hm. Katarzyna Dulińska HR

Wyglądam za okno i oczyma (na razie duszy) widzę delikatne pąki, małe listki i czuję zapach soczystej zieleni po popołudniowym deszczyku. Jednych przyłapał na spacerze, innych w pracy, a mnie... na szukaniu miejsc kolonijnych. No tak – kończę marzyć, wracam do komputera i przeszukuję portale z noclegami. Ahoj przygodo! Bo łatwo zazwyczaj nigdy nie jest.

Co by tu, gdzie by tu?
Byłam na kilku(nastu) różnych koloniach. W kilku(nastu) różnych miejscach i widziałam naprawdę przeróżne warunki, rozwiązania, mniejsze i większe problemy. Wypróbowałam wiele opcji. I uważam z całą odpowiedzialnością, że kolonie powinno organizować się w miejscach do tego przystosowanych – czyli w rozumieniu Rozporządzenia MEN – obiektach hotelarskich. Zazwyczaj kiedy w ten sposób przedstawiam sprawę – uruchamia się lawina różnych „ale”. To mity. Jeśli jeszcze nigdy nie spróbowaliście kolonii (albo kursów metodycznych) w ośrodkach różnego rodzaju – polecam. A dalej owe kilka mitów obalam.

Mit 1 – „drożyzna”
Zastanówmy się – co to znaczy drożyzna? Każdego, kto podaje to jako pierwszy argument gorąco zachęcam, aby przeszedł się do sklepu (nie supermarketu) i przyjrzał cenom żywności. Sprawdźcie rachunki swoje (albo znajomych), którzy mieszkają w bloku – prąd, zużycie wody, ścieki, wywóz odpadów, użytkowanie terenu. Nie zdajemy sobie często sprawy, ile kosztuje nas szara codzienność.

A jak to się ma do ośrodków? Otóż – są droższe i tańsze. Nikt z nas raczej nie planuje wyjazdu do SPA czy na przykład do Zakopanego na Krupówki, gdzie ceny z definicji są wysokie. Ściana Wschodnia jest zazwyczaj tańsza od Południa i Pobrzeża. Na przykład w tym roku wymyśliliśmy sobie kadrą wyjazd na kolonię do Kotliny Kłodzkiej. Raz, że się nie udało, bo mało jest tam dużych ośrodków. Ale dwa – ceny są zazwyczaj wysokie, a co więcej, decydować się trzeba w styczniu, bo rejon jest bardzo popularny wśród turystów. Ale weźmy na przykład Roztocze, Podlasie albo Pojezierze Drawskie (!). Oczywiście w kwietniu czy maju trudno coś znaleźć, ale jeśli zabrać się za temat wcześniej – nie ma najmniejszego problemu.

Warto popytać w miejscowych ośrodkach informacji turystycznej (wystarczy telefon), poprosić o polecenie innego miejsca w ośrodkach, które np. już są zarezerwowane. W regionach ludzie się naprawdę znają i chętnie Wam kogoś polecą, tylko trzeba spytać.

Szukajcie schronisk młodzieżowych, burs szkolnych czy internatów (przecież stoją puste w wakacje!). Ja mam bardzo pozytywne doświadczenia z wyjazdami do Harcerskich Ośrodków Wypoczynkowych. Dobra infrastruktura, rozumiemy się też dobrze, a i cele mamy wspólne i nikogo mundury nie dziwią. To naprawdę dobra okazja do nawiązania ciekawych przyjaźni. Przez sam fakt, że jesteście harcerzami – możecie się spodziewać miłych dla kieszeni cen.

I bardzo ważna rzecz. Pytajcie. Jaki jest wsad do kotła (czyli kwota przeznaczana na wyżywienie), ile płaci się rzeczywiście za sam nocleg, co jest dodatkowo wliczone w cenę (np. kajaki) i czy wychowawcy są za darmo. Warto się targować! I nie dajcie się wpuszczać w maliny – nie ukrywam, że są ośrodki nieuczciwe i jeśli instynkt Wam podpowiada, że nie warto – to odpuśćcie. Jeśli umowa wygląda podejrzanie – dajcie ją do przeczytania Zarządowi Okręgu albo po prostu odmówcie.

Tylko że to NIE WYSTARCZY. Bo sam tani ośrodek nie wystarczy, by cena kolonii była niska. Zabierzcie tyle osób, aby kalkulacja była rozsądna. Jeśli autokar ma 50 miejsc, a wy wykorzystujecie tylko 30 to jest to po prostu nieekonomiczne. Wybierzcie, czy jedziecie w Góry Stołowe (które od Warszawy są ponad 400 km), czy też może nad Zalew Sulejowski (150 km) – to naprawdę ma znaczenie! Czy z gromadą, która liczy sobie 10 osób muszą jechać aż 4 osoby kadry? Ile wydamy rzeczywiście na program, co jest niezbędne? I tak dalej.

Mit 2 – „bo razem raźniej”
Z tym trochę ciężko polemizować. Ja na kupie  na przykład być nie lubię. Rzeczywiście ważne jest, żeby kadra miała szansę się spotkać, wpaść na siebie i pogadać, pośmiać się, odreagować. Ale to nie znaczy, że kwaterujemy się/lokujemy się/ jesteśmy w jednej sali i tam śpimy w 10 osób. Programówka wala się po kątach razem z ubraniami, bo ciężko zapanować nad porządkiem w takim miejscu. A trzeba się było szybko przebrać. I trochę miejsca na intymność brakuje.
W domkach kadra ma szansę na odpoczynek od zuchów. A dla tych nadopiekuńczych – żeby trochę jednak dać sobie szansy na oddech. Bo nie zawsze trzeba być obok, wystarczy po prostu być.

Mit 3 – „bo dla zuchów to niebezpieczne”
Ale w jakiej sytuacji? To jest dobra okazja do nauczenia samodzielności – w porannej toalecie, w porządkach, ubieraniu się. By pamiętać, że trzeba zamknąć drzwi, wyłączyć światło, sprzątnąć werandę, gdy idzie burza. Starsze zuchy mogą pomagać młodszym...

 

Problem z zebraniem gromady? A może trzeba znaleźć na to dobry sposób? Może głos fletu, trąbki. Oczywiście nie zaprzeczam, że trzeba się po domkach przejść. Sprawdzić, co się dzieje w szafkach, jak jest pościelone i czy wieczorem wszyscy śpią. To uczy dobrego podziału obowiązków wśród kadry. A jeśli kadry jest mało? Cóż – to uczy cierpliwości zuchy :). Zawsze znajdzie się jakieś „ale”, jednak to nie jest niemożliwe, żeby sobie z tym nie dać rady.

Mit 4 – „a w domku obok rodzinka robi sobie w niedzielę grilla”
To bardzo zależy od ośrodka. Najlepiej na wstępie ustalić, że teren, na którym jesteście –  jest w jakiś sposób „zamknięty”. Czyli domki nie są porozrzucane między innymi turystami. Nie zawsze da się tak zrobić – dlatego lepiej pojechać na zwiad kwatermistrzowski wcześniej. Zobaczyć, ustalić, rozrysować plan. I powiedzieć jasno na wstępie, że jest to problem, gdy obok ktoś się kręci. Więc wszystko w Waszych rękach.
Są też takie ośrodki, które pomieszczą 30-40-50 osób. I wtedy macie całość dla siebie, bez stresu o obce osoby.

Mit 5 – „ciężko zrobić dobre dekoracje”
„Dobre” czyli jakie? To prawda – nie jest to łatwe, jeśli zaplanowaliśmy coś łączącego wszystkie „pokoje”. Ale z drugiej strony można popłynąć w innych dekoracjach. Na początku na pewno nie jest łatwo się przestawić, ale to kwestia planowania i przyzwyczajenia. Można wykorzystać nowe elementy, skupić się na innych aspektach dekoracji. To też dobre ćwiczenie – uczyć się tworzyć dekoracje, które (o ile sam domek na to pozwala) powinny wtapiać się w krajobraz, być naturalne.

Mit 6 – „teren jest nieciekawy”
Jaki znajdziecie ośrodek – tak będzie. Ja zawsze kierowałam się zasadą „byle blisko do jakiegoś Parku Narodowego”. Ważne, żeby był las, jeśli istnieje taka możliwość to i kąpielisko nie za daleko. Niektóre ośrodki mają domki na czymś w rodzaju pola. Las niby blisko, ale wokół domków nie ma drzew. Jeśli będzie gorące lato – to dramat. W ogóle jest to bardzo ważny aspekt, który warto wziąć pod uwagę. Szkoły niezwykle rzadko znajdują się w otoczeniu wysokich drzew, a na dodatek przy wodzie. Ośrodki – zazwyczaj właśnie w takich miejscach. Dlatego moim zdaniem o niebo łatwiej o dobry teren.

Mit 7 (i ostatni) – „ośrodek to lenistwo”
Być może tak. Być może rzeczywiście to, że komendant i kwatermistrz skupiają się wyłącznie na gromadach, a nie na zakupach żywności, jeździe do szpitala czy przychodni (bo lekarz na miejscu), że zaoszczędza się trochę grosza na ratowniku, wypożyczaniu sprzętu jest lenistwem. Tylko ile wart jest Wasz czas? Czy naprawdę nie lepiej skupić się na drużynowych  i ich potrzebach zamiast na wyborze szynki na śniadanie? Nie twierdzę, że to coś złego albo głupiego. Jeśli ktoś lubi – proszę bardzo. Ale ja stawiam na kompleksowość, bo wiem, że to pozwoli mi spać spokojnie. Rodzicom też.

 

Czy za to lenistwo wsadzam w obcą kieszeń pieniądze? Staram się, aby tak nie było. Staram się wybierać takie miejsca i ośrodki, które realnie tymi pieniędzmi pracują. Dlatego jeździmy do HOW-ów, gdzie z roku na rok jest lepiej, a część kasy przeznaczana jest na wypoczynek np. dzieci powodzian. Albo do zabytkowych burs, gdzie nie ma grosza na remonty, które sprawią, że w ciągu roku dzieciakom będzie lepiej, a i zabytek nie podupadnie.

Te i inne dyskusje będą się toczyć w naszych środowiskach nie raz jeden i nie drugi. Bo każdy woli inaczej, ma inną filozofię. Ja tylko zachęcam do tego, żebyśmy przestali bać się ośrodków! ZHR nie jest organizacją charytatywną i kolonia ma prawo kosztować tyle, żeby zapewnić wszystkim dobre warunki. Porównajcie koszt kolonii komercyjnych. Obecnie to nawet 1500–2000 zł. Nie znaczy to, że mamy ciągnąć w tę stronę i nagle z 700 zł skoczyć o drugie tyle. W tym wszystkim potrzebny jest po prostu rozsądek. I odwaga – i do tego zachęcam.

 

Jeśli nie macie jeszcze pomysłu na miejsce – piszcie – postaram się pomóc. Choć jest już bardzo późno. To dla nas – instruktorów – jest może czymś nienaturalnym, ale naprawdę miejsce powinno załatwiać się tuż po Nowym Roku. Przed zimowiskami. Ale to już na osobny artykuł historia...

hm. Kasia Dulińska, Mazowiecka Chorągiew Harcerek ZHR