hm. Jacek Garboliński

Pierwszy tydzień sierpnia i kolejny obóz zakończony, i to pieszą wędrówką na Zlot XX-lecia ZHR.
A co przede mną? Prawie cztery dni w lesie, cztery dni wypełnione harcowaniem, spotkaniami, rywalizacją na Turnieju Drużyn Puszczańskich - TDP 2009. Wyszło to co prawda przypadkiem, ale tym bardziej ekscytowało.

A oto pokłosie tych czterech dni - moje przemyślenia na gorąco, jeszcze podczas powrotu ze Zlotu.

Primo – pokłosie programowe

No właśnie - poziom. Różnie to bywa z tym poziomem oraz zadaniami turniejowymi. Najczęściej można o nich poczytać na forach internetowych, a uwagi bywają różne, tak pozytywne jak i negatywne. Wiadomo – jeszcze się nie zdarzyło, żeby wszystkim pasowało.

„Po pierwsze primo” – poziom zadań turniejowych. Moim zdaniem zostały postawione tak, żeby jasno określiły poziom wyrobienia harcerskiego drużyn. I właśnie to było dla mnie fajne – zadania jasno określiły poziom naszej drużyny, w efekcie zajęliśmy szóste miejsce.



„Po drugie primo” – poziom rywalizacji. Jak dla mnie, od samego początku  poprzeczka została wysoko zawieszona. Nie przez wymagania, ale przez uczestnictwo Drużyn Puszczańskich, z których kilka przystępowało do rywalizacji o miano najlepszej po raz drugi lub nawet trzeci.
Patrząc na listę drużyn puszczańskich jeszcze nie odnosiłem tego wrażenia, ale gdy ujrzałem ich skład w realu, doszedłem do wniosku, że na pewno nie występujemy w roli faworyta. No ale nikt nie mówił, że będzie to chlebek z masełkiem.

Secundo – pokłosie kontaktów.

Już sam Zlot XX-lecia dał olbrzymie możliwości spotkania się z dawno nie widzianymi znajomymi, poznania nowych, obejrzenia dorobku innych drużyn, przypatrywania się najlepszym. Turniej spotęgował te doznania, zwłaszcza zadania dla przybocznych i drużynowych.



Muszę przyznać, że to ostatnie dało mi wiele do myślenia, ponieważ poczułem się w tym gronie dosyć osobliwie. Ale do rzeczy – przyglądanie się  najlepszym drużynom w ZHR, możliwość porównania na bieżąco swoich umiejętności z innymi, rozwijanie innowacyjności, poznawanie różnic między środowiskami i poznawanie ludzi, ich sposobu patrzenia na harcerstwo - to jest właśnie to, co tygrysy (czyli ja) lubią najbardziej. Tylko jeden feler występuje prawie zawsze na tego typu imprezach – totalnie brakuje czasu. Oznaczać to może świetnie zorganizowany program albo wielość znajomych, albo jedno i drugie.

Tertio – pokłosie rywalizacji.

„Po pierwsze tertio” - motywacja. Znaliśmy nasz poziom „harcerskości”, i wierzyliśmy, że na TDP uda nam się nawiązać równorzędną rywalizację nawet z najlepszymi. Czas ten pogląd zweryfikował, ale nie za bardzo brutalnie. Mamy poczucie, że jesteśmy dobrą drużyną, jeszcze nie najlepszą, ale chcemy równać do Najlepszej. Ogłoszenie wyników ma to do siebie, że najlepsi się cieszą a tym najsłabszym pozostają dwie możliwości:
- płakać nad swoją dolą,
- wziąć się w karby, poprawić swoje słabe punkty i ruszyć do rywalizacji powtórnie.
My przyjęliśmy tę drugą możliwość. Czujemy się zmotywowani, a kierunek działań na najbliższy rok wyznaczyły nam noty cząstkowe ze zlotowych zadań. Mamy power, przecież jesteśmy Drużyną Puszczańską!



„Po drugie tertio” - inspiracja. Przede wszystkim zobaczyliśmy, że można troszkę inaczej pracować, troszkę inaczej organizować się, wiedzieć więcej, umieć więcej…

Co nam to dało?

Wreszcie możemy powiedzieć, że czujemy się dowartościowani. Fajnie jest uzyskać miano Drużyny Puszczańskiej, to łechce ambicję, ale to nie wszystko. Nie tak dawno zawitaliśmy do ZHR z myślą, czy zostaniemy zaakceptowani. Cieszymy się, że poprzez uzyskanie miana Drużyny Puszczańskiej ZHR spełniliśmy nie tylko swoje oczekiwania, że jesteśmy wcale niezłym środowiskiem harcerskim.



Ponadto urzeczywistnił się nasz potencjał. To młoda drużyna, pracująca raptem kilka lat w tym składzie. Dobre otoczenie, systematyczna praca pokazują, że można, wystarczy chcieć.

TDP dał nam jeszcze moc przeżyć, adrenalinę współzawodnictwa, nowopoznanych znajomych i przyjaciół. Sam nie wiem, czy to nie najważniejszy dar, który otrzymaliśmy.