hm. Tomasz Maracewicz

To, co piszę poniżej, nie aspiruje do rangi kompleksowej oceny miejsca jakie zajmuje obecnie ZHR. Jest  to raczej moje subiektywne spojrzenie, wynikające z sumy harcerskich doświadczeń ostatnich lat: doświadczeń wypływających z działalności we władzach naczelnych Związku, doświadczeń płynących z bezpośredniej pracy z instruktorami i kandydatami na instruktorów na licznych kursach, a także doświadczeń rodzica, którego trzej synowie (ćwik, wywiadowca i pierwszoroczny zuch) aktywnie działają w świetnym szczepie Watra w Zalesiu Górnym. 

Zwracam również uwagę, że opis poniższy nie jest w szczególności próbą bezpośredniej oceny działań ustępujących władz. Traktujcie go jako  refleksję dużo ogólniejszej natury.

 

O celów wyznaczaniu i ich realizacji

Siadając do rozważań na wiadomy temat sięgnąłem najpierw do konkretnych, dość interesujących dokumentów Związku. Spośród nich wymienię przede wszystkim: uchwałę VIII Zjazdu w sprawie celów i kierunków programowo-wychowawczych Związku na okres 2005-2011 (rok 2004) {http://www.zhr.pl/naczelnictwo/download/zjazd/uchwaly_8_zjazd.pdf} oraz Podstawowe Zasady Wychowania Harcerskiego w ZHR zatwierdzone przez Radę Naczelną w listopadzie 2005 r {www.zhr.pl/publikacje/program_wychowawczy_zhr_2006.pdf}. Lektura tych dokumentów, szczególnie w obszarze diagnozy sytuacji i potrzeb harcerstwa, okazała się nader zastanawiająca, a wnioski do których doszedłem - zaskakujące.

Otóż czytając je wnikliwie można dojść do wniosku, że Związek nasz potrafił (nadal potrafi?) dobrze i gruntownie dokonywać ocen sytuacji i perspektyw dla przyszłych działań. Główną pracę w tym kierunku przeprowadzono na poprzedzającym VIII Zjazd Zjeździe Programowym w Poznaniu w roku 2003, na samym VIII Zjeździe w roku 2004 i wreszcie w toku prac Rady Naczelnej w roku 2005. Wskazane przez tamte ciała najważniejsze kierunki działania doskonale oddają dzisiejsze bolączki harcerstwa. Czyli tym razem Polak mądry był przed szkodą. Tylko niestety z tej mądrości ów przysłowiowy Polak nie wyciągnął odpowiednich wniosków.

Zastanawiam się, gdzie leżą przyczyny takiego braku refleksji. Otóż odnaleźć je można zarówno „na dole”, a konkretnie w tym, że tak naprawdę niewielu członków Związku czyta dokumenty „wytwarzane” przez władze naczelne, a już zupełnie niewielu - wyciąga z nich wnioski i wykorzystuje je w działaniu. Odnaleźć je można również „na górze”, bo wygląda na to, że władze naczelne same niezbyt wiele sobie robią z własnych dokumentów, nie wykorzystując ich treści w bieżącym działaniu. Ale to akurat nie powinno dziwić. Żadna władza, co smutne, nie lubi robić więcej, niż musi. A skoro, historycznie rzecz biorąc, każde kolejne władze naczelne, nie były w sposób szczególny rozliczane na kolejnych Zjazdach z realizacji celów, sprawozdania władz, profesjonalne i kolorowe stanowiły zwykle dość nużący i drobiazgowy opis „pontyfikatu” ale rzadko niestety w sposób szczery i wyczerpujący odnosiły się do realizacji planów i założonych wcześniej celów.  Dodajmy do tego fakt, że oprócz przywołanej uchwały VIII Zjazdu z roku 2004, późniejsze Zjazdy nie zadawały sobie nawet trudu, by w sposób jasny i oczywisty wyznaczyć kolejnym władzom konkretne cele do realizacji. Dla przykładu, ostatni Zjazd, na potrzeby nowowybranych Władz Naczelnych, w obszarze programu i wychowania „wypluł z siebie” tylko jedno zalecenie – przytoczę je in extenso: X Zjazd ZHR zwraca uwagę Naczelniczce i Naczelnikowi na potrzebę spójności sylwetek Harcerki i Harcerza Rzeczypospolitej w obu organizacjach oraz na potrzebę zadbania, by jak największa ilość naszych wychowanków przeszła pełen cykl wychowawczy, którego ukoronowaniem jest zdobycie tego stopnia. Jak łatwo sobie wyobrazić, zalecenie to zostało, przynajmniej w obszarze zadbania o spójność sylwetek HR-ki i HR-a, zgodnie i solidarnie zignorowane przez oboje Naczelników. Czy kogoś to zdziwi?

 

Skuteczność wychowawcza

Temat stary jak świat. I trudny. No, bo jak zmierzyć skuteczność wychowawczą organizacji, skoro jest to zjawisko przede wszystkim jakościowe, a efekty jego dostrzegalne w bardzo długiej perspektywie? Nie znam wyników badań, które mogłyby nam opisać naszą skuteczność i choć osobiste doświadczenie podpowiada mi, że harcerze czy też byli harcerze są zwykle „z innej gliny ulepieni”, to jednak ile w tym zasługi dzisiejszego ZHR, a ile siły całego ruchu harcerskiego, który wielu z nas kształtował jeszcze w erze pre-zethaerowej. 

Oczywiście, istnieją badania postaw kształtowanych przez wychowanie harcerskie, jednak ze względu na cele i metodologię maja one dla nas charakter przyczynkowy. Te najnowsze, które znam,  pochodzą z ubiegłego roku, z pracy doktorskiej Ewy Palamer-Kabacińskiej, a dotyczą wpływu wychowawczego wszystkich organizacji harcerskich. Wskazują one na fakt, że deklarowane postawy badanej przez autorkę młodzieży harcerskiej są bardzo zbliżone do postaw manifestowanych przez „zwykłą” młodzież. Co to dla nas oznacza ? Być może nic. A być może powinno być sygnałem, że niezbyt dobrze się staramy.

Mimo oczywistego braku stosownych danych, można i należy jednak zadać sobie pytanie o to czy jako organizacja wychowawcza, realizując nasze zindywidualizowane oddziaływanie na konkretnych chłopców czy dziewczyny, umiemy równocześnie, korzystając z naszych możliwości organizacyjnych i pardon, propagandowych - podejmować ważkie problemu społeczne? A konkretniej - czy jesteśmy społecznie istotni? Gdy zadaję takie pytanie, stają mi od razu przed oczami programy Organizacji Harcerek: Pełnia czy Nieborak, przypominam sobie też ogólnozwiązkową Świąteczną Paczkę czy udział ZHR w Dniu Papieskim. Tak, nie jest prawdą, że zamknęliśmy się tylko we własnym sosie i niedostrzegamy całego naszego „niezorganizowanego” otoczenia. A jednak czegoś mi brak. Brak mi chyba takiej spontanicznej gotowości, która elektryzowałaby cały Związek w jakimś istotnym, dobrym społecznie celu. Całkiem niedawno przyszedł do nas Piotr Łysoń, dawny harcmistrz ZHR z Czarnej Jedynki. Mówił o problemach społecznych związanych z dramatyczną dezintegracją wspólnot lokalnych na - uwaga: bardzo starodawny termin - Ziemiach Odzyskanych. Piotr przyniósł ze sobą gotowy program, gotowe propozycje działań, które nie dość, że służyłyby społeczeństwu, to jeszcze, być może, pomogłyby rozwijać nasz Związek właśnie na tamtych terenach. Pasjonująca przygoda! Przypominająca dawne działania społeczne Czarnej Jedynki, których jednym z efektów było powołanie Komitetu Obrony Robotników. I co? Nie znalazł u nas rozmówców. Niestety.

Może dlatego właśnie, jak pokazały to badania Ewy Palamer-Kabacińskiej, „harcerski system wartości jest młodzieży w Polsce po prostu nieznany, a wcale nie – odrzucany przez nią. I to nie tylko z racji małej intensywności działań ale dlatego, że niejasny jest sposób jego przekazu. Młodzi ludzie nie wiedzą, czym są charakterystyczne dla harcerstwa zbiórki, obozy czy biwaki. Skojarzenia, wskazywane w badaniu są dość schematyczne i stereotypowe, nie dotykają istoty harcerstwa – nie wspomina się tu o przyjaźni, przeżyciach, uczeniu się zaradności, pewności siebie, rozwijaniu się. Z harcerstwem kojarzy się mundur, obóz i las; z obozem harcerskim namiot oraz przetrwanie, a ze zbiórką harcerską uczniom najczęściej nic się nie kojarzy”. Dodam od siebie, że, co chyba najgorsze, najczęściej wskazane powyżej kategorie (harcerstwo, obóz harcerski i zbiórka harcerska) budzą u respondentów, uczniów gimnazjów i liceów - skojarzenia negatywne. 

Zachowując poczucie proporcji i świadomość roli propagandowej autokreacji, ciekaw jestem jakie skojarzenia dałoby odbycie w tej samej grupie celowej badania takich kategorii jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy Jurek Owsiak.  

Problem jest naturalnie dużo bardziej złożony, niż pozwalają na to ramy niniejszego artykułu. Zostawiając go w tym miejscu podkreślić pragnę, że w ocenie efektów naszej pracy wychowawczej i oddziaływania na społeczeństwo, wyzbyć się musimy samozadowolenia usprawiedliwiającego brak starań nad podniesieniem jej jakości.

 

Pochwała naturszczyków

Czy Związek za mało się stara? Trudno przyłożyć właściwą miarę. Gdyby miała nią być odpowiedź na pytanie czy dbamy o zapewnienie wykwalifikowanej kadry instruktorskiej do służby na najważniejszym froncie wychowawczym – w drużynach, to odpowiedź ta jest zasmucająca. Przyglądając się korpusowi instruktorskiemu, a konkretnie odsetkowi drużynowych posiadających stopień instruktorski, czyli rodzaj podstawowego zaświadczenia, że cokolwiek w tej materii potrafią (a jest to poniżej 40%), to można pomyśleć, że programowo opieramy się w naszej działalności na niewykwalifikowanych naturszczykach. Wygląda na to, że masowo mianujemy drużynowymi osoby bez odpowiednich kompetencji, licząc chyba, że prowadząc drużyny „się nauczą”, a może traktując tę funkcję jako najlepszą próbę na stopień. Dodam niestety, że to nie ironia. Całkiem niedawno dotarło do mnie, iż istnieją w ZHR Komisje Instruktorskie, które nie chcą otwierać prób na stopień pwd. osobom, które nie są… drużynowymi. To oczywisty błąd, bo w taki sposób systemowo doprowadzamy do sytuacji, w której dużą część pracy wychowawczej w Związku realizują osoby bez właściwych uprawnień, tj. osoby co do których Organizacja nie wypowiedziała się, czy w ogóle potrafią. Być może problemem jest tu próg wiekowy – 18 lat. Ale czy mamy w to miejsce zbudowany szczelny i efektywny system pracy z opiekunem? Chyba wątpię.

Szczęście, że przynajmniej jedna trzecia drużyn ma wykwalifikowanych drużynowych, dla których metoda harcerska nie ma tajemnic.

Czy na pewno? 

 

Z metodą ciągle słabo

Pobudka od kilku już lat nawołuje do respektowania i krzewienia metody harcerskiej, a także do przyznania należnego miejsca i rangi drużynowemu i jego działaniom. Z satysfakcją widzimy, że ta „pobudkowa propaganda” zaczyna przynosić efekty. Słuchając dyskusji przedzjazdowych stwierdzam z ulgą, że ZHR powoli zapomina o niedawnych pomysłach dookreślania ideowego, mającego być de facto ostatecznym wepchnięciem harcerstwa do kruchty, że coraz rzadziej pojawiają się publiczne deklaracje, jakoby celem harcerstwa było doprowadzenie do zbawienia swoich członków. W to miejsce coraz częściej pojawia się ubolewanie nad słabością rozumienia i stosowania metody harcerskiej przez drużynowych, a od kandydatów na poszczególne funkcje oczekuje się opisu własnych doświadczeń jako drużynowych. Dlaczego? Po prostu młodzi instruktorzy - bystrzy obserwatorzy wydarzeń ostatnich lat - zobaczyli gołym okiem gdzie jest harcerstwo. Zrozumieli, że tych kilka lat jałowych sporów ideowych, doprowadziło do sytuacji, w której młodzi drużynowi, w poczuciu osamotnienia zostali zmuszeni do odkrywania na nowo i na własny użytek podstawowych harcerskich prawd, a pomocą im były jedynie klasyczne, a często bardzo już przestarzałe lektury. To dobrze, że drużynowi sami owe prawdy odkrywają, tak jak ja odkrywałem je w końcu lat siedemdziesiątych, zaczytując się w  przedwojennych, podartych i nadpleśniałych wydawnictwach. Jednakże zły sen minionego ustroju już za nami, czas chyba, żeby organizacja w jakiś sposób starała się wspierać owych młodych, entuzjastycznych i ideowych drużynowych. 

Pewnym krokiem systematyzującym i unowocześniającym myślenie, w szczególności o metodzie i programie harcerskim, były przywołane już Podstawowe Zasady Wychowania przyjęte przez Radę Naczelną ZHR. Szkoda, że za nimi, jak na razie, nie pojawiły się czyny. W szczególności coraz bardziej odczuwa się brak zwykłego podręcznika dla drużynowych, czegoś w rodzaju Pakietu startowego, zawierającego nie tylko aktualne regulaminy, ale przede wszystkim przystępnie opisujące zasady metody harcerskiej, środki i narzędzia metodyczne, i wreszcie - konkretne propozycje programowe wraz z konspektami zbiórek. Do powstania takiego podręcznika niezbędne byłoby zapewne zaangażowanie władz naczelnych. Równocześnie jednak za niemniej ważne uważam otwarcie się na te potrzeby doświadczonych, najlepszych środowisk harcerskich. 

Osobiście mam przekonanie, iż nieprzebranym rezerwuarem postaw, nawyków, pomysłów i rozwiązań odnoszących się do prowadzenia pracy harcerskiej jest środowisko małopolskie,  gdzie, w jedynym takim środowisku w kraju, istnieje nie tylko wiedza i doświadczenie, ale również naturalny mechanizm ich akumulowania i przekazywania następcom. Analizując historię Związku mam jednak wrażenie, że Małopolska raczej nigdy na poważnie nie podjęła się misji „eksportu” swoich doświadczeń. Co gorsza, obserwuję jej duży dystans do tego, co dzieje się w harcerstwie w reszcie Polski. Mam przekonanie, iż Małopolanie mają podstawy do tego, by patrzeć na nas jak na młodszych, trochę krnąbrnych, a trochę może niedorozwiniętych braci. Mam jednak również przekonanie, iż tracą zarazem szansę na złapanie pewnego rodzaju świeżości i na konfrontację ze światem, który ulega przecież ciągle niedowracalnym zmianom.  Przed czterema laty liczyłem, że po dwóch kadencjach prymatu w Organizacji Harcerzy ideologii, to „wejście” Małopolski do gry (w osobie Naczelnika Harcerzy) trochę ten stan zmieni.  Niestety, odnoszę wrażenie, że Naczelnika Harcerzy zostawiono samemu sobie i to w roli zakładnika politycznych, a nie metodycznych wyjadaczy. Szkoda.

 

Dezintegracja Związku

Z poruszonymi powyżej kwestiami wiąże się, niestety, proces dezintegracji Związku. Dzieje się tak, że instruktorzy prowadzący bezpośrednią pracę wychowawczą, po prostu nie uzyskują satysfakcjonującego wsparcia ze strony władz poszczególnych szczebli, ponieważ te skupione są, niestety, przede wszystkim na sobie, na sporach kompetencyjnych i dyskusjach postideologicznych (to taki wymyślony przeze mnie neologizm, próbujący objaśnić genezę istniejących obecnie, zwalczających się koterii). 

Zjawisko to daje się zaobserwować głównie w Organizacji Harcerzy, ale sytuacja u harcerzy, mając przecież bezpośredni wpływ na możliwości współpracy i animowania działań pomiędzy obiema organizacjami, a przede wszystkim na możliwości efektywnej pracy Naczelnictwa – uderza również w harcerki. Kuriozalnym przykładem jest decyzja jednego z komendantów chorągwi harcerzy, zakazująca współpracy z macierzystą chorągwią harcerek, które w jego opinii in gremio złamały Prawo Harcerskie, głosując na jednym ze Zjazdów za udzieleniem absolutorium ustępującym władzom.  Rzeczywiście, trudno o bardziej jaskrawy przykład obłudnego, zaściankowego i obskuranckiego myślenia w wykonaniu komendanta, niestety dość wysokiego szczebla. 

Niestety, brak wsparcia ze strony władz to jeszcze nie jest to, co najgorsze mogłoby się przytrafić. Niemoc decyzyjna czy ogólna słabość elit władz powoduje często, że oprócz braku realnej pomocy pojawia się na poszczególnych szczeblach mniej lub bardziej świadome działanie, będące niczym innym, jak utrudnianiem pracy drużynom. Dzieje się to poprzez próby wciągania ich w realizację ambicjonalnych pomysłów mających wystawić PR-owski pomnik kolejnym komendantom, a nic nie wnoszących do bezpośredniej pracy drużyn.  

Drugi, dość „popularny” sposób utrudniania pracy, to nadużywanie kompetencji poprzez opóźnianie decyzji mianujących, niewyrażanie oczywistych przecież zgód czy jawnie złośliwe utrudnianie zdobywania stopni instruktorskich. Smutne.

Nadal również niesatysfakcjonujące są relacje pomiędzy obu Organizacjami na najwyższym szczeblu. Pewna jaskółką było, odbyte pod auspicjami Naczelnictwa: akcja wspólnych wizytacji akcji kształceniowej w 2008 r., KON-HA (Konferencja Harcmistrzowska) w 2009 r., a także działalność komisji  wspólnych opracowujących przyjęte w końcu przez Naczelnictwo: nowy regulamin służby instruktorskiej (jesień 2009) i wytyczne do regulaminów stopni instruktorskich (zima 2010). Podobnych, ważnych  działań realizowanych z bezpośredniej inicjatywy Naczelników niestety nie znam.

 

Iż będziem trwać …

Mimo narzekań publicystów Pobudki i innych przeciwności losu - wciąż trwamy. To miłe. Ale poza trwaniem na wałach, zatraciliśmy chyba wolę rozwoju organizacyjnego. Ostatnim poważnym działaniem w tej materii, spójnym i przemyślanym, był program Rozwój ogłoszony przez Naczelnika Harcerzy Pawła Zarzyckiego już prawie cztery kadencje temu. Efekty tego programu były niestety mizerne i na dobrą sprawę nie umiemy chyba określić przyczyn. Być może błędy tkwiły w samym programie, a być może zabrakło determinacji i chęci włączenia się weń przez środowiska. To już teraz mniej ważne. Ważniejsze jest natomiast to, że nie widać dziś pomysłu na tworzenie nowych środowisk: zarówno w wielkich miastach, gdzie ZHR jest już od dawna, jak i w środowiskach misyjnie bardzo ważnych: małych miejscowościach czy środowiskach zagrożonych wychowawczo.  Oczywiście, śledząc statystyki od 2002 r. można z zadowoleniem stwierdzić, że ilość członków ZHR powoli acz systematycznie rośnie.  Jednakże w okresie tym tak naprawdę rośnie tylko Organizacja Harcerek (z 8066 członkiń w 2002 r. do 8908 w roku 2009), a równocześnie, równie konsekwentnie, choć całe szczęście również nieznacznie, „zwija się” Organizacja Harcerzy (z 6400 w 2002 r. do 6154 w roku 2009). Sędziowie orzekliby remis „ze wskazaniem…”. A ja jednak wolałbym wspólne, wielkie zwycięstwo.

Skupiając się na najbliższym Zjeździe mam nadzieję, iż będzie on miejscem poważnej pracy dla przyszłości Związku, a wybrane tam władze uzyskają czytelny drogowskaz: w którą stronę należy iść i jakie działania podjąć. Być może niniejszy artykuł, a także inne wypowiedzi kolegów-redaktorów Pobudki, pomogą usystematyzować myślenie o Związku i otworzyć dla niego nowe perspektywy. 

Czego sobie i Wam życzę … 

 

Marabut

 

PS.

Uwzględniając wyborczy, przedzjazdowy czas, chciałbym, żeby powyższą próbę podsumowania uzupełniły odpowiedzi obojga Naczelników na pytania o stopień realizacji wyznaczonych im przez Zjazdy celów (część z nich znalazło się również wśród priorytetów wychowawczych na lata 2008 – 2010 uchwalonych przez Naczelnictwo ZHR  bieżącej kadencji). Ufam, że odpowiedzi na te pytania znajdą się w sprawozdaniach Naczelników lub że odpowiedzą oni na nie bezpośrednio, w dyskusji nad absolutorium.

1. Jakie Druhna Naczelniczka/Druh Naczelnik podjęli działania na rzecz spójności sylwetek Harcerki i Harcerza Rzeczypospolitej w obu organizacjach?

2. W jaki sposób Druhna Naczelniczka/Druh Naczelnik zadbał, by jak największa ilość wychowanków przeszła pełen cykl wychowawczy, którego ukoronowaniem jest zdobycie stopnia HR?

3. Jakie Druhna Naczelniczka/Druh Naczelnik podjęli działania w celu umożliwienia współpracy grona harcmistrzowskiego w Związku (w tym Komisji, Kręgu) oraz szkolenia harcmistrzyń i harcmistrzów?

4. Jak realizowano współdziałanie (szczególnie w obszarze kształcenia i tworzenia nowych rozwiązań) na poziomie Głównych Kwater i Szkół Instruktorskich?

5. Jakie Druhna Naczelniczka/Druh Naczelnik podjęli działania w celu wychowania odpowiedzialnych i kompetentnych instruktorów przygotowanych i podejmujących pracę w środowiskach zagrożonych wychowawczo?

6. Czy Druhna Naczelniczka/Druh Naczelnik dokonali korekty rozwiązań metodycznych stosowanych w drużynach wielkomiejskich, miejskich, małomiasteczkowych i wiejskich?

7. Czego Druhna Naczelniczka/Druh Naczelnik dokonali w celu pozyskiwania nowych środowisk i sprzymierzeńców (w tym stworzenia systemu pracy z wycofującymi się i byłymi instruktorami)?

hm Tomasz Maracewicz

Żeglarz z urodzenia i przekonania, ornitolog z wykształcenia, broker ubezpieczeniowy z przypadku. Żona Hanna – historyk sztuki i synowie: Wiktor - ćwik w 2 MDH-rzy, Kajetan - wywiadowca w 2 MDH-rzy i Ignacy – zuch. Przyrzeczenie harcerskie w 1973, drużynowy 1 WDH w Gdańsku w latach 1978-86, KIHAM, Ruch, potem ZHR, m.in. w latach 1990-1993 Naczelnik Harcerzy, obecnie członek Naczelnictwa ZHR oraz członek komendy kursu phm Jakobstaf.