Zofia Heppner

Różowy słoń w zielonym lesie... czyli garść refleksji pozlotowych pozwalających docenić pozytywny aspekt wzmiankowanego położenia


 Wiedziona nostalgią i przemożną chęcią spotkania się ze Środowiskiem oraz zwyczajną ciekawością, przybyłam do Koronowa już 3 sierpnia tuż przed inauguracyjnym apelem. Przyznam się, że jedyne czego byłam pewna parkując samochód gdzieś w środku lasu, to tego, że nie założę munduru, bo należy do mojej Przeszłości, zaś wszystko co z nim związane mam w Pamięci, która pomaga mi być dziś dorosłą kobietą..

  Co do reszty, to nie było tak różowo i zanim dotarłam na miejsce zadałam sobie wiele pytań, które tylko wzmogły moją niepewność i... apetyt. Zestaw pytań, formułowanych z różnych punktów widzenia, w uproszczeniu wyglądał tak:

a) jako była harcerka, przechodząca różne koleje losu środowiska pomorskiego (czynnie w latach 1975-87), pytałam siebie o ślady przeszłości, jej miejsce w dzisiejszej organizacji, o continuum czy też może novum metodyki; obecność ducha zapamiętanego z tamtego okresu w konfrontacji z młodymi XXI w.

b) jako wieloletnia nauczycielka historii i edukator z niepokojem zastanawiałam się nad niebezpieczeństwem narzędziowego potraktowania historii, legitymizującego swoiste zamknięcie na współczesność; stopniem uporania się z Wielką Przeszłością wobec konieczności tworzenia Jutra;

c) jako wychowawca od lat pracujący z młodzieżą licealną po raz kolejny rozważałam różne aspekty atrakcyjności harcerstwa i stawiałam sobie konkretne pytania o funkcję zlotu; przesłanie, z którym wyjedzie zeń młody człowiek; o język, jakiego użyją Organizatorzy i... Wielcy Zasłużeni; o prawdziwą zgodę na różnorodność; anachronizm metodyki;

d) jako mama 13 letniej córki, harcerki 47 SDH, myślałam o tym czym dla niej będzie Zlot, na który ją tak emocjonalnie nastawiałam jako na coś wielkiego (drżałam, czy go nie przereklamowuję); o tym czy będzie się dobrze bawiła (obawiałam się nadęcia, patosu, braku zrozumienia potrzeb młodszych harcerek - to zresztą oddzielny temat rzeka); o tym czy będzie zwyczajnie czuła się bezpieczna (wątpiłam w sprawność organizacyjną);

e) jako Zośka, tworząc w głowie hipotetyczną listę, zastanawiałam się kogo spotkam z duchów przeszłości, kogo zapamiętałam i kto mnie zapamiętał; ilu z nas będzie miało ten przymus wewnętrzny współuczestnictwa dzisiaj, jako dorośli ludzie w refleksji nad owocem tamtych dni, a ilu zwyczajnie potraktuje to jako okazję do spotkania po latach.

 Na znalezienie odpowiedzi nie miałam wiele czasu, gdyż na samym Zlocie osobiście byłam w poniedziałek i część wtorku, oraz w sobotę do niedzielnego poranka. O reszcie czytałam w „Gońcu Zlotowym”, słuchałam opowiadań uczestników, oglądałam relacje filmowe (pobieżnie),  wymieniałam refleksje...Przedstawione wnioski są zaledwie szkicem, pisanym na gorąco bezpośrednio po powrocie ze Zlotu do domu. Kolejność jest analogiczna do wymienionych powyżej pytań. Otóż:

a) z wielką przyjemnością donoszę, że Przeszłość została zamknięta prostotą konstatacją, iż Była Piękna, Ważna, N I E Z B Ę D N A. Ale Była. By żyła nadal, musi żyć dynamicznie, w innym razie będzie wegetować i obumierać*. Ta pewność roli, jaką w ZHR odgrywa Tradycja, wyrażała się w hołdzie oddawanym jej na wiele sposobów podczas Zlotu; bądź w postaci wystaw upamiętniających; wywiadów w filmach, odsłanianiu tablic, obecności samych Ojców Założycieli; ale też w umundurowaniu i symbolice drużyn wzbogaconych o nowe elementy, w tradycyjnych pieśniach przy ognisku wykonywanych przy perfekcyjnym nagłośnieniu, pionierce przy użyciu pił spalinowych, meksykańskiej fali i specyficznym zapachu harcerzy (łączny efekt cateringu i Toi-Toi) itd. Głębszą refleksję na temat continuum i novum w metodyce zostawiam znawcom, a czytelników odsyłam do wielu artykułów w poprzednich numerach „Pobudki”.

b) mój lęk o narzędziowe potraktowanie historii został rozwiany już w trakcie poniedziałkowego ogniska, gdy przewodniczący ZHR  hm. Michał Butkiewicz w perfekcyjnie skonstruowanej gawędzie wyraźnie podkreślił, iż między Przeszłością a Przyszłością jest Teraźniejszość, Tu i Teraz. Rolą ZHRu i każdego/każdej harcerza/harcerki z osobna jest budowanie Mostu z Przeszłości do Przyszłości. Niezwykle sugestywnie przedstawiał dzień dzisiejszy jako pierwszy dzień reszty życia. Powtarzany w kółko apel: „Szukajcie przyjaciół” wzmocniony został przesłaniem, które określiłabym „W różnorodności siła”. To przyzwolenie na różnice, eksponowane przy pomocy wyświetlanej na ogromnych telebimach prezentacji ukazującej różnorodne oblicza uczestników Zlotu, zrobiło na mnie szczególne wrażenie. Pamiętając z moich czasów wszechobecnego ducha tolerancji, zgodę na różnice światopoglądowe, swoisty tygiel organizacyjny, z troską przyglądałam się próbom (ciągle podejmowanym przez wpływowe grupy w ZHRze) tzw. „urawniłowki” czy jak kto chce „zglajszachtowania”, lub też próby wskrzeszenia „jedynie słusznej linii”... Słowem: niwelacji różnic w myśl fałszywie i źle pojmowanej jedności, kładącej nacisk na tożsamość środków a zapominającej o celu. Usłyszawszy zgodę na wielość dróg poczułam Przeszłość w Teraźniejszości, zarysowaną na razie w rzeczach drobnych - ot, węzełkach na nitkach wiązanych na znak otwartości na innych, spotkania z drugim człowiekiem - i odebrałam to jako zwerbalizowany pozytywny stosunek do różności...**

Najbardziej nurtowało mnie pytanie o to, czy młody człowiek, którego egzystencja w dzisiejszym środowisku szkolnym przypomina żywot „różowego słonia w zielonym lesie”, wróci ze Zlotu umocniony w  przekonaniu, iż jest inny i jego najświętszym obowiązkiem jest tę inność pielęgnować, podkreślać, nie tylko poprzez oczywistą rezygnację z używek, ale także z wielu innych aspektów życia młodzieży (jak to było wręcz pożądane za moich czasów). Czy też uzyska przyzwolenie na bycie chłopakiem/dziewczyną słuchającym/cą różnej muzyki, szalejącym/cą pod sceną skacząc do upadłego. Poczuje i zrozumie tym samym, że „bycie słoniem” nie wyklucza ale otwiera nowe horyzonty i nie nakazuje przerabiać wszystkich na różowe słonie, a od reszty trzymać się z daleka.

Obawiałam się anachronicznego ujęcia, stanowiącego dowód na brak właściwej analizy sytuacji młodego człowieka w dzisiejszym, zmieniającym się dynamicznie świecie. Dotąd bowiem nieczęsto znajdowałam w wypowiedziach działaczy ZHRu refleksje, które odnosiłyby się do problemów, z jakimi boryka się młody harcerz w środowisku nie-harcerzy, znacznie liczniejszym. Brakowało zwłaszcza zrozumienia jak bardzo harcerz może być osamotniony przez brak wyraźnej aprobaty, bądź wręcz próby zakazu współudziału w imprezach, koncertach np. bluesowych czy rockowych itp.

Organizatorzy Zlotu podjęli bezpieczne ryzyko, które trzeba było podjąć, by dać szansę sukcesowi***. Chwała wielka im za to, że znaleźli właściwy język komunikacji z młodymi ludźmi; otworzyli przed nimi nowe perspektywy, natchnęli optymizmem i wyrazili akceptację dla życia poza Służbą. Poza Środowiskiem. Entuzjazm, który panował na sobotnim koncercie, wielka radość ogarniająca prawdziwie (po raz pierwszy w czasie Zlotu tak bardzo) wymieszany tłum młodzieży, znaczył znacznie więcej niż niejedna gawęda przy ognisku. Wspaniała muzyka wykonywana najpierw przez mocno tkwiący korzeniami w harcerstwie zespół reggae, a następnie ciekawe etno-reggae reprezentowane przez inny zespół, zawładnęły ciałami i umysłami słuchaczy. Fenomenalny Szymon Majewski, bądź co bądź gwiazda mass-mediów, rozpoznawalny jako silny i wyrazisty w swych poglądach idol dużej rzeszy fanów, podziałał na wyobraźnię, tym żywiej, że sam był harcerzem zacnej 16-tki warszawskiej, osiągnął stopień ćwika i funkcję przybocznego. Pokaz sztucznych ogni, niezwykle efektowny i wyjątkowy, dodatkowo wzmocnił przekonanie o sile jak tkwi w Organizacji. Atrakcyjnej pod wieloma względami dla młodego, ciekawego świata człowieka, świadomego skąd przychodzi i dokąd zmierza. W moim przekonaniu wyjedzie on z Koronowa z przekonaniem, że oto nie idzie tylko ze swoim małym zastępem, drużyną, szczepem, ale wraz z nim w Gdańsku, Poznaniu, Krakowie podążają inni. Jest ich wielu, są różni, wędrują różnymi ścieżkami a jednak powiązani są ideą budowy Mostu. Entuzjazmem zarażając innych, od których też czerpią wiele. Obawa o ewentualną anachroniczność metodyki użytej na Zlocie ulotniła się tak szybko, jak ostatnie obłoczki wyzierające z ferii barw fajerwerków.

d) odpowiedzi na te pytania udzieliła moja córka, więc będzie lakonicznie: nie przereklamowałam! zabawa fantastyczna! pełne bezpieczeństwo i organizacja bez zarzutu (z wyjątkiem obmaślonych wiktuałów śniadaniowych i niezbyt smacznej wody :-))

 Zatem: pełen sukces, oceniając z perspektywy tych kilku dni. Jeśli jednak dynamiczny sposób życia ma być samourzeczywistniającą się przepowiednią życia w sukcesie i z sukcesem, trzeba pamiętać o ostatniej zasadzie M. Raicha - konieczności dążenia do wzrostu majątku, przy założeniu, iż obecny stan posiadania jest punktem wyjścia do jego pomnażania.

 Niech mottem a zarazem rekapitulacją będą słowa Adolfa Rudnickiego: „Sukces bywa czymś groźnym, gdyż z jednorazowego osiągnięcia czyni metodę”. Oby tak się nie stało, czego sobie i Wam, druhny i druhowie, rodzice i wychowawcy – życzę.

Czuwaj!
Zofia Heppner

P.S. Jako Zośka (patrz punkt e) nadmienię tylko, iż było nas wielu i niewielu, hipotetyczną listę musiałam na bieżąco weryfikować, będąc wielokrotnie zaskakiwana czyjąś obecnością czy wzruszona życzliwą pamięcią. Jedno zaś spotkanie zapamiętam do końca życia, zważywszy, że na hipotetycznej liści było niekwestionowanym numerem 1...

---
*dynamiczny żywot przeszłości rozumiem tu w aspekcie 5 zasad rozwoju przedsiębiorstwa M. Raicha, światowej sławy specjalisty w dziedzinie zarządzania, do których będę się w dalszej części odwoływać. Powyżej opisałam realizację dwóch pierwszych: zabezpieczenie majątku (utrzymanie dotychczasowego dorobku) oraz utrzymanie stylu życia (indywidualnego i konsekwentnie realizowanego, by osiągnąć zamierzone cele).

**tym sposobem należy przywołać trzecią zasadę Raicha -podołać obowiązkom, czyli nie dopuścić do sytuacji, w której oszołomieni potęgą planów i wizją przyszłego sukcesu zapominamy o rzeczach drobnych acz fundamentalnych, np. o przyjaźni.

***czwarta zasada dynamiki rozwoju M.Raicha