Jarosław Żukowski

Niech robi jak chce

Na jednym z pierwszych moich obozów, gdzie byłem już drużynowym - komendantem zdarzyła mi się taka oto historyjka.

Rozkładaliśmy nasze dziesiątki na polanie, trudząc się i mozoląc, bo byliśmy juz nieźle zmęczeni podrożą. Czas naglił, a trzeba było przecież pod jakimś dachem nocować. Ja, w swojej gorliwości i rozentuzjazmowaniu, nie spostrzegłem się nawet, w którym momencie zacząłem dyrygować całością prac. Nad  naszym obozowiskiem zapanowała jedna, jedynie słuszna wizja rozbicia namiotów, wizja, rzecz jasna, moja.
Cała sytuacja przypominała jakieś groteskowe przedstawienie: chłopcy rozstawieni do masztów i zapałek dziesiątek, znudzeni, grzebali się jak muchy w smole. Wśród nich biegał i pokrzykiwał jeden furiat. W pewnym momencie podszedł do mnie zastępowy i szepnął potulnie: a może byś to sam zrobił, tak będzie najlepiej, bo jedynie ty wiesz, o co tu chodzi. Już chciałem brać się sam do roboty, gdy dotarła do mnie jego myśl. Zbaraniałem. Po dłuższej chwili wrzasnąłem: rzućcie te namioty, zastępowi do mnie. Płachty namiotów wybrzuszyły się opadając na ziemie: "ideał sięgnął bruku".

To, czego mi zabrakło wówczas, to cnoty prostej, a w każdej sytuacji, każdemu instruktorowi koniecznej: zaufania. "Zaufanie powinno być podstawą moralnego wychowania" (s. 54) powiedział Baden-Powell. Niestety mało, ciągle za mało ufamy chłopakom czy zastępowym, że "dadzą sobie radę". Innymi słowy mówiąc mogłem przecież wziąć paliki, wbić je tam, gdzie chciałem, aby stały namioty i to wszystko. "Ja jadę załatwić żerdzie u leśniczego, a to jest wasza sprawa, jak namioty staną." Znam przypadki, że stawały wewnętrzną strona na wierzch, ale to znacznie lepsze rozwiązanie od dyrygowania z urzędu. "Skoro skaut zrozumie co to znaczy honor i gdy został już przyjęty do drużyny, drużynowy musi mu całkowicie zaufać. Musicie mu dowieść swoim zachowaniem, że uważacie go za jednostkę odpowiedzialną." (s. 54).

Błąd jaki popełnia się często w drużynach nie polega nawet na zachowaniu typu "ja sam" (bo koniec końców drużynowi zrzekają się części swoich obowiązków na zastępowych), ale na nie dostrzeganiu jak bardzo kształcić mogą te sytuacje, w których zaufamy chłopakowi i uczynimy go odpowiedzialnym za jego służbę. Zaufanie, takie jak mówił B.-P. jest bezwzględne, nie według pruskiej zasady "ufać i ...kontrolować". Chłopak "niech robi jak chce, jeśli trzeba niech staje na głowie, wy ze swojej strony zostawcie go w spokoju i wierzcie, że zrobi co w jego mocy" (s. 54). A jak nie zrobi? Jak nie zrobi, to powstaje następna sytuacja, którą można i trzeba wykorzystać. Może nie rozumie jednak, „co to znaczy honor" (czytaj: na czym polega skautowanie), może okazał się innym, niż do tej pory go widziałeś, a wiec odkryłeś w nim coś nowego, a może poślizgnął się, jak to każdemu się zdarza. Nie ma tego złego... - jest sytuacja nowa, która zawsze stwarza możliwość oddziaływania.

Zaufanie, a z nim rodzącą się odpowiedzialność jest dźwignią harcerstwa. To przecież ono jest podstawą systemu zastępowego. "Jeżeli drużynowy powierza zastępowemu prawdziwą władzę, wymagając wiele od niego i pozostawiając mu wolną rękę w wykonywaniu pracy, uczynił więcej dla rozwinięcia charakteru chłopca niżby mogło uczynić jakiekolwiek nauczanie szkolne" (s. 54). Ale to chyba wszyscy wiemy?
Czytajcie "Wskazówki..."!
Żuk Kosmaty


{mos_sb_discuss:16}