pwd. Bartek Pietrzak


Kampania „1% dla ZHR” trwa. Jak wiadomo o 1% podatków walczy wiele organizacji. I pewnie by mnie to nie zmusiło do napisania tego artykułu, gdyby nie opinia jednego z drużynowych mojego hufca, a raczej pewnej byłej harcerskiej instruktorki z jego rodziny. Do rzeczy...

Fundacja „Promyk słońca dzieciom” – działająca na rzecz niepełnosprawnych i chorych dzieci. Fundacja „Dar serca” pomoc społeczna. Stowarzyszenie „Klub abstynenta >>Mistrzostwo świata<<” – pomoc uzależnionym. „Dawid” – fundacja pomocy dzieciom poszkodowanym przez niewybuchy i niewypały. Stowarzyszenie osób niepełnosprawnych i ich rodzin „Zawsze razem”. To tylko kilka organizacji, które konkurują z ZHRem o pieniądze (pierwsze z długiej listy, którą znalazłem w necie). Czy harcerze mają prawo konkurować z hospicjami, ośrodkami pomocy, instytucjami, często podobnie jak my społecznymi, którym brakuje pieniędzy bardziej niż nam, a które nie mają takiej siły, jak tkwi w harcerzach?

Pozyskujemy pieniądze z różnych źródeł – z kuratoriów, z różnych dotacji, z akcji zarobkowych, nieraz gdzieniegdzie od sponsorów, czasem od dawnych drużynowych, którzy teraz prowadzą jakieś niezłe firmy i pewnie z innych jeszcze źródeł, więc ten 1% moglibyśmy sobie darować, w imię choćby zwykłej pomocy naprawdę potrzebującym...

Co prawda ZHR działa w zwalczaniu narkomanii, alkoholizmu, pomaga potrzebującym itd., jednak czy aż w takim stopniu, jak specjalizujące się w tym instytucje? Czy nasza praca wychowawcza ogranicza się tylko do „wydawania takiej łatwej kasy” (piszę specjalnie z odrobiną ironii) na organizację obozów, czy może też na pracy gospodarczej, żeby te obozy zorganizować jak najtańszym kosztem, przy udziale całych drużyn...

Ograniczylibyśmy może zbieranie 1% tylko dla tych jednostek, które rzeczywiście pracują z niepełnosprawnymi itp., pomijając nawet HOPR, bo służby ratownicze mają inne możliwości zdobywania pieniędzy.

W ramach kampanii „1%” proponuję rozejrzeć się wokół i popatrzeć, które z otaczających nas we własnym środowisku instytucje potrzebują naszej pomocy przy zbieraniu funduszy, niektóre są w duuuużo gorszej sytuacji od Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Skupmy siły na tym, by te instytucje przy naszej pomocy mogły lepiej funkcjonować – wychowanie społeczne i pomoc bliźnim, jak nic.


pwd. Bartek Pietrzak
p.o. hufcowego Warmińskiego Hufca Harcerzy „Płomienie”


{mos_sb_discuss:3}


Ostrożnie z tymi procentami...
odpowiada hm. Paweł Wieczorek KOHUB

Bomba, Bartek! Pięć punktów (procentowych) za wywołanie tego tematu do dyskusji. To dowód Twojej wrażliwości, ale też –niestety- idealizmu w widzeniu realnego świata jakże dalekiego od naszych marzeń. Przedstawię więc inny pogląd, bo to warunek głosowania, a przynajmniej dalszej dyskusji.

Masz rację, inni potrzebują pieniędzy bardziej niż my. Ci najbardziej potrzebujący nie potrafią załatwić sobie statusu „organizacji pożytku publicznego”, w każdym razie nie spotkałem takiej struktury wśród mieszkających w kanałach. Masz także rację, że w imieniu tych najbardziej potrzebujących występują inni, współczujący ale sprawni. Tu się Twoja racja kończy – jak kij, z obu stron.
Z jednej strony bowiem nigdzie nie jest powiedziane, że ZHR nie może pomagać. Pytasz „czy aż w takim stopniu, jak specjalizujące się w tym instytucje?” – otóż zapewniam Cię, że owe instytucje zatrudniają specjalistów: jedni pozyskują kasę (wcale nie tylko z „1%”), drudzy prowadzą biura, trzeci dopiero bezpośrednio pomagają. Lekarze, terapeuci, psychiatrzy... Nikt przecież nie wymaga od harcerzy zawodowych kwalifikacji pielęgniarskich, natomiast możemy wymagać od instruktorów umiejętności zorganizowania takiej pomocy. Problem więc nie w tym, czy brać kasę, tylko na co ją wydawać. Na paczki dla wielodzietnych rodzin bezrobotnych, czy na radiotelefony na obóz (bo może trzeba będzie komuś udzielić pomocy). Są prawne metody kontroli, ale i tak nic nie zastąpi sumienia...

Z drugiej strony coś o tym idealizmie. Otóż nie każda organizacja o pięknej nazwie ma równie szczytne cele, niezależnie od tego, co zapisano w statucie. Niestety. Pamiętam opowieść pierwszego oficera na harcerskim jachcie „Zawisza”. Mieli pecha cumować w porcie burta w burtę z „Chopinem”, wyczarterowanym akurat przez fundację „Porozumienie bez barier” – sądzę, że ta nazwa coś Ci mówi. Piękna idea: pełnomorski rejs dla ubogich, chorych, niepełnosprawnych... Otóż noc w noc gdzieś tak przed północą na „Zawiszy” trzeba było stawiać specjalną „wachtę instruktorską”, silnych, dorosłych harcerzy, którzy przenosili przez dwa kołyszące się trapy powracających z portu załogantów „Chopina”. Niepełnosprawnych ewidentnie. Bo w sztok pijanych... Nie wiem, czy pili za swoje, czy w ramach „1%”...

Więc ostrożnie z tymi procentami...

hm. Paweł Wieczorek KOHUB

{mos_sb_discuss:3}