phm. Robert Chalimoniuk
 
Na Mazowszu zorganizowano Pojednanie. Tzn. nie to, że wyszedł rozkaz aby się wszyscy kochali ale tak nazwano inicjatywę, która miała na celu zakopanie wszelakich podziałów poprzez spotkanie. Ale po kolei.
 
Najpierw powstał list, potem drugi, strona internetowa i grono ludzi roztrząsających problem.

Inicjatywa żyła swoim życiem, aż w końcu pojawił się plan i idea zbiórki pojednawczej.
Rozsądnemu człowiekowi trudno było nie przyklasnąć tej inicjatywie, nikt przecież nie zaoponuje przeciw braterstwu i zgodnej współpracy.

Spotkanie wreszcie się odbyło i mimo, że urządzono je w przyparafialnej salce, szybko okazało się że „diabeł tkwi w szczegółach”. Zastosowana myśl, że wystarczy się spotkać i jakoś to będzie, sprawdziła się tak, jak zwykle, czyli wcale. Niemrawość początku w końcu dało się przełamać i wydusić w czym problem. Bo problem jest ale każdy widzi go inaczej. Ba, niektórzy wręcz wcale go nie widzą, a nawet nie mają z tym problemu.

Faktem jest, że młodzi instruktorzy zauważają, że dzieje się coś, co w ich odczuciu nie jest harcerskie i nie powinno mieć miejsca. Większość nie rozumie o co biega i albo opowiada się po stronie swojego lokalnego autorytetu albo alienuje jak tylko może. Tylko nieliczni dochodzą prawdy. Jak zauważył sir Joshua Reynolds: „Nie ma takiego poświęcenia, na jakie człowiek się nie zdobędzie, by tylko uniknąć wyczerpującego wysiłku myślenia". Tym większe uznanie dla tych, którzy przybyli.

Zostawmy jednak opis przebiegu dyskusji, bo nie to jest tu ważne. Rzecz ujmę subiektywnie, bo ciężko być sędzią we własnej sprawie. Całość trzeba sprowadzić do źródła, czyli istoty problemu. Wszystko co ponad to będzie tylko konsekwencją lub dodatkiem rozmywającym sprawę. Wiadomo – najczystsza woda jest u źródła.
 
 
W ZHR ścierają się dwie koncepcje - wizje harcerstwa. W naszym związku przekłada się to na filozofie organizacji zamkniętej i otwartej. Spór to nie nowy i wnikliwi badacze skautowych dziejów odczytają go już od pierwszych chwil istnienia ruchu. U nas wyraźnie wznowiony, czy też uwidoczniony został akcją dookreślania.
 
 
Na czym polega dookreślanie i zamykanie organizacji wyłożył w swoim artykule „Jaki ma być nasz ZHR” Paweł Zarzycki (http://skaut.zhr.pl/gaweda1.html). I choć początkowo zwolennicy tej wizji odżegnywali się od niej, tłumacząc iż jest to tylko koncepcja robocza, nietrudno było się zorientować, iż krok po kroku wcielana była w życie. Skąd taka potrzeba wiecznego dookreślania - nie wiem. Wszak porządnemu skautowi wystarczy drogowskaz prawa i przyrzeczenia harcerskiego. Komu to nie wystarcza, widać chce skierować harcerskie szlaki ku innym celom. Tak też odczytuję tę wizję – kierowanie związku na manowce aliansów z polityką, przekształcania w organizację przykościelną (czego, co nie dziwi, nawet Kościół nie chce) aż do postulatu odebrania autonomii i wcielenia w struktury FSE. Jest w tym wszystkim i metoda – kto nie jest z nami, ten przeciw nam, czyli kto się nie zgadza, dla tego nie ma miejsca w organizacji Na dzień dobry zaś wykluczyć należy druhów, co jeszcze inny skauting pamiętają.
 
 
Niejeden z czytelników zapewne w takie rzeczy w ogóle nie uwierzy, przecież to nieprawdopodobne by kogoś wykluczać ot tak, dla zasady. A jednak takie dzialania miały miejsce, zapewniam. Sam jeszcze dwa lata temu wraz ze sporą grupą instruktorów wykluczony zostałem z chorągwianej szkoły instruktorskiej. Powodów merytorycznych ku temu nie było. Była tylko decyzja do zakomunikowania. Instruktor, który nam to ogłaszał nawet nie miał zamiaru nic argumentować. Przesłanie było jedno – wybory się skończyły, dla was nie ma tu już miejsca. Na pytanie dlaczego tak postępuje? dlaczego tak traktuje ludzi? miał niezmienną odpowiedź: „nie mam z tym problemu” i „nie muszę się wam z tego tłumaczyć.”

Czy można było tak postąpić? Tak, wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa i za zgodą samego Naczelnika. Czy powinno się tak postępować? Sądzę, że nie, dla mnie to nieharcerskie. Swoją drogą myślę, że chyba podobnie musieli się czuć przedwojenni i szaroszeregowi instruktorzy, gdy młodzi działacze ZMP w latach pięćdzisiątych oświadczali im, że Związek się zmienia i czas, aby nierozumiejący dziejowych przemian odeszli.

Druga wizja stoi na fundamentach myśli Baden Powella, Małkowskiego i metodyki Grodeckiej. Jako formuła otwarta mieści też w sobie zwolenników koncepcji organizacji zamkniętej.

Zostawmy to jednak. Nie chcę tu przekonywać która wizja harcerstwa w ZHR jest lepsza i dlaczego. Spore to zagadnienie i nie jest celem tego artykułu.Rzecz bowiem nie w tym, jaką wizję realizujemy, lecz jakimi metodami jest to wprowadzane. Nie można traktować ZHR jak sceny politycznej, gdzie partia rządząca wymiata poprzednią ekipę - bo tak. Nawet w świecie polityki jest to chore. Wybór musi być przede wszystkim merytoryczny, pro publico bono. Niedopuszczalne jest stosowanie zasady – bierny ale wierny. To nie buduje ruchu ale go niszczy.
 
 
Nie to bowiem razi kto jaką ma wizję. Gorszące są metody – sposoby jakimi się swe plany realizuje. Podstęp, fałsz, plotka i cały szereg brudnych zagrań żywcem ze świata polityki, to jest to, co budzi niesmak i na co w ZHR zgody być nie może. Możemy się różnić, nie możemy zwalczać.
 
 
Spór trwa ale żaden z instruktorów nie musi się opowiadać po jego stronie, deklarować jaką wizję wyznaje lub jak bardzo jest neutralny.  Bóg stworzył nas różnorodnymi. Każdy ma więc prawo mieć swoje wyobrażenia na temat harcerstwa. Nosić w sobie własny obraz idealnej w jego mniemaniu organizacji, ruchu. Wystarczy aby mieściło się to w ramach wytyczonych naszymi ideałami.
 
 
Wystarczy być uczciwym. W dążeniu do osiągania celu kierować się wskazaniami prawa harcerskiego. Nie czynić zła w imię „wyższych racji”, nie ulegać namowom i podżeganiom, samemu ważyć argumenty. Odkrywać prawdę, nie ulegać stereotypom ani uprzedzeniom. Ważne jest bowiem nie tylko to, jaką drogą zmierzamy do celu, ale również jak idziemy, czy w swoim marszu posuwamy się do przodu czy też cofamy.
 
Być harcerzem na każdym kroku – tylko i aż tyle.

Organizacji zaś pozostanie wybór. Czy być organizacja zamkniętą, zacieśniającą szeregi, wykluczającą, twierdzą dookreślającą się w nieskończoność aż do skurczenia równemu zanikowi. Czy też otwartą, powszechną, apostolską, zapraszającą, w której również dla zwolenników tej pierwszej koncepcji znajdzie się miejsce.
 
 
Ten wybór trwa. Zjazd to tylko etap na tej drodze.

phm. Robert Chalimoniuk

phm Robert Chalimoniuk
Rodem z 7UDH Gniazdo w której to drużynie wzrastał i miał zaszczyt przewodzić w latach 90-tych. Kolejno komendant Ursynowskiego Związku Drużyn, a po jego rozroście - hufcowy.
W ZHR od jego początku.
Współtwórca metody nowej Agricoli. Kilkakrotnie komendant kursu.
Redaktor naczelny miesięcznika metodycznego „Harcerskie Mazowsze” (http://harcerskiemazowsze.zhr.pl/)
Instruktor kadry kursu podharcmistrzowskiego Jakobstaf.
Z wykształcenia inżynier od automatyki i robotyki. Pracuje w wydawnictwie gdzie za jego udziałem ukazują się gazety (lub czasopisma).