hm. Marek Kamecki
 
Wrzesień to miesiąc startu w nowy rok harcerski – to także czas naborów do drużyn. Jak cały kraj długi i szeroki wszyscy organizują nabory. Jest to żelazny punkt w planie pracy  większości drużyn i hufców (sic!). 
W szkołach rozbijane są namioty, puszczane filmy, a drużynowi tańczą na stołach  kankana – żeby tylko przyciągnąć coraz bardziej znudzoną i skomputeryzowaną młodzież.
Mija rok i z naboru pozostaje dwóch , trzech harcerzy. Trzeba więc znowu zrobić nabór – no to robimy!
I tak to leci.
 
Nabór pierwotny
 
Gdy drużynowy zakłada nową drużynę to sprawa jest prosta – trzeba zgromadzić grupę ok. 10 chłopców z zamiarem przygotowania ich do roli zastępowych za rok. Nabór ten można zrobić w najprostszy sposób – najczęściej wchodzimy do szkoły, pokazujemy zdjęcia lub film, opowiadamy o podchodach, strzelaniu z łuku, biwakach – i nie ma siły, żeby nie zgłosiło się kilku, kilkunastu chłopców. Nie chcę w tym miejscu zagłębiać się w szczegóły tego rodzaju zaciągu – każdy drużynowy zrobi to z łatwością nawet gdy nie umie tańczyć kankana na stole.
Gdy we wrześniu „nabierzemy” taki zastęp to do wiosny powinniśmy przygotować chłopców do Przyrzeczenia. Jednakże trzeba mieć świadomość, że nie wszyscy, ( ba!-  nawet mało który z chłopców z tego pierwotnego zastępu) staną się prawdziwymi zastępowymi. 
Trudno wszak spodziewać się, że przypadkowo „nabrana”,  naturalna grupa rówieśnicza będzie się składać z samych przywódców – nie będzie.
Dlatego praca z takim zastępem powinna opierać się o bardzo typowy program harcerski zawarty w wymaganiach stopni i sprawności – biwaki, podchody, liny, szałasy, strzelanie z łuku, ogniska i to wszystko co jest treścią harcerskiego życia.
Jednakże im bliżej wakacji tym coraz częściej drużynowy powinien uzmysławiać chłopcom, że po wakacjach każdy z nich założy swój zastęp.
Obóz powinien już być całkowicie nastawiony na „kodowanie” i wszystko co się robi powinno kręcić się wokół nowych zastępów.
Gdy skończą się wakacje to ruszamy!
I tutaj najczęściej drużynowi wpadają w pułapkę – organizują nabory.
Nic bardziej błędnego!
Nabór powinni przeprowadzać sami chłopcy. Organizowanie go przez drużynowego  i przekazywanie żółtodziobów „zastępowym” skutkuje często tym, że nowa, naturalna grupa nie „sklei się” z namaszczonym zastępowym, a naturalny przywódca walczy z zastępowym i odchodząc wyciąga chłopców z drużyny – pozostają  ofermy, które w drużynie widzą jedyne miejsce gdzie mogą mieć jakąkolwiek pozycję. 
 Nabór powinien być krótki  i być zadaniem – próbą – harcem  dla harcerzy. 
Krótki – ponieważ ci z harcerzy, którzy są naturalnymi przywódcami będą mieli  przygotowanych chłopców już przed wakacjami – będą się o nich bić między sobą i we wrześniu po prostu ich tylko przyprowadzą. Jako naturalni dominanci stworzą sobie swoją grupę. Ci którzy nie mają pociągu i predyspozycji nie skrzykną wokół siebie nikogo choćby nabór trwał pół roku i choćbyście dawali im wszystko na tacy.
 
Jak to zrobić
 
Robimy zbiórkę alarmową pod koniec wakacji i wręczamy zalakowane koperty z napisem „Otworzyć za 24 godz.”, w której jest prosty rozkaz 
 „Druhu! – powierzam Ci zadanie utworzenia zastępu. Za 10 dni, w sobotę 11 września o godz. 07. 69 rozkazuję ukryć się z Twoim  nowym zastępem  w Parku Południowym w okolicy  Wielkiego Dębu.  Na sygnał trąbki zastęp przybiega do mnie i wydaje swój okrzyk. Który zastęp będzie pierwszy i da najgłośniejszy okrzyk – wygrywa!”
 
A co jeżeli…
 
Nikt albo prawie nikt nie zrobi zastępu?
 
 Jeżeli startujemy  z dziesięcioma harcerzami to zakładam, że zastępy założy dwóch może  trzech chłopców. Ale musimy się zaasekurować - dlatego sami, w tajemnicy, zakładamy całkiem nowy zastęp i przyprowadzamy go na zbiórkę naborową. 
Dlaczego:
1. Pokazujemy w ten sposób, że nie „wieszamy się” na tych ludziach , których mamy – mówiąc brutalnie – drużyna będzie istnieć bez względu na to czy będziecie mi robić łaskę i być w drużynie – czy nie. 
     Zawsze mogę mieć nowych ludzi. 
2. Pokazujemy tym, którzy nie założyli zastępu, że jest to możliwe i wykonalne – trzeba tylko chcieć to zrobić – ucinamy dyskusję.
3. Pokazujemy tym , którzy założyli zastępy, że stajemy się nowym ZZ-tem, zastępem tych którzy chcą i którym zależy – uzyskujemy nowy rodzaj motywacji i dodatkowy napęd. Budujemy w ten sposób zdrową elitarność – elitą są ci, którzy chcą i tego dowiedli, a nie ci, którzy są ulubieńcami drużynowego, którzy mają gadane, których drużynowy „widzi w roli…” ,którzy opowiadają piękne, ideowe rzeczy, itd.
 
 Na zbiórce ( 11 września – przyp. mk) robimy prostą, ale wystrzałową grę ze współzawodnictwem zastępów i dajemy na koniec atrakcyjne zadania dla zastępowych (np. ułożyć z zastępem  szyfr zastępu i używając go napisać do drużynowego list). Podczas krótkiego ogniska (kilka piosenek, na koniec krąg) zapowiadamy za tydzień zbiórkę wyjazdową  z podchodami.   Rozdajemy chłopcom zaproszenie dla rodziców na zebranie. Koniecznym też jest zobowiązanie zastępowych do zrobienia listy zastępu z adresem i numerami telefonów  – na dzień przed zebraniem rodziców powinniśmy telefonicznie sprawdzić czy informacja do nich doszła (taka subtelna forma przypomnienia).
 
Robimy zebranie rodziców (np. wtorek 14 września), na którym przedstawiamy się (dobre wrażenie to 80% sukcesu!!!), opisujemy krótko co i po co robimy , omawiamy zasady pracy, zbieramy zgody na przynależność do drużyny, informujemy o najbliższej zbiórce wyjazdowej ( w najbliższą sobotę !!!) i o następnych działaniach (kalendarium) 
 [najbliższa zbiórka (18IX) – za miastem, kolejna (25 IX)– przygotowanie do biwaku (zakup pałatek) , kolejna (02,03 X)  – biwak dwudniowy w lesie, ale nie za daleko (koszta!),  itd.]
 
Krajobraz po bitwie.
 
 Mamy dwa nowe zastępy założone przez naszych harcerzy plus jeden złożony z tych którzy nie założyli zastępów i jeszcze jeden, którzy spreparowaliśmy sami – w sumie cztery.  To dobra pozycja wyjściowa do tego, żeby ostro wystartować – częste gry, konkretne zadania dla zastępowych, zbiórki zastępów na zmianę ze zbiórkami drużyny, sprawności, zbiórki ZZ-tu …
Miodzio!
 
„Ssanie”
 
Jeżeli chcemy w kolejnym roku powiększyć drużynę to przede wszystkim dobrze jest zamknąć skład drużyny jesienią i nikogo nie przyjmować do następnego września. Choćby błagali Was na kolanach i dawali łapówkę – nie przyjmujcie nikogo do drużyny w ciągu roku! 
Wytwarzacie w ten sposób „ssanie” i unikacie zabierania na obóz nieprzygotowanych żółtodziobów. Jak ktoś chce bardzo to niech poczeka do następnego września – jak nie wytrzyma i  pójdzie do innej drużyny – trudno. 
Wytworzenie tego rodzaju mechanizmu zasysającego jest nieodzownym warunkiem budowania właściwych motywacji w całej organizacji. 
 Gdy drużynowy nie jest  uzależniony od małej garstki „wyznawców”, jest stale gotowy przyjąć nowych chłopców, którzy czekają w ”poczekalni” , to jego drużynę ogarnia całkiem inny duch – duch zapału i chęci. Wtedy można przenosić góry – wszyscy chętnie zdobywają sprawności i jest super atmosfera!
Mechanizm ssania trzeba rozbudowywać różnymi rodzajami współzawodnictwa – ranking sprawności indywidualny i zastępami, wyniki biegów na stopnie, punktacja w grach itd. Nie można też żyć w stałej obawie, że jak  będziemy stawiać wymagania to nie będzie chętnych. Wręcz przeciwnie – im wyższe są wymagania tym bardziej ambitne i wartościowe jednostki zgłoszą się do drużyny. Jeżeli zaś będziemy prowadzić soft-skauting uzyskamy w najlepszym razie towarzystwo wzajemnej adoracji.
Sposób pozyskiwania harcerzy jest początkiem rury na której końcu musi znajdować się procedura wychodzenia z drużyny. Gdy harcerz opuszcza drużynę zakładając swoją lub przechodzi do kręgu starszo-harcerskiego, albo do KPH to wydarzenie to powinno być wielką uroczystością.
Jeżeli zaś harcerz nam „odpada” to z reguły jakoś odbywa się to po cichu i bez jasnych reguł. Wzmocnienie efektu ssania wymaga ustanowienia (Rada Drużyny) jasnych i oczywistych kryteriów pozbywania się „trupów”.
Rozwiązań jest wiele i każda drużyna może wymyślić własne zasady. W mojej 130WrDH-y SKAUT harcerz , który na trzech zbiórkach z rzędu (w tym zastępu) jest nieobecny lub w półroczu nie uczestniczył w więcej niż 30% zajęć zostaje zawieszony na trzy miesiące podczas których ma szansę odwiesić się. Musi stanąć na Radzie Drużyny , otrzymuje tam zadanie i jak go wykona – wraca, jak nie podejmie zadania lub go nie zrobi – zostaje skreślony z listy harcerzy naszej drużyny.
Zbudowanie właściwych motywacji i zdrowego, pozytywnego ducha pomaga wytworzyć atmosferę w której praca indywidualna z harcerzem jest wsparta otoczką oczywistych zachowań i postaw. 
Przenoszą się one wtedy na całą organizację i powodują rozwój naszego ruchu.
 
„Parcie”
 
W wielu miejscach zauważam jednak motywacje , mówiąc w uproszczeniu, pokrętne. Drużynowy organizuje dla zastępowych nabór i przydziela chłopców „zastępowym”. Ci dostają zastęp i rozpoczyna się ciągniecie za uszy nazywane „motywowaniem zastępowych”. Gdy taki „zastępowy” położy przez kilka lat z rzędu kolejne zastępy, zostaje przybocznym. Jeżeli jest dostatecznie za młody (17-18 lat) na to żeby umieć powiedzieć „nie”, przekazuje się mu  drużynę. W ten sposób duża część drużynowych jest za młoda, żle zmotywowana i szuka następnego „jelenia”, któremu mogłaby przekazać drużynę. Nazywa się to „wychowywaniem następców”. 
Gdy już uda się wcisnąć prowadzenie drużyny komuś innemu to jakaś cześć tych „rozbitków” łapie wiatr w żagle i przeżywa swoje drugie harcerskie życie w roli instruktora – działacza, obejmując ogromnie ważne funkcje – np. zostając członkiem szkoły instruktorskiej. Może wszak przekazać swoje bogate doświadczenia w prowadzeniu drużyny. Chętni zawsze na kurs przyjadą, bo w naszej organizacji wierzymy (wbrew statystykom), ze przymusowy udział w kursach stworzy z kogoś drużynowego.
A wszystko zaczyna się od namawiania zastępowego żeby zajął się swoim zastępem.
I tak to leci.
 
No dobrze, ale co z moja drużyną, która już działa?
 
Jeżeli drużyna istnieje już jakiś czas to sprawa przedstawia się inaczej. Często drużynowy robi co roku nabór i po roku  pozostaje z niego  kilku harcerzy i w następnym roku trzeba znowu go powtórzyć. Przypomina to przelewanie jeziora sitem.
Można to zmienić.
Do właściwego funkcjonowania drużyny potrzebne są minimum trzy zastępy (stąd w regulaminie liczba harcerzy w drużynie) – tak naprawdę to warto mieć minimum cztery, bo często jeden zastęp jest „umierający” – tzn. na granicy rozpadu. Trzy zastępy są niezbędne do utrzymania odpowiedniej dynamiki w drużynie, gier, pracy ZZ-tu, itd.  Drużyna ma tak naprawdę tylu harcerzy ilu jedzie na obóz.
W jaki sposób przeprowadzić nabór tak, żeby uzyskać stabilną (!!!) ilość i wyjść z zaklętego kręgu 10-osobowej drużyny zajmującej się stale ..organizowaniem naborów.
 
Po pierwsze – trzeba nastawić harcerzy, których mamy w drużynie na to, że będą zakładać zastępy. Dobrym rozwiązaniem jest udział na wiosnę  w kursie zastępowych i przygotowanie mentalne na obozie.  Obóz powinien być poświęcony prowadzeniu zastępu – to wszak treść programu na stopień wywiadowcy – „pokierował zastępem…, nauczył zastęp…, wraz z zastępem przeprowadził zwiad…, itd.”. Wszystkie gry, gawędy i sytuacje powinny być tak przygotowane, żeby chłopców „kodować” na zakładanie zastępów.
 
Po drugie – trzeba ich przygotować – od umiejętności prowadzenia musztry zastępu, poprzez rozbijanie biwaku, aż do dowodzenia podczas gry. Często zdarza się, że stając na czele swoich kolegów chłopiec łapie bakcyla przewodzenia – zasmakuje najsilniejszego narkotyku jakim jest poczucie władzy, które przetwarzamy potem na poczucie służby. Wszak drugą stroną stroną dowodzenia jest odpowiedzialność.
Chciałbym rozwiać tu pewien mit, który błąka się po kursach drużynowych – chłopiec, żeby być dobrym zastępowym wcale nie musi mieć jakiejś wyjątkowej wiedzy, a szczególnie wiedzy metodycznej. System zastępowy opiera się na naturalnych mechanizmach przywództwa i nikogo nie można nauczyć bycia zastępowym (inaczej jest z drużynowym – ten powinien już coś wiedzieć i umieć – jest wszak świadomym wychowawcą). Dlatego ważniejsze jest zbudowanie u zastępowego  motywacji niż wtłaczanie zasad metodycznych.
 
Po trzecie – nabór powinni przeprowadzać sami chłopcy. 
A dalej to już normalnie tak jak przy zakładaniu nowej drużyny.


 hm. Marek Kamecki
„Leśny Kot”