Rozmowa z Przewodniczącym ZHR hm. Marcinem Jędrzejewskim
Gratulujemy wyboru na funkcje Przewodniczącego. Jak minęły pierwsze tygodnie w nowej roli?
 
Marcin Jędrzejewski: Lekko nie było. Ale nie chciałbym aby to było odebrane jak użalanie się nad sobą, bo tego właśnie się spodziewałem. Po prostu musiałem w krótkim czasie przestawić sporą część swojej aktywności społecznej. Jadąc na Zjazd nie miałem żadnej gwarancji że zostanę wybrany, więc nie odwoływałem swoich wcześniejszych zobowiązań. Zresztą w momencie gdy się zdecydowałem na kandydowanie, to wycofanie się z większości z nich i tak byłoby już niemożliwe. Dlatego spadło na mnie dużo nowych obowiązków i konieczność sumiennego wywiązywania się z tych dotychczasowych. Do tego zaraz po Zjeździe był długi weekend, a zasada funkcjonowania ZHR że Zjazd wybiera Przewodniczącego i Radę Naczelną, a dopiero potem powoływane jest Naczelnictwo też nie ułatwiały sprawy. Bo kandydaci do Naczelnictwa od początku bardzo się zaangażowali i byli mi pomocni, ale inaczej się działa, nie mając mandatu sprawowanej funkcji. Na szczęście ten etap mamy już za sobą, większość spraw jest przejęta, rozpoczęliśmy normalne funkcjonowanie i możemy brać się za realizację składanych obietnic.
 
Wygrałeś wybory dość wyraźnie, ale mimo wszystko ich wynik i emocje, jakie wywołał na sali obrad pokazują, że ZHR jest mocno podzielony. W jakich kategoriach postrzegasz ten podział? Czy różnice dotyczą spraw fundamentalnych, wizji harcerstwa, czy też chodzi o sprawy personalne? A może jeszcze o coś innego?
Ten podział istniał już długo przed Zjazdem, a pewnie nawet jeszcze długo przed poprzednim Zjazdem. Aczkolwiek nie sądzę, aby wynik wyborczy określał szczegółową jego granicę. Myślę że jest naprawdę spory „środek”, środowisk nie poczuwających się do uczestnictwie w tym sporze. Oni po prostu opowiedzieli się za którąś z kandydatur. I nie sądzę aby można było tak uprościć, że głosujący za dh. Kazimierzem głosowali przeciw mnie, a ci głosujący za mną głosowali przeciw niemu. Emocje zjazdowe opadają, i moje wizyty i rozmowy w różnych środowiskach pokazują, że jak zaczyna się prowadzić rozmowę i obie strony mają wolą szukać kompromisów, to szybko uprzedzenia znikają. A co do charakteru podziału. Myślę że ma on dwa oblicza – jedno związane ze sporem personalnym, związanym ze zderzeniem osobowości, nadmiarem emocji w ocenie przeszłych zdarzeń, brakiem dystansu do własnych dokonań czy zaszufladkowaniem niektórych instruktorów. W ten spór zaangażowani są głównie starsi instruktorzy, znający się od lat, od czasów KIHAMu czy RHR. Ten spór jest groźny, narusza bowiem jeden z fundamentów Związku jakim powinny być relacje oparte na braterstwie. Drugi spór dotyczy spraw merytorycznych, związanych z różnym rozkładaniem akcentów na poszczególne elementy pracy harcerskiej. I ten spór, choć na pierwszy rzut oka jest groźniejszy mnie tak nie martwi. Bowiem z takich różnic może brać się prawdziwa siła ZHR-u. W wychowaniu nie ma bowiem jednej, jedynie słusznej drogi. Do tego samego celu można dojść na wiele sposobów. Nieustanne poszukiwanie i odkrywanie może dać tylko korzyść. Potrzeba tylko zrozumienia, że to nie tak, że inni pobłądzili. Oni idą gdzieś obok i tylko patrzeć a nasze szlaki znów się zejdą. A naszym zadaniem jest dopilnować by w miejscu spotkania powitała ich atmosfera jednoczącego braterstwa.
 
Prezentując swój program na Zjeździe mówiłeś, że „zasypanie rowu pomiędzy instruktorami i harcerzami Związku” będzie Twoim najważniejszym zadaniem. Cel wydaje się być czytelny – jak zamierzasz tego dokonać?
 
Przede wszystkim chcę być blisko środowisk. Chcę dużo jeździć po Polsce (a właściwie już to robię od pierwszego tygodnia po wyborze). Chcę rozmawiać, słuchać zgłaszanych przez instruktorów problemów i obaw i przekonywać, by taki bezpośredni dialog, przenosić na wszelkie płaszczyzny i między wszystkie środowiska. Chciałbym odbudować mechanizmy ponadregionalnej współpracy zarówno drużyn jak i kadry instruktorskiej, w warunkach innych niż sale konferencyjne. Wśród pierwszych propozycji jest ożywienie i odbudowanie prestiżu UNDHR, wprowadzenie „programu drużyn partnerskich” (nawiązywania bliskiej współpracy przez drużyny z różnych miejsc Polski), publikowanie w Internecie wykazu obozów, by ułatwić wzajemne wizyty, wsparcie inicjatyw takich jak Zlot Harcerskich Rodzin, KAHA (Krąg Anonimowej Harcerki) i próba zbudowania jego męskiego odpowiednika np. ZBYHa (Związek Byłych Harcerzy). Ponadto chciałbym wprowadzić program „Integracja Regionów” w ramach którego, raz na kilka miesięcy poszczególne okręgi zapraszałyby instruktorów wraz z rodzinami, na weekendowe spotkanie w swoim regionie. Na pewno w przyszłym roku odbędzie się w formule „pod namiotami” Zjazd Programowo-Metodyczny Związku. Byłby to bardziej taki Biwak „Programowo-Metodyczny”...
 
Jakie inne cele sobie stawiasz? Jaki ZHR chcesz zostawić za 2 lata?
 
Chciałbym podjąć próbę przebudowy struktury zarządzania Związkiem. Chciałbym stworzyć mechanizmy, które ustabilizują naszą sytuację finansowo gospodarczą. I chciałbym by znów zaczęło przybywać nam nowych drużyn i nowych środowisk.
 
Czy mógłbyś przedstawić zespół ludzi, z którymi będziesz współpracował w Naczelnictwie i powiedzieć, czego od nich oczekujesz?
 
Kiedy Rada Naczelna  powoływała zaproponowany przez mnie zespół Naczelnictwa do kandydatów padło pytanie co dotąd osiągnęli, że aspirują do tak zaszczytnych stanowisk. Zaprotestowałem wówczas, bo w żadnym wypadku, funkcji w Naczelnictwie, ani nawet mojej funkcji Przewodniczącego ZHR nie można traktować jako zaszczytów. Zaszczytem jest nosić mundur i krzyż harcerski, zaszczytem jest być instruktorem ZHR. A my tylko podjęliśmy się służby Związkowi na ważniejszych funkcjach, od których więcej zależy i w ważniejszych sprawach podejmujemy decyzje. Ale cały czas to jest taka sama służba, jaką pełni każdy inny instruktor. Autorytet czy szacunek nie wynika bowiem z funkcji jaką się pełni ale ze sposobu jej sprawowania. A co do Naczelnictwa – to przede wszystkim jedna drużyna, która jasno definiuje swoje cele i wspólnie, wspierając się i pomagając ma je realizować dla dobra Związku. To jedna drużyna, w której oboje Naczelników mają czuć wsparcie, takie same jak od swoich Głównych Kwater. To jedna drużyna, która nie jest forum dyskusyjnym, ale zespołem mającym ciężko pracować.
 
Jak oceniasz skład Rady Naczelnej? Jakie masz oczekiwania wobec niej, czy przewidujesz zmiany w modelu funkcjonowania?
 
Przewodniczący nie jest od oceniania Rady Naczelnej. Mogę powiedzieć tylko to co wszyscy widzą – jest sporo zupełnie nowych osób, które nigdy w tym gremium nie zasiadały. Mnie to cieszy, bowiem liczę, że Rada będzie wsparciem i uzupełnieniem dla Naczelnictwa i że uda się zasadniczo zmienić jej model pracy. Że nie będzie dyskusji nad bieżącymi sprawami bo od tego jest Naczelnictwo, lecz głęboka i merytoryczna dyskusja nad długofalowymi rozwiązaniami problemów i tworzeniem strategii oraz wizji rozwoju Związku.
 
Czy i jak zamierzasz skorzystać z doświadczenia i osiągnięć poprzednich władz Związku, zwłaszcza tych ostatnich? Które z nich uważasz za szczególnie cenne? Czy i jak zamierzać wykorzystać pozycję i wiedzę poprzedniego Przewodniczącego – Dha Wiatra?
 
W ostatnich latach ZHR zbudował stabilną i dosyć silną pozycję społeczną. To bez wątpienia zasługa poprzedniej kadencji. Jej utrzymanie i podnoszenie będzie jednym z elementów naszej pracy. I w takim zakresie będziemy współpracować z wszystkimi, którzy się do tego przyczynili. Na pewno też nie będziemy zmieniać tego co dobrze funkcjonuje. W ramach przejmowania funkcji systematycznie spotykamy się zarówno z członkami poprzedniego Naczelnictwa jak i członkami poszczególnych wydziałów. Zapoznajemy się ze stanem prowadzonych spraw, proponujemy kontynuację pracy. Sięgamy też do materiałów i pomysłów wypracowanych w poprzednich kadencjach, analizując ich aktualną przydatność.
 
Twój stosunek do Pobudki?
 
Jestem typem sowy, czyli wieczorem działam do późna a rano wolałbym chwilę pospać. Stąd na obozach harcerskich za pobudką nie przepadałem... Ale rozumiem że chodzi o pobudkę przez duże P, czyli wasze pismo. I do takiej Pobudki, jak do każdej innej prasy harcerskiej mam stosunek pozytywny. Bo każda formuła wymiany myśli, która nas będzie zbliżała jest potrzebna. Zdarzały się na waszych łamach teksty, w których niestety było za dużo personalnych ocen i trochę zbyt - jak na harcerskie grono - ostry język. Składam to na karb emocji, związanych z podziałami, o których wcześniej rozmawialiśmy. I liczę, że w miarę opadania ich poziomu, także Pobudka stanie się ważnym elementem jednoczącym środowisko ZHR-u. Że włączycie się konstruktywnie w poszukiwanie rozwiązań i promowanie nowych pomysłów. I że nadal będziecie czuwać,  gdy nad ranem (czytaj pod koniec kadencji) troszkę przyśniemy, to szybko nas obudzicie, byśmy sumiennie się wywiązali ze złożonych zobowiązań.
 
Z wcześniejszych rozmów z Tobą wiem, że jesteś zapalonym biegaczem długodystansowym, co dobrze wróży ZHRowi, bo tacy łatwo się nie poddają J. Czym jeszcze lubisz się zajmować poza rodziną, pracą zawodową i harcerstwem?
 
Właściwie to jestem zapalonym biegaczem na orientację. Ale szukając nowych wyzwań poważnie myślę o starcie w klasycznym maratonie. A czym lubię się zajmować? Oj lista byłaby długa i zadziwiająco różnorodna. Generalnie kocham wędrówki, a właściwie każdą formę przygody na łonie natury. Niestety od 3 lat jestem „udomowiony” synkiem – Maurycym. Muszę więc z niecierpliwością poczekać aż podrośnie by mógł mi dotrzymać kroku na szlaku. Lubię pracę w ogrodzie, zbieranie grzybów, pieczenie ciasta (mam domową specjalizację w sernikach i faworkach), lubię czytać książki i chodzić do kina i bardzo lubię budować. Własnoręcznie zbudowałem kominek w domu, założyłem instalację elektryczną i kładłem glazurę. Nawet nie z konieczności, po prostu przy takiej pracy dobrze mi się wypoczywa. No i jeszcze taniec. Wiązanka dobrych rock and rolli jest porównywalna z wejściem na Tarnicę. Ale to wszystko jest niczym w porównaniu ze wspólnym śpiewem przy harcerskim ognisku.
 
Zatem do zobaczenia w kręgu ogniskowym! A na razie dziękujemy za rozmowę.
 
Rozmawiał: hm Jarosław Błoniarz

 


{mos_sb_discuss:15}