hm. Marek Kamecki
 
Mam ten komfort, że siadam do pisania po lekturze artykułów Szwejka. I mam odczucia ambiwalentne. Jak zobrazował te odczucia Stanisław Tym – „uczucia ambiwalentne ma mężczyzna, który widzi swoją teściową spadającą w przepaść w jego nowym samochodzie.” Czterema łapami podpisuję się pod postulatami Szwejka, ale na zmiany nie nadszedł jeszcze czas. Dlaczego? Odpowiedzi udzielił sam autor porównując obecną sytuację w ZHR do sytuacji w ZHP z roku 1980.  Wtedy żyliśmy w oku cyklonu historii, kraj przechodził rewolucję , przede wszystkim moralną - dzisiaj żyjemy w czasach stagnacji duchowej - nic nikomu się nie chce, każdy goni za swoimi korzyściami - także w harcerstwie .
 
HISTORIA REFORMY 
 
Za kilka miesięcy mija kolejna okrągła rocznica powstania KIHAM, który był w 1980 roku jednym z elementów ruchu naprawy Rzeczypospolitej. I tego dzisiaj nie mamy. Raczej dojrzewa w świadomości społecznej poczucie, że czegoś nam brakuje w tym pędzie do studiów, karier, pensji i plazmy. Zaczyna dojrzewać. Polecam w tym kontekście świetny artykuł  pwd. Janusz Sikorskiego z „HaeRa”  – kto ciekawy – niech przeczyta. Na razie system edukacji i media naganiają ludzi na wzgórze, które kończy się przepaścią, ale jeszcze niewielu wie, że ona tam jest. Zmiany systemowe zawsze muszą być poprzedzone zmianami w sercach, inaczej pozostają pustym zapisem, martwym prawem.
 
SPRAWA POKOLENIOWA
 
Każde pokolenie musi dla siebie, na nowo odkryć harcerstwo, zdefiniować je, nazwać i „przerobić” , a potem zreformować na swoje kopyto. Tak zawsze było w ruchu harcerskim i nie ma w tym nic niepokojącego.  To też jest sytuacja wychowawcza. 
Leśne Dziadki, które piszą do Pobudki, już dwa razy to przeżyły – raz w KIHAM-ie, drugi raz przy tworzeniu ZHR-u. Teraz czas dla następnego pokolenia – gdzie ono jest?  Kto domaga się reformy i zmian?  Weterani. 
 
Czy instruktorki i instruktorzy nie widzą jaka jest sytuacja? A może nie widzą? Może widzą i im to wisi? A może po prostu dzisiejsze pokolenie stworzyło takie harcerstwo na jakie je było stać.
 
ZHR powstawał w bardzo specyficznym momencie – Polska wyrwała się ze szponów sowieckiego socjalizmu. Powszechny był pęd do wszelakiej wolności. Także gospodarczej, rozumianej jako sposób na odbudowę kraju, na rekultywację społeczeństwa, na pokonanie mentalności homo sovieticus.
 
Ten  pęd  objawiał się duchem inicjatywy i modą na poglądy liberalne w programie harcerskim. Często wskazywaliśmy na to, jak bardzo harcerstwo przygotowuje do roli przedsiębiorcy. Przecież odwaga, zaradność, samodzielność, kreatywność, uczciwość, otwartość to cechy, które kształtujemy, a są one niezbędne dla przedsiębiorcy. Wiedzieliśmy, że tacy ludzie potrzebni są Polsce, że wolność musi oprzeć się na zdrowej tkance społecznej, że klasa średnia da stabilizację i zapewni pomoc słabszym. 
 
To była bajka naszego pokolenia.
 
Dzisiejsze pokolenie ma inne ideały. To tu, to tam pojawiają się twierdzenia, że najwyższą formą realizcji dla wychowanka naszego ruchu jest służba publiczna. I praktyka w naszej organizacji potwierdza ten pogląd. Wodzostwo, lojalność „partyjna”, przedkładanie interesu własnej grupy (środowiska) nad interes ogólny, myślenie „ścieżką kariery”, polityka haków, opresja regulaminowa, sprawozdawczość fasadowa – to nie patologie – to rodzaj myślenia o tym, do czego służy  harcerstwo.
 
I nic tego nie zmieni. Ani regulaminy stopni instruktorskich, ani zmiany statutowe. Potrzebna jest…
 
REFORMA SERC
 
Potrzebny jest powrót do ideałów harcerstwa – braterstwa, bezinteresownej pracy dla kraju, zamiłowania do samorozwoju, chęci pomocy bliźnim, głębokiej, a nie fasadowej wiary, poczucia ważności tego, co się robi dla innych, a nie dla siebie, zamiłowania do życia blisko natury, spotykania się przy ognisku pod dębem, a nie na sali konferencyjnej przy rzutniku. Ideały te są  zapisane w Prawie Harcerskim, statucie, wielu regulaminach – ale nie w sercach.
 
Praktyka pracy naszych drużyn, środowisk, praktyka funkcjonowania organizacji biegnie całkiem innym torem. 
 
Taka sytuacja powoduje, że ruch harcerski w naszej organizacji ulega degeneracji. Jak bardzo jeszcze musi się stoczyć ZHR, żeby obudziło się nowe pokolenie ludzi nie zgadzających się na ten stan? Osobiście nie wierzę, że jesteśmy, jako społeczność instruktorska, zdolni do szybkiej i zasadniczej zmiany i odwrócenia kierunku. Podziwiam optymizm Szwejka, ale go nie podzielam. Być może okaże się, że życie ZHR-u zakończy się po dwudziestu kilku latach, być może nie – ale to leży w rękach braci instruktorskiej. Jeżeli większości odpowiada ten stan, to uznajmy ten fakt i poświęćmy się pracy w najważniejszym miejscu – w drużynach, przy kształceniu, czy choćby pisaniu książek.
 
Nasz głos, dzisiaj niezrozumiany, posłuży kiedyś ludziom o żarliwych harcerskich sercach. Kiedy?
 
Za dwa miesiące na zjeżdzie? – Ha, ha , ha…
 
JEDNAK WIERZĘ
 
…że ruch harcerski jest niezniszczalny, że prędzej czy póżniej grupa harcerzy usiądzie przy ognisku i spotka się, żeby pogadać jak robić harcerstwo, że powstaną setki nowych drużyn prowadzonych przez ludzi z pasją wychowawczą w sercach i nikt nie będzie w stanie oprzeć się ich marzeniom.
 
 
hm Marek Kamecki
Zamieszkały w najpiękniejszym mieście w Polsce - we Wrocławiu.
Drużynowy zuchowy w latach 1979-80.
Drużynowy 130 WrDH-y „SKAUT” im. A.Małkowskiego w latach 1979–1985 oraz od 2007 do dziś.
Szczepowy szczepu „SKAUT” 1985-88.
Instruktor KIHAM , Ruchu , hufcowy w pierwszych latach ZHR, obecnie p.o. drużynowego we Wrocławiu
1990–93 za-ca Naczelnika Harcerzy ZHR ds. szkolenia instruktorów.
Prywatnie - ojciec trójki szaleńców, z wykształcenia historyk, z zawodu pośrednik ubezpieczeniowy.