pwd. Marcin „Ezechiel” Zaród HO

Co jest towarem deficytowym w ZHR? Ideowość, Formacja, Braterstwo, Skuteczność?  Zapewne każdej z powyższych każdej z powyższych rzeczy po trochu brakuje w ZHR.  Nigdy dość ideowych dwugodzinnych apeli, braterskich pouczeń połączonych z chłostą, formacyjnych pogadanek indoktrynacyjnych czy skutecznej walki z „Tamtymi”.

W fizyce jest takie pojęcie “średni czas życia cząstki”. Najczęściej mówi ono o tym, jak długo cząstka pozostaje w danym położeniu. (dla humanistów – ile siedzi na danym stanowisku). Taka cząstka wierci się w miejscu, a jak ma szansę (i energię) to wyskakuje na inne. Czasem poza dany przedmiot.

W harcerstwie młody instruktor na stanowisku “pierwszoliniowym” wytrzymuje 3 do 5 lat, z czego koło 2 bez stopnia instruktorskiego. Potem “dekuje się” w hufcu, chorągwi  lub w magazynie. Często, podobnie jak cząstka, wylatuje poza organizację.

Brak ideowości młodych drużynowych! Brak kręgosłupa instruktorskiego! Syndrom “Dzieci wychowują dzieci”! Silniejsza indoktrynacja, pardon formacja instruktorska! ZHR na całe życie!

Dość mam zawłaszczania mojej osoby przez ZHR. Przysięgałem całym życiem pełnić służbę a nie przez całe życie być służbą. Podobno istnieje “nowy wspaniały świat”, poza ZHR.

Dość. Nie o moich frustracjach tu mowa. Pobudka z psychiatrycznej kozetki!

Dlaczego drużynowi się zużywają? Nadmiar zajęć? Słaba formacja? Sytuacja ekonomiczno-społeczna?

Być może. (Jak insturktor-dżentelmen mówi “być może” to znaczy nie). Drużynowi zużywają się, bo nie mają motywacji. Przy braku ochoty powyższe problemy przybierają wyolbrzymione rozmiary.

Już to widzę. Brak motywacji – zrobimy im biwak hufca w skałkach, potem rajd samochodowy, a na końcu zostaną jury w konkursie Miss Chorągwi. Szkoda, że w ten sposób instruktorzy tracą cywilnych przyjaciół, i ZHR “sektowacieje”.

Problem leży w czym innym. Wszystkie powyższe imprezy integracyjne są pożyteczne, pod warunkiem, że nie ma ich w nadmiarze. Nie zastąpią one motywacji. Niezależnie od ideowości danego osobnika harcerstwo robimy dla siebie. Nie spodziewamy się poklasku, ale chcemy mieć satysfakcję z dobrej roboty. Robimy harcerstwo, bo zależy nam na opinii naszych przełożonych i kolegów. Nieliczne przypadki “samonapędzających się instruktorów” pomijam. Oni nie potrzebują moich porad, bo są sobie “sterem, żeglarzem, okrętem”.

Problem siedzi gdzie indziej. W uznaniu i chwaleniu. Głaskaniu. Doglądaniu.

Na wszystkich kursach uczą o systemie nagród i kar. Wszędzie wciskają narzędzia motywacyjne. Ale młody drużynowy ma własną wizję. Ma być autorytetem, więc pochwały udziela raz na 2 lata. Hufcowi mają to samo. Praca w ZHR to WASZ obowiązek, honor etc. Kopiąc latryny budujecie nowy świat. Powinniście być dumni. MY nie chwalimy za wypełnianie obowiązków. Chwalimy za ...

No, w sumie to nie chwalimy w ogóle.

Wiemy, że pochwała (głównie ustna) ma być narzędziem metodycznym, służącym do  motywowania podwładnych. Pomimo to chwalimy tylko najlepszych. Pytanie: Kto bardziej potrzebuje pochwały Średniak, z trudem łączący swoje obowiązki czy osobnik wybitny.

OBAJ. Pierwszy potrzebuje zachęty, drugi stawiania wyższych celów. Obaj muszą mieć pochwałę za swoją robotę. Bez pochwały osobnik słabszy “ideowo” wypali się szybciej. Jeśli nie zależy nam na masowym odpływie podległych instruktorów musimy ich chwalić

Przypomnę coś. Harcerstwo jest dobrowolne. Drużynowi poświęcają swój wolny czas na pracę harcerską, bez widoku na profity. Nie mają obowiązku siedzieć w ZHR. Mogli iść spać, wykręcić się sianem itp. W obecnej sytuacji podjęcie się służby instruktorskiej oznacza zgodę na pogorszenie swojej przyszłej sytuacji materialnej. Drużynowi to współcześni Don Kichoci. Zamiast robić praktyki i kursy siedzą w organizacji, która jeszcze po nich skacze. Pochwała to nie jest “zniżanie się autorytetu do poziomu Waszych spraw”. Pochwała ma usprawnić pracę. Dobre słowo to smar, jakim traktuje się żywotne mechanizmy. Możemy owe mechanizmy usprawniać i optymalizować za pomocą biwaków i spotkań kadr, ale bez smaru szybko ulepszenia się zatrą. Nie smarujemy tylko najlepszych trybów, ale wszystkie. Bo te słabsze też owego smaru potrzebują.

Zaryzykuję tezę, że nieskuteczny hufiec, to taki, w którym drużynowi odwalają robotę, bez pochwały. Wtedy drużynowy nie ma “zewnętrznej motywacji” i zaczyna się wypalać. Przecież harcerze przyjmują służbę drużynowego jako coś oczywistego. Drużynowi nie miewają życia, drużynowym się nie wybacza.

Autorytetu nie buduje się cyzelując pochwały. Autorytetu nie tworzy udzielanie pochwał “świcie przyjaciół”, bo Ci Tamci mogą co najwyżej nie dostać nagany. Autorytet buduje się poprzez uznawanie każdego wkładu, szacunek dla wszystkich podwładnych.

Honor rycerski nakazuje uznać kunszt osoby, której nie lubię. Muszę umieć docenić włożony trud, bez względu na osobę, która go włożyła. Bez tego nie mamy pochwał, ale “koła wzajemnej adoracji” otoczone służbowo pierścieniami frustratów, usiłujących się do owych kół przebić. Aby pochwała była skuteczna musi być szczera. Aby była szczera, musimy wszyscy nauczyć się doceniać każdą pracę w ZHR.

Marcin Zaród
(ur. 1984). Student fizyki technicznej (obecnie fizykochemia polimerów), zuchmistrz, in spe studencki przewodnik górski. Miłośnik kotów , fantastyki i fotografii. 
W chwilach wolnych od powyżsyzch obowiązków pracuje nad Regulaminem Kategoryzacji Gromad Zuchowych. Drużynowy 36 Gdyńskiej Gromady Zuchowej w latach 2001-2005 r.