phm. Maciej Syska

Mam 20 lat. Nie wierzę w odpowiedzialność zbiorową. Swoją harcerską przygodę rozpocząłem w wolnej Polsce w 94 roku, gdy podziały między ZHR a ZHP były już głębokie i często niezrozumiałe. Czasów KIHAMU nie pamiętam. Komunistyczną rzeczywistość, kartki na mięso, działalność ZOMO i SB znam tylko z opowiadań. To do instruktorów mojego pokolenia należeć będzie jednak przyszłość obu organizacji.

Co ja mam wspólnego z odpowiedzialnością za tamte czasy? Gdzie moja wina za działania ówczesnego ZHP?

Z pewnością nie mogę być odpowiedzialny za owego komendanta hufca, który „oskarżał" Kohuba. Z pewnością nie sposób winić rzeszę dzisiejszych instruktorów ZHP za tamte zbrodnie. Gdy słyszę kolejne wezwanie bym przepraszał za tamte czyny czuję się, podobnie jak wielu instruktorów ZHP, niesłusznie oskarżony. Jednak gdy padają słowa: „mam już dość ciągłego przepraszania!", gdy w kuluarach zjazdów słyszę kpiny z „bratniej organizacji", gdy  próby zainicjowania dialogu trafiają na mur nieżyczliwości, a harcmistrzowie winni represji na Marabucie otrzymują odznaczenia, pojawia się we mnie poczucie winy. Dzisiejsza niejednoznaczność ocen i nieświadomość młodych (i starych) instruktorów usprawiedliwia bowiem tamte działania.

Nie czuję się winny wobec tych wielu instruktorów ZHR i ZHP, którzy cierpieli. Czuję natomiast odpowiedzialność. W sposób oczywisty nie jest to odpowiedzialność za inwigilacje prowadzoną przez SB. Nie jest to również odpowiedzialność za represje, za wykluczenia ze związku, za działania ludzi, których nie mogłem powstrzymać, których nie mogłem potępić - nie było mnie wtedy na świecie. Czuję jednak odpowiedzialność za brak jednoznaczności w dzisiejszej ocenie w ZHP tamtych czasów, za brak stanowczości, za nieświadomość i kpiny z „bratniej organizacji".

Za upowszechnianie kłamstw jesteśmy w ZHP odpowiedzialni wszyscy. Nie ma potrzeby wracać bez końca do tamtych czasów poprzez niezliczone uchwały zjazdowe. Trzeba jednak powiedzieć jak było. Jeden jedyny raz. Stanowczo i wyraźnie, z odwagą.

Czuję się też odpowiedzialny, wobec tych sprawiedliwych, którzy wtedy nie ulegli, a dziś są instruktorami ZHP. Czuję się winny, słysząc teorie jakoby wszyscy sprawiedliwi instruktorzy w ‘89 przeszli do ZHR, jakoby był tylko jeden spadkobierca harcerstwa. Czuję wstyd gdy nie dostrzega się choćby „Bandy czworga". Czy naprawdę niegodziwym należy poświęcać więcej miejsca, niż sprawiedliwym?

Obawiam się, że często wśród młodych nie ma potrzeby mierzenia się z przeszłością. A obu harcerskim organizacjom potrzebna jest dziś taka intelektualna odwaga. Odwaga pójścia pod prąd, odejścia od urzędowo uproszczonej, czarno-białej oceny rzeczywistości historycznej, na rzecz tej prawdziwej, często pełnej niuansów i osobistych dramatów. Niezwykle istotny mógłby być też dystans historyczny dzielący młode pokolenie od tamtych wydarzeń, pozwalający ocenić je bez emocji bohaterów tamtych czasów.

Jesteśmy sobie wzajemnie winni rzetelną ocenę historii. Tej przed i po '89.

phm. Maciej Syska

drużynowy Trzynastki Wołomińskiej Drużyny Harcerskiej (ZHP)
komendant Reprezentacji Chorągwi Stołecznej na Światowe Jamboree 2007
Delegat na Zjazd Chorągwi Stołecznej