Drogie i drodzy czytelniczki/cy,
Aż żal tracić wszelkie, co ciekawsze wątki z dyskusji, jakie pojawiają się na naszym forum. Dlatego też decydujemy się publikować „w odcinkach” niektóre z nich. Poniżej dyskusja sprowokowana tekstem Tomasza Strzembosza „ZHR, a religia katolicka”.
O tekście Tomasza:
Najlepszy fragment w tekście Strzembosza:
{(...)ZHR w swojej pracy wychowawczej i społecznej opiera się na etyce chrześcijańskiej (etyce miłości bliźniego), która kładzie nacisk na równość i braterstwo wszystkich ludzi, na ich głęboko pojętą bliskość i wieź, potrzebę wzajemnej, czynnej solidarności i pomocy(...)}
proponuję wrzucić od razu jako zmianę do statutu - prosta wykładnie fundamentów zhr. Nie jakiś tam zakon apostołów, tylko miłość bliźniego, nie buta i pycha ale skromność i służebność. (calva)
Bardzo mądry tekst. Powinien być wydrukowany w wielkim formacie i zawieszony w czasie zjazdu na plecami prezydium, żeby każdy mógł go przeczytać i dokonać właściwego wyboru. Na fundusz druku deklaruję 100 złotych. Komu wpłacić? (phm. LecH NajbaueR)
Ja też myślę, ze jest fenomenalny. Jest właśnie taki, jaki był "mój ZHR" gdy zostałam drużynową. (Aga Leśny)
Tekst Strzembosza piękny, tak zawsze wyobrażałam sobie relacje ZHR - Kościół. (Zuzanna Radzik)
Religijność w praktyce ZHR - opinie:
Miejsce wychowania religijnego w ZHR rodzi różne skojarzenia:
Na przykład zasłyszane określenie Związek Harcerstwa Religijnego, które miało raczej pejoratywny wydźwięk i powodowało że część rodziców nie chciała wysłać swoich dzieci na obóz w obawie przed religijną indoktrynacją. (Storczyk)
wychowanie religijne jest traktowane w dużym stopniu jako element PR (marek kamecki)
Natomiast gdy słyszę o takich zawierzeniach [zawierzenie ZHR Matce Bożej] to odnoszę wrażenie ze spora część instruktorów i harcerzy odbierze je jako piękną deklarację, za to nie dopatrzy się w niej żadnej treści (ot "góra "lubi sobie pogadać) i nie przełoży tego na codzienna pracę . Podobnie jak czytam w pozjazdowych materiałach "o prowadzeniu do Zbawienia" czy "spinkach miedzy metodą a Życiem Wiecznym "to często nie wiem czy śmiać się z całej tej pompy czy płakać nad skutkami bo takie teksty oprócz tego ze kształtują wasz (nasz?) obraz jako średnio atrakcyjnej umundurowanej oazy to także prowokują różnych geniuszy do robienia głupot (tu polecam nieocenioną intermetową encyklopedię Marcina Niewałdy albo uzależnianie zdobycia stopnia od znajomości Papieskich encyklik) nie dając ludziom pracującym z drużynami żadnych sensownych wskazówek. (tomasz bracha)
Otóż są tacy instruktorzy (instruktorzy?), którzy zamiast trudnych i ryzykowanych metod oddziaływania przez przykład osobisty i wychowanie w działaniu, a nie w gadaniu, próbują iść na skróty. Wydaje im się, że jeśli wpiszą w wymagania stopni, że harcerz powinien być religijny, to będzie. No przecież go z tego rozliczają, gdy komisja stopni go z tej religijności odpytuje. A jeśli ogłoszą, że zawierzają ZHR opiece Matki Boskiej, to ZHR będzie lepszy.
Pewnie większość z Was zgodzi się z tym, że takie działania są nieskuteczne. Ale ja jestem przekonany, że one są skuteczne, ale odwrotnie. Odwrotnie, bo zamiast ludzi przeżywających religijność, kształtujemy ludzi, którzy się z nią afiszują, i/albo sprowadzają do form i gadaniny. Zamiast ludzi poszukujących prawdy, kształtujemy ludzi znających prawdę i walących nią innych po głowach. Zamiast ludzi porządnych kształtujemy hipokrytów. Spójrzcie na tych, którzy najgłośniej instrumentalizują religię, zarówno w partyjnej polityce, jak i w tej naszej zhr-owskiej. Czy to są porządni, uczciwi, szanujący innych ludzie?
Przyznam, że trochę się boję janczarów rewolucji moralnej, którzy wychodzą z ZHR (albo, co gorsza, tkwią w nim nadal) z poczuciem moralnej wyższości nad innymi, mocnym postanowieniem wpływania na rzeczywistość i przekonaniem, że dla ich świętego celu każdy środek jest ok. Ale ci młodzi aktywiści obecnego ZHR, którzy głośno i z całym przekonaniem walczą o jego "chrystianizację", są tegoż ZHR wychowankami. Ich sposób myślenia nie spadł na nich z kosmosu, ale rozwijał się w trakcie różnych oddziaływań formacyjnych. Chcesz wiedzieć, co warte jest drzewo i jego korzenie? Spójrz na owoce. (Mariusz Zięba)
Podział ról w wychowaniu religijnym:
ewangelizacja w drużynie harcerskiej:
Dla mnie najważniejsza jest dusza chłopca, nie cokolwiek innego... . To my jako harcerze - chrześcijanie mamy dbać o ich dusze, o ich życie (w 4. punkcie statutu jest również o tym, że instruktor jest chrześcijaninem). Prawda jest taka, że zmieniać swój charakter możemy tylko z pomocą Boga (ja bardzo mocno doświadczam Jego pomocy przy pracy nad sobą), bo chrześcijaństwo wyznacza nam rysy naszego charakteru!! (marciolas)
Na pocz. lat 90-tych brałem udział w spotkaniu z kard. Gulbinowiczem - taka przyjacielska rozmowa instruktorów ZHR z doświadczonym biskupem... . No i padła kwestia ewangelizacji harcerzy w drużynach i co ks. bp. Gulbinowicz powiedział: zostawcie te kwestie w rękach osób przygotowanych do prowadzenia formacji religijnej. Jest naprawdę zatrzęsienie organizacji, które mają nadzór i zezwolenie Kościoła na ten rodzaj pracy z młodzieżą i tam młodzież może się rozwijać. Niech Wasi drużynowi będą przykładem katolika a to będzie najlepszą rzeczą jaką możecie zrobić. (marek kamecki)
Oczywiście im harcerz jest starszy tym mocniej powinien być akcentowany świadomy i kontrolowany rozwój wiary, ale sorry - nie przez drużynowego. Do tego powołani i przygotowani są w Kościele odpowiedni ludzie i instytucje. Rozumiem jednak, że w odróżnieniu od Zawiszaków nasze harcerstwo zajmuje się raczej kształtowaniem charakterów-po to powstał skauting, taki jest jego cel i zadanie. (marek kamecki)
czy my ( jako drużynowi) jesteśmy przygotowani do prowadzenia formacji religijnej i czy mamy do tego prawo. Harcerstwo powinno zająć się kształtowaniem charakteru, a nie zastępować Kościół, rodzinę czy szkołę. (marek kamecki)
To może np. samarytanki też nie uczmy... nie jesteśmy (w większości) osobami kompetentnymi. (Janek)
1.naszym celem jest wychowanie chrześcijanina - konkretnie w jego wyznaniu, a nie chrześcijanina w ogóle, bo czegoś takiego nie ma. W uproszczeniu ze wzgl. na statystykę pomówmy o katolikach. W katolicyzmie tym wzorcem jest święty , a więc człowiek żyjący BLISKO Boga.
2.Osobą, która prowadzi małego chłopca do Boga jest u nas drużynowy(nie kapelan, duszpasterz, hufcowy, naczelnik, kph...)
3.Drużynowy dokonuje tego PRZEDE WSZYSTKIM swoim przykładem bowiem uczestniczy z harcerzami w tworzonych przez siebie sytuacjach na równych zasadach i musi dokonywać wyborów tak jak oni.
4.Przykład drużynowego pokazuje chłopcom sylwetkę chrześcijanina (vide: katolika) - jaka jest wiara drużynowego taka będzie jego harcerzy. (nie mylić wiary z manifestacją wiary)
UWAGI:
a. materia jest delikatna i niewymierna - nie twórzmy narzędzi oceny poziomu wiary (regulaminy, stopnie, akcje)
b. musimy zaufać drużynowym w każdym temacie a w tym szczególnie i raczej zachęcać ich niż rozkazywać. Każda drużyna jest i będzie inna-jeden drużynowy będzie bardziej inny mniej...
c. w związku z tym, że harcerstwo kształtuje charakter to obszar naszego zainteresowania dotyczy głównie postawy wynikającej z wiary a nie samej wiary (marek kamecki)
"Musimy zaufać drużynowemu", że w potrzebie i zgodnie ze swoim chrześcijańskim sumieniem czasem ZLEKCEWAŻY OBOWIĄZEK ciążący na nim wedle regulaminów, pisanych gdzieś w oderwaniu od życia. W tym przypadku duchowego. A jeśli odczuje konflikt między swym sumieniem, swoim rozumieniem wiary, a regulaminem - niech zwróci się do fachowca, zaufanego kapłana, nie do przełożonego w ZHR. Dokładnie tak samo, jak z przywoływanym już parę razy przykładem z samarytanki: jak leczyć chorego harcerza, o to nalezy pytać lekarza, nie komendanta chorągwi.(KOHUB)
To jest właśnie istota naszej metody, że my PODEJMUJEMY RYZYKO , że harcerz jednak dokona nie tego wyboru o który nam chodzi. Znaczy to , że albo drużynowy nie daje zbyt wyrazistego przykładu, albo sytuacja przerosła chłopca, czyli była źle dobrana. Tworzenie systemu kar i nagród czy systemów weryfikujących np poziom wiary to już za daleko-to po prostu nie nasza metoda. (marek kamecki)
Nie odsyłałabym swoich harcerek w poszukiwaniu religijnej formacji tylko do ruchów kościelnych. Nie zastąpimy ich osobie, która szuka bardzo głębokiej formacji, ale są tacy, którzy w żadnym z powszechnie dostępnych się nie odnajdują, potrzebują czegoś mniej totalnego. Ot tak po prostu, żeby wiedzieć o co chodzi we Mszy, albo znać choć trochę Pismo Święte. (Zuzanna Radzik)
najważniejszy przykład drużynowego
W Kościele Powszechnym istnieje bardzo wiele różnych duchowości i nie możemy zakładać, że wszyscy drużynowi będą reagować na jeden konkretny. Jest duchowość franciszkańska i dominikańska, jest duchowość ruchów odnowy i jezuicka szkoła pracy duchowej , jest ogromna różnorodność. Musimy pozwolić na to , żeby każdy drużynowy prowadził swoich harcerzy swoją własną drogą do Boga. Nie mamy duchowości harcerskiej i nie udawajmy, że jest inaczej. Nie mamy duchowości harcerskiej i nie twórzmy jej na siłę, bo powołani jesteśmy do innych zadań. Skoncentrujmy się na tym , żeby prowadzić chłopców do Boga własnym przykładem, własnym życiem a nie regułą, nie regulaminem, nie fasadą. (marek kamecki)
Jednym z problemów , które postrzegam w naszym ZHR jest właśnie to, że sugeruje się instruktorom prowadzenie formacji religijnej nie dając im do tego przygotowania i narzędzi metodycznych. Jeżeli pozostawilibyśmy temat na poziomie oddziaływania przykładem drużynowego i skoncentrowali na ich ewangelizacji- uzyskalibyśmy duże lepsze efekty i jakościowe i ilościowe w Związku. (marek kamecki)
Osobiście nie mam dylematów polegających na tym , że wywieram presję na chłopców w drużynie w kierunku chrześcijańskim (patrz Storczyk). Nie ma czegoś takiego jak próżnia w systemie wartości - chłopiec nie jest w sytuacji wolnego wyboru takiej czy innej aksjologii - on jest pod stałą presją mediów, środowiska, innych grup i nie da się stworzyć systemu wychowania który będzie neutralny. Teza , że nie mamy prawa "wychowywać" rel. bardziej niż dzieje się to w rodzinach harcerzy jest nie do obrony - większość polskich rodzin mimo, że nominalnie katolicka traktuje swoją wiarę jedynie w kategoriach kulturowych- szopka , pisanki , karp i w niedzielę do kościoła (celowo napisałem kościoła a nie Kościoła, bo ludzie w większości tak to traktują) Są też rodziny w których w ogóle nie ma Boga i nie poprzez świadomy wybór i przemyślane decyzje, tylko tak po prostu przez bylejakość. Czy tzn. że nie mam dać takiemu chłopcu szansy poznania Boga? - absurd. (marek kamecki)
Przede wszystkim jednak musi panować (prawdziwe) przekonanie o tym, że postępowanie drużynowego jest NATURALNE - w przywiązaniu do zasad niczym nie odbiegające od pozazbiórkowego, czy pozaobozowego życia. Uważam, że drużynowy powinien przede wszystkim dawać przykład życia chrześcijańskiego (z tym się chyba wszyscy zgadzamy), ale nie uważam, że na tym ma się kończyć jego rola, jeśli chodzi o wychowanie religijne. Powinien oczywiście mieć do pomocy kapelana, który jest odpowiedzialny, za całościowe wychowanie religijne drużyny, ale przecież jest wiele "małych" (nie koniecznie mało znaczących) elementów (form pracy), które spokojnie może sam wprowadzać w życie drużyny, jak np.: konkretne zadania w próbach na niższych stopniach (młodzik, wywiadowca), systematyczne wspólne modlitwy dla chętnych (oczywiście z wyczuciem) itp. (Janek)
a. …
b. Drużynowy prowadzi chłopców przez sytuacje swoim przykładem (prycza, higiena, sprawność fizyczna, czytanie Pisma, punktualność, przystępowanie do sakramentów, opanowanie, pogoda ducha, codzienny dobry uczynek itd) i w większości to wystarcza- nie jest potrzebne "omawianie" punktualności, przykazań, miłości bliźniego, szanowania przyrody czy kochania ojczyzny.
c. co jakiś czas mogą pojawić się potrzeby lub problemy wymagające pomocy duszpasterza, o którą zawsze drużynowy może poprosić i zawsze ją dostanie.
d. o ile wynika to z programu (np na obozie, weekendowa wędrówka) drużynowy "organizuje" życie religijne w drużynie- np Msza św. w lesie o świcie z możliwością wcześniejszego przystąpienia do sakramentu pokuty
e. organizacja życia religijnego (jw) musi brać pod uwagę potrzeby i uczucia innowierców jeżeli takowych mamy w drużynie. ( jeden z moich zastępowych a potem drużynowych w szczepie był ewangelikiem i nigdy przez ok 10 lat naszej wspólnej działalności nie miał faktu żaden zgrzyt-nawet jak na obozie pracy ZZ niedzielę chłopcy rozpoczynali hasłem katolicy do Kościoła-heretycy do garów, "Sówa" odpowiadał papiści na sabat - reformiści do dobrych uczynków- oczywiście wszystko w żartach) (marek kamecki)
Uważam, że nie można ograniczyć drużynowego tylko do dawania przykładu (w kwestii wiary). Również, można z nim rozmawiać, zachęcać go, dawać mu różne pomysły i wskazówki, ale nie ograniczać życia religijnego drużyny sztywnym regulaminem. Tutaj trzeba się trochę zdać na wyczucie drużynowego. Napisałem "trochę" bo ma przecież duszpasterza do pomocy. Jednak przegięciem w drugą stronę byłaby moim zdaniem postawa drużynowego "tolerancyjnego", który nie wprowadza żadnych form religijnych tylko dlatego, żeby nie narazić się przypadkiem, na jakąś niechęć harcerzy z drużyny. Wielu jest takich, którzy wykorzystują obecną modę na "tolerancję" i np. nie pójdą (chociaż są chrześcijanami) na Mszę św. tylko z powodu lenistwa, zasłaniając się "tolerancyjnymi" przyczynami. Z takim harcerzem trzeba porozmawiać i wybadać, jeśli to jest kwestia lenistwa to lekkie przymuszenie moim zdaniem nie będzie tutaj złe, aczkolwiek nie uważam, że do wszytkich elementów religijnych można przymuszać. (Janek)
trzeba utrzymywać równowagę pomiędzy różnymi obszarami wychowania;
Ksiądz w "systemie" powinien mieć miejsce doradcze. Drużynowy prowadzi pracę wychowawczą na którą składają się różne elementy metody w tym wychowanie religijne (w zakresie jaki Drużynowy uważa za stosowne) jeśli ma problem z tym wychowaniem lub ma problem z którymś harcerzy w kwestii religii ma dwie drogi :
1. rozmawia z rodzicami chłopca/dziewczynki
2. udaje się do księdza (kapelana harcerskiego) po poradę lub prosi o pomoc bezpośrednią (Maki)
Moim zdaniem metoda harcerska nie może być zachwiana w żadną stronę, nie może być tak ze istotą pracy harcerskiej jest religia, ale nie może być też tak, że wychowania religijnego nie będzie w ogóle.. Cała metoda wychowawcza jest jak tort, jak jest za mało lub za dużo pewnych składników to jest nie dobry, a proporcje można trochę zmieniać w zależności od tego kto go zjada:) (Maki)
Natomiast zakładając, że harcerstwo jest wspomagające rodzinę i szkołę, to rodzina jest miejscem gdzie jest prowadzone wychowanie religijne. A my musimy umożliwić naszym harcerzom udział w praktykach religijnych do jakich zostali przyzwyczajeni w domu. My mamy zadanie pokazać im inny punkt widzenia na Boga poprzez harcerską przygodę, braterstwo, przyrodę etc. (Maki)
może rzeczywiście oddać sprawę religii w ręce dzieci i ich rodziców, a skupić się na pracy. Niech kwestię wychowania religijnego przejmą osoby kompetentne, a z naszej strony niech to będzie wychowanie moralne!!! (Storczyk)
Duch Święty czy paragraf
duchowość, a obrzędowość harcerska
Istnieje wiele możliwości typowo harcerskich na wzbudzanie cech, które świadczą o duchowości człowieka: refleksji, wrażliwości, szacunku do innych, poświęcenia, samodoskonalenia. Ba wg, mnie one to właśnie w atrakcyjny dla młodych sposób są przez nich akceptowane. Bo czyż np. Trzy Pióra to nie jest właśnie sprawność "duchowości harcerskiej"?, albo "CHWAT", albo znana nam wszystkim "Szara Godzina" czy praca opiekuna stopnia instruktorskiego z kandydatem? Kręgi, przepraszanie się w kręgu, iskierka, cała obrzędowość ogniska, tradycje związane z przygotowaniem obrzędu Przyrzeczenia Harcerskiego, wtajemniczenia wędrownicze - to wszystko samiśmy stworzyli i wielokrotnie te elementy bardziej zapadają nam w pamięć i świadomość niż inne działania. Zresztą - wiele środowisk nawet z różnych organizacji, nie może często dogadać się na wielu płaszczyznach, ale dogaduje się w kręgu ognia albo podczas kuźnicy instruktorskiej:-) (paweł rozdzestwienski)
Ustalmy czym jest "duchowość" - to specyficzna szkoła formacji duchowej wynikająca z nowego odczytania Ewangelii, przepracowana i wdrażana pod kontrolą i akceptacją biskupa (diecezji lub Rzymu). Oczywiście, mamy do czynienia w harcerstwie z pewną obrzędowością czy może zwyczajami związanymi ze sferą wiary - i to niewątpliwie jest fantastyczny "obrządek" (w latach 80-tych żartowaliśmy zawsze z naszym duszpasterzem, że jesteśmy katolikami obrządku harcerskiego) i jest on szalenie pociągający młodzież bo przenosi odczucia religijne z relacji instytucjonalno-kulturowej na więź bardziej osobistą z Bogiem nie gubiąc przy tym aspektu wspólnotowego. Nie sądzę mimo to , że mamy do czynienia ze szkołą formacji duchowej - to raczej zbiór zwyczajów i zachowań (wartościowych samych w sobie), które wykorzystujemy do przybliżenia Chrystusa harcerzom (marek kamecki)
Religijność regulaminowa
Mój niesmak budzi fakt próby dosyć bezdusznego transponowania sfery osobistych przeżyć na regulaminowo wymagane formy pracy. To jest obszar w którym możemy wymóc pewne zachowania , ale pytanie jak to się przełoży na wewnętrzny-personalny stosunek harcerza do Boga. Jeżeli formy służą wzbudzeniu lub wzmocnieniu tego stosunku to OK - jeżeli są przeprowdzane z innych względów - regulaminowych, dbałości o PR, itd to niestety, ale można pogubić to o co nam chodzi. Sądzę , że zamiast nasączać Związek frazeologią religijną i przeładowywać go rekolekcjami , pielgrzymkami, uroczystościami powinniśmy skoncentrować się na takiej formacji drużynowych, która pomoże im wpływać na swoich harcerzy właśnie naszymi metodami. (marek kamecki)
Stosowanie obowiązkowych praktyk , że to nie tylko zamyka drogę do ZHR-u pewnej grupie osób, na które przecież powinniśmy często najbardziej oddziaływać, ale co gorsza może doprowadzić do pojawienia się u harcerzy wstrętu do religii tak daleko posuniętego, że prowadzącego do odejścia z Kościoła.(Borowy Duch)
Ja również uważam, że doprowadzić chłopca do Boga najlepiej poprzez własny przykład i że zmuszanie ludzi do praktyk rel. jest najkrótszą drogą do tego , żeby ich od Niego odciągnąć.(marek kamecki)
[gdy] ostatnio dowiedziałem się , że warunkiem udziału w zlocie chorągwi jest .. być w stanie łaski uświęcającej to mi ręce opadły. Jeżeli wychowanie religijne ma wyglądać - czyli ma być tworzone na pokaz to co tu dużo gadać - chyba to grzech.
Gdy widzę jak "używa" się modlitwę czy Mszę św. do podkreślania takiego czy innego wizerunku jak służy to czemuś innemu niż jest, to po prostu uraża to moje uczucia religijne. (marek kamecki)
[chodzi o to] żeby nie tworzyć regulacji w tej materii, żeby wizytatorzy nie ganiali jak psy gończe po obozie w poszukiwaniu kapliczki (fakt autentyczny) , żeby nie wymagać w reg. na st. określonych form religijnych i żeby to drużynowy, który zna swoich chłopców i ich środowisko rodzinne decydował co, jak i kiedy - a my pokazujmy mu drogę własnego przykładu , przekonajmy, że jak mówili starożytni Włosi: "Verba docet, exempla trahunt" (słowa pouczają,przykłady porywają) (marek kamecki)
jednak myślę, że to jest kwestia np. pogadania wizytatorów z danym drużynowym, spytania czemu nie ma tej kapliczki-zwykłego porozmawiania, jeśli to jest kwestia lenistwa drużynowego, a żadnych innych przeszkód nie ma (do zbudowania kapliczki) to myślę, że spokojnie można "pojechać" po punktach, a już napewno zwrócić uwagę, ale jeśli są to inne ważniejsze sprawy to... tak jak mówisz. Jednak przede wszystkim ROZMOWA z drużynowym i wyjaśnienie. (Janek)
Ja jakoś nie bardzo czuję się wstawiony w ramkę Zarówno hufcowy, jak i Komendant Chorągwi pozostawia mi wiele swobody w prowadzeniu drużyny oraz wdrażaniu nowych pomysłów. Ze strony regulaminu też nie czuję się ograniczony, poza wyjątkami, które prawie zawsze są. … Nie mówię też, że jest zupełnie różowo, czasem są bezsensowne imprezy typu "[...]defilady", ale szczerze mówiąc nie bardzo widzę, żeby były narzucane z góry ZHR-u. Bardziej są to lokalne uroczystości, kiedy jesteśmy poproszeni o to, żeby jako harcerze gdzieś pójś, stanąć na warcie honorowej, przejść szpalerem itp. jednak nie są często i w dużej mierze kiedy jako drużynowy powiem, że nie mogę iść bo mam coś bardzo ważnego w drużynie, albo dlatego, że ostatnio za dużo drużyna uczestniczy w imprezach typowo pokazowych to nie ma problemu. (Janek)
własna droga do Boga
Droga do "szukania Boga" na własną rękę czasami jest najlepsza, ale czasami prowadzi do sekciarstwa. (…) pamiętam też o wspólnotowej roli Kościoła, który przemawia głosem Pana, nie plebana. Dlatego czasem dobrze jest pomodlić się wspólnie, dlatego samotne rozważanie przed Obrazem Jasnogórskim jest wartością, ale wartością jest także milionowe zgromadzenie przed ołtarzem papieskim. Granicą - jakże podobnie do myśli harcerskiej - jest dobrowolność i indywidualny przykład. Kapłana, instruktora. Świadka po prostu. Byle nie "urzędnika oddelegowanego d/s religii". Przed tym jedynie przestrzegałem, przed instrumentalnym podejściem do Boga traktowanego jako punkt do zaliczenia w programie dnia, albo w wymaganiu na stopień. Bo poza tym obóz lub drużyna jako wspólnota, a krąg ogniskowy jako krąg modlitwy - to z racji chociażby na nagromadzenie pozytywnych zwykle emocji miejsca wzorcowe! (kohub)
Instruktor – chrześcijanin:
czy instruktor musi być chrześcijaninem ?
czy niechrześcijanin nie może być dobrym instruktorem? W moim pojęciu może i osobiście znam ateistę, który był świetnym instruktorem. Wyjątek?? w obecnym ZHR tego nie sprawdzimy (Maki)
Z jednej strony wzbraniamy się od tego żeby być organizacją wyznaniową w imię : „wszyscy jesteśmy równi”, „każde dziecko musi mieć prawo…” itd., a z drugiej strony tej równości nie widać. Zakładamy że każdy może wejść w szeregi ZHR, ale nie każdy może zostać jej instruktorem. (Storczyk)
Instruktor musi wierzyć
Instruktor powinien być osobą wierzącą. Po co musi wierzyć? No właśnie. Może od tyłu - jeśli nie wierzy to:
- po co chce "formować" harcerza ?
- po co ma poznawać przyrodę ?
- po co chce być mu bratem ?
- po co ma widzieć w nim widzieć bliźniego?
- po co ma być itd...
Czy musi być katolikiem , nie. Baden Powell nie był katolikiem. Nie widzę problemu czy uczciwy prawosławny może być drużynowym, widzę trudność, bo ja bym tego nie potrafił , ale inni są zdolniejsi. (calva)
zawsze mi się zdawało że harcerstwo ma wychowywać w duchu wartości chrześcijańskich. Dla mnie nie jest to pojęcie tożsame z religią. ( pod dyskusję!). co za ś tyczy się wychowania to ma to być proces wychowywania a nie wychowania.!!!! Tak bliskie sobie słowa wcale nie oznaczają tego samego. Wychowanie to proces (upraszczając) który ma bardzo określony cel, urobienie wychowanka tak aby na końcu wyszedł z tego mówiąc brzydko „produkt” który spełnia normy przez nas określone. Jest to o tyle niebezpieczne ze nie uczy myślenia, refleksji oraz tak naprawdę hamuję rozwój jednostki ( co w tym konkretnym przypadku może doprowadzić np do obrzędowego traktowania wiary a w najgorszym razie do sekciarstwa). Wychowywanie natomiast ma na celu rozwój , aktywizację, wolność wyborów i nie jest przede wszystkim zamkniętym procesem. Zapytam dlaczego np ktoś ma mi narzucić kiedy mam być gotowa np. do pełnienia roli duszpasterskiej? Mogę nie być nigdy! Ale czy to oznacza że szczerze nie wierzę ( może natomiast taka opinia wpłynąć na to czy zostanę instruktorem)? (storczyk)
Kto to ma oceniać czy instruktor jest „wystarczająco” wierzący
Wydaje mi się, że komisja nie jest dobrym miejscem weryfikacji. Raczej konfesjonał, rozmowa z kapelanem i później jego decyzja, czy dany osobnik "się kwalifikuje" czy nie. Sądzę, że rozmowa z kapelanem jest w stanie "zmierzyć" stopień świadomości wpływu drużynowego na harcerzy. (calva)
Mieliśmy ten problem na Zjeździe poprzednim; a kto to jest instruktor wierzący? To takie ostro New Age...Synkretyzm, wybiorczość itd. Tak samo jak mieliśmy problem kim jest chrześcijanin - bo definicja "ten, który uważa się za chrześcijanina" to było za mało, "ten co był ochrzczony" też nie bardzo, bo to rożnie bywa w Kościołach Chrześcijańskich, "ten który praktykuje religie chrześcijańską" zbyt dyskryminujący. Poza tym zaraz ktoś powiedział ze Świadkowie Jehowy, wyznawcy Kościoła Bożego w Chrystusie i Zielonoświątkowcy to też chrześcijanie. I tu pokazuje się idealnie nasz problem; gdy się czegoś nie czuje to pojawia się potrzeba zdefiniowania i określenia. Przy próbie określenia wchodzimy na śliski grunt różnych za i przeciw.
Mi się podobało, gdy jedna harcmistrzyni powiedziała mi, że jej zdaniem spokojnie instruktorem może być osoba poszukująca wiary tylko nie może tego powiedzieć głośno bo "straci prace" :] (Aga Leśny)
Tylko jak jest z tą praktyką? bo jeśli komisja zapyta czy chodzisz co niedzielę na mszę św., a ty odpowiesz, że nie to znaczy że nie jesteś kompetentny na wychowawcę harcerskiego. a może ty uczestniczysz we mszy ale raz w miesiącu a innych chodzi do kościoła codziennie....co zatem jest ważniejsze i jak to zmierzyć. I dlaczego jest postrzegane zawsze z punktu widzenia katolika rzymskokatolickiego? (storczyk)
Formy pracy w wychowaniu religijnym
Najlepszymi rekolekcjami harcerskimi jest postawa drużynowego, najlepszą pielgrzymką -obóz wędrowny. (marek kamecki)
Warto na wychowanie religijne spojrzeć też z perspektywy wychowanka. Dla chłopca 11-15 odmawianie modlitw, uczestniczenie w rozważaniach czy nocne czuwania nie są atrakcyjne. Natomiast fajna gra, zwiad etc. to już co innego. I w takie formy można wplatać wątki religijne. Warto pokazać nie tylko wiarę dziś ale i w kontekście historycznym w zabawie... dzięki temu nasi harcerze będą "formowani" religijnie bez "religiowstrętu" wynikającego z niedobrania form do odbiorcy. (Maki)
Nie ukrywam że nie zawsze widzę rozsądek ze strony instruktorów [w kwestii udziału harcerek i harcerzy w modlitwie lub mszy], (czasem jest to po prostu nieumiejętność znalezienia wyjścia z sytuacji) (Storczyk).
Zależeć winny od wielu czynników np:
1. Od tego w jakim środowisku działa Drużyna
2. Od obrzędowosci obozu (Maki)
potrzeba naturalności w stosowanych formach
Czy ci instruktorzy na co dzień też są tacy? Też modlą się trzy razy dziennie? Też zbiorowo chodzą do spowiedzi i mają w pracy na biurku kapliczkę? Jeśli tak, to w porządku. Oni tacy są, mają do tego prawo i taki dają przykład innym, a wolą innych jest ten przykład z nich brać albo nie. Ale jeśli tego na co dzień nie robią, tylko dla niejasnych celów zmieniają skórę wdziewając harcerski mundur, to są po prostu niebezpiecznymi faryzeuszami.(Borowy duch)
Modlić się czy nie modlić na obozie przed posiłkiem? Większość harcerzy w domu tego nie robi - to jeżeli ja będę inicjował modlitwę to zmuszam czy nie zmuszam? No właśnie - temat jest postawiony bardziej na JAK a nie na CZY.
I tu leży pies pogrzebany. Bo jeżeli drużynowy jest człowiekiem wiary to chłopcy to odczytają bez względu na to, czy będzie się modlił w ukryciu czy zrobi z modlitwy stały element planu dnia. Drużynowy jest dla harcerzy bohaterem i będą oni postępować jak ich bohater. Jeżeli jego wiara będzie "niedzielna" to inne jego działania będą sztuczne i to będzie widać. Jeżeli drużynowy będzie blisko Boga i będzie żył swoją wiarą to chłopcy też to przejmą. (marek kamecki)
kapelan
Co do kapelana - mamy kapelana drużyny i to jest bardzo dobry pomysł na przekonanie młodych (jak i często nas instruktorów) jaka potęga tkwi w wychowaniu stricte religijnym, Konrad naucza bowiem nie tylko słowem, ale całym życiem i swoim przykładem (Paweł Rozdżestwieński)
Kapliczka:
Ja będąc Drużynowym nigdy nie zbudowałem kapliczki na obozie za co zresztą traciłem punkty w arkuszu wizytacyjnym!
W moim rozumieniu takie przejawy są przesadą i nie należą do zadań instruktora. (Maki)
kapliczka w obozie drużyny, jeśli jest zbudowana przez dobrze zżyty ze sobą zespół, znający się jak łyse konie i odczuwający wspólną potrzebę głębokiego przeżywania wspólnej modlitwy (z doświadczenia wiem, że to raczej rzadkie zjawisko), to nie dziwi mnie kapliczka w takim obozie. Jeśli test to jednak tylko pewien folklor, "bo tak wszyscy czynią", albo co gorsza, "bo za kapliczkę otrzymamy kilka punktów więcej w kwestionariuszu oceny obozu", to mamy do czynienia z sensualizmem religijności, jej ludycznym, w pewnym sensie, przejawem. Ja wśród swoich harcerzy propaguję zasadę, że dobrze by było, gdyby taką kapliczkę, "świątynię dumania" w ustronnym miejscu zrobic, ale żadnych tam nie urządzam zbiorowych modłów. Taka forma działań mnie osobiście odstręcza (Borowy Duch)
Musze powiedzieć, ze my mamy w drużynie do kapliczek stosunek nabożny i stawiamy je we wszystkich ośrodkach jeździeckich w których jeździmy i na wszystkich obozach. Moze ta nasza wiara jest prościutka i naiwna, ale my wierzymy w potęgę opieki Panienki Jazłowieckiej nad naszym grzesznym żywotem - przez 15 lat trwania drużyny nie mieliśmy nigdy żadnego poważnego wypadku związanego z końmi. Stąd nasze umiłowanie do szerzenia kultu Opiekunki Ułanów kapliczka jest nam również niezbędna do naszej Modlitwy Ułana Jazłowieckiego.(Paweł Rozdzestwienski)
Udział w modlitwie wieczornej i mszy świętej
problemy z zapewnieniem dobrowolności:
istotniejsze jest jaki pogląd na sprawę uczestnictwa w mszy czy modlitwie ma dziecko, a nie jego rodzic. Problemem dla mnie jest że wielu z nas instruktorów traktując modlitwę czy mszę niedzielną właśnie jako obowiązek czy szczególną potrzebę nie zauważają dzieci, które takiej potrzeby nie mają i /lub nie potrafią tego zakomunikować. W ten sposób poddają się czując przy tym spory dyskomfort, a to z kolei też może z czasem przysporzyć problemów. Dzieci chcą wspólnie ze swoimi rówieśnikami z drużyny spędzić jak najwięcej czasu i pójdą na tę mszę w obawie przed tym że będą źle postrzegane. Pytanie dlaczego te dzieci muszą się dopasować ? Dlaczego ich potrzeby (nie pójścia na mszę) nie są traktowane na równi z tymi które taką potrzebę mają. Bo w praktyce wygląda to zazwyczaj tak, że nie pyta się harcerzy czy mają na pójście na mszę ochotę, gdyż wymaga to co najmniej zostawienia ich pod opieką instruktora, a tych czasami też nie ma w nadmiarze. Rozumiem że są, drużyny, które w swoich szeregach mają osoby głęboko wierzące i te być może rzeczywiście mają potrzebę kapliczek i wspólnej modlitwy rano i wieczór. Ale chyba nie ma się co oszukiwać, że generalnie nie wszyscy mamy taką potrzebę, jeśli już to raczej w ciszy i spokoju tak by taka modlitwa była naszą rozmową z Bogiem. Jako osoba dorosła potrafię nie odmówić wspólnej modlitwy wówczas gdy z jakiegoś powodu nie czuję takiej potrzeby (generalnie zresztą wolę takie „sam na sam”). Natomiast zdaje mi się że nasze dzieci często „idą za tłumem” bo nie mają innej możliwości, bo wszystkie koleżanki i koledzy tak robią. Wówczas sens takiej modlitwy jest wątpliwy. Ja nie mówię tu o fakcie piętnowania przez innych harcerzy, ale pytania „dlaczego nie idziesz”,” lub „co będziesz wtedy robić” też nie należą do przyjemnych ( nawet dla mnie). Druga sprawa jak czują się dzieci, które w ogóle nie praktykują modlitwy? Takie przecież także są w naszych szeregach! I w końcu czy taka praktyka nie zamyka drzwi do naszych drużyn dzieciom z rodzin niepraktykujących? (Storczyk)
W moim obozie była modlitwa wieczorna i coniedzielna Msza Święta. Obydwa te przejawy wychowania religijnego były dla chętnych. [Uważam jednak, że] ważny jest Drużynowy, który we wszystkich praktykach religijnych winien uczestniczyć dzięki czemu, jeśli jest autorytetem, pociąga chłopców za sobą i zachęca do poznania Boga. (Maki).
Teoria, że grupa wymusza na pojedynczych chłopcach aby chodzili na mszę jest trochę oderwana od rzeczywistości... Większość chłopców( przynajmniej w Warszawie) nie chodzi co tydzień do kościoła. Byłem przez kilka lat w drużynie prowadzonej przez Makiego i ta swoboda praktyk religijnych o której napisał bardzo dobrze się sprawdzała. Większość tych mniej religijnych harcerzy i tak chodziła na msze, ale ze świadomością że to był nasz własny wybór. A alternatywa była kusząca - godzina leżenia na pryczy:) I nikt się nie obawiał represji, ani złego postrzegania! (Maciej Albinowski).
[Nie zmienia to faktu, iż są sytuacje, że] harcerz na mszę pójdzie bo idą wszyscy, a nie dlatego że ma na to ochotę. [Największym problemem] są te praktyki które są „wpisywane” w plan obozu, jak modlitwa poranna i wieczorna (są one często traktowane jako powinność dla wszystkich a nie dla chętnych - lub czasem nie daje się tego poczucia że jest tylko dla chętnych przez co cały obóz czuje się zobligowany) (Storczyk)
U mnie w drużynie zawsze modliliśmy się przed posiłkami i był czas (krótko), że urządzaliśmy wspólne modlitwy , ale nic tak nie wpływało na moich skautów jak to , że zauważali moje indywidualne zachowania. To , że zaczęli czytać Pismo św. było wynikiem tego, że sam wstawałem przed pobudką, szedłem się umyć a potem siadałem na uboczu i czytałem. Jednak nie było w programie zajęć czytania Biblii.!!! Do dzisiaj nie wiem skąd dowiedzieli się , że odmawiam brewiarz, bo robiłem to zawsze poza obozem, ale przyszli z pytaniem co to jest i czy oni też by mogli. (marek kamecki)
Mam dziwne wrażenie, że niektórzy z obawy przed "urażeniem" jakiejś osoby wolałyby na wszelki wypadek wyłączyć większość elementów religijnych z życia drużyny. Wyłączyć, bądź zsunąć gdzieś daleko, żeby "nie raziły w oczy". W mojej drużynie, od samego początku (jesteśmy młodą drużyną ) zawsze jasne było dla chłopaków jaką postawę ma drużynowy, jak się odnosi do wiary. Wiedzieli, że np. codzienne modlitwy (poranne, przed posiłkiem, wieczorne) nie wypływają z chęci dostosowania się do jakichś dziwnych, sztywnych reguł, czy też pokazania, jak bardzo "wierząca" jest drużyna, ale z tego, że drużynowy (z kadrą) chce pokazać (NIE NARZUCIĆ) drogę, na której się nie zawiódł, drogę którą kiedyś ktoś mu pokazał. Myślę, że nigdy chłopaki nie czuli (ja przynajmniej nie czułem), że ktoś robi zamach na ich wolność. Być może dlatego, że mieli świadomość otwartości kadry, wiedzieli, że jeśli komuś się coś nie podobało to kadra go zawsze traktowała poważnie, porozmawiała i jeśli uwaga była rzeczywiście słuszna to potrafiła przyznać się i naprawić swój błąd. (Janek)
Dla wielu z nas nie ma żadnego problemu wspólna modlitwa, głośne przepraszanie się w trakcie wieczornicy czy modlitwa przed posiłkiem. Natomiast dla pewnych osób i mogę z czystym sumieniem powiedzieć ze dla znaczącej jej ilości są to sprawy bardzo osobiste. Mówię to również na własnym przykładzie: nie modlę się nigdy w domu przed posiłkiem –wiec dlaczego mam to robić na obozie? ( nigdy nie wyrzuciłam chleba- dlaczego inni tak nie robią?) zawsze krępowało mnie jako młodą harcerkę głośne dziękowanie Bogu za dzień który minął- za to uwielbiałam rozmowy w myślach już na pryczy z zamkniętymi oczami etc. Taki mam temperament, taki sposób okazywania radości i wdzięczności za to że jestem. Nie uważam go za gorszy od stania w cieniu kapliczki i odmawiania różańca. Niemniej będąc młodą osobą bardzo trudno mi było powiedzie o tym moim instruktorom dla których manifestacja wiary była czymś naturalnym ( często niestety kończyła się na manifestacji) To doprowadzało do sytuacji że albo mówiłam cos czego wcale nie chciałam, albo znajdywałam wymówkę na to żeby w danym np. obrzędzie nie uczestniczyć. Nie można udawać że nasi podopieczni wychodzą z rodzin Wierzących (Storczyk)
Problem polega choćby na tym ze drużynowy jest młodym człowiekiem, doświadczenie życiowe ma niewielkie i może nie po prostu nie wiedzieć jak się taki sprawy załatwia, zresztą może potraktować dziecko w jakiś sposób "wyłamujące się z szeregu" jako problem którego trzeba się pozbyć. Sam zresztą może łatwo ulegać różnym wpływom np jakimiś religijnym fascynacjom.Tacy ludzie chcieli by wszystkich nawracać, wskazywać Jedynie Słuszną Drogę(JSD),albo sami wchodzą na tory może nie fanatyzmu religijnego bo to niewłaściwe słowo, ale jakiejś żarliwej (wg siebie) religijności, krzykliwej demonstracji własnych poglądów itp i czyjeś problemy z religią mogą traktować jeśli nie jako gówniarskie fanaberie to jako wpływ Złych Sił (ZS) albo opór materii który muszą przełamać, oczywiście dla dobra harcerza. Takich ludzi miałem okazję obserwować, no może nie było jakichś drastycznych historii niemniej gdzie tylko się działo wciskali elementy religijne i to np kosztem pracy organizacyjnej i czy odpoczynku nawet w sytuacjach gdy on był po prostu warunkiem przetrwania. No i bywało(choć nie zawsze) ze mimo dosyć barwnych demonstracji zewnętrznej religijności swoim ,zachowaniem na co dzień robili chrześcijaństwu swoista antyreklamę .Wydaje mi się ze w Organizacji nazbyt łatwo ostentacyjne demostracje religijności traktuje się jako dowód wielkiej wiary i przydatności człowieka podczas gdy niekiedy są to tylko przejawy chwilowej fascynacji, tzw odbicia szajby albo zwykłego koniunkturalizmu i mody. Albo ucieczki od konkretnej pracy w sferę gadania i różnych pokazówek. (tomasz bracha)
w kwestii obozowego chodzenia na niedzielne msze święte:
1) mali i więksi harcerze powinni mieć możliwość uczestnictwa we mszy; należy przy tym właściwie rozumieć "możliwość".
Np. dla 12letnich harcerek marsz do kościoła 6 km przez las w jedna stronę (najlepiej bez śniadania, bo się juz nie zdążyło zjeść, ponieważ apel się przedłużył...) nie jest możliwością uczestnictwa. Trudno tez się oszukiwać, ze postawienie harcerzy wobec alternatywy kąpiel albo kościół, jest w porządku.
2) Decyzja jest decyzja. Człowiek, nawet 11 letni, gdy będzie musiał sam zdecydować idzie czy nie idzie na msze, czuje odpowiedzialność. A jak mu się każe pójść, to on to robi, bo drużynowy kazał. Z mojej praktyki wynika, ze takie decyzje trzeba uszanować i powiedzieć "w porządku." Można tez wysondować o co chodzi, bo jak ktoś ma lenia, to warto go zmotywować...
Nic tak na mnie nie działało jak to, ze ktoś mnie traktuje jak dorosłego. A teraz mogę Wam tez napisać, ze taka sama taktyka działa niezależnie od wieku. Wiem, wszyscy się boja dać człowiekowi decydować. Bo jest za mały... A potem się okazuje, ze jak ma 35 lat, to tez jest za mały. Tylko ze on nie miał do tej pory szansy wziąć pełnej odpowiedzialności i ponosić konsekwencji swoich decyzji. (Jula)
Niech decydują rodzice
Zawsze punktem wyjścia dla mnie jest stanowisko rodziców w danej sprawie.
Zawsze informowałem na zebraniach przedobozowych, że drużyną chodzimy na coniedzielne msze św. - i jeżeli ktoś się na coś takiego nie zgadza to proszę o wcześniejszą informację... W innym przypadku traktowałem to jak jeden z obowiązków dnia (niedzieli) na obozie i zwracałem uwagę, żeby wszyscy (których rodzice nie mieli zastrzeżeń) uczestniczyli w mszach św.. Raz czy dwa zdarzył mi się problem - że chłopak zaprotestował - a ja uszanowałem jego decyzję, ale potem skontaktowałem się z rodziną, żeby ustalić jaki mam mieć do tego stosunek (psina)
Harcerze innych wyznań lub niewierzący:
Wychowujemy do pewnej postawy, jeżeli jest ktoś w drużynie niewierzący, to staramy się nie urażać jego światopoglądu i nie nakazujemy udziału w modlitwie, ale też uczymy go szacunku, że w tym czasie nie powinien w tym rejonie szaleć Podobnie jak my nie będziemy szaleć jak on sobie rozłoży dywanik w kierunku Mekki, albo w piątek uda się na modlitwę. W 1976 roku na Jasnej Górze złożono lance z proporczykami kawaleryjskimi - jeden z nich należał do szwadronu tatarskiego 13 p.uł., złożyli go polscy Muzułmanie. To jest dopiero rozumienie wzajemnej tolerancji i historii!!! Skauting nie został stworzony do tego, aby dzielić, ale do tego żeby ludzi łączyć. Osobiście uważam, że poczucie własnej wartości, na którą składają się "świadomości" : narodowa, religijna, regionalna, wspólnoty etc. są fundamentem spokojnego i pełnego dobrej tolerancji spojrzenia na innych. To właśnie ludzie, którzy są dumnie z tego kim są szanują postawy innych i z chęcią poznają inne spojrzenia na świat.
I z tego powodu chętnie wyjeżdżamy na obozy ze skautami z obcych krajów, a ja sam mam w pamięci obóz na którym byłem ze skautami z Nepalu, którzy nie mogli pojąc co znaczy słowo: "Anioł", bo nie słyszeli nigdy o kimś takim. Ja natomiast chłonąłem ich obrzędowość i tradycje związane z Czomolungmą - którą każdy z nepalskich skautów sam sobie haftuje. (Paweł Rozdżestwieński)
W naszych podobozach juz od dawna są kapliczki, modlimy się przed posiłkami - wszystkie dziewczyny odebrały w domach katolickie wychowanie i jestem przekonana ze powinny mieć szanse swoją religijność w drużynie wyrażać. Gdybym miała w drużynie osoby innych religii... cóż, Kosciół zna już modlitwę międzyreligijną, od 40 lat nie jest to już dla katolików problem. Gdybym miała niereligijną.... przy całym szacunku do jej przekonań musiałaby uszanować to, że reszta modli się przed posiłkiem. Tak, robiłam w Wielkim Poście rekolekcyjna grę czy zbiórkę drużyny. Ale mając choć jedną osobę innej religii lub niewierzącą zrezygnowałabym z tego, żeby nie czuły się wykluczone. Nad kapliczką też bym się wtedy zastanowiła.
Nie zgodzę się, ze jest jakaś presja wywierana na nie idących na msze. Owszem, dzieci potrafią być dla takich osób bezlitosne (patrz: wyśmiewanie nie chodzących na religię), ale od tego w drużynie mądry drużynowy. Z resztą jak byśmy mieli z nią walczyć - nie chodząc? Ufam, ze trzeba z dzieciakami rozmawiać i różnice tłumaczyć. (Zuza Radzik)
Ale jeśli ktoś taki by się zdarzył, to będę go zachęcał, żeby jednak z wszystkimi brał w tym udział. Oczywiście na siłę nie będę go zmuszał, ale po prostu wiem, że to dla człowieka jest dobre. (marciolas)
Modlitwa przed posiłkami:
W moim odczuciu szczytem jest modlitwa na obozach przed posiłkami osób które na co dzień tego nie robią i jedynei w harcerstwie mają takie zapędy (Maki)
żadnych tam nie urządzam zbiorowych modłów. Taka forma działań mnie osobiście odstręcza, nie mówiąc już o modlitwach na apelu czy śpiewach przy posiłkach w stołówkach. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto przekonałby mnie, że wśród garów, zazwyczaj w ścisku i zgiełku, jak to przy jedzeniu, jest w stanie połączyć się z Bogiem. (Borowy Duch)
Widzę te modlitwy ,nie wypowiadam czy są potrzebne czy nie natomiast bardzo mocno bym się zastanowił czy de facto jest
to modlitwa czy kolejny pląs i zabawa, czy taka forma w pewnym momencie nie doprowadzi do deprecjacji modlitwy i jej spowszednienia (tomasz bracha)
Szczerze mówiąc też mam czasem takie obawy jak słyszę, że drużynowy prowadzi "modlitwę przed posiłkiem", której treść jest następująca: "Panie Boże (patrząc na treść nie wiem czy pisać z dużej, czy z małej:/) nasze słonko pobłogosław to jedzonko" Co to ma znaczyć...? Jaki jest konkretny cel takiej "modlitwy"? Nie wiem. Może kwestia odklepania bo tak każą... Myślę, że na podstawie takiej modlitwy (jeśli prowadzi ją drużynowy) możemy śmiało stwierdzić, czy jakiekolwiek kapliczki i modły mają sens w takiej drużynie, aczkolwiek mogę się mylić...
U mnie w drużynie przed każdym posiłkiem wspólnie odmawiamy modlitwę (najczęściej śpiewaną). Na każdym obozie robimy konkurs (dla chętnych) na najlepszą modlitwę. Myślę, że jest to jakaś konkretna i w miarę dobra forma zwrócenia uwagi harcerzom na sens modlitwy. Żeby była śpiewana wspólnie, zastęp musi się nieźle nagłowić bo jeśli to jest coś w stylu "Panie Boże nasze słonko..." to odrzucamy tłumacząc jaki jest sens modlitwy. Musi być też jakiś pomysł na melodię oczywiście. Jeśli proponowana modlitwa przejdzie selekcję to jest dopuszczana do "użytku publicznego" i śpiewając ją modlimy się wspólnie całą drużyną. (Janek)
Rekolekcje na obozie
Jeśli chodzi o rekolekcje na obozach to nie widzę w nich nic złego. Sama wiele Duszochwatom zawdzięczam, wiem że dla wielu moich harcerek to jest zawsze wielkie przeżycie: czekają na nie, dużo się dowiadują i pogłębiają wiarę - często nie mają okazji we własnych parafiach. Właśnie w harcerstwie pierwszy raz przyjęłam komunie na rękę i pod dwoma postaciami - cieszę się że znalazł się ktoś kto mnie w piękno tych symboli wtajemniczał na obozie. (Zuzanna Radzik)
Tak samo jak Duszochwaty, rekolekcje harcerskie, harcerski kurs przedmałżeński (moi bardziej zorientowani znajomi spoza ZHR się śmieją że polega na tym, że nie może być koedukacyjny...), czuwania itd - kurcze - czy my nie przejmujemy roli, którą o wiele lepiej spełnia ktoś inny? Czy organizując takie praktyki nie narzucamy zbyt wiele harcerkom i harcerzom? Czy to naprawdę pomaga im znaleźć własnę drogę do Boga? (Gośka)
Religijność, a stopnie harcerskie i instruktorskie:
jak sobie przypomnę moja komisję instruktorską i stwierdzenie, ze nie może mi zostać zamknięty przewodnik bo jestem zbyt mało wierzący i żebym wrócił jak będę bardziej wierzący to mi zamkną... (Misiek)
jeden z moich podopiecznych na Kapitule HR musiał odpowiedzieć na pytanie czy jest co niedziela na Mszy i dostał dodatkowe zadanie W PRÓBIE NA HR, żeby zaznaczał krzyżykiem w kalendarzu każdą niedzielę, kiedy uczestniczył w Mszy Śwętej, nie mogłem uwierzyć ... . Ja na mojej komisji phm miałem pytania o stosunek do wiary, Kościoła, o to jakie prowadzę wychowanie religijne w Drużynie i dlaczego takie skąpe... (Maki)
Na moim pwd pytano, czy przyjmę przyrzeczenie od niewierzącej harcerki. Chyba się jakoś wykręciłam od jasnej odpowiedzi. (Zuzanna Radzik)
Od dwóch lat jestem członkiem KI działającej na Mazowszu w Organizacji Harcerzy i muszę powiedzieć, że jest to zespół bardzo rozsądnych ludzi, spośród których najbardziej aktywnie uczestniczący w spotkaniach z osobami otwierającymi lub zamykającymi próby nigdy nie wykazywali się taka niedelikatnością, by z butami wchodzić wbrew swym rozmówcom w ich dusze i roztrząsać sprawy wiary w kontekście umiejętności instruktorskich. Od dwóch lat kwestia wiary prawie wcale nie przewija się na zbiórkach KI. A jeśli to tylko dlatego, że o tej sferze opowiadają zainteresowani instruktorzy i kandydaci na instruktorów. (Borowy Duch)
Patologie
Moim zdaniem na wychowanie religijne w ZHR nie ma po prostu pomysłu, bo kluczem jest dobór fajnych harcerskich form pracy. (Maki)
Różne rzeczy widziałam: kręcących się wokół środowiska ludzi z Opus Dei, różańca na klęczkach dla kadry zgrupowania - no ale nikt nas siłą nie ciągnął, Anioł Pański podczas wycieczek w góry w bratniej męskiej drużynie, zakonne obrzędowości (których chłopcy szczerze niecierpieli). (Zuzanna Radzik)
byłam na obozie z różnymi środowiskami mazowieckimi i nigdy nie było inaczej tzn. kapliczki obozowe, modlitwa rano i wieczorem, Msza co niedziele, czasem Anioł Pański, duszochwaty, spowiedź na obozie.(Aga Leśny)
Też znam przypadki "indoktrynacji" religijnej w Drużynach Harcerzy i Harcerek. Nocne Czuwania, modlitwy poranne, wieczorne, przed posiłkami, Anioł Pański, na Apelach, wieczorne rozważania z Pismem Świętym, rekolekcje w trakcie obozu etc... i to nie przykłady z kilku miejsc a z jednego obozu w jednym roku. Niestety ja uważam to za patologię a co istotniejsze część naszych harcerskich księży tez tak uważa. (Maki)
Od instruktorki-chrześcjianki usłyszałam na kapitule wędrowniczki, że "Żydzi nie pozwalają nam stawiać krzyży na naszej ziemi" (wtedy temat Żwirowiska był świeży) Od kolegi z ZHR nauczyłam się na obozie czytać Tygodnik Powszechny (za co pozostaje wdzięczna) i w tymże ZHR patrzono na mnie za to spode łaba, lub wprost krytykowano (Zuzanna Radzik)
wybrał: Tomasz Maracewicz
{mos_sb_discuss:4}