Odwiedziła mnie dziś siostra. Taka zakonna, bo rodzonej nie mam. Urszulanka, instruktorka harcerska, kiedyś bardzo czynna, teraz też, choć inaczej. Rozmawialiśmy cały wieczór o harcerstwie i ZHRze. Właściwie nie tyle rozmawialiśmy, co ona przede wszystkim pytała. Pytała, bo od jakiegoś czasu pomaga nam, instruktorom czynnym i nieczynnym, na różne sposoby w byciu rodzicami i wspieraniu siebie nawzajem. Pytała, bo bardzo chce nas poznać i zrozumieć. Nas, tzn. środowisko ZHR.
Zanim spróbowałem odpowiedzieć siostra pyta dalej.
A jak to w ogóle jest z ta Waszą religijnością? Z jednej strony jest ona coraz bardziej manifestowana, a z drugiej widać, że nie umiecie ze sobą rozmawiać? Czy nie za dużo u Was ambicji i polityki a za mało dobrej woli i pokory? Z tą polityką przez duże „P” to też chyba trochę przesadzacie, co?
Siostro, to nie tak. Ja zaraz wytłumaczę. A ona dalej...
Dla mnie harcerstwo to było przede wszystkim zawieranie przyjaźni i wspólne spędzanie czasu z drogimi mi ludźmi, a dlaczego Wy zaczynacie to tak komplikować? Formacja, służba, Ojczyzna – te rzeczy dzieją się same w ludziach, gdy jest dobre harcerstwo, ale one się DZIEJĄ, co nie znaczy że o nich trzeba bez przerwy GADAĆ. Czy Wy już o tym zapomnieliście?
No tak. Ja się z siostry pytaniami zgadzam. Tylko co robić?
„Wybierzcie dobrze w najbliższy weekend. Tego Wam życzę.” – tak powiedziała i wyszła.
hm. Jarosław Błoniarz
{mos_sb_discuss:9}