jak dawniej zachęcać młodsze pokolenie instruktorskie do wykorzystywania kopca Józefa Piłsudskiego jako miejsca idealnego do pracy wychowawczej.

Hm Jerzy Bukowski HR