hm. Marek Kamecki

Do końca 1990 roku czyli w niecałe dwa lata, działania założycieli ZHP-1918 i Komitetów Odrodzenia doprowadziły nie tylko do uratowania tego siedliska najbardziej betonowej nomenklatury jaką był ówczesny ZHP, ale zepchnęły ZHR na pozycję organizacji winnej rozłamowi w polskim harcerstwie.

W kończącym się roku jubileuszu 20-lecia powstania ZHR pozwalam sobie na napisanie refleksji historycznej dotyczącej tego fenomenu jakim było pojawienie się naszego Związku. Mimo, iż z wykształcenia i pasji jestem historykiem to nie aspiruję w tym miejscu do napisania pracy historycznej – tę niezwykle rzetelnie napisaną „popełnił’ Adam Baran i zainteresowanych dobrze udokumentowanym materiałem historycznym odsyłam  do Jego prac.
 
Moja refleksja ma charakter bardziej wspomnienia i  relacji człowieka zaangażowanego od środka, zarówno wtedy jak i obecnie, co nie pozwala mi być może na zachowanie  dystansu lecz daje wgląd nie tylko w suche fakty, ale także w atmosferę i ducha tamtych dni.
 
ZHR nie powstał od razu – z dnia na dzień. Poprzedziły jego powstanie lata przekonywania się na własnej skórze, że polityczna, państwowa, etatystyczna organizacja jaką było wówczas ZHP nie może stać się miejscem odrodzenia harcerstwa. Przekonanie to przebijało się powoli – niewątpliwym przełomem było powstanie NRH w 1981 roku i jednoczesna decyzja Porozumienia KIHAM o konieczności kontynuowania pracy w ramach ZHP. Powstało zatem pytanie – czy wychodzić z ZHP czy próbować wychowywać idąc na kompromisy? Kontrowersja ta w pierwszych latach stanu wojennego zeszła z dyskusji instruktorskich w obliczu oczywistego zagrożenia z jakim wiązało się tworzenie konspiracyjnej organizacji w realiach represyjnego państwa policyjnego. Nikt nie chciał narażać dzieci i młodzieży i  nikt nie chciał ponosić niepotrzebnych ofiar, gdy można było prowadzić drużyny i szczepy legalnie narażając się jedynie na lekki dyskomfort podwójnej moralności.
 
Autor w trakcie I Zjazdu ZHR w Sopocie.Z roku na rok jednak gorset represyjny w kraju stawał się coraz słabszy  a władze harcerskie w swojej  partyjnej prawomyślności dalej prowadziły działania mające na celu wyeliminowanie niezależnego harcerstwa z organizacji. W związku z tym, że niezależne harcerstwo znalazło oparcie w Duszpasterstwie Harcerskim walka ta przybrała postać eliminowania instruktorów naruszających „świecki charakter Związku”. Mimo, że ilość harcerzy poddanych represji i instruktorów wydalonych z organizacji nie była duża, to jednak istniały inne formy nękania. Sam doświadczyłem tego, gdy po ukaraniu mnie przez Komisję Instruktorską za prowadzenie pracy religijnej pozostawiono mnie na funkcji szczepowego, lecz wydano nieformalny zakaz uczestnictwa w obozach mojego szczepu. Sytuacja stawała się śmieszna, gdy wizytatorzy z chorągwi spotykali mnie na obozie w roli kucharza czy zaopatrzeniowca. Z czasem jednak i ta forma stała się nie do utrzymania i doprowadziła do sytuacji gdy zaczęliśmy jeździć na obozy całkowicie nielegalne. Powróciło pytanie – po co ta cała ciuciubabka?
 
Z drugiej strony instruktorzy niezależnego harcerstwa tracili powoli tę wspaniałą spontaniczną jedność jaka była naszym udziałem w pierwszej połowie lat 80-tych. Biała Służba w 1983 roku stała się dla nas prawdziwym przejściem przez Morze Czerwone, ale późniejsze akcje były już coraz bardziej fasadowe, „bogoojczyźniane” i w coraz mniejszym stopniu dawały poczucie, że bierze się udział w czymś istotnym i pożytecznym. Jednocześnie na spotkaniach, na których chcieliśmy rozmawiać o przyszłości i rozwoju harcerstwa dowiadywaliśmy się, że zmierzamy jednak ku podziemnej organizacji w jaką przeistaczał się Ruch. Będąc jednym z trzech członków Komendy Wrocławskiej tej „organizacji” dostawałem dziwne przesyłki, zaszyfrowane informacje i przy coraz bardziej jawnym choć dalej nielegalnym działaniu coraz bardziej odnosiłem wrażenie, że ktoś minął się z historią i chce dorównać Szarym Szeregom. Potwierdzenie tego wrażenia otrzymałem przy lekturze książki autorstwa Jerzego Parzyńskiego pt. "Ruch Harcerski Rzeczpospolitej 1983 - 1989”. Ze zdumieniem czytałem, że brałem udział w konspiracji przy której dokonania Zośki, Rudego czy Alka to nędzny pikuś. To po prostu stawało się z dnia na dzień śmieszne. 
 
Śmieszna też była już władza w kraju, a Wrocław był miejscem w którym milicja aresztująca studentów za to, że byli przebrani za krasnoludki dobitnie uwypuklał ten fakt.
Przyszedł czas na postawienie pytania : co dalej?

 

W powietrzu unosiła się atmosfera zniecierpliwienia. Harcerze, którzy wyrośli w naszych drużynach teraz  już jako studenci i  dorośli ludzie kręcili bez opamiętania powielacze. Na ostatni pochód pierwszomajowy PRL-u poszliśmy się pośmiać z dzieci poubieranych w mundurki harcerskie wzbudzając wściekłość już całkowicie bezsilnych aparatczyków z ZHP.
 
Gdy zapowiedziano obrady Okrągłego Stołu poczuliśmy, że wybiła godzina. Postanowiliśmy założyć własną organizację. Z grupą kilkunastu drużynowych zawiązaliśmy we własnym gronie Związek Drużyn Rzeczpospolitej – dlaczego Drużyn? – dosyć mieliśmy działaczy i mądrali, którzy wozili się na plecach drużynowych. Chcieliśmy robić tradycyjne wolne od polityki i ideologii harcerstwo. Okazało się, że w tym samym czasie powstawały w całym kraju liczne inicjatywy mające na celu „wyjście z ZHP”. Wtedy też ukonstytuował się „mały ZHR” i jeszcze kilka innych. Niektóre nie wyszły z fazy prób jak ciekawa propozycja Polskiego Bractwa Skautowego inne dały początek ZHR-owi czy Zawiszy bądź weszły w ich skład w póżniejszym terminie.
 
W końcu po całym kraju rozniosła się wieść : tworzymy jedną, dużą organizację „niezależnego” harcerstwa – ZHR. Entuzjazm był wielki. 
 
Do lokalnych komend zaczęli się zgłaszać harcerze i całe szczepy, które wcześniej nie brały nawet udziału w życiu Ruchu. Wydawało się, że w przeciągu kilkunastu miesięcy ogarniemy całe harcerstwo. Nasi przedstawiciele reprezentowali nas i walczyli o nasze prawo do istnienia przy Okrągłym Stole.
 
Wydawało się, że ZHP podzieli los swoich „bratnich” organizacji – Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej czy Związku Studentów Polskich ( d. Socjalistycznego Związku Studentów Polskich) – majątek wróci do państwa a działacze pójdą na zieloną trawkę. 
 
Być może po kilku latach będzie można wrócić do nazwy ZHP – zakorzenionej w polskiej tradycji. Tak myśleliśmy.
 
Organizacja rosła, przychodziły nowe drużyny i instruktorzy,  przyłączyli się do inicjatywy wielcy ludzie min „Orsza”, dostawaliśmy wyrazy poparcia z zagranicy.
Autor w trakcie I Zjazdu ZHR w SopocieNikt nie potrafi wskrzesić w słowach atmosfery tamtych miesięcy. Byliśmy przekonani, że odrodzimy całe harcerstwo.
 
Aż tu nagle gruchnęła wieść, że część instruktorów z Krakowa zakłada nową organizację, a właściwie  nie nową tylko starą – ZHP. Będzie się nazywać ZHP-rok założenia 1918”. Ta karkołomna koncepcja reaktywowania rozpędzonego przez komunistów w latach 40-tych Związku Harcerstwa Polskiego (mimo, że z prawnego punktu widzenia słuszna) uratowała ówczesny ZHP. Powstały Komitety Odrodzenia ZHP, a etatowi działacze tej organizacji do niedawna polujący na nas ramię w ramię z bezpieką teraz zasiedli w pierwszych ławkach katedry podczas Mszy św. dziękczynnej za ocalenie harcerstwa z opresji komunistycznej, której byli twórcami i często inicjatorami . Mam świadomość, że z perspektywy krakowskiej to wszystko mogło wyglądać inaczej, ale liderzy Ruchu wywodzący się z tego miasta już od dawna nie liczyli się z nikim i oderwali się od odczuć i nastrojów braci harcerskiej w całym kraju. Tym można też tłumaczyć dosyć lokalny charakter ZHP-1918. Znamienny jest też sposób w jaki to uczyniono – do „nowego – starego” ZHP weszli założyciele ZHR, którzy nawet nie raczyli poinformować swoich kolegów o tym fakcie.
 
Jednocześnie powstałe Komitety Odrodzenia ZHP, w imię idei „jednościowej” zaczęły forsować koncepcję jednego, odrodzonego harcerstwa, a zwolenników organizacji alternatywnej zaczęto przedstawiać jako wichrzycieli i tych co rozbijają jedność polskiego harcerstwa. Do dzisiaj, mimo, że pomysł ZHP-1918 i Komitetów Odrodzenia zakończył się sromotną klęską nikt nie raczył odwołać tych tez, tak jak nikt nie wyjaśnił skąd i dlaczego z tych środowisk zaczęły wyciekać pomówienia o inspirującej roli SB w powstaniu ZHR. Padły konkretne nazwiska z kierunku w którym, dzisiaj to już wiemy, działała agentura SB rozpracowująca niezależne harcerstwo. To w sumie  oczywiste, że w związku z tym, że środowisko krakowskie było postrzegane jako przewodzące Ruchowi, to na nim skupiła się uwaga bezpieki i tam pozyskano współpracowników. Dzisiaj znamy jeden udokumentowany przypadek. Mam nadzieję, że więcej nie będzie, ale otwarcie akt to tylko kwestia czasu.
 
Tak więc do problemów związanych z legalizacją ZHR i budowaniem organizacji doszło nam tłumaczenie, że nie jesteśmy wielbłądami na ubeckim pasku. Raptownie zmalała ilość osób przychodzących do ZHR. Część rozważała wstąpienie do ZHP-1918, część angażowała się w działania Komitetów Odrodzenia i ostatecznie została w ZHP, a wiele środowisk przyjęło postawę wyczekującą. Ten moment dał szansę ZHP-owskiej nomenklaturze, która podjęła koncepcję pluralistyczną i łaskawie zgodziła się na powstanie ZHR-u uwiarygodniając się w ten sposób przed władzami państwowymi co bezpośrednio zapobiegło likwidacji ZHP w pierwszych miesiącach rządu Premiera Mazowieckiego. Rok 1990 przyniósł zmianę nastawienia rządu, który odstąpił od pomysłu rozwiązania ZHP i wraz z Komitetami Odrodzenia jak i ZHPpgk wywarł presję na grudniowy zjazd ZHP, który przeprowadził  formalne reformy i wybrał na Naczelnika Ryszarda Pacławskiego.
 
W chwili powstania, wiosną 1989 roku, ZHR jawił się jako jedyna droga do odbudowy harcerstwa. Postrzegany był przez społeczeństwo jako jedyne, prawdziwe harcerstwo w opozycji do partyjnego ZHP. Nie był jedną z wielu propozycji na harcerskim „rynku” – był jedyną alternatywą dającą niepowtarzalną szansę odrodzenia całego harcerstwa.
 
Do końca 1990 roku czyli w niecałe dwa lata działania założycieli ZHP-1918 i Komitetów Odrodzenia doprowadziły nie tylko do uratowania tego siedliska najbardziej betonowej nomenklatury jaką był ówczesny ZHP, ale zepchnęły ZHR na pozycję organizacji winnej rozłamowi w polskim harcerstwie.
( Nie dziwi więc fakt dosyć powściągliwej postawy wśród niektórych  instruktorów, którzy obchody XX-lecia powstania ZHR potraktowali bez specjalnego entuzjazmu.)
 
Pisząc pracę historyczną musiałbym trzymać się zasad warsztatu, lecz w tym miejscu mogę pozwolić sobie na tzw. „gdybologię”. 
 
Co by było gdyby nie powstało ZHP-1918 i po „betonowym”  zjeżdzie ZHP w marcu 1989 władze państwowe zdecydowałyby się na rozwiązanie ZHP? 
Być może w przeciągu pół roku całe harcerstwo znalazło by się w ZHR.

 

 Nawet jeżeli Zawiszacy poszliby swoją drogą i nawet jeżeli powstały by jakieś lokalne lub niszowe organizacje to przecież impet i entuzjazm jaki towarzyszył powstaniu ZHR a także poparcie społeczne postawiłby tą organizację na czele ruchu harcerskiego. Harcerstwo znalazłoby się w rękach liderów niezależnego harcerstwa przygotowanych jak nikt i pragnących z całego serca odnowy i rozkwitu harcerstwa.

 
Dzisiaj, gdy przyzwyczailiśmy się do tego, że mamy do czynienia z kilkoma organizacjami harcerskimi trudno nam sobie wyobrazić jak wielkim przełomem było myślenie pluralistyczne, ale w roku 1989 nie było to łatwe. Być może niektórzy nie potrafili sobie poradzić z tą myślą. Być może wypłynęła na wierzch zwykła ludzka ambicja. 
 
ZHR ma już dwadzieścia lat. Instruktorzy z ZHP – 1918 i pierwszego ZHR są od tego czasu w jednej organizacji i nie ma sensu dzisiaj, w bieżącej pracy odwoływać się do dawnych podziałów czy animozji. To już jest historia, co wcale nie znaczy, że nie należy jej znać. Dobrze jest pamiętać kto i w jaki sposób zasłużył się harcerstwu i kto za co jest odpowiedzialny.
 
Dwadzieścia lat  to wystarczająco dużo, żeby wgryźć się w świadomość społeczną. W ZHP nastąpiły i stale następują zmiany, które stawiają tą organizację z powrotem w szeregu harcerskiej braci.  Pojawia się jednak pytanie czy obraz nas w społeczeństwie  jest zgodny z tym czego byśmy oczekiwali? Nie jesteśmy już jedynym prawdziwym harcerstwem i wyszukiwanie na siłę „belek” w oku bliźniego z ZHP niczego nie uratuje. Jesteśmy jedną z kilku działających obecnie organizacji harcerskich i nie  bardzo potrafimy wyjaśnić młodzieży i jej rodzicom czym różnimy się od ZHP i jaka jest nasza oferta. Tak trochę lecimy rozpędem. Jak długo jeszcze?
 
Czy więc droga powolnego i stopniowego naprawiania ZHP okazałaby się wtedy w 1989 roku lepsza? Może nie trzeba było powoływać ZHR, a pójść drogą ZHP-1918 i Komitetów Odrodzenia? Kto miał rację w obliczu tych dwudziestu lat?
 
Może jest jeszcze czas żeby wykorzystać ostatnie miesiące roku XX-lecia ZHR na zadanie sobie takich i podobnych  pytań?