hm. Marek Gajdziński

Zbliżają się wakacje – czas  na obozy harcerskie. Czasem warto skorzystać z pomysłów, sprawdzonych przez innych instruktorów, zaadoptować je do potrzeb własnej drużyny i w ten sposób podnieść atrakcyjność i skuteczność wychowawczą obozu. Oto jeden z takich pomysłów. Został on z bardzo dobrym rezultatem wprowadzony w życie i przetestowany na obozie 16WDH w 2005 roku.
 
Obóz harcerski spełnia wiele, bardzo różnych funkcji wychowawczych. Nie będziemy ich tutaj wymieniać. Poza wszystkim innym, obóz harcerski jest też najlepszą chyba okazją wychowania społecznego,  kształcenia umiejętności układania sobie  relacji z innymi ludźmi, odpowiedzialności za wspólnotę, kształtowania postaw obywatelskich, i t.d.
 
Czy obóz harcerski może być także miejscem gdzie harcerze będą mieli szanse skosztować wiedzy o podstawowych mechanizmach życia społecznego funkcjonujących w prawdziwym, „dorosłym” świecie?  Czy na obozie da się harcerzom przybliżyć podstawy ekonomii, wiedzy o wolnym rynku – zachęcić do przedsiębiorczości? Biorąc pod uwagę puszczański charakter życia obozowego i próbując zmierzyć się z tak postawionym zadaniem w sposób konwencjonalny, trzeba by chyba odnieść się do tego pomysłu sceptycznie. Wykresy, tabele, wykłady i pogadanki, raczej chłopców nie zainteresują - zwłaszcza w lesie, nad jeziorem – gdzie tyle jest ciekawszych rzeczy do zrobienia.
 
A gdyby tak zastosować wpisane w metodę harcerską zasady oddziaływania pośredniego i naturalnego? A gdyby tak zaproponować atrakcyjną formę - wciągającą do zabawy i jednocześnie pozwalającą poznać prawa ekonomii na własnej skórze. Ba! Ale jak to zrobić?
 
A oto próba odpowiedzi.

Waluta obozowa

Idea polega na tym aby pokazać chłopcom jak rodzi się rynek, jak dzięki osobistej przedsiębiorczości poprawia się jakość życia, jakie mechanizmy wpływają na wysokość cen, co to jest inflacja i jakie skutki wywiera ona na ich osobiste warunki życia, a nawet umożliwić im poznanie mechanizmów giełdowych.
 
 
Przygotowanie
 
Obóz Szesnastki miał w 2005 roku charakter obozu jednej z centurii legionu rzymskiego wysłanego na ziemie Polan dla ochrony szlaku bursztynowego. Stąd walutą obozową stała się sestercja. Ponieważ pomysł narodził się w trakcie obozu, nie było możliwości odpowiednio się przygotować do jego wprowadzenia. Zastosowano więc rozwiązanie prowizoryczne w postaci monet o jednym tylko nominale (1 sestercja) wykonanych ze specjalnie oznaczonych podkładek metalowych zakupionych w odległym sklepie żelaznym.
 
Przygotowując operację wprowadzenia waluty obozowej na grubo  przed obozem, można się oczywiście przygotować znacznie lepiej. Nazwa waluty powinna odpowiadać charakterowi zabawy obozowej co będzie dodatkowym czynnikiem uatrakcyjniającym tę zabawę i wzbogacającym wyobraźnię chłopców. W zależności od wybranego okresu historycznego powinny to być monety (można je „wybić” na specjalnie spreparowanej prasie) lub pieniądz papierowy (zaprojektowany i wydrukowany na specjalnym, trudnym do podrobienia papierze). Dobrze przygotowany pieniądz, poza wszystkim innym, pozostanie piękną pamiątką  po wspaniałej obozowej zabawie. Warto też zawczasu pomyśleć o różnych nominałach. Dysponując takim pieniądzem będzie można znacznie bardziej elastycznie kształtować ceny.
 
Ostatnią kwestią konieczną do przemyślenia jest ilość pieniądza jaki ma być wprowadzony do obiegu. Trzeba się na tym trochę zastanowić, zwłaszcza gdy jego produkcji nie da się uruchomić w warunkach obozowych. Lepiej mieć spory zapas i najwyżej nie wprowadzić go nigdy na rynek.
 
 
Uruchomienie zabawy
 
Pieniądz ma sens istnienia tylko wtedy gdy można za niego nabyć jakieś dobra: towary lub usługi. Żeby zabawa miała sens i wciągała chłopców, musi istnieć możliwość nabywania za obozowe pieniądze realnych i atrakcyjnych dóbr. W celu stworzenia pierwotnego rynku umożliwiającego realne wykorzystania pieniądza proponuję uruchomienie kantyny obozowej oraz stworzenie katalogu usług (na obozie Szesnastki były to „przywileje senatorskie”).
 
Skąd miałyby się wziąć towary w kantynie obozowej?
 
Dla tego celu wykorzystano budżet obozowy przewidziany na codzienne podwieczorki. Posługując się walutą obozową można było kupić w kantynie produkty, które i tak trafiłyby do chłopców. Z tym, że codziennie mieli oni wybór. W kantynie można było kupić batoniki, chipsy, napoje, ciastka, cukierki, a nawet owoce, ale tylko za sestercje.
 
W dniu wprowadzenia waluty obozowej na tablicy rozkazów pojawił się też cennik „usług” świadczonych przez centuriona.  Były to między innymi; zwolnienie z gimnastyki porannej, dodatkowa kąpiel w czasie wolnym,  przepustka do prawdziwego sklepu w pobliskiej miejscowości, itp. Specjalnie nie wymieniam wszystkich wprowadzonych usług, aby pozostawić pole wyobraźni.
 
W jaki sposób pieniądze trafiały do harcerzy, aby następnie mogły zostać wydane?
 
Wykorzystano do tego system obozowej punktacji między zastępami. Każdy zastęp otrzymywał pod koniec dnia, podczas wieczornej Rady Obozu, tyle sestercji ile punktów zdobył tego dnia w punktacji. Następnie zastępowy dzielił dzienny „żołd” pomiędzy członków zastępu według wewnętrznych reguł wypracowanych przez samych chłopców.
 
Zauważmy, że w ten sposób wprowadzono coś na kształt wynagrodzenia, które było adekwatne do poziomu pełnionej służby obozowej, wyników w grach, stanu porządku w namiocie zastępu, postawy chłopców, ilości zdobytych sprawności i wszystkiego tego co znajdowało swoje odzwierciedlenie w punktacji. Ciekawym i godnym zauważenia zjawiskiem było to, że z chwilą wprowadzenia „żołdu”, radykalnie poprawił się porządek w obozie, posiłki przestały się spóźniać, gary lśniły czystością, nikt nie zasypiał na warcie, a przede wszystkim pojawiło się bardzo wyraźne zainteresowanie zdobywaniem sprawności.
 
Wprowadzając w ten sposób obozowy system walutowy trzeba przemyśleć skalę punktacji zastępów i rozsądnie powiązać ją z poziomem cen wyjściowych dla towarów oferowanych w kantynie i usług świadczonych przez komendę obozu. Na obozie Szesnastki zastosowano następującą  relację. Każdy zastęp mógł za prawidłową postawę zdobyć dziennie ok. 30 punktów, a oprócz tego punkty ekstra za każde wyróżnienie lub inne osiągnięcie. Zastępy składały się przeciętnie z 6 chłopców, co oznacza, że każdy harcerz mógł potencjalnie otrzymać dzienny żołd w wysokości 5 sestercji. Od razu zdradzę tajemnicę, że w skutek niebywałego wręcz zaangażowania w służbę oraz  przejawiania niespotykanej inicjatywy w życiu obozowym,  poziom żołdu systematycznie rósł. Pod koniec obozu, niektóre zastępy wyciągały już nawet po 15 sestercji na głowę samego żołdu, a do tego dochodziły dochody uzyskiwane z działalności gospodarczej.
 
Zadanie uruchomienia kantyny spadło na kwatermistrza ku jego wielkiej „uciesze”, gdyż dzięki temu miał on niepowtarzalną okazję czynnie włączyć się w życie obozowe i pracę programową. Z czasem, prowadzenie kantyny przejęło niezależne przedsiębiorstwo, które nabyło prawo do jej prowadzenia w drodze otwartego przetargu. Oczywiście przedsiębiorstwo to cieszyło się sporym wynagrodzeniem uzyskiwanym z prowizji od sprzedawanych towarów.
 
W chwili uruchomienia sytemu walutowego wprowadzono następujące ceny.
 
Dla towarów w kantynie zastosowano przybliżony kurs przeliczeniowy w stosunku do PLN: 1zł=5 sestercji. I tak przykładowo:
 
2 litrowa butelka Coca Coli – 25 s
baton Mars -  5s
Princesa kokosowa – 5s
pączek – 5 s
drożdżówka  - 5 s
½ kg czereśni – 10s
W ten sposób ukształtowały się właściwe (rzeczywiste) relacje cenowe pomiędzy oferowanymi produktami. Jednocześnie powiązano kurs sestercji względem złotówki ze skalą punktacji, w ten sposób, że każdego harcerza powinno być stać na zakup, i tak należnego mu podwieczorka. A przy okazji, taki drobiazg – za lepszą służbę, większe zaangażowanie w życie obozu – większe możliwości w kantynie.
 
Cennik niektórych „przywilejów senatorskich”.
 
Dodatkowa kąpiel w czasie wolnym – 5 s
Przepustka do miejscowości  w czasie wolnym – 10 s
Zwolnienie z pobudki – 50s
Święty spokój przez 24 godziny – 500s
 

Powstanie rynku

W trakcie obozu ceny wyjściowe ulegały istotnej zmianie dostosowując się do warunków rynkowych. To była pierwsza ważna lekcja jaką „przerobili” legioniści. W tak mikroskopijnej skali rynku, bardzo wyraźnie dał się zauważyć mechanizm kształtowania się ceny równowagi. Gdy w kantynie brakowało towaru jego ceny rosły. To samo gdy w kieszeni legionistów znalazła się większa niż normalnie ilość sestercji. Pamiętna była aukcja jaką przeprowadzono w celu sprzedania ostatniej butelki Fanty, o którą rywalizowało kilku chętnych. Ostatecznie osiągnęła ona zawrotną cenę 78s. Podobnie było z ceną za dodatkową kąpiel. Początkowo, okazała się ona tak atrakcyjna, że ratownik nie mógł wyrobić się z pracą. Ostatecznie więc cenę podniesiono do 10s - co sprawę unormowało. I odwrotnie. Gdy towar zalegał (np. czereśnie, które wyceniono za wysoko w stosunku do preferencji chłopców) - jego cena spadała. W dni zimne i deszczowe można się było dodatkowo wykąpać już za 2 s.
 
W trzecim dniu działania sytemu walutowego powstała pierwsza spółka, której celem była działalność gospodarcza. Było to oczywiście dyskretnie „podsterowane” przez oboźnego, który zażyczył sobie wjechania na apel w lektyce. Tak powstało Obozowe Przedsiębiorstwo Lektykowe.  Za jedyne 2s można było zostać przewiezionym w lektyce na odległość 200 kroków (np. do stołówki), a za dopłatą w wysokości kolejnych 2s – standard podróży zwiększali dwaj „niewolnicy” z wachlarzami. 
 
Kolejnym przedsięwzięciem gospodarczym okazała się wieża „Bungee”.  Jezioro było dość płytkie i nie można było zbudować pomostu umożliwiającego skoki na główkę. Dwóch przedsiębiorczych legionistów zbudowało więc specjalną, wysoką wieżę, którą następnie wstawili do jeziora w miejscu gdzie miało ono ponad 2.5m głębokości. Eksploatację wieży przejęło konsorcjum ratownik + budowniczowie pobierając od chętnych opłatę w wysokości 1 sestercji za 10 skoków do wody. 
 
Przedsiębiorstwa zarobkowe zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu gdy w kieszeniach legionistów pojawiła się pewna ilość wolnych sestercji, których nie było już można wydawać w kantynie, a i korzystanie z „przywilejów senatorskich” stało się nudne.  Przykład i sukces pierwszych odważnych zadziałał jak należy. Chłopcy zaczęli główkować co by tu jeszcze wymyślić by zarobić trochę grosza. Bywały różne próby. Jedne przetrwały, inne nie. Te które celnie trafiły w „zapotrzebowanie społeczne” święciły sukcesy, te które się z nim minęły kończyły się upadłością.  Tak upadła firma zajmująca się produkcją uzbrojenia w tym katapult i wież oblężniczych. Jej machiny wojenne nie spotkały się z należytym popytem, jako że legion  w zasadzie żadnych wojen nie prowadził, a nieliczne wyprawy wojenne raczej nie wymagały stosowania oblężeń bo dzikie ludy napadające kupców, żadnych twierdz nie posiadały. Gry terenowe przypominały raczej szalone gonitwy po lesie za rozbójnikami i potyczki partyzanckie niż regularne bitwy. Nawet umiejętność formowania „żółwia”, nabyta przez legion w pocie codziennych ćwiczeń, na nic się Rzymowi nie zdała wobec przeciwnika, kryjącego się na drzewach i atakującego znienacka.  Za to sukces odniosła firma „Garkotłuk” zajmująca się myciem menażek. W ten oto sposób chłopcy wyciągnęli jeszcze jeden cenny wniosek. Dobrze zorganizowane społeczeństwo, w którym funkcjonują zasady wolnego rynku, „traci zapał wojenny” i przestawia się na tory działalności zmierzającej do podniesienia własnego standardu życia w drodze zaspokajania wciąż wyższych potrzeb cywilizacyjnych. 
 
W katalogu tych wyższych potrzeb nie zabrakło też kultury. W obozie funkcjonowały aż dwie konkurencyjne gazety – „Głos Legionisty” i  „Forum Romanum”. Obie powstały pierwotnie jako miejsca do odpłatnego zamieszczania reklam przez powstające jak grzyby po deszczu nowe przedsiębiorstwa. Z czasem okazało się, że atrakcyjność tych pism ukazujących się codziennie ale w jednym tylko egzemplarzu wywieszanym na tablicy rozkazów, była niewystarczająca. Reklamodawcy odmówili płacenia za reklamy, gdyż mało kto je czytał. To zmusiło wydawców do nasycenia swoich pism atrakcyjną treścią. Pod koniec obozu obie gazety prześcigały się w zamieszczaniu dowcipnych żartów rysunkowych i satyrycznych wierszyków, a wszyscy z niecierpliwością wypatrywali wywieszenia nowego numeru. 
 
Nie będę przytaczał więcej przykładów prowadzonej przez legionistów działalności gospodarczej. Zapewniam, że była ona bardzo bogata i pomysłowa. Można nawet powiedzieć, że żywiołowa. Zostawmy jednak pole do popisu tym wszystkim, którzy zaryzykują wprowadzenie na swoim obozie własnego systemu walutowego.  Zajmijmy się kilkoma ważnymi kwestiami dotyczącymi sterowania zabawą.
 
 
Bank Centralny
 
Za działanie całego systemu, jego związek z budżetem obozu i z realną walutą wyrażoną w  polskich złotych odpowiedzialny był kwatermistrz.  On planował zakupy do kantyny. On też trzymał zapas wyprodukowanego pieniądza i stopniowo puszczał go w obieg.
 
W pewnym momencie, chcąc uniknąć inflacji, której pierwsze oznaki zaczęły już dawać znać o sobie, Rada Drużyny, po wnikliwej analizie przyczyn wzrostu cen, podjęła decyzję o zaprzestaniu wprowadzania nowych pieniędzy do obiegu. Na jakiś czas na rynku pozostała ściśle określona suma sestercji, która wystarczała do obsługi setek niezależnych transakcji dokonywanych przez harcerzy oraz wypłaty żołdu.  Żołd wypłacany był ze środków uzyskiwanych przez kantynę oraz ze sprzedaży „przywilejów senatorskich”. Czasami w państwowej kasie brakowało pieniędzy. Wtedy zwiększano podaż w kantynie i regulowano ceny zachęcając legionistów do wymiany sestercji na dobra oferowane przez państwo.  Ściągnięte w ten sposób z rynku sestercje, ponownie były wypłacane w formie „żołdu”. Zaledwie kilka razy zdarzyło się, że w kasie zabrakło pieniędzy na żołd. W kilku przypadkach wypłacono go w formie oprocentowanych, papierowych obligacji na okaziciela, które mogły być przedmiotem zbycia. Kwatermistrz na własne szczęście zdołał je szybko wykupić. Na własne szczęście, bowiem centurion postanowił wyciągnąć konsekwencje wobec nieszczęsnego dyrektora banku obciążając jego osobiste konto do wysokości wypłaconych odsetek. Choć była to sytuacja niezamierzona, przy tej okazji chłopcy poznali przeznaczenie i działanie tego typu papierów wartościowych oraz zobaczyli, że urzędnik państwowy powinien ponosić osobistą odpowiedzialność za starty, które spowodował. Kto wie, może dzięki tej lekcji, w przyszłej V lub VI RP takie zasady zaczną wreszcie funkcjonować.
 
Po pewnym czasie, gdy na rynku pojawiła się cała masa nowych usług i towarów, zaczęły coraz częściej występować zatory płatnicze. Pieniądze co prawda krążyły dość szybko pomiędzy poszczególnymi harcerzami, ale jednak było ich za mało by można było kupić wszystkie teoretycznie dostępne usługi. Przysłowiowe lektyki stały oparte o drzewa, bo w wyniku walki o klienta, ceny na tego typu usługi spadły do tego stopnia, że już nie opłaciło ich świadczyć. Z inflacją poradzono sobie dość dobrze ale niestety kosztem nadmiernego „schłodzenia gospodarki”.    
 
Wtedy, w atmosferze powszechnego niezadowolenia, wyrażanego okrzykami „Balcerowicz musi odejść!” podjęta została decyzja o wprowadzeniu do obiegu nowej partii monet. Nastąpiło to podczas wypłaty żołdu. Życie gospodarcze zaczęło wracać do normy. Na drodze do stołówki znów pojawiły się lektyki, bar „Pod Zmulonym Lwem” znów zapełnił się amatorami placków ziemniaczanych i klusek z jagodami. Kąpielisko ożyło, a kantyna podwoiła obroty. 
 
Parę razy ujawniły się „przejściowe trudności w zaopatrzeniu kantyny”. Na szczęście obeszło się bez konieczności wprowadzenia kartek na Snikersy. Oczywiście za wszystkie nieszczęścia obwiniano szefa banku centralnego. Raz nawet, nasz obozowy monetarysta musiał salwować się ucieczką przed rozjuszonym tłumem żołdaków domagających się zwiększenia podaży Coca Coli w kantynie.

 

Solidna lekcja ekonomii 
 
W pewnym momencie zabawa w „walutę obozową” przestała być tylko zabawą. Stała się składnikiem realnego życia obozowego i wydatnie je wzbogaciła. Chłopcy otrzymali silną motywację do wzorowego wypełniania własnych obowiązków,  prześcigali się w pomysłowości, wykazywali się przedsiębiorczością i ciężką niekiedy pracą „zarobkową”. Przy tym wszystkim bardzo interesowali się mechanizmami jakie żądzą ich własnym, mini systemem ekonomicznym.
 
Odbyło się kilka publicznych debat, które prowadzone przy ognisku zmierzały do wypracowania nowych rozwiązań systemowych. O jednej już wspomniałem. Było to zjawisko inflacji, które w pierwszych dniach działania systemu prowadziło do spadku wartości posiadanych przez harcerzy pieniędzy.  Chłopcy odczuli to boleśnie na własnej skórze, kiedy z dnia na dzień baton Mars zdrożał z 5 do 10 sestercji. Podjęto wtedy wspomnianą już decyzję. Postanowiono w interesie całej drużyny nie wprowadzać więcej pieniędzy na rynek. Potem zastanawiano się jak zaradzić marazmowi gospodarczemu, który ujawnił się w trzecim tygodniu obozu. Nie ważne, czy za zastosowane lekarstwo („dodrukowanie pieniędzy”) władze obozu dostałyby Nobla w  dziedzinie ekonomii, czy też było to ekonomiczną głupotą - ważne, że chłopcy zaczęli szukać przyczyn i środków zaradczych. Zaczęli myśleć w kategoriach ekonomicznych, podczas gdy te same problemy poruszane przez gadające głowy w telewizorze, w ogóle ich nie interesują.
 
Inna debata toczyła się wokół podatków. Sprawa ta pojawiła się już przy pierwszej wypłacie żołdu. Okazało się, że kadra obozu, która w punktacji między zastępami udziału nie bierze, pozbawiona jest wypłaty. Powstało pytanie jak wynagradzać komendanta, oboźnego i kwatermistrza.   W tej spawie legioniści mieli podzielone zdanie. Generalnie powstały dwie konkurencyjne koncepcje.
 
- Obłożyć każdego legionistę podatkiem pogłównym w wysokości 1 sestercji dziennie. 
- Nałożyć na legionistów podatek w wysokości 20% uzyskanego dochodu.
Za pierwszym rozwiązaniem optowała większość legionistów, za drugim dowództwo i administracja centurii. Zanim zdradzę jakie rozwiązanie przyjęto ostatecznie, nie mogę oprzeć się pokusie przytoczenia kilku argumentów jakie padały w dyskusji przy ognisku.
 
Za podatkiem pogłównym:
 
a) Dowództwo otrzyma stały budżet w wysokości 55s  do podziału na trzech co jest bardzo wysokim wynagrodzeniem w stosunku do żołdu legionistów.
b) Nie trzeba będzie kontrolować dochodów legionistów.
c) Podatek pogłówny jest sprawiedliwy - każdy płaci tyle samo, bo każdy tyle samo korzysta z pracy dowództwa.
d) Stały podatek nie będzie hamował inicjatywy i przedsiębiorczości legionistów.
Za podatkiem dochodowym (argumenty ogłoszone przez dowództwo w prasie – ogłoszenie płatne) :
 
a) W przypadku wzrostu dochodów legionistów rosnąć będą też dochody dowództwa, przez co dowództwo będzie zainteresowane stwarzaniem warunków do tego by dochody legionistów stale rosły (np. będzie zainteresowane wzrostem żołdu).
b) Podatek dochodowy jest sprawiedliwy – bogatsi są wstanie więcej płacić na utrzymanie dowództwa.
 
Sprytne argumenty dowództwa nie znalazły zrozumienia u legionistów i „wolą ludu” zdecydowano się na podatek pogłówny. Pod koniec obozu w wyniku ogólnego wzrostu dobrobytu podatek ten zwiększono do dwóch sestercji dziennie. Również i ta debata musiała dostarczyć chłopcom bogatego materiału do przemyśleń.
 
 
Niebezpieczeństwa
 
Pierwszym poważnym zagrożeniem jakie ujawniło się po wprowadzeniu systemu walutowego, była skłonność do chodzenia na łatwiznę w zdobywaniu pieniędzy. Pierwszym procederem, który nie mógł być akceptowany przez komendanta była praktyka handlowania wartami. Po ujawnieniu takiego przypadku centurion wydał kategoryczny zakaz kupowania sobie zastępstwa w obozowej służbie wartowniczej i kuchennej.
 
Drugim niebezpieczeństwem było powstanie czarnego rynku wymiany sestercji na złotówki. Z punktu widzenia poznawczego, było to zjawisko ciekawe. Przypomnijmy, że wprowadzając system walutowy zastosowano kurs 1:5 w stosunku do złotówki. Kurs ten wynikał z konieczności połączenia skali punktacji obozowej (i wynikającej z tego wysokości żołdu) z wartością rynkową sprzedawanych w kantynie towarów. Później kiedy ceny towarów i usług dostępnych za sestercje, zaczęły kształtować się zgodnie z regułami rynku i podlegać wahaniom, zdarzały się momenty, że bardziej opłacało się kupować za złotówki niż za walutę obozową – chłopcy potrafili liczyć. Ponieważ jednak w kantynie nie można było płacić złotówkami, co bardziej spragnieni radzili sobie odkupywaniem sestercji za złotówki, od tych którzy mniej łaknęli dostępnych w kantynie łakoci.  Prawdziwy sens tej operacji sprowadzał się do tego, że część harcerzy pochłoniętych zabawą po prostu  odsprzedawała swój podwieczorek za prawdziwe pieniądze. Ponieważ Rada Obozu uznała, że nie wszyscy rodzice mogliby być tym zachwyceni, zdecydowano się delegalizację procederu. Tak do końca, chyba to się jednak nie udało, bo jak głosi wieść gminna w latrynie często można było usłyszeć „change money?”  A więc istniało też zjawisko „czarnego rynku”.
 
Zdarzył się też autentyczny napad na bank gdzie zrabowano cały zapas nie wprowadzonych jeszcze do obiegu monet. Wyglądało to na poważny problem wychowawczy. Okazało się jednak, że sprawcy nie zrobili tego z chęci zysku tylko dla „jaj” i po krótkich pertraktacjach całą sumę zwrócono.
 
Był też przypadek próby podrobienia pieniędzy. Jeden z harcerzy wysłał do domu jedną sestercję na wzór, prosząc ojca o kupienie w Castoramie i przysłanie na obóz tysiąca identycznych podkładek służących za prowizoryczne monety.  Na szczęście i to się nie powiodło. Warto jednak o tym pamiętać i tak przygotować pieniądze przed obozem, żeby trudno je było podrobić.
 

Większe możliwości

Obóz Szesnastki był obozem jednej drużyny, stąd jej obozowy system walutowy, był całkowicie zamknięty. Większość obozów ZHR to zgrupowania kilku drużyn. Wyobraźmy sobie jak zwiększyłyby się edukacyjne możliwości tej zabawy, gdyby w ramach zgrupowania każda drużyna wprowadziła na podobnych zasadach swoją własną walutę. Jak ukształtowałyby się kursy wymiany walut? Od czego zależałby poziom takiego kursu? Czy powstałyby kantory wymiany, a może regularna giełda? 
 
Czy byłaby taka potrzeba? Wyobraźmy sobie, że chłopcy chcieliby mile spędzić czas w kawiarence prowadzonej przez harcerki, a te z kolei miałyby ochotę na przejażdżkę lektyką noszoną przez chłopców. Strefa wolnego handlu?  Czemu nie! Tylko jak za to wszystko zapłacić skoro chłopcy mają swoje „talary”,  a dziewczęta „paciorki”. W każdym obozie istnieje inny system punktacji, a więc inna jest wysokość wypłat, a to z kolei skutkuje innym poziomem cen.  Ciekawe czy ktoś to sprawdzi!
 
 
Jak zakończyć?
 
Kiedy obóz zacznie zbliżać się do końca, rolą komendy będzie stworzenie warunków do ściągnięcia pieniędzy z rynku. Chodzi oto aby wysiłek harcerzy skierowany na zarobienie obozowych pieniędzy nie został zmarnowany. A tak stałoby się wtedy gdyby nie mieli ich na co wydać. Ich waluta z chwilą zakończenia obozu straciłaby całkowicie na wartości. Toteż pod koniec obozu należy umożliwić wszystkim wydanie ich pieniędzy. Kantyna jest najgorszym z możliwych pomysłów. Towar trzeba bowiem kupić za prawdziwe pieniądze, a te ograniczone są wielkością prawdziwego obozowego budżetu. W  tej sytuacji najbardziej rozsądne wydaje się zwiększenie puli usług i przywilejów obozowych oraz zapewne, podniesienie ich ceny.  A może jakaś inwestycja? Może roczna lokata w banku drużyny do następnego obozu na uczciwy procent? Wszak za rok zabawę można powtórzyć, a wtedy niektórzy nie będą już startować od zera. Dobrze jest zaczynać  nowy obóz z choćby skromnym kapitałem, a może nawet z pokaźnym majątkiem. Może po kilku latach w drużynie wytworzy się klasa średnia grupująca tych co są przedsiębiorczy, nie boją się pracy i wolą inwestować niż balować. 

 

Na koniec
 
Zabawa w „walutę obozową” prowadzona była równolegle do normalnych zajęć obozowych. W niczym z nimi nie kolidowała, a wręcz przeciwnie, uatrakcyjniała życie obozowe, wzmacniała siłę oddziaływania wszystkich zastosowanych środków. Czy warto tego spróbować? Moim zdaniem tak. Choć gwarancji powodzenia dać nie mogę. Wiele tu zależy od fantazji i chęci do zabawy przejawianej przez harcerzy i kadrę obozu. Wiem jedno. Sam wiele się nauczyłem. Ale najważniejsze, że na własne uszy słyszałem jak chłopaki między sobą dyskutowali na tematy ekonomiczne,  jak próbowali zrozumieć mechanizm kształtowania się cen, jak kalkulowali czy planowany przez nich biznes się opłaci, jak przeprowadzali badanie rynku szukając odpowiedzi czy będzie zapotrzebowanie na placki ziemniaczane i jaką cenę da się uzyskać za ich porcję.  Widziałem ich zaangażowanie w dyskusji o inflacji, podaży pieniądza, podatkach. Ciekawe czy ta lekcja zaowocuje w przyszłości zainteresowaniem i lepszym zrozumieniem mechanizmów kształtujących życie społeczne w państwie. Przecież jednym z ważnych celów wychowania harcerskiego jest przysporzenie Polsce większej liczby świadomych i aktywnych obywateli.

Opisana tu zabawa (w pewnym momencie to już przystała być tylko zabawą) została przetestowana na obozie mojej drużyny. Naturalnie, opisując ją na łamach Pobudki trochę podkolorowałem fakty w celu rozbudzenia wyobraźni czytelnika. Nie mniej wszystkie opisane zjawiska i mechanizmy zafunkcjonowały na prawdę. Gdyby ktoś z czytelników zdecydował się na wprowadzenie na swoim obozie tego lub podobnego pomysłu, redakcja Pobudki byłaby bardzo zainteresowana opisem zdobytych w ten sposób doświadczeń.
 
 
Marek Gajdziński 

 

{mos_sb_discuss:16}