hm. Marek Kamecki

W.E. Deming stwierdził, że „Osiemdziesiąt pięć procent niepowodzeń pochodzi od systemu”. Organizacja harcerska powinna służyć osiąganiu celów Ruchu Harcerskiego. Organizacja znajduje się jednak  na końcu „łańcucha pokarmowego” systemu harcerskiego. Pierwotna jest Idea. Potem są ludzie przejęci tą Ideą i wprowadzaniem jej za pomocą Metody , czyli Ruch. Dopiero na końcu , gdy ludzie Ruchu chcą się zjednoczyć w działaniu powołują Organizację. I wszystko byłoby proste gdyby nie to , że sprawy się zawsze komplikują.

 

A komplikują się, gdyż rzeczy proste, obdarzone swoistym pięknem wynikającym z tejże prostoty, z reguły są psute przez „naprawiaczy” – ludzi pragnących ująć bogatą rzeczywistość w ramy i w formę coraz doskonalszą.  A wiadomo, że doskonałe jest wrogiem dobrego.

Problem nie dotyczy tylko harcerstwa – każdy ruch społeczny po swoistej eksplozji  wpada w ręce „administratorów” potrafiących z każdej idei zrobić jej karykaturę. Po okresie euforii przychodzi czas porządkowania, po rewolucjonistach przychodzą biurokraci - aż prosi się o dialektyczną puentę – opowieść  o tym jak to treść rozsadza formę prowadząc do jej kolejnej postaci.

Czy możemy wyobrazić sobie Harcerstwo bez organizacji?
Zasadniczo w swoich początkach, tak – jeśli weżmiemy pod uwagę , że nasze prawo harcerskie stanowiące istotę Ruchu jest przede wszystkim „poruszeniem umysłów w kierunku dobrym”.[ H. Glass, Gawędy z drużynowym, Londyn 1966, s. 19.]

Jaka powinna być organizacja harcerska, żeby potęgować „poruszenie umysłów w kierunku dobrym”? Czy znamy takie przykłady? Z pewnością. Były w przeszłości takie momenty kiedy organizacja spełniała rolę wspierającą Ruch.

W historii harcerstwa można też  wskazać wiele  przykładów przejścia od fazy „gorącej” do „martwej”– ot choćby to co stało się z Małkowskim – zwariowanym entuzjastą , którego zapał i upór doprowadził do powstania harcerstwa, a  którego odsunięto od wpływu na organizację gdyż jego działania były zbyt spontaniczne, poglądy na metodę zbyt badenpowellowskie, pomysły zbyt śmiałe, a podejście do Prawa zbyt radykalne. W ogóle był za bardzo „zbyt”. Szczególnie dla grupy działaczy, którzy usadowili się na czele skautingu i potrzebowali to wszystko jakoś uporządkować, dostosować i urealnić. A harcerstwo polega na tym , żeby być właśnie „zbyt” – i dlatego jest niezniszczalne. 

Zawsze gdy organizacja przestaje spełniać swoją rolę  ludzie Ruchu  odwracają  się od niej i harcerstwo odradza się w nowej postaci , pod inną nazwą i co najważniejsze -  w lepszej, bardziej odpornej na formalizm i biurokrację formie. Z drugiej strony historia pokazuje też inną tendencję – parcie w kierunku zjednoczenia harcerstwa w jeden  związek i wchłonięcia wszelkich radykalnych także tych wartościowych nurtów.

Kto wie co stanie się za lat dziesięć? Czy ZHR przetrwa?
Jeżeli stanie się miejscem wspierającym harcerstwo to z pewnością tak.
Jeżeli nie to – trudno. Życie pójdzie naprzód, a harcerstwo nie zginie gdyż płonie w sercach zbyt wielu ludzi.

Gdy prowadząc kursy podharcmistrzowskie zadawałem ich uczestnikom pytanie : „Po co potrzebna jest nam organizacja?” padały różne odpowiedzi, lecz im więcej ich było tym okazywały się bardziej nieprawdziwe –  wymyślane trochę na siłę. Dochodziliśmy w końcu do wniosku, że większa  odpowiedzialność pozostawiona  drużynowym da nam  lepsze  drużyny. Im bardziej zaczniemy dookreślać i ujmować harcerstwo w regulaminy tym mocniej zahamujemy spontaniczny rozwój Ruchu ( co ostatecznie, niestety nastąpiło). Pragnienie należenia do organizacji przyjaznej drużynowym budowało mechanizmy obronne przed nadmierną formalizacją.  „Na szczęście w  naszym Ruchu , dzięki decentralizacji i zasadzie wolnej ręki dla miejscowych autorytetów, unikamy wielu zbędnych formalności, które są przyczyną zadrażnień i zażaleń w innych organizacjach.” [R. Baden – Powell, Wskazówki dla skautmistrzów. Warszawa 1991, s. 13.]

To proste pytanie o sens i cel istnienia organizacji  unaocznia nie wypowiadaną prawdę. Z punktu widzenia drużyny organizacja jest  w ogóle  niepotrzebna i co więcej jej przynależność do organizacji jest bardziej ofiarą niż korzyścią. Powołanie stowarzyszenia jest łatwe i daje prawie nieograniczone możliwości działania. Drużyna może być  właśnie takim Stowarzyszeniem – tworzenie  organizacji regulującej umundurowanie, musztrę, sprawności, stopnie, kształcenie, program i Bóg wie co jeszcze przygniata drużynowego i obraca się przeciwko celom Ruchu.

Istnieją jednak dwa powody dla których warto powoływać organizację . Oba dotyczą przepływu myśli instruktorskiej:

1.    przekazywanie  tradycji harcerskiej – jej Idei i  Metody – organizacja powinna gromadzić materiały, dokumentować wydarzenia, wznawiać książki  klasyków, utrzymywać relacje z byłymi instruktorami, występować publicznie propagując nasze ideały
2.    wymiana doświadczeń i pomysłów wśród instruktorów wspomagająca program – rolą organizacji powinno być wspieranie wszelkich form wymiany myśli instruktorskiej – prasy, spotkań, grup dyskusyjnych, itp. , a także kształcenie instruktorów polegające na wydobywaniu i wspieraniu pomysłowości i entuzjazmu, a nie wtłaczaniu gotowych, zestandaryzowanych schematów.

To jedyne przekonujące argumenty uzasadniające istnienie organizacji  . Dają one szansę na to , że aktywność instruktorów skierowana zostaje na wychowanie i problemy z nim związane, a nie na jałowe dyskusje, niezrozumiałe konflikty, czy tworzenie  regulaminów , których i tak nie da się przestrzegać w całości.

Nie będę w tym miejscu odnosił się do wszystkich czterystu sześćdziesięciu dziewięciu innych , nieprawdziwych powodów dla których jest nam potrzebna organizacja. Skoncentruję się na jednym, który przynosi współcześnie największe spustoszenie.
Otóż rozpowszechniany jest pogląd, że organizacja jest miejscem gdzie młodzi instruktorzy (niektórzy starzy też) mają możliwość nabycia doświadczeń w działalności społecznej, poznania procedur demokratycznych, brania udziału w procesie tworzenia regulaminów – jednym słowem dostają zaprawę , kiedyś powiedziałbym „społecznikowską”. Pięknie.

Ale tylko na pierwszy rzut oka. Niezamierzonym efektem takiego poglądu jest powstawanie warstwy działaczy nastawionych na zdobywanie tego typu doświadczeń, wyżywających się w kodyfikacji, zarządzaniu, dostosowywaniu regulaminów do przepisów państwowych i niestety szybko tracących z oczu cel naszego Ruchu jakim jest wychowanie młodzieży. Harcerze stają się nieistotnym czasami wręcz kłopotliwym dodatkiem. Metoda harcerska , nieuchwytna w swojej wyjątkowości , obszarem łaskawie rezerwowanym dla „metodyków”, Program ma przede wszystkim „wyglądać” – szczególnie poprzez następującą po nim barokową sprawozdawczość. I tak organizacja pojęta  jako pole rozwoju dla instruktorów staje się karykaturą organizacji harcerskiej. 

„Realizowanie idei odbywa się przez nadanie jej formy. […] byle te formy były wypływem tej właśnie treści, byleby starać się je jak najlepiej dobrać i byleby nie zasłaniały one samej istoty rzeczy.” [B.    Małkowski , Scouting jako system wychowania młodzieży, Lwów 1914, s. 157.]

Na przeciwległym biegunie gromadzą się entuzjaści harcerscy – ludzie , którym nie są potrzebne dotacje na telefony i paliwo żeby spotkać się i zrobić coś wartościowego, których pasjonuje harcerstwo jako ruch wychowawczy tym bardziej skuteczny im bardziej pozbawiony wewnętrznej i zewnętrznej regulacji.

Organizacja sprowadzona do płaszczyzny porozumienia miedzy instruktorami jest nie tylko mrzonką – ona jest konieczna do przetrwania ZHR-u. To jeden z kluczy do uruchomienia zapału i energii setek świetnych instruktorów, którzy marnują dzisiaj czas na budowanie i utrzymywanie fikcyjnej struktury. Przerażającym przykładem takiej właśnie fatamorgany jest sytuacja w Chorągwi Górnośląskiej gdzie służbę pełni 27 instruktorów w tym pięciu harcmistrzów, a harcerzy jest 147 (!) – w największej aglomeracji w Polsce (!!!) ( mam pomysł jak podnieść stan Chorągwi Górnośląskiej o 30% jednym ruchem – przepiszę tam moją drużynę !), czy też 15 – osobowa Komisja Harcmistrzowska, która przeprowadziła przez półtorej roku 3 próby na stopień, nie wspominając o jednoosobowej Centralnej Szkole Instruktorskiej i jej zapierających dech w piersiach działaniach.

Nasz Związek nie rozwinie się w oparciu o profesjonalny aparat urzędników harcerskich – nie mamy ich i (mam nadzieję ) nie będziemy mieli.  Do przetrwania potrzebni są nam ludzie oddani idei wychowania harcerskiego. Lecz , aby uwolnić ich energię trzeba zdjąć gorset wielu nieżyciowych regulacji, przepisów i zwyczajów, które krepują inicjatywę i odstraszają młodzież. Nie dziw , że ta porzuca harcerstwo i umyka do innych organizacji gdzie jest witana z radością, gdzie znajduje pole dla swojej inicjatywy, gdzie nie szuka się wrogów i podejrzanych na każdym kroku, gdzie lokalni watażkowie nie urządzają polowań na całe środowiska eliminując je z organizacji.

Po prostu ZHR stał się miejscem „dusznym” i to nie ze względu na duchowość .
ZHP przeżyło dzięki majątkowi w oparciu o który odbudowuje Ruch  w swoich szeregach. Zawiszacy mają oparcie w Kościele i strukturach FSE.  Naszą siłą i jedynym kapitałem od samego początku powstania niezależnego harcerstwa  w r. 1980-tym i ZHR-u w 1989 r.  był zapał i oddanie idei harcerskiej . I tego się trzymajmy.

„Przyszłość skautostwa zależy od urzeczywistnienia typu skauta w życiu codziennym. Dobra czy zła organizacja, te czy inne formy są czynnikami podrzędnymi wobec tego najważniejszego zadania.”
A.    Małkowski, Jak skauci pracują, Kraków 1914, s. 305.

hm. Marek Kamecki