Jestem z Bielska-Białej, mam 15 lat i stopień wywiadowcy. Od paru lat jestem ministrantem w mojej parafii Od niedawna jestem też zastępowym, lecz nasza drużyna nie działa tak jak powinna.. Kiedyś usłyszałem, że zastępowy sam zdobywa członków do swojego zastępu.

Postanowiłem zrobić zbiórkę naborową w oparciu o "Pierwsza zbiórka zastępu- tajemnicza próba". Wszystko miałem dobrze zaplanowane i przemyślane lecz mój plan się nie powiódł. Chłopcy którym zaproponowałem zostanie harcerzami nie byli zainteresowani. Wstąpienie do drużyny zaproponowałem czterem chłopakom w wieku 12 lat (również ministrantom) których znałem już od dłuższego czasu. Tydzień temu powiedziałem im że mam dla nich pewną propozycje, mianowicie że proponuje wszystkim czterem zostanie harcerzami. Zaznaczyłem wtedy że aby mogli wstąpić do drużyny będą musieli się wykazać i udowodnić że się nadają. Nie okazywali wtedy większego entuzjazmu więc postanowiłem ich przekonać. Dałem im film nakręcony parę lat temu przez naszego drużynowego na którym było pokazane co robimy na zbiórkach (wspinaczka, zjazdy na linach, paintball itp.). Miałem nadzieję że to ich zachęci ale okazało się że nie są zainteresowani. Myślę że stało się tak dlatego ponieważ w szkole do której chodzą od jakiegoś czasu działają drużyny ZHP. Z tego co się później dowiedziałem jeden z chłopaków należał przez krótki czas do ZHP i od tamtego czasu jest dość sceptycznie nastawiony do harcerstwa.

Zwracam się teraz z pytaniem: jak przełamać stereotyp o tym że harcerze nie robią nic poza przeprowadzaniem starszych pań przez ulicę i śpiewaniem przy ognisku oraz jak przeprowadzić dobry nabór zastępu wśród zrażonej do harcerstwa młodzieży.

Czuwaj!

Paweł Tyszecki



Odpowiedź pierwsza

Czołem Pawle,

W drużynie, w której się wychowałem obowiązywała jedna zasada: jeśli chcesz zostać zastępowym - musisz przyprowadzić chłopaków i utrzymać ich. Oczywiście trzeba było dostać zgodę drużynowego na taka próbę. Wielu z nas miało szansę spróbować - w wielu zostało zastępowymi.

Kiedy pierwszy raz podjąłem próbę zebrania zastępu poprosiłem swojego Ojca o radę. Chwilę pomyślał i powiedział. Jeśli ja potrzebowałem nowych ludzi, łapałem ich na... szafę. Na co???? Na szafę. Mówiłem jest taka starsza kobieta, której trzeba pomóc przenieść szafę z jednej ulicy na drugą. Kiedy nieśliśmy tą szafę (kobieta była prawdziwa a szafa bardzo ciężka ) mogłem rozmawiać z nimi na dowolny temat. Jeśli nie byli gotowy nosić szafy nie nadawali się do niczego.

Podsumowując są dwa sposoby dotarcia do ludzi. Możesz do nich gadać, lub możesz coś z nimi zrobić. Podobno są drużyny, które chodzą od klasy do klasy i opowiadają: jesteśmy harcerzami, jeździmy na obozy, jest fajnie. W lepszym wydaniu pokazują filmy. Ale przecież dzisiejszy 11-latek ma lepsze filmy w kinie lub na DVD. Nie takie rzeczy tam pokazują. Jest też zwykle bardzo odporny na gadki-szmatki. Ma je na co dzień w szkole i w telewizorze (świetnie wie, ze to nie świstaki pakują te czekolady, i że szczęścia w rodzinie nie osiąga się przez kupno właściwego płynu do mycia naczyń).

Jeśli gadanie odpada, warto spróbować innych sposobów. Najlepszy jest zawsze na szafę. Przecież nie miałbyś żadnego problemu gdybyś miał ich namówić do kwestowania na rzecz Wielkiej Orkiestry czy Caritasu. Wymyśl coś, co jest prawdziwe(!), pożyteczne, proste, zrozumiałe i nie zajmie zbyt dużo czasu. Czyli a) dom dziecka dostał rowery, które trzeba naprawić; b) kolega z Klubu Gaja uczestniczy w akcji wypuszczania na wolność świątecznego karpia do stawu i trzeba przygotować transparenty; c) w czwartek jest koncert na rzecz wolności na Białorusi - pomożesz mi rozwiesić plakaty? Pamiętaj w sposobie
na szafę najważniejsze jest, by była to sprawa autentyczna, ważna i dobra oraz prośba o pomoc. Ty wiesz, że będziesz to robić. Ale ich pomoc będzie ważna.

Jeśli próbujesz znaleźć chłopaków w całkiem obcym środowisku nie znam lepszego sposobu niż motorower. W mojej drużynie zebrano tak masę ludzi. Wjeżdżasz na podwórko, gdzie są chłopaki w interesującym cię wieku. Gaśnie ci motorower, zaczynasz przy nim majstrować, potem go rozbierać. W ciągu 10 minut masz wokół siebie 7 najfajniejszych chłopaków z okolicy. I możesz z nimi gadać do woli (to znaczy dopóki motorower nie zapali). Jeśli przez ten czas nie potrafisz ich zagadać i zaprosić na kolejne spotkanie w tym samym miejscu za tydzień - nie powinieneś być zastępowym.

Krzysztof Stanowski




Odpowiedź druga

No hej!

My się z Krzyśkiem nie kłócimy, Pawle, po prostu ile zastępów tyle metod naboru. Zatem spróbuję podsunąć Ci parę rad w troszkę innym stylu. Po pierwsze pamiętaj o zasadzie Baden-Powellowskiej: rybak łowi ryby na to, co lubią ryby, nie na to, co lubi rybak. Jedno już wiesz: oni NIE lubią filmów z paintballem i wspinaczką. Druga rzecz: Ty wiesz czym jest harcerstwo, oni nie. Albo mają spaczony obraz, co na jedno wychodzi. A czy wiesz, co to jest zastęp? To paczka przyjaciół, którzy mają naturalnego wodza. Od młodocianego gangu różni się tylko tym, że wódz reprezentuje inny system wartości (przepraszam za wyrażenie), czyli daje inny przykład niż najsilniejszy z ziomoli na podwórku.

 

Zdefiniowaliśmy sobie problem, teraz próbujmy go rozwiązać. Pawle – nie namawiaj ich do harcerstwa! Namów ich do stworzenia grupy kumpli. Kiedy zrozumieją że są w harcerstwie, będzie już za późno, wsiąkną.

Najpierw dowiedz się co ich interesuje, o czym marzą. To może być lot na Marsa, albo skok na bank, chociaż w gronie ministrantów to drugie raczej wykluczam. Odcinasz skrajności i wiesz już na kogo możesz liczyć, kto za Tobą pójdzie. Ewentualnie pójdzie, jeśli zaproponujesz jakieś sensowne DZIAŁANIE (nie pokaz) zmierzające w stronę ich marzeń. Choćby ten krzyśkowy motorower, choć to przykład sprzed lat. Dziś mogłaby być wiatrówka (o energii do 17 dżuli), albo założenie kapeli hip-hopowej, albo pielgrzymka na Anioł Pański z Papieżem, albo... jachting?

Paintball na ekranie może ich nudzi, ale obejrzenie na żywo ćwiczeń batalionu komandosów z Bielska, złożenie się z beryla, przejażdżka terenowym HMMWV? Tylko czy to jest realne? Rusz głową. W harcerstwie łatwo poznaje się ludzi, harcerza poznać po tym, ilu ciekawych zna. Zacznij od rodziny i żeglarstwo masz jak w banku, prawda? Przy okazji pozdrów ode mnie Rodziców i ciocię z Manchesteru (to żywy dowód, że harcerze się znają). Pewnie ktoś będzie znał także oficera komandosów, albo takiego księdza z parafii niedaleko bielskiej FSM, który organizuje pielgrzymki do Rzymu. Chwytasz?

Kiedy ich już złapiesz na wędkę, pora podsuwać pomysły służby – nie wcześniej, chyba że kogoś akurat interesuje od zawsze opieka nad niepełnosprawnymi. Podsuwanie pomysłów, to znowu nie gadanie o nich, tylko dzielenie się problemami. Masz kłopot: znajomej starszej pani trzeba pomalować pokój, sam nie dasz rady, pomożecie? Kumple w końcu jesteście, nie?

No i jest stara, sprawdzona metoda wciągania ludzi w dalsze stopnie wtajemniczenia: obrzędowość. Jako że stara, nie będę wymyślał nic nowego – zacytuje swój artykuł z dawno nieistniejącej gazety harcerskiej „Świat Młodych” z kwietnia 1984 roku:



Zastęp, to harcerska rodzina. Ale różne bywają rodziny - jedne się kochają, inne stale kłócą. Wy dążyć powinniście do tego, aby być rodziną wzorową, maksymalnie zżytą, rozumiejącą się bez zbędnych słów. A przede wszystkim rodziną trwałą.

Dh Władysław Szczygieł w książce „Jak prowadzić zastęp harcerski” pisze: „Zwróć uwagę, Druhu Zastępowy, w pracy swojego zastępu na stałość jego składu. Zastęp, w którym członkowie zbyt często się zmieniają, przyrównują harcerze do tramwaju. Jedni wstępują, drudzy występują, bo się znudzili i szukają innych zastępów lub organizacji (...) Pamiętaj, że lepsza jest słaba nawet praca w zastępie stała, niż zmiana członków zastępu co kwartał i brak w ten sposób ciągłości i stałości pracy”.

Co robić, by być zastępowym, a nie motorniczym? W tym też pomoże obrzędowość...

Nigdzie nie jest powiedziane, że zimowe zbiórki zastępu muszą koniecznie odbywać się w szkole. Przecież jeśli mamy stanowić harcerską rodzinę, jeżeli mamy znad się wszyscy jak łyse konie, musimy także bywać u siebie w domu. A wiec spróbujmy zbiórek „domowych”. Rzecz jasna nie w każdym mieszkaniu są warunki do prowadzenia musztry zastępu, harców, nie wszędzie jest kominek. Zbiórki domowe muszą mieć zupełnie inny charakter, tak jak inny mają cel. Bo główny ich cel to poznanie się z rodzeństwem harcerzy, a zwłaszcza z najlepszymi i niezastąpionymi przyjaciółmi zastępu - rodzicami. Wspólnie wypita herbatka, nawet jeżeli musimy w tym celu stłoczyć się w pokoiku typowego M3, zbliża bardziej niż najpiękniejsze przemówienie drużynowego do rodziców zgromadzonych na szkolnej wywiadówce.

Może przy okazji stwierdzimy, że ktoś z naszych kolegów ma wyjątkowo trudne warunki mieszkaniowe. I świetnie, bo o takich sprawach trzeba wiedzieć – i może czasem uda mu się jakoś wspólnymi siłami pomóc, ot, choćby zaprosić na wspólne odrabianie lekcji. A musztrę zastępu i harcerskie gry . . możemy przeprowadzić na podwórku przed domem.

IMIENINY
W prawdziwie zżytym zastępie nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby czyjeś prywatne święto, imieniny lub urodziny, przeszło niezauważone. Symboliczny prezent, zaśpiewanie wspólnie „Sto lat”, podrzucenie solenizanta pod sufit harówki - wszystko to niewiele kosztuje, a cieszy. Może zastęp opracuje stały „rytuał” imieninowy? Albo przeciwnie - za każdym razem inaczej, żeby była niespodzianka...

Oczywiście podobnie święcimy harcerskie zaszczyty naszych kolegów z zastępu, np. mianowanie na kolejny stopień.

PRZYJĘCIE DO ZASTĘPU
Zanim kandydat na harcerza złoży Przyrzeczenie i otrzyma pierwszy stopień, musi przejść okres próbny. Oczywiście przez ten czas pracuje w zwykłym zastępie, do którego trafia jako ktoś obcy, nieznany. Źle, jeśli odniesie wrażenie, że jest również niechciany. Często nie zastanawiamy się, czy nasz nowy kolega przejdzie zwycięsko próbę, czy zostanie pełnoprawnym harcerzem. Na początku trzeba odnosić się do niego szczególnie serdecznie. Możemy ustanowić w zastępie rytuał przyjmowania nowicjusza, „obmywania go z brudów” cywilnego, nieharcerskiego żywota. Obrzęd ten nie może być zbyt pompatyczny - na serio będziemy witać nowego harcerza dopiero po Przyrzeczeniu. Nie może też być zbyt rubaszny ani złośliwy, aby kandydata nie odstraszyć. Najlepiej zrobić to na wesoło. Ważne, aby zakończyć obrzęd w zupełnej harmonii, rodzinnie.
Na przykład:
W zaciemnionej harcówce, w kręgu spowitych w peleryny harcerzy, zastępowy z namaszczeniem zapowiada nowicjuszowi trzy próby, przez które będzie musiał przejść tego wieczora. Są to próby ognia, wody i krwi. Próba ognia polega na zapaleniu zapałki i spaleniu jej do końca bez rzucania na podłogę. Trzeba umiejętnie chwycić płonącą jeszcze zapałkę za zwęgloną jut część drewienka, jeśli się to nie uda, próba grozi najwyżej lekkim oparzeniem. Próba wody wygląda bardziej tajemniczo: kandydat klęka przy pełnej miednicy i prowadzony przez mistrza ceremonii wykonuje możliwie najbardziej skomplikowane rytualne gesty. Tymczasem któryś z harcerzy niespodzianie... wlewa mu za kołnierz pół szklanki zimnej wody. Próba krwi robi największe wrażenie. Mistrz, ceremonii wymachuje przed nosem delikwenta ogromnym, rzeźnickim nożem (może być upaćkany czerwoną farbą), mrucząc groźne zaklęcia. W kulminacyjnym momencie przerażony kandydat zostaje poczęstowany porcją smakowicie przysmażonej kaszanki...

Po zakończeniu próby siadają wszyscy przy wspólnym stole i opowiadają o najciekawszych, chwilach z dziejów zastępu, przegryzając pączkami, kupionymi na tę okazję.

KRONIKA ZASTĘPU
To też coś, co tworzy atmosferę zastępu. Kronika, w odróżnieniu od reprezentacyjnej kroniki drużyny, jest sprawą wewnętrzną, rzekłbym nawet intymną naszego grona, przeznaczoną tylko dla swoich. Za to umieszcza się w niej wszystko! Opisy najciekawszych zbiórek i najzabawniejsze powiedzonka, wklejone bilety z wycieczki, suche liście, źdźbła siana, na którym spał zastęp podczas biwaku i rozgniecione komary. które tak dawały się we znaki na zwiadzie. Może się tam znajdzie karykatura drużynowego i... odcisk nowego buta zastępowego, słowem: co kto chce. Panuje absolutna wolność słowa i swoboda technik graficznych. Jak pisał po łacinie Julian Tuwim „cicer cum caule”, czyli groch z kapustą. Ale ma to swój urok.

KSIĄŻECZKA ZASTĘPU
A to już coś dziwnego. Wiadomo książka musi być. Ewidencja harcerzy, kontrola wpłaconych składek, lista obecności na zbiórkach, plan zamierzeń i uwagi o jego realizacji. Czysta biurokracja, co z tym może mieć wspólnego obrzędowość?
Otóż ma jak najbardziej! Właśnie od zwyczajów zastępu zależy, czy książeczka będzie pomocą w pracy (narzuca systematyczność i dokładność - bardzo istotna rzecz), czy narzędziem rozpasanej biurokracji.

No bo, tak: ewidencja harcerzy, informacje o ich wieku, adresie, stopniu harcerskim są przecież niezbędne zastępowemu. A że to nudne? można zapis ożywić. Na przykład dodać jeszcze parę rubryk mniej niezbędnych, za to wesołych: odcisk palca, numer buta, wymarzony zawód, ulubiona potrawa, wreszcie własnoręczna karykatura, „autoportret” harcerza. Wypełniamy starannie te poważne rubryki, a pozostałe na wesoło, ale z pomysłem.

Lista obecności. Przecież nie będziecie jej sprawdzali jak nauczyciel na lekcji. A z drugiej strony jut po miesiącu nie sposób spamiętać kto był na zbiórce, jeśli się tego nie zapisze. Więc powieście przy drzwiach harcówki tarczę i strzałki do rzucania. Kto przychodzi na zbiórkę rzuca do celu. Wpisuje się do książki nie „+” na znak, że był, lecz wynik rzutu. Po pół roku kto uzyska najmniej punktów (bo za nieobecność zero!) „funduje” niematerialną nagrodę zwycięzcy.

WSPÓŁZAWODNICTWO W ZASTĘPIE
Wszyscy jesteśmy rodziną, ale tak już w rodzinach bywa, że jednemu się chce, a drugiemu nic. Aktywność trzeba premiować. Tylko jak? Uścisk dłoni zastępowego? Pochwala przed frontem - co to za front, pięciu ludzi?

A może by tak na zakończenie każdej zbiórki demokratycznie, w tajnym głosowaniu, przyznawać jakąś nagrodę najlepszemu? Ważne, by dekoracja odbywała się gromko i uroczyście, wobec całego zastępu.

Paweł Wieczorek

{mos_sb_discuss:4}