Nasze korzenie. Nasze? Nie nasze? Czy meldunek tajnego współpracownika służby bezpieczeństwa, znaleziony w teczce operacyjnej jednego z inwigilowanych współzałożycieli ZHR można uznać za element harcerskiego dziedzictwa? Naszym zdaniem - jak najbardziej. „Pokaż mi swoich wrogów, a powiem ci kim jesteś" - głosi znane porzekadło. Oddajemy więc kawałek miejsca na stronie „POBUDKI" naszym ówczesnym wrogom, służbom specjalnym PRL i ich tajnemu współpracownikowi - niech ten głos powie coś o nas.

Czyta się to trudno; zdecydowaliśmy się bowiem zamieścić fotokopie oryginalnych dokumentów z teczki operacyjnej sprawy „Ministrant", prowadzonej w Katowicach przeciwko duszpasterstwu harcerskiemu. Poznacie dzięki temu nie tylko język „służb", ale także specyficzne podejście do polszczyzny. „Polska język - trudna język", a już zwłaszcza trudność sprawiają oficerowi SB wymyślne nazwiska, jakiś „Strzabosz", jakiś „Morcewicz"...

Bezczelnie życzymy miłej lektury. Tylko ostrożnie! To wszystko jest „TAJNE, SPEC. ZNACZENIA"...

Redakcja

Poniżej kopii dokumentów znajdziecie komentarz KOHUBA.

 




Komentarz KOHUBA

Czuję się wywołany do tablicy, bo chociaż zamieszczone dokumenty pochodzą z teczki figuranta... no, mówmy wreszcie po ludzku: z zasobów archiwalnych IPN dotyczących śledztwa prowadzonego przeciw druhowi Adamowi Turuli z Katowic, to jednak najwięcej miejsca poświęcono analizie moich wypowiedzi dla dywersyjnej, imperialistycznej stacji „Radio Wolna Europa". Zatem garść refleksji, głównie dla użytku osób młodych, nie pamiętających realiów roku 1989.

TW „A.Nowicki" - ciekawa postać. Historykom z IPN nie udało się niestety ustalić jeszcze kim był ów „tajny współpracownik", w każdym razie istniał naprawdę, występował pod kilkoma pseudonimami. Sądząc po innych jego donosach, czasem pisanych odręcznie, był młodym człowiekiem o niewielkiej wiedzy, ograniczonej do lokalnych spraw katowickiego duszpasterstwa harcerskiego. Ot, taki „miś o bardzo małym rozumku", nie obrażając Puchatka. Skąd zatem jego obszerna wiedza o Zjeździe założycielskim ZHR?

Analizując dokument z pozycji uczestnika opisywanych w nim wydarzeń stawiam śmiałą tezę, że... z nikąd. „A.Nowicki" po prostu nie był na zjeździe! Skąd taki wniosek? Otóż po pierwsze, w odróżnieniu od innych, ten donos nie jest napisany przez niego osobiście, tylko stanowi zapis rozmowy przeprowadzonej rzekomo przez oficera prowadzącego. Może. Tylko jeśli tak, to TW wykazał się kompletną ignorancją. Już nie wspominam o nieszczęsnych błędach w nazwiskach, ten (lub ta) co stukał na maszynie mógł być po prostu słabo piśmienny. Ważniejsze jest co innego: otóż w całym ściśle tajnym meldunku nie ma niczego tajnego - o wszystkich tych rzeczach i jeszcze wielu innych mówiliśmy głośno na i po zjeździe, przecież powołaliśmy tam do życia LEGALNĄ organizację! Jako szef biura prasowego udzielałem wielu wywiadów ówczesnej (partyjnej, bo innej nie było) prasie, wypowiadali się też, np. dla polskiego radia i telewizji (partyjnej, oczywiście) członkowie wybranych władz ZHR. Skład Rady, cele i planowane metody działania nowej organizacji, jej Statut - wszystko to zostało opublikowane jeszcze podczas trwania zjazdu, jawne biuletyny informacyjne rozdawaliśmy dziennikarzom wszystkich (czyli jedynej) opcji...

Czy wszystko robiliśmy przy otwartej przyłbicy? No nie. Niektóre, ważne dyskusje ideowe i organizacyjne odbywały się jednak w zamkniętej sali, bez dziennikarzy, tylko przy udziale delegatów. Rzekłbym, że były to sprawy najistotniejsze. Otóż o tej części obrad w dokumentach nie ma ani słowa - czyżby więc „A.Nowicki" nie był delegatem? W takim razie po co przyjechał aż z Katowic i pod jakim pretekstem? Dziwne też, a za to charakterystyczne, że ubeckiego kapusia nie zainteresowały osoby z grona „Solidarności", zaproszone na zjazd: Andrzej Gwiazda, Andrzej Celiński, profesor Paweł Czartoryski. A może po prostu „oficer prowadzący" posłuchał sobie radia, poczytał legalne gazety, nabył podczas harcerskiej Mszy św. w Katowicach dokumenty programowe Zjazdu, a to, czego się dowiedział, zapisał dla uwiarygodnienia jako „ustny meldunek" tajnego współpracownika?

Fantastyka naukowa? Dobra, spekulujmy dalej. „A.Nowicki" dokładnie, słowo w słowo podsłuchał wywiad, jaki udzieliłem dziennikarzowi Radia Wolna Europa, w obecności Adama Turuli. I tu wpadka, panie oficerze prowadzący M.Smreczak! Bo wywiadu udzielałem, a owszem, ale nie na zjeździe, tylko późna nocą, telefonicznie, z pewnego zakonspirowanego mieszkania na Głównym Mieście w Gdańsku. I jako żywo nie było przy tym Adama Turuli. Oczywiście jego nazwisko „dobrze robi" meldunkowi, który przecież miał Adama obciążać, tylko... to nieprawda. Aczkolwiek bardzo dokładnie zrelacjonowano to, co mówiłem. Mieli inną wtyczkę? Przypuszczam że tak. Antenową. Przecież wystarczyło posłuchać audycji RWE...

Krótko mówiąc cały ten meldunek to kawał dobrej, ubeckiej fuszerki. Za coś trzeba było przecież wziąć kasę.

Wielka szkoda, że inne materiały znajdowane dziś w archiwach IPN są znacznie bardziej rzetelne...