pwd. Justyna Gutowska

Długo szukałyśmy służby na Agricolę. Dzwoniłam do wielu organizacji pozarządowych, które działały tam, gdzie mogłyśmy mieć służbę, ale niestety bez skutku. Nic sensownego w tym czasie dla nas nie było... Ale nie mogłyśmy się poddawać, więc wciąż w głębi serca miałyśmy nadzieję, że jak porozmawiamy z ludźmi na miejscu, to znajdzie się dla nas sensowne pole służby.

I tak dopłynęłyśmy Regą do Trzebiatowa. Zbliżał się już koniec kursu, mnóstwo przygód za nami, stałyśmy się zgraną paczką. Tym razem nocowałyśmy pod namiotami w pałacowym parku właściwie w centrum miasteczka. Rano po raz ostatni ustaliłyśmy z Kasią, że zostajemy tu na drugą noc, nie jedziemy do Kamienia Pomorskiego, gdzie z założenia miałyśmy pełnić służbę, bo jej tam nie miałyśmy ustalonej. Kursantki miały czas na pisanie zadań, dopóki nie pojawi się pan Piotr, który miał być naszym przewodnikiem, a który zadzwonił, że będzie dopiero koło południa (w weekend był na koncercie Madonny...;)). Poszłyśmy się rozejrzeć w Pałacu, gdzie mieścił się Ośrodek Kultury, Muzeum i inne ciekawe społeczne instytucje, np. Związek Sybiraków. Naszą uwagę przykuła przebieralnia ze strojami stylizowanymi na epokę i napis "przebranie na zabawę pałacową - 2zł". Poszłyśmy więc zapytać pracowniczkę pałacu, o co właściwie chodzi i czy mogłybyśmy skorzystać - i gdy umawiałyśmy, że za godzinę zrobimy w pałacu sesję zdjęciową 12 dziewczyn, pan stojący obok pracowniczki westchnął:
- 12 dziewczyn... jakby mi tak chociaż połowa pomogła zwozić te beloty, to byśmy dzisiaj skończyli robotę...
Kasia aż podskoczyła.
- potrzebuje pan pomocy? o jak super, bo my właśnie...
- nie no... tylko nie mówcie, że chcecie mi pomóc... z resztą nie mam i tak czym was przewieźć.
- a daleko ma pan gospodarstwo?
- piechotą godzinę drogi, wieś Włodarka, w sumie niedaleko...
Okazała się, że pan Jorand bardzo spieszył się ze zwożeniem słomy, którą dostał od sąsiada, bo musiał pożyczać traktor i sąsiad dopominał się już o niego, bo potrzebował traktora do innej pracy. Pan Jorand nie miał własnego zboża, więc też i słomy. Miał za to 5 koni, pastwiska i właśnie urządza gospodarstwo agroturystyczne.
- to pan nam pokaże na mapie, gdzie to jest, a my przyjdziemy...
- ale to popołudniu, na 16 możemy być dopiero…
- tylko weźcie długie spodnie i długie rękawy. He, he... no żartujecie chyba...
Naprawdę nie mógł uwierzyć, że przyjdziemy. Gdy dotarłyśmy w umówione miejsce o 16:30 (okazało się, że to jednak półtorej godziny drogi), był naprawdę zdziwiony.
- nie uwierzyłem, że przyjdziecie! Teraz to nam robota tak pójdzie, że wyrobimy dziś 300% normy, he, he... – śmiał się pan Jorand.
I tak przez 3 godziny pomagałyśmy w zwożeniu słomy, po czym pan Jorand zawiózł nas na przyczepie ciągnika na pastwisko do swoich koni. Osiodłał ogiera o imieniu Apollo (jeśli dobrze pamiętam) i każda z nas mogła na chwilę wsiąść na konia! Kilka dziewczyn po raz pierwszy miało taką okazję i byłyśmy wszystkie naprawdę zachwycone. W czasie pracy pan Jorand opowiadał nam
o swoich planach na gospodarstwo, zapraszał, żebyśmy częściej przyjeżdżały.
- waszą pracą będzie codziennie czyścić konie i na nich jeździć, a potem godzinny spacerek i dzika plaża - o, przez ten las, zaraz wyjdzie się nad morze...
- a nauczyłby nas pan jeździć?
- pewnie, nie ma problemu!
Na koniec pan Jorand odprowadził nas przez łąki do Trzebiatowa. Gdzieś tak w połowie drogi zrobiło się ciemno... Zmęczone, ale szczęśliwe żegnałyśmy się z panem Jorandem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę chce nam pozwolić jeździć za darmo.
- Taka akcja, powinna się zakończyć wspólnym ogniskiem, ale chyba jesteście już tak zmęczone, że niestety to innym razem... Gdybym wiedział wcześniej, że was spotkam, to miałbym czym was poczęstować, a tak, to niestety... Jakby co, to piszcie maile -  ja mam chyba jedyne takie imię w Polsce, to wszystko jedno jaką tam końcówkę wpiszecie...
Ta służba dała nam dużo satysfakcji, doświadczenie w pracy na wsi, możliwość pieszej wędrówki (której w końcu zabrakłoby w czasie Agricoli), ciekawą znajomość i możliwości na przyszłość - ostrzegłyśmy pana Joranda, że jak się zaprasza harcerki, to one gotowe są naprawdę przyjechać. A gospodarstwo pana Joranda położone jest w pięknym miejscu, bardzo bogatym pod względem przyrodniczym...

pwd. Justyna Gutowska,

drużynowa 32 pMDW "Burza", kwatermistrzyni na kursie drużynowych wędrowniczych