Nic tak nie ożywia gazety, jak trup na pierwszej stronie, ale to dotyczy brukowców. Nic tak nie ożywia poważnego pisma dla instruktorów harcerskich – nawet jeśli ukazuje się tylko w Internecie – jak spór. W POBUDCE nie mamy świętych krów, w ogóle krów staramy się nie publikować, dlatego spierać się na naszych łamach wolno z każdym i o wszystko, wyjąwszy życie intymne. Zwłaszcza jeśli do dyskusji przystępuje osoba tak doświadczona i przewrotnie inteligentna jak Marek Kamecki, który nie wzmacnia argumentacji przypominaniem swego stopnia instruktorskiego. Co Redakcja uszanowała...
Zachęcamy do polemiki z głosem polemicznym! 

Marek KAMECKI

„Zabawa, bójka i jedzenie! Oto trzy nieodłączne składniki chłopięcego świata . One stanowią jego podstawę. 
Te właśnie chłopcy najbardziej poważają, a nie mają one najmniejszego związku z nauczycielami czy podręcznikami.”

(„Wskazówki dla skautmistrzów” Robert Baden-Powell) 

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł dwóch autorów, moich harc-mistrzów z czasów powstawania ZHR-u – Szwejka i Marabuta p.t. „Założenia projektu stopni harcerskich" ( Pobudka nr 1) . W porównaniu z obowiązującym regulaminem będącym przykładem niekompetencji osób, które go stworzyły, projekt zawarty w artykule zyskuje poprzez swoją jasność i przesunięcie ciężaru odpowiedzialności za proces wychowawczy w większym stopniu na drużynowego.

Jestem jednak przekonany, że stopnie będąc bardzo ważnym narzędziem metodycznym muszą w jeszcze większym wymiarze być w rękach drużynowego.  

„Ćwiczenie, które jest odpowiednie dla jednego, może nie wywrzeć najmniejszego wpływu na innego. Wybór zatem odpowiedniej metody jest sprawą drużynowego”

(„Wskazówki...”)

Zgódźmy się z tym, że najważniejszym miejscem w każdej organizacji pracującej metodą skautową jest drużyna i tam przede wszystkim powinno odbywać się kształtowanie postaw. 
Wszak harcerstwo to „przechwytywanie „ naturalnych grup rówieśniczych, tak charakterystycznych dla chłopców w wieku ok. 10 – 16 lat, i wprowadzanie w sposób prawie nieodczuwalny kodeksu, kształtowanie postaw poprzez udział harcerzy w tym co ich „kręci”. Nieszczęściem skautingu są rozwiązania, które w imię racji systemowych, organizacyjnych, historycznych, czy Bóg wie jakich jeszcze powodują, że zamiast stosowania badenpowellowskiej wędki przygody, drużynowi zaczynają przekształcać harcerstwo w jakąś nudną , nieżyciową i niedoskonałą imitację szkoły.

Nie dzieje się tak przez złą wolę, ale z chęci uporządkowania, ujednolicenia poziomu, zrobienia z metody harcerskiej systemu „poważniejszego” – w ten sposób zarzyna się harcerstwo.

Tworząc jakąkolwiek regulację należy przede wszystkim zadać pytanie : jak to będzie działać „w praniu” ?

Bądźmy konsekwentni – jeżeli uznajemy, że najważniejszą jednostką organizacyjną jest drużyna, a pozostałe jednostki mają charakter służebny wobec niej , to musimy stworzyć takie warunki pracy dla drużynowego, aby służba instruktorska nie zabijała jego inwencji twórczej. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie : czy chcemy mieć w organizacji drużynowych , którzy przeżywają przygodę instruktorską z pasją i zaangażowaniem, czy sfrustrowanych odtwórców procedur - wychowawców nie bardzo rozumiejących co i po co, i w związku z tym podpierających swoją motywację ideowymi protezami ( misja, służba itd.).

Do rzeczy.

Stopnie harcerskie są narzędziem , które ma porządkować drużynowemu prowadzenie procesu wychowawczego. Powinny spełniać funkcję przewodnika w oparciu o który drużynowy organizuje sytuacje wychowawcze dostosowane do osobowości jego samego i indywidualnych potrzeb chłopców.  

„Pierwszym krokiem na drodze do powodzenia w wychowaniu waszego chłopca jest wiedzieć coś o chłopcach w ogóle, a o danym chłopcu w szczególności. „

(„Wskazówki...”) 
 

Staje więc kwestia jak napisać regulamin stopni, żeby uzyskać pożądany efekt. Pojawiają się tu dwa podstawowe zagadnienia:

  1. Jaka powinna być zawartość stopni.
  2. W jaki sposób stopnie powinny być zdobywane.

W celu uporządkowania problemu poniższe uwagi odniosę jedynie do trzech stopni harcerskich pozostawiając temat pracy z wędrownikami na koniec.

ZAWARTOŚĆ

Na zawartość stopnia składa się :

  1. opis postawy jaką chcemy uzyskać poprzez zdobycie stopnia
  2. treści merytoryczne tzw. wiedza i umiejętności harcerskie

Pożądane postawy opisane w komentarzu Idea stopnia nie budzą żadnych kontrowersji. Osobiście optowałbym za tym, aby opis sylwetki dla każdego stopnia rozciągał się na więcej dziedzin, które nas interesują , ale to jedynie kwestia rozłożenia akcentów – podpisuję się „obiema kopytami”.

Jeżeli chodzi o wiedzę i umiejętności harcerskie to myślę, że wystarczyłoby się odnieść do wymagań zawartych w sprawnościach, a w regulaminie stopni zawrzeć zapis , że harcerz powinien opanować techniki harcerskie w zakresie ujętym w regulaminie sprawności adekwatnym do danego stopnia ( młodzik - jednogwiazdkowe, i.t.d. ). Czy to oznacza, że każdy chłopiec musi zdobywać wszystkie sprawności – nie !

Wszak sprawność to oprócz wiedzy i umiejętności przede wszystkim pożyteczne zadanie, w którego realizacji należy wykazać się właśnie tymi nowymi umiejętnościami. 

Wpisywanie zaś do regulaminu stopni konkretnych wymagań powoduje, że drużynowi „pod kreskę” piszą harcerzom próby na stopnie i „zaliczają” im kolejne wymagania , często nie uwzględniając tego, że chłopiec zdobył już sprawność ( o jak już jesteśmy blisko szkoły ! ). W ten sposób bodaj najważniejsze narzędzie pracy indywidualnej jaką jest sprawność spychane jest w niebyt, a cały ciężar oddziaływania przesuwa się na kartę próby stopnia. 

Zapis odnoszący się do wiedzy harcerskiej powinien odsyłać drużynowego do regulaminu sprawności.

„Krótko mówiąc: nie narzucajcie waszym chłopcom zajęć, o których wy sądzicie, że powinni je lubić, ale słuchając i pytając, dowiedzcie się od nich jakie zajęcia najbardziej ich pociągają, a później zważcie, w jakim stopniu możecie na nie pozwolić, aby były z pożytkiem dla chłopców.”

(„Wskazówki...”)

SPOSÓB ZDOBYWANIA

I tu leży pies pogrzebany. Całkowicie nie zgadzam się z trybem zdobywania stopni jaki proponują autorzy artykułu.

Harcerze powinni zdobywać sprawności – stopnie są dla drużynowego.

Chłopcy w wieku 11-14 lat nie są psychicznie przygotowani do stawiania zadań przekraczających dwutygodniową perspektywę czasu ( zapytajcie harcerza za ile tygodni są ferie ). Stąd za psychologią rozwojową trzeba uznać ten fakt i pracę prowadzić technikami dostosowanymi do poziomu psychofizycznego dziecka. Najbardziej adekwatną metodą jest koncentrowanie harcerza na krótkich, konkretnych zadaniach ,w których może on pochwalić się , że jest „lepszy” ( najpierw od innych , potem od samego siebie ) i poczuć smak sukcesu. Do tego właśnie służą sprawności.

Stopnie powinny być zdobywane poprzez zdobywanie sprawności

To rolą drużynowego jest, aby stworzyć w drużynie modę na zdobywanie sprawności, udrożnić procedury zdobywania tak, by były jasne i proste dla wszystkich, organizować takie sytuacje wychowawcze w których chłopcy uczestnicząc będą mogli zrealizować swoje zadania. Skupianie uwagi harcerzy na zdobywaniu stopni uważam za poważny błąd . 

Mały chłopiec przystępujący do drużyny nie powinien zderzać się z kartą próby na stopień (stopień - jakie skojarzenia?), w której ma na kilka miesięcy naprzód napisane zadania domowe i plan klasówek harcerskich! 

„Chłopiec nie jest molem książkowym, ani też filozofem, nie jest także pacyfistą, ani wyznawcą zasady: bezpieczeństwo przede wszystkim – i nie cierpi siedzenia."

(„Wskazówki...”)

Próba przestaje być tym czym jest etymologicznie – „próbowaniem się „ ... z innymi , z przeciwnościami przyrody, z samym sobą. Przestaje być przygodą. Zaczyna być kolejnym przedmiotem do odrobienia. Jedyna nadzieja w tym, że drużynowy nie będzie zbyt upierdliwy i w przerwach między zdobywaniem stopni pozwoli na obozie robić coś ekscytującego! Ta sytuacja, swoistego szantażu (wy nam stopnie – my wam banana ) leży u podstaw faktu, który boli nas wszystkich – instruktorów, że ze świecą można szukać drużyny, w której chłopcy w wieku 11-12 lat mają młodzika, 13-14 wywiadowcę, a 14-16 ćwika. Tabuny 16-letnich wywiadowców utrwalają ten stan w postaci rzesz przewodników-ćwików i tak to się kręci.

Odnosząc się do terminologii Szwejka i Marabuta harcerz powinien występować jedynie w dwóch ”stanach skupienia” :

  1. okres normalnego harcowania – zbiórki, biwaki, obozy podczas których zdobywa
    sprawności, przechodzi próby ( w rozumieniu autora książki „Próby Wodzów”),
    zakłada zastęp, podejmuje zadania, a drużynowy niewidzialną ręką metody prowadzi go
    poprzez program stopnia.
  2. próba na stopień – krótka, raczej wyczynowa niż teoretyczna próba (!) mająca na celu przede wszystkim udowodnienie na forum drużyny poziomu harcerskiego i jeżeli drużynowy uzna to za konieczne, uzupełnienie tych elementów, które przez jego nieudolność harcerz nie miał okazji zaliczyć w ramach sprawności czy zadań.

Łatwo zauważyć, że moja „próba na stopień” to nic innego jak „próba końcowa” w propozycji autorów omawianego projektu.

Ktoś powie: ale harcerze i tak będą wiedzieli, że są stopnie, bo przechodzą próby, czytane są rozkazy... - i co w tym złego, że będą wiedzieli - między wiedzą o tym, że są przyznawane stopnie za pięcie się po drabinie sprawności, a pisaniem karty próby na stopień przez harcerza jest dosyć głęboka przepaść w której ginie cała przygoda skautowa.

Odwołując się do zjawiska „niezamierzonego efektu” - dzisiaj w praktyce chłopcy „przerabiają” program harcerski (na co?) – dlatego nie są zainteresowani zdobywaniem stopni.

 

Wrócę do Idei Stopnia.

Być może dobrym pomysłem byłby powrót do jednego z projektów regulaminu stopni harcerskich z początków ZHR-u, który zawierał jedynie opis sylwetki harcerza za to w wielu dziedzinach : rozwoju religijnym i obywatelskim, postawach wobec innych – rodziców, rodzeństwa, kolegów, nauczycieli, harcerzy z innych organizacji..., postawy proekologicznej, odpowiedzialności za podejmowane decyzje, umiejętności organizacyjne, itp.

Pozostawiało to drużynowemu dużo szersze pole do popisu, zmuszało niejako do lepszego zrozumienia procesu wychowawczego i swojego w nim miejsca.

Byłoby to rozwiązanie niewygodne dla wizytatorów i administratorów związku, którzy mięliby problem z uchwyceniem „jednolitego poziomu” w organizacji, ale pytanie : czy tworzymy organizację dla drużynowych i harcerzy, czy dla biurokratów?

„Jeżeli tylko uczynimy ze skautingu formalny schemat poważnego szkolenia w sprawnościach , utracimy całą istotę i wartość wychowania skautowego i przekształcimy się w coś rodzaju szkoły, tylko bez doświadczonych znawców przedmiotu nauczania.”

(„Wskazówki...”) 

Reasumując  

Regulamin stopni powinien składać się z dwóch części:

  1. Część opisująca postawę harcerza, którą drużynowy powinien uzyskać w wyniku zdobycia danego stopnia.
  2. Spis dziedzin, które są niezbędne do opanowania, aby zdobyć stopień, których zakres . . zawarty jest w adekwatnych do stopnia regulaminach sprawności.

Harcerz, szczególnie w przypadku zdobywania pierwszych dwóch stopni powinien uczestniczyć w procesie zdobywania stopnia nieświadomie, a próba na stopień powinna mieć charakter „próby”, a nie egzaminu. Trzeci stopień może być zdobywany przy niewielkim udziale chłopca, ale tylko w takim zakresie w jakim ćwik ma być świadomy faktu oddziaływania swoimi działaniami na zespół (patrz reg. sprawności trójgwiazdkowych).

 

WĘDROWNICY

Dlaczego w odniesieniu do wędrowników należy przyjąć inne metody pracy niż u harcerzy?

Odpowiedź jest prosta – ponieważ chłopcy w wieku wędrowniczym (16-19 lat ) są inni. Każdy kto choć odrobinę liznął psychologii rozwojowej wie na czym polegają te różnice toteż nie będę się tutaj wgłębiał w szczegóły. Pojawia się jednak poważne pytanie – w jakim stopniu metoda harcerska , tak jak ją rozumiemy w odniesieniu do chłopców młodszych jest trafna w pracy z wędrownikami. Jeżeli poruszamy się na piętrze zasad i posłużymy się szaroszeregową „ręką metody”, to wydaje się, że wszystko gra. Spośród zasad – puszczaństwo , dobrowolność , system zastępowy , współzawodnictwo i współdziałanie , wzajemność oddziaływania, pośredniość oddziaływania, stopniowanie jedynie stosowanie systemu zastępowego wydaje się nietrafne w pracy z wędrownikami.

J E D Y N I E ???

Przecież metoda harcerska to właśnie nic innego jak system zastępowy ! Jak stosować metodę harcerską bez jej kręgosłupa?

Cały problem z metodyką wędrowniczą polega na odpowiedzi na pytanie : czym zastąpić badenpowellowskie odkrycie wykorzystania naturalnych grup rówieśniczych w pracy z młodzieżą starszą. Tworzenie jakiejś hybrydy w postaci systemu patrolowego jest jawną kpiną z rozumu. Myślę, że trzeba odważnie przyznać się do tego, iż metoda harcerska w jej klasycznym rozumieniu nie nadaje się do użytku w drużynie wędrowniczej!!! Szczególnie wyraźnie widać to, gdy zejdziemy na piętro narzędzi metodycznych. Formy jak i techniki pracy są w zasadzie w całości nie do przyjęcia. Sprawności, stopnie, próby, zadania, zastępy, zbiórka, gra, biwak, obóz, ognisko, gawęda – to wszystko stosowane jest nietrafnie, niejako siłą rozpędu, z braku jakiegoś dobrego pomysłu na wędrownictwo. W tym kontekście dopiero należy spojrzeć na stopnie. Może zabrzmi to zbyt heretycko, szczególnie w ustach kogoś kto dużą część młodych lat spędził na walce o przywrócenie „tradycyjnych” stopni, ale uważam, że powinniśmy zrezygnować z systemu stopni w pracy z wędrownikami. Stopni w takim rozumieniu, jaki mamy dzisiaj i w jakim przedstawili je autorzy omawianego artykułu.

Stopnie wędrownicze powinny być całkowicie „oplecione” wokół programu DRUŻYNY wędrowniczej, bowiem każda drużyna powinna mieć zadaniowy, kilkuletni program pracy. I znów – drużynowy wędrowniczy powinien jedynie mieć wytyczne ( żeby nie powiedzieć przekornie: wskazówki) ,w których ujęta będzie idea stopnia. To ile i jakie będą stopnie powinno zależeć od zadania – programu drużyny może nawet kilku drużyn.

Bardzo dobrym przykładem wzorcowego rozwiązania tego zagadnienia jest program stopni HOPR – dostosowany do tego, czym zajmują się – z pasją – wędrownicy. Czym jest HOPR ? Czymś w rodzaju profilu specjalnościowego? Czy może ruchu programowo-metodycznego dla wędrowników? Jestem przekonany, że to jest pomysł na wędrownictwo w ogóle – specjalizacja ściśle połączona z zadaniem drużyny lub indywidualnym chłopca ( czy koniecznie wszyscy wędrownicy muszą pracować w ramach drużyn?) – to jest pomysł na wędrownictwo!

Nie: przerabianie „jeszcze raz tylko bardziej” harcerstwa, nie: pionierka na mistrzowskim poziomie, nie: wyczyn polegający na budowaniu kwaterki dla harcerzy, ale poważne, pożyteczne zadania na zewnątrz organizacji połączone z przeżyciem, przygodą, formacją zbudowaną wokół tych zadań. Oczywiście nie znaczy to, że teraz całe wędrownictwo w ZHR powinno wejść do HOPR-u. Takich ruchów, profili, specjalizacji powinno być mnóstwo – ile ? - tyle ile pomysłów mają drużynowi. 

Sęk w tym, że drużynowi wędrowniczy nie mają pomysłów, bo są zajęci męczeniem nieszczęsnej młodzieży zdobywaniem stopni nie z tej epoki, ale za to o szczytnych nazwach i górnolotnych programach ( przecież każdy polski 17-latek marzy o tym, żeby zostać Harcerzem Rzeczpospolitej - tyle, że 99% z nich o tym nie wie ). Poza tym wędrownicy pełnią często chwalebną „służbę” w szczepach zabierając harcerzom to co jest istotą skautingu – organizowanie sobie życia na łonie natury własnymi rękami. Jeżeli ktoś jeszcze się dziwi, że nie mamy wędrownictwa to ... ja się dziwię, że on się dziwi – mówiąc delikatnie.

Nie mamy wędrownictwa, bo nie mamy ruchu wychowawców wędrowniczych, którzy by od fundamentów stworzyli metodykę pracy dla starszej młodzieży. Próbuje się za to budować środowiska wędrownicze, bo... powinny być, bo... mamy organizację, bo mamy wydziały... , a więc wszystko od d... strony!

Zanim zaczniemy pisać regulamin Harcerza Orlego – pomyślmy czym ma być to narzędzie w rękach drużynowego. A może by tak założyć wzorcową, centralną drużynę wędrowniczą grupującą wszystkich chłopców z ZHR powyżej 16 roku życia, w której wszyscy robiliby siku na komendę?

Dobra myśl !

„Wielu drużynowych chciałoby może, abym bardzo szczegółowo to rozwinął. Byłoby to jednak naprawdę niepodobieństwem, ponieważ to, co odpowiada jakiejś poszczególnej drużynie, czy jakiemuś typowi chłopców, nie będzie odpowiadało innym znajdującym się o milę od nich, a tym mniej tym wszystkim, rozsypanym po całym świecie i żyjącym w zupełnie różnych warunkach. Można tu tylko podać pewną ilość ogólnych wskazań, a drużynowi stosując je mogą sami uznać, które z nich realizowane dają u nich najlepsze wyniki.”

( „Wskazówki...”)

 

Marek Kamecki

ur.1964 , zamieszkały w najpiękniejszym mieście w Polsce – we Wrocławiu.
Drużynowy zuchowy w latach 1979-80.
Drużynowy 130 WrDH-y „SKAUT” im. A.Małkowskiego w latach 1979 – 1985.
Szczepowy szczepu „SKAUT” 1985-88.
Instruktor KIHAM , Ruchu , hufcowy w pierwszych latach ZHR, 
1990 – 93 za-ca Naczelnika Harcerzy ZHR ds. szkolenia instruktorów.
Prywatnie – ojciec trójki szaleńców, z wykształcenia historyk, z zawodu pośrednik ubezpieczeniowy.