Na poniższy tekst powołuje się Alek Kisil w swoim artykule, który publikujemy w bieżącym numerze Pobudki. Uznaliśmy jednak, że warto go przeczytać także z innych powodów. Gorące dyskusje zjazdowe w ZHR już się zaczęły i może warto czasem cofnąć się i zobaczyć jakimi problemami żyło harcerstwo niemal 85 lat temu. Można się zdziwić, jak wiele z nich wydaje się bliskie i nam. Może taka refleksja pozwoli na odrobinę dystansu i oglądu własnych argumentów we nieco innych proporcjach.
Stanisława Daszkiewicz Czajkowska

O WIELKI CEL HARCERSTWA
Referat wygłoszony na II Walnym Zjeździe Oddziału Warszawskiego Z.H.P. dn. 26 marca 1922 roku

Okres przedwojenny i wojenny harcerstwa ma już swoją syntezę, ma swoje miejsce w historii, więcej ma zapewnione miejsce w legendzie a to jest zaszczyt nie lada którego się za żadne obliczalne wartości nie kupuje. - i to macie wy - którzy na tych ławach siedzicie.  Ale i okres powojenny trwa już tak długo że można się zdobyć na jego także syntetyczną ocenę, na obiektywny, z pewnej perspektywy ujęty sąd. W tym okresie właśnie naokoło harcerstwa kłębi się cała moc słusznych często, częściej gołosłownych i na wiatr rzucanych, a prawie zawsze nie przetrawionych zarzutów, które przechodzą w utarte komunały, jakie wśród społeczeństwa o harcerstwie krążą i często mu szkodzą.
Ale najszkodliwszy komunał pokutuje wewnątrz samego harcerstwa. Powtarzają go do znudzenia i w górze, i w dole, a brzmi on: „Przed wojną i w czasie wojny mieliśmy wielki cel - obecnie tego wielkiego celu nie mamy".
Komunał bardzo szkodliwy, bo zawiera nie tylko tłumaczenie obecnego stanu rzeczy, ale i jego rozgrzeszenie.
Wielki cel nie ginie, ani dla ludzkości, ani dla narodów, ani dla jednostek. Mogą go przysłonić chmury, można go zgubić na rozstajach, można zatracać na targowisku życia, ale on trwa, on jest, bo bez niego nie byłoby życia, nie byłoby świata stworzonego.

Otóż jeżeli harcerstwo twierdzi, że wielki cel miało a obecnie go nie ma, to znaczy, że harcerstwo go na rozstajnych drogach polskiej duszy dzisiaj zgubiło. I rzeczywiście w historii harcerstwa widzimy dwa dziwne, godne zastanowienia zjawiska.

Kiedy Polska kończyła swój okres niewoli, okres z natury rzeczy negatywny, w którym naród cały swój byt na słowie "nego" oparł, okres, w którym "nie zginęła" było najświętszym walorem narodowym, który pomagał trwać, aby przetrwać, który dodawał sił do biernego oporu - ale wskazań czynu nie zawierał, harcerstwo rozpoczęło twórczą, pozytywną pracę w dziedzinie najtrudniejszej, ale i najważniejszej, bo w duszach ludzkich.
Kiedy naród jeszcze nie wiedział, że wolność za progiem stoi, harcerstwo pierwsze zaczęło tworzyć obywatela dla "tej Polski, która będzie".

I rzecz dziwna - było to w chwili, która jeszcze I dziś trwa - kiedy nowe budowle społeczne zaczęły się wznosić na z gruntu fałszywych zasadach, kiedy gorączkowo szła robota przeciwstawiania jednostki społeczeństwu, wysuwania indywidualności przeciwko powszechności, kiedy odbywało się i odbywa stanowienie swojego "ja" w• każdej dziedzinie - moralnej, umysłowej i społecznej; harcerstwo wyszło z prawidłowego założenia - podporządkowania jednostki społeczeństwu, ono poszło dalej, żądało ofiary, poświęcenia cząstki dla całości - i tu leży punkt ciężkości zasługi harcerstwa przed narodem to jest kamień węgielny, jaki harcerstwo słabymi młodzieńczymi rękami pod budowę nowej Polski podłożyło i on tam pozostanie.

A to wszystko, co potem przyszło, te wielkie czyny wojenne, te bohaterstwa jednostek, to były owoce-ale owoce były dobre, bo ziarno było zdrowe, - no i gleba była coś warta. 

Ale my nie sądźmy, ani my starzy, ani wy młodzi, żeście wy to wszystko z Anglii wzięli. Z angielskiego skautingu wyście wzięli metody, sposoby, jak siać ale nie tylko gleba była nasza, i ziarno było nasze.
Kiedy Polska-schodziła na drogę więzienną, genialny młodzieniec poszedł do Króla Ducha i Król Duch z nim jednym tylko chciał gadać i wskazał mu najgłębsze tajniki duszy narodowej, aby stamtąd wydobył: "Jednością silni, rozumni szałem' i drugie jeszcze zawołanie narodowe: Mierz siły na zamiary, nie zamiar według sił" i te dwa wskazana jako talizman na drogę niewoli, młodości polskiej zwierzył.
I młodość Polski z pokolenia w pokolenie talizman ten sobie podawała. -
Bywały czasy ucisku nad miarę, bywały czasy, kiedy naród wątpił i w sobie się łamał i młodość swoją za te głupie, romantyczne hasła przeklinał ale młodość wiary im dochowała - i wy byliście tylko ich prawymi dziedzicami.
I wybiła godzina, kiedy ponad miarę sprawiedliwości, dlatego że się te czasy dokonały, wam było dane to wielkie, to nieopisane szczęście - zatrąbić w złoty róg i obwieścić nie tylko Polsce, ale światu całemu te zwyciężyła wasza prawda, prawda młodości polskiej. 
A dziś wy sami przyznajecie się - że „ostał Wam się ino sznur".
Dziś bowiem w harcerstwie oglądamy drugie zjawisko. Kiedy Polska wchodzi na drogę wolności, to znaczy na drogę pozytywnej, twórczej pracy, której odkładać nie wolno, do której stanąć musimy wszyscy "tak jak jesteśmy" bez różnicy stanu, płci i wieku, kiedy pracować trzeba ze wszystkich sił i z całej duszy swojej tak, aby dzień za rok starczył to harcerstwo wchodzi na drogę pracy nijakiej i negatywnej. Nijakiej od góry, negatywnej od dołu.
Harcerstwo powstało na całym terenie Polski jako ruch spontanicznie wśród młodzieży w różnych dzielnicach wybuchający. Należało ruch ten skoordynować i w jedno łożysko ująć. Górę harcerstwa, jego siły kierownicze czekała żmudna i trudna praca organizacyjna. Zaczęła się więc nijaka robota porządkowania, szufladkowania, regulaminowania, której pierwszym błędem było, że pochłonęła sobą całą uwagę i wszystkie siły góry, że na bok zostały odłożone wszelkie wskazania pozytywne, a drugim, że trwa za długo, że ruch zatrzymała i zaczęła go przetwarzać w organizację i stworzyła zaklęte koło, w którym obraca się fatalne zagadnienie chwili, nad którym harcerstwo stanęło i nie -umie go rozwiązać.

Ruch, czy organizacja, oto scholastyczny problemat, nad którym biedzi się harcerstwo, zapominając, że rozwiązanie jego tkwi tylko w zbiorowej woli, bo co stanęło, to nie idzie; a co idzie, to nie stoi.
Zbiernienie ruchu, to organizacja, zdynamizowanie organizacji, to ruch.

Młodzież jest niecierpliwa, młodzież czekać nie lubi i nie otrzymując wskazań czynu z góry, rozpoczyna negatywną robotę od dołu, robotę krytyki, robotę rozsadzania organizacji i robota ta idzie po linii bardzo niebezpiecznej, po drodze typowego partyjnictwa.

Jako przedstawiciel jednego prądu staje silniejsza jednostka, skupia koło siebie jednostki słabsze, na drugim biegunie staje druga silniejsza jednostka, grupuje koło siebie swoich wyznawców i dwie te siły, zamiast użyć swoją kinetyczną energię na wytworzenie ruchu naprzód, stają naprzeciwko siebie, ścierają się i swe bezcenne siły marnują. Tak jest - można sobie to powiedzieć i można sobie tego nie powiedzieć, ale to jest prawda, a prawdzie po harcersku należy spojrzeć w oczy.  Nie można powiedzieć żeby się w harcerstwie winy za taki stan rzeczy nie szukało, ale szuka się jej źle, bo zawsze poza sobą, a rzadko w sobie, a najczęściej - po naszemu - znajduje się ją w jednostkach. U nas wszędzie, a więc i w harcerstwie, każda robota społeczna stoi jednostkami, i nikt się o napięcie ich wysiłku nie pyta, póki robota dobrze idzie, a jak zaczyna się coś psuć, to jednostki stają się kozłami ofiarnymi. Taka droga doprowadza tylko do zniechęcenia i rozgoryczenia tych, którzy może cały szmat swego życia pracy dla idei poświęcili i do rozwydrzenia tych, którzy dla niej pracować nie chcą, czy nie umieją.
Tu trzeba drogi innej, drogi szukania nie winy, a przyczyny. Przyczyn można szukać i płytko i głęboko, i blisko i daleko, ale sięgnąć należy najgłębiej i najdalej. - Otóż przyczyna leży w tym - że młodzieży świata całego trzeba istotnie wielkiego celu, a  młodzieży polskiej trzeba jeszcze dekoracyjnie pięknego celu. I był ten dekoracyjnie piękny cel, była nieprawdopodobnymi wysiłkami jednostek wzniesiona szklana góra, była na tej górze zaklęta królewna a strzegł jej smok o trzech głowach.

I była o tej królewnie czarowna baśń tęczowa, śpiewana przez największe polskie duchy, która kołysała wszystkie polskie dzieci. A dziś - smok o trzech głowach powalony, szklana góra wspaniałą szarżą zdobyta, a królewna, królewna między nami chodzi. I oto zamiast, żeby zwycięstwo pieśń mocy i tryumfu z duszy harcerstwa wyrwało - to poszarzało, pociemniało - i  celu nie ma. A czyż my istotnie jesteśmy u celu, czy Polska która jest, jest tą Polską, która będzie, która musi być, ale którą my tylko stworzyć zdolni jesteśmy? Czy hydra obojętności, zanik pierwiastka moralnego, stawianie osobistego interesu ponad wszystko, nie są groźniejsze od smoka o trzech głowach czy wróg wewnętrzny ciemnoty i sobkostwa nie jest straszniejszy od zewnętrznego? Czy w Polsce nie działają jawnie obce pierwiastki rozkładowe, którym chodzi o to, aby duszę zatruć umysł zaciemnić i wolę zbiernić? Czy nie czujemy wszyscy, że jakiś chochoł gra i chce, aby naród cały w foxtrotowym kręćku cele zgubił i drogi zatracił?
Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że dawanie harcerstwu pozytywnych wskazań przez ludzi nie fachowych jest sprawą trudną i może nawet nierealną, ale wobec tego, ze stanęliśmy do współpracy nie tylko z własnej ale i z waszej woli, uważamy za słuszne, aby głos nasz z tego właśnie miejsca dał się słyszeć
Przed harcerstwem stoją obecnie trzy pytania, na które trzeba sobie odpowiedzieć:
I) Co zrobić, aby powstrzymać odpływ starszej młodzieży z harcerstwa?
3) Jak wzmocnić pierwiastek moralny i ideę braterstwa?
3) Jak w stanie dzisiejszym, z tymi zasobami moralnymi i materialnymi jakimi harcerstwo rozporządza, promieniować na zewnątrz?
Każde z tych zagadnień jest bardzo doniosłe i może służyć za temat do obszernych referatów tu chodzi tylko o ich zasadnicze postawienie. Przyczyną odpływu starszej młodzieży z harcerstwa wydaje się nam przede wszystkim zbyt wyłączny pedagogiczno - wychowawczy kierunek ruchu, poza którym inne potrzeby, a szczególniej umysłowe młodzieży za mało są uwzględniane. Z chwilą, kiedy młodzieniec nie ma wyraźnie wychowawczych zdolności, to znaczy nie ma nadziei postępowania w hierarchii, zostania drużynowym hufcowym etc., interes dalszego pobytu w harcerstwie jest dla niego stracony.

Za mało poza sprawami technicznymi jest wymiany myśli, poruszania zagadnień szerszych, zagadnień
chwili obecnej, które młodzież nurtują i po rozwiązanie których musi ona sięgnąć poza organizację, w której nie znajduje odpowiedzi. Dorastająca i dorosła młodzież harcerska nie umie wytworzyć z pośród
siebie ośrodka sił umysłowych, nie dąży do stworzenia jądra intelektualnego, które by miało siłę przyciągającą dla poważniejszych umysłów i dawało impuls do pracy umysłowej.

Sadzę, że zwrócenie się do poważnych sił naukowych i fachowych z prośbą o oświetlanie najbardziej palących zagadnień droga odczytów, pogadanek i dyskusji dałoby dobry rezultat. Wiem, że Lwów poszedł tą drogą i urządził szereg odczytów dla harcerskiej młodzieży.

Wielką przeszkodą w życiu umysłowym harcerstwa jest brak własnej poważniejszej biblioteki. W tym kierunku nic się nie robi i harcerstwo nie ma wcale ambicji stworzenia własnymi siłami ogólnej biblioteki harcerskiej, odkładając tę sprawę, jak zresztą wiele innych, do lepszych czasów. A jednak w tym kierunku można by skierować inicjatywę starszych druhów, intelektualistów, nie mających talentu do prowadzenia drużyn. Pod kierunkiem bibliotekarza, starszego harcerza, należało by zorganizować grupę młodzieży i pracę tworzenia biblioteki zapoczątkować. W stu drużynach warszawskich kurzą się i leżą bez użytku biblioteczki drużynowe. Szczegóły wywiad o stanie tych bibliotek mógłby dać pierwszy impuls do zgromadzenia cenniejszych książek z tych bibliotek  w jedno miejsce. Zobowiązanie drużyn do dostarczenia pewnej liczby książek rocznie do ogólnej biblioteki mogłoby jej dać pewien stały zasiłek. Należałoby wejść w kontakt z wybitniejszymi autorami i wydawnictwami i tą drogą udałoby się także gromadzić książki i pisma.

Trzecim zadaniem jest założenie dobrego pisma młodzieży. Żyjemy w okresie pismomanii młodzieży. I w harcerstwie panuje tu duży ruch odśrodkowy. Drużyny wydają swoje pisemka. Zjawisko samo w sobie ciekawe i dobre; złą jego stroną jest to, ze przeważnie nie tyle chodzi o wartość pisma, ile o dochód, jaki ono ma przynieść drużynie. Zebranie tych wszystkich pisemek, przejrzenie ich uważnie, w celu zdania sobie sprawy z prądów i zagadnień nurtujących harcerstwo i wyłowienia zdolności publicystycznych i redaktorskich spośród samej młodzieży, byłoby bardzo ciekawą i owocną robotą dla starszego harcerza o dużym nerwie redaktorskim. W harcerstwie są zadatki i jest materiał dla stworzenia pisma młodzieży trzeba tylko umieć takie pismo poprowadzić.
Na to jest stereotypowa odpowiedź: na takie zamierzenia trzeba ludzi, a ludzi brak.

Koło starszych harcerzy w. Warszawie liczy 93-ech członków, ludzie więc są. "Oni ino nie chcom chcieć" Życiową odpowiedzią, jak walczyć z bezwładem i brakiem energii w harcerstwie, jest sprawa domu harcerza, która z powodu braku inicjatywy trzy łata na martwym punkcie stała. A przecież bez własnego lokalu, bez miejsca na warsztaty, bez sali na odczyty i wieczornice, bez własnej biblioteki i czytelni, życie harcerskie nie może nabrać rozmachu. Znalazło się wreszcie kilku starszych druhów, którzy roboty się jęli z wielkim zapałem i dziesięciu palcami. I oni swego dokażą i stworzą dom harcerza, oparty o mocny fundament pracy samowystarczalności harcerskiej. W przeciągu bardzo krótkiego czasu zdobyli oni skromny lokal trzypokojowy, ustawili pierwsze warsztaty, założyli klub pracy i zdołali grono ludzi dobrej woli swoim poczynaniem zainteresować.

Zbyt mało uwagi zwraca się na obozy wędrowne dla starszych druhów. Urządzanie kolonii i obozów dla drużyn jest pracą tak poważną, że pochłania całkowicie energie sił kierowniczych; opracowanie jednakże planu kilku lub kilkunastu pieszych wycieczek dla chłopców od 5-ej klasy włącznie wycieczek, które by jednoczyły druhów z różnych drużyn, miało by ogromne znaczenie dla utrwalenia i wzmocnienia ideałów harcerskich.
Chłopiec stojący na rozdrożu, przeżywający swoje być czy nie być harcerzem, po takiej wycieczce z pewnością w harcerstwie zostanie.

Tu można rzucić dalszy projekt ekspansji harcerskiej Dziś podróż zagranice jest prawie niedostępną, ale zorganizowanie kolarskich wycieczek do sąsiednich krajów: Czech, ,Austrii, Węgier, czy Rumunii jest przy nawiązaniu stosunków z miejscowymi harcerzami projektem możliwym do zrealizowania.

Przechodzę do drugiego punktu: podniesienia pierwiastka moralnego i idei braterstwa.
Dziś prawdopodobnie z powodu zbyt mało wyrobionych bezpośrednich kierowników drużyn, uderza brak odpowiedzialności wśród harcerzy "grunt nie przejmować się" stosuje się nie tylko do zmartwienia, ale i do przyjętego na siebie obowiązku. Ideę braterstwa której brak jest dziś uderzający, obniża zbyt hierarchiczny i służbowy stosunek starszych druhów do młodszych. Obcowanie pozasłużbowe starszego harcerza z młodszymi jest rzadkością. Spowodowane. wojną, zbyt niewolnicze przeniesienie form wojskowych na teren harcerstwa, potęguje ten stosunek. Jaki ton nadaje „ważny", taki przez mniej ważnego udziela się ogółowi, najsilniej jednakże związanemu hierarchią. Pierwiastek władzy odsuwa na drugi plan ideę braterstwa, powoduje częstokroć przerost ambicji i nadawanie sobie "ważności". Ponieważ cała praca prowadzi się dziś pod znakiem organizatorskim, więc ujmują ją w ręce jednostki o wybitnie organizatorskich zdolnościach. Tacy ludzie mają zwykle mało sentymentu i usuwają z pracy pierwiastek uczuciowy, co wpływa nie tylko na obniżenie zapału i entuzjazmu, ale i serdeczności wśród harcerzy. Brak tego tonu serdecznego, tego ciepła rodziny harcerskiej daje się wyczuwać na zjazdach i wieczornicach zjazdowych, gdzie jaskrawo występują grupy związane wspomnieniami kursów instruktorskich lub inne towarzystwa wzajemnej adoracji, nastrój zaś ogólny jest chłodny i sztywny. Wyczuwa się takie rozumowanie: "Tu na zjeździe, lub na wieczornicy, każdy powinien czuć się dobrze, ponieważ jest harcerzem, ja więc nie mam żadnego obowiązku przyczyniać się do wytwarzania nastroju, bo on się beze mnie zrobi." Ponieważ tak rozumuje każdy, więc nastroju miłego nie ma, bo go nikt nie robi, a nie ma zbiorowego wyczucia, że uczuciowość i serdeczność nie może być nigdy bierna a musi być zawsze czynna.

Drugą przyczyną braku braterskości jest zamknięcie pracy harcerskiej w granicach drużyny i wytwarzanie przez to egoizmu zbiorowego. Stosunek drużyny do drużyny jest zwykle obcy, a czasem nawet wrogi. Jaskrawiej występuje to w mniejszych środowiskach, gdzie jest hierarchia drużyn. Obok siebie stoją: drużyna gimnazjalna, seminaryjna i szkoły powszechnej i wytwarzają pewną zbiorową klasowość, zamiast nakazu braterskiego stosunku.  Czy bywanie u siebie na zbiórkach całych zastępów różnych drużyn i stwarzanie terenów – do pracy różnych drużyn, nie mogłoby złemu zaradzić?

Przechodzimy do zagadnienia najważniejszego i najtrudniejszego: do sprawy promieniowania harcerstwa. Ująć ją należy z dwóch stron.
1) Jakie znaczenie wychowawcze może mieć promieniowanie harcerstwa na zewnątrz.
2) Jak dalece takie promieniowanie harcerstwa jest społeczną potrzebą chwili.
Pierwsze jest sprawą metody wcielania w życie ideałów harcerskich, drugie jest zagadnieniem społeczno - narodowym.

Zacznijmy więc od pierwszego:
Harcerz składa przyrzeczenie na dobry uczynek i na służbę bliźnim i Ojczyźnie. Jeżeli takie przyrzeczenie składa, to go musi z punktu zacząć wykonywać, jeżeli takie prawo jest, to ona musi być spełniane. Jeżeli nie ma być spełniane, to niech go lepiej nie będzie, bo nie ma nic gorszego, jak wielkie hasło, za którym nie idzie czyn.
To rodzi obłudę, faryzeuszostwo, a w najlepszym razie blagę, naszą wadę narodową, z której harcerstwo musi leczyć a nie może jej potęgować. Jeżeli prawo ma być spełniane, to trzeba tego pilnować a nie można tego najważniejszego w swej harcerskiej istocie prawa, zostawiać wyłącznie inicjatywie i słabej woli młodego druha. Chłopak lat 13-15 potrzebuje nakazu i autorytetu. Wartość nakazu i autorytetu harcerskiego jest ta, że powstają one z łona samej młodzieży ale tym niemniej przeto muszą one obejmować dziedzinę moralną. Tak jak musi być musztra fizyczna, tak musi być musztra moralna, praktyka dobrego uczynku z uwzględnieniem dobrego uczynku jednostki i  zbiorowego uczynku zastępu, drużyny i całego harcerstwa.

Na zapytanie czy promieniowanie harcerstwa na zewnątrz jest społecznie potrzebne, odpowiadają kierownicy ruchu że zasadniczo z tego punktu widzenia do harcerstwa podchodzić nie można, bo robotę społeczną powinni wykonywać starsi a nie młodzież. Zupełnie słusznie, ale i wojnę powinni prowadzić starsi a nie młodzież A jednak czternastoletni chłopcy dźwigali karabin i ich udział w polskiej wojnie był nie tylko dlatego tak wielki, że się dzieciom chciało bawić w wojnę, ale dlatego, że ich pomoc była naprawdę potrzebna.

Naczelnictwo harcerskie, władza naczelna zgłosiła Radzie Obrony 30,000 harcerzy i była chwila kiedy uznała to za słuszne i za stosowne. Nasz stan ostrego pogotowia społecznego dopiero się zaczyna i nie można czynnej pomocy społecznej harcerstwa odkładać do lepszych czasów. Nie można zrobić wszystkiego, trzeba robić, co się, da i tymi siłami jakie są.

Są dwa typy pracy czekającej na pomoc harcerstwa: w mieście i na wsi.
W Warszawie niedawno 14 szkół powszechnych zwróciło się do harcerstwa o zorganizowanie drużyn. Harcerstwo odmówiło z powodu braku kierowników.I słusznie - drużynę, szczególniej w szkole powszechnej można zorganizować tylko przy pomocy dobrego drużynowego ale pracę przygotowawczą można rozpocząć siłami, które są, co ważniejsze siłami zbiorowymi zastępów i drużyn. Zamiast innych tropień, czy wywiadów, lub podchodzeń można zastępami przeprowadzić wywiady, czego w danej szkole potrzeba i co się da z miejsca zrobić. Starsi czy starsze mogą prowadzić gawędy, cały zastęp może prowadzić gry lub zabawy, urządzić wspólną wycieczkę lub zwiedzanie Warszawy. W harcerstwie cofają się przed takimi eksperymentami w obawie stworzenia "bałaganu". Zdaje się jednak, że tego rodzaju zbiorowa praca ramami organizacji jeszcze nie ujęta a traktowana jako ćwiczenie pracy społecznej przyniosłaby obopólną korzyść: dzieciom szkoły powszechnej dałaby kulturalną opiekę i braterskie obcowanie z harcerzami i przygotowałaby grunt dla przyszłej drużyny.

Robota taka drużynie dającej swą pracę, wskaże cel którego szuka, ze ścieżek na których się błąka, wyprowadzi na szeroką drogę i skrystalizuje w niej ideał harcerski. Jest to pole doświadczalne, na którym należy przeprowadzać tego rodzaju eksperymenty. Obecnie praca w tym kierunku jeżeli się prowadzi, nie jest robotą harcerstwa, lecz pracą jednostek, które są harcerzami.

A teraz praca na wsi, na tym od stu lat z górą lezącym ugorze. Tu opinia biegłych wydała już swój wyrok: - Praca harcerska dzisiejszego typu, jest dla wsi nieodpowiednia, nie daje żadnych rezultatów, trzeba ją do czasu wypracowania specjalnego rodzaju dla wsi odłożyć Znowu odłożyć. A tymczasem rokrocznie setki zorganizowanych harcerzy w karnym ordynku idą - na łono przyrody ażeby w idealnych, przez siebie stwarzanych warunkach przeżyć okres intensywnej pracy wcielającej w życie całokształt prawa harcerskiego Cząstką tego prawa jest: "Harcerz jest pożytecznym bliźnim i Ojczyźnie". Dlaczego właśnie to prawo, tam na łonie przyrody ma leżeć odłogiem? Dlaczego od pierwszego dnia pobytu na wsi kolonia harcerska nie ma się w nim ćwiczyć ku pożytkowi drugich a radości swojej? Słyszałam nieraz świadectwo wydawane samym sobie przez harcerzy o stosunku kolonii do miejscowej ludności: „Kolonia zostawiła dobrą pamięć po sobie, bo szyby w lokalu zostawiła całe i śmieci z kątów odchodząc po sobie wymiotła" Sumienie harcerskie nie niepokoi ten negatywny kąt widzenia, nie zawierający aktywnego pierwiastka czynu. Dwa lata temu byłam w Łącku, kiedy Łąck był św. p. rezydencją harcerską. Nie było tam jeszcze ani kursów, ani kolonii, tylko co niedzielę gromadziły się okoliczne drużyny na wycieczki. Co sobotę trąbki grały i ze wszystkich stron ściekały harcerskie drużyny ku zdumieniu miejscowej ludności i radości dzieci. Cały dzień niedzielny upływał chłopcom pod kierunkiem wytrawnego harcerza na radosnej pracy i wesołej zabawie. Gdy chłopcy gracowali ścieżki, lub pielili truskawki, dzieciaki wiejskie rozchodziły się, bo dla nich to nie dziwota, ale gdy chłopcy odbywali musztrę, lub urządzali gry harcerskie, zwarty mur widzów z błyszczącymi oczami otaczał ich. Ci mali widzowie duszą brali udział w tej nowej dla nich, nieznanej zabawie, ale umyślnie obserwowałam, ani jeden harcerz do tej gromadki nie podszedł.

Gdyby każdy z nich znalazł się tu, w pojedynkę, to z nudów zagadałby z dzieciakami, ale ponieważ przyszła zwarta gromada, której dobrze było ze sobą, która nie czuła własnej potrzeby wzięcia czegoś od tych dzieci - nie poczuła ona potrzeby - dania czegoś tym dzieciom. Gdyby harcerze jedli cukierki, a dzieciaki wiejskie pożądliwie by na to patrzały, z pewnością przyszłoby komuś do głowy, że trzeba się z nimi podzielić; ale o podzieleniu się duchowym cukierkiem - wesołą zabawą - nikt nie pomyślał.

Nadchodził cudny wieczór niedzielny, trąbki grały, drużyny rozchodziły się po rozkosznej wycieczce, rodzice miejscowej dziatwy rozchodzili się po domach i machnąwszy pogardliwie ręką mówili - Et! Burżuazyjna zabawka. A dzieciaki robiły sobie kije i chorągiewki i przez cały tydzień rozlegały się słowa musztry i komendy harcerskiej.
Otóż pytanie - czy w tym mądrze, radośnie i pracowicie ułożonym dniu harcerskim, nie można było umieścić godziny zbiorowej pracy, czy zabawy, poświęconej tym dzieciom-jednej krótkiej godziny, zadzierzgającej węzeł serdeczny między dziećmi i naprawdę rozszerzającej dusze tych, którzy dają i tych, którzy biorą?

Dziś, jeżeli na wsi jest kolonia harcerska, to na potu palą się dwa ogniska. - Przy jednym chłopcy marzą sny o potędze, przy drugim chłopaki układają plany bandyckie a różnica między nimi jest ta, że gdy pierwsi, odkładając spełnienie marzeń do jutra, może ich nigdy nie spełnią, to drudzy swoje plany dzisiejszej nocy w życie wcielą.
Dwa światy - między którymi przez 150 lat kopali przepaść wszyscy szatani, którzy koło naszej zagłady byli czynni.
Byli tacy, którzy ją własnymi ciałami zasypać chcieli, bo w one czasy "nieść przed narodem oświaty kaganiec" znaczyło pójść na świadomą ofiarę. Oni widzieli, że ich usiłowania skończą się w X-ym pawilonie lub w tajgach Sybiru, a jednak szli.

Dziś inne czasy nastały: dziś nie ciało swoje, a duszę swoją za sprawę położyć trzeba. Dziś pochylić się należy nad przepaścią, odważnie spojrzeć w głąb - czy daleko do dna. My dziś już nie straceńcy, a mądrymi budowniczymi być powinniśmy. Na przepaści, i nad przepaścią nowego gmachu lekkomyślnie wznosić nie  wolno - ona musi być płomienną wolą i miłującym sercem zasypana. I na tę pracę - waszego pokolenia za mało! Polska, która jest, nie jest tą która będzie, a do której droga prowadzi przez dwadzieścia  pięć milionów dusz polskich i drogę tę naród przebyć musi, bo jej nikt za niego nie przebędzie.

Początek tej drogi w duszy własnej, i w głębokim niezłomnym przeświadczeniu, że Polska nie będzie taka, jaką ją zrobią partie polityczne z prawa lub z lewa - a będzie taką, jakim będę ja, ty, dwudziesty i milionowy. Dzisiejsza młodzież jak ognia boi się patosu i egzaltacji, zarzut ten można skierować przeciwko temu, co tu powiedziane, lecz zarzut nie będzie słuszny. Jeżeli jest patos i egzaltacja, to w moim przemówieniu i te pójdą całkowicie na mój rachunek, ale robota jest bardzo czarna i bardzo realna, i dlatego, że jest taka czarna i taka realna, że w niej brak patosu i egzaltacji. To właśnie dlatego was przy niej nie ma. Mamy obok siebie pobratymczy naród czeski, tak bardzo nam obcy duchowo, bo zbyt dla nas trzeźwy i praktyczny. A jednak naród ten gdy wybiła godzina odrodzenia - potrafił wydobyć z siebie egzaltację - na taką pracę właśnie; potrafił rzucić wszystkie młode siły w tym kierunku i rozpędem młodzieży, jej entuzjazmem pracę u podstaw, pracę odrodzenia narodu rozpoczął; jedno młode pokolenie cudu dokonało. Dziś u nas nadeszła taka właśnie chwila, takiej duchowej organicznej pracy naród potrzebuje i taką robotę młodzież uzbrojona w hasła harcerskie, Polsce dać może i powinna. Nieprawda, że celu nie ma - cel, za który duszę położyć warto, jest: Oby w wolnej Rzeczypospolitej polskiej każdy obywatel miał wzniosłą duszę, światły umysł, zdrowe ciało i prawy charakter. Cel niestety bardzo daleki, a droga do niego bardzo trudna - "gwałt i słabość bronią wschodu" Najgorsza właśnie jest ta słabość - własna, z którą „łamać trzeba się za młodu". Na podjęcie tej pracy nigdy za wcześnie, a może być późno. Dziś już ma ona swoje zaległości, nie tylko 150-u lat niewoli, ale i trzech lat wolności, w których nie wszystko zrobiono, co zrobić można było.
Przed waszym pokoleniem leży harcerskie wskazanie:

Jutra nie złapiesz, wczoraj nie dogonisz, ino dziś trzeba trzymać mocno w garści i kuć z niego przyszłość tak, aby warto było kiedyś przeszłość wspominać!

Stanisława Daszkiewicz-Czajkowska, 1877-1970

 Ukończyła pensję nauczycielską we Lwowie, co dawało jej prawo pracy w zawodzie nauczyciela.
Wyszła za mąż za Michała Daszkiewicz-Czajkowskiego, prawnika, późniejszego Przewodniczącego Harcerskiego Sądu Honorowego. Matka trójki dzieci, z których wszystkie były w harcerstwie.
W Humaniu, w Macierzy Szkolnej, uczyła polskie dzieci języka polskiego i historii. Oboje z mężem uczestniczyli w tworzeniu harcerstwa polskiego na kresach Rzeczypospolitej, stąd jej bliska znajomość ze Stanisławem Sedlaczkiem. W 1918 roku przyjechali do Warszawy, uciekając przed bolszewikami. W pierwszej połowie lat dwudziestych była wybitną działaczką Kół Przyjaciół Harcerstwa i przez jakiś czas przewodniczyła KPH; członkini Naczelnictwa ZHP w Warszawie.
Według rodzinnego przekazu, przyjaźń z S.Sedlaczkiem uległa osłabieniu w momencie, gdy nasiliły się endeckie oddziaływania na harcerstwo; to też miało być powodem jej wycofania się z czynnej służby.
Autorka m.in. następujących tekstów:
 „O wielki cel harcerstwa” Referat na 2 Walnym Zjeździe Oddziału Warszawskiego ZHP, 26.03.1922, stron 23.
 „Przyjaciele Harcerstwa”, W-wa, 1924, Wyd. Naczelnictwa ZHP, stron 32.
 „Harcerstwo, rodzina i szkoła”, w: „Radość życia” Jednodniówka Oddziału Łódzkiego ZHP, Łódź, czerwiec 1927, Zarząd Oddziału Łódzkiego ZHP
„Harcerstwo jako współczynnik wychowawczy domu i szkoły”, w: Jednodniówka Zarządu Oddziału Łódzkiego ZHP, Łódź, 1927, Zarząd Oddziału Łódzkiego ZHP
„W jakim kierunku powinna się rozwijać praca Kół Przyjaciół Harcerstwa. Regulaminy i instrukcje dla członków współdziałających ZHP i Kół Przyjaciół Harcerstwa.” W-wa, 1928, Wyd. Naczelnictwa ZHP, stron 10
„Zadania społeczne obozów”, w: „Harcerstwo w obozach” Praca zbiorowa pod red. Stanisława Sedlaczka i Eugeniusza Ryszkowskiego, W-wa, 1928, Dział Wydawnictw Naczelnictwa ZHP.

 


{mos_sb_discuss:2}