hm. Marek Frąckowiak
Miałem w tych felietonach pokazywać – ironicznie, ale przecież życzliwie – różne „skrzywienia” i wynaturzenia ZHR, to, co jest w tej organizacji śmieszne i straszne zarazem. Dziś jednak chciałbym napisać o sprawie dotyczącej i ZHP, i ZHR, sprawie, w której obie te organizacje, choć w różny sposób i w różnym stopniu, zachowują się nieodpowiedzialnie (jedna bardziej obrzydliwie, duga bardziej głupio), przynosząc wstyd swoim władzom i poważne szkody wychowawcze obu organizacjom i całemu ruchowi harcerskiemu. I choć sprawa ta - jak zabawa z targaniem tygrysa za wąsy – może się wydać i śmieszna, i straszna, to jednak przede wszystkim jest żenująca. I bolesna, bo dotyczy symbolu, z którym powinna łączyć się tylko duma i poczucie skautowego braterstwa.
Na harcerskich forach internetowych ZHP znaleźć można w ostatnich miesiącach wiele komentarzy i dyskusji odnoszących się do sporu prawnego o zastrzeżenie przez ZHP Krzyża Harcerskiego. W większości tych komentarzy pobrzmiewa z jednej strony ton słusznego oburzenia użytą przez przedstawicieli prawnych ZHR argumentacją, starającą się wykazać „nielegalność” ZHP jako ZHP, z drugiej zaś strony wielce niesympatyczny ton szyderstwa – swoistej schaden freude - wobec upokorzonego a pyszniącego się często swą „porządnością harcerską” ZHR.
Można w pewnym stopniu zrozumieć to naigrawanie się, ponieważ rzeczywiście ZHR zabrał się do walki z owym patentowym kuriozum w najgorszy możliwy sposób: wdając się w prawne dywagacje nt. ciągłości organizacji i legalności ZHP – odgrzewając tym samym filozofię, którą już próbowano (na szczęście nie w ZHR!) zastosować w roku 1989. Po dwudziestu latach jest to równie bezowocne i podobnie szkodzące ZHR i całemu harcerstwu, jak wówczas.
Ta nieszczęsna awantura prawna nie powinna jednak odwracać uwagi od istoty problemu. A jest nią fakt, iż władze ZHP zarejestrowały Krzyż Harcerski jako „znak towarowy” tej organizacji, uzurpując sobie wyłączne prawo do własności Krzyża. Pogratulować pomysłowości, taktu oraz zrozumienia dla wartości tego symbolu ruchu harcerskiego, jakim Krzyż stał się przez dziesięciolecia. Zapewne autorzy i obrońcy tego pomysłu są dumni z siebie, dumni z biznesowej skuteczności w sferze symboliki i ze skutecznego utarcia nosa „braciom odłączonym”.
No i przecież nic takiego strasznego się nie stało, wszak każdy harcerz, także spoza ZHP, może nosić Krzyż Harcerski. Przecież ZHP oferuje innym organizacjom możliwość używania Krzyża na zasadzie licencji. Cóż za łaskawość! To pomysł prawie tak dobry, jak propozycja prowadzenia sklepu we franszyzie…
Nie jestem, jak już wyżej napisałem, zwolennikiem licytowania się organizacji w prawach do tradycyjnych harcerskich odznak. Mam jednak ochotę zapytać czy np. prezydent Ryszard Kaczorowski zwrócił się już do władz ZHP z prośbą o licencję, która pozwoli mu – byłemu przewodniczącemu ZHP poza granicami Kraju – nadal nosić Krzyż Harcerski?
ZHR powstał między innymi po to, by instruktorzy harcerscy z powołania mogli zająć się prowadzeniem drużyn i inną pożyteczną pracą harcerską, a nie obsługą rozdętych struktur organizacyjnych i przedsiębiorstw, którymi obrasta organizacja itp. itd. Ubocznym tego skutkiem jest fakt, iż w sporach formalno-prawnych z organizacją dysponującą wielkim aparatem, przez dziesiątki lat zdobywającym doświadczenia w uprawianiu propagandy i „kiwaniu” innych, ZHR zawsze przegra. Dlatego jedynym sposobem na uniknięcie takich porażek jest… nie wdawać się w jałowe spory i robić swoje. Harcerstwo. Oczywiście można podejmować walkę wspomnianymi wyżej metodami wojny „prawno-historycznej”, ale to – jak już wspomniałem – i nieskuteczne, i także dość odległe od idei harcerskiego braterstwa.
Ten sposób widzenia świata, sposób działania w harcerstwie – sposób życia wreszcie – jaki przyświecał ludziom tworzącym niegdyś ZHR (a wcześniej także NRH), naraża jednak od czasu do czasu na bolesne doświadczenia w starciu z owym aparatem interesu i propagandy. Dzieje się tak zawsze wtedy, gdy okazuje się, że ktoś wykorzystał kruczki prawne, by coś nam zablokować, pod coś się podszyć, przypisać sobie całość zasług lub praw w jakiejś dziedzinie. Jest to możliwe, ponieważ nikt wcześniej przed taką prawną arogancją się nie zabezpieczył. A nie zabezpieczył się, bo nikomu nie przyszło do głowy, że może to być potrzebne. Czy to świadczy o braku przewidywania i jest tytułem do chwały tych, którzy tę sytuację wykorzystali? W niektórych kręgach zapewne tak. Ale szczególnie harcerstwo powinno uczyć, że pewne działania przyzwoitym ludziom po prostu nie przychodzą do głowy. Właśnie dlatego, że są oczywiście nieprzyzwoite. Jak np. zastrzeżenie Krzyża Harcerskiego i propozycja licencjonowania go innym organizacjom.
Nieprzyzwoite i żałosne. Jak swego czasu opatentowanie oscypka przez jednego pana. Góralom udało się odzyskać prawo do swego tradycyjnego sera. Czy innym – poza członkami dzisiejszego ZHP – harcerzom uda się odzyskać symbol ich ruchu? Mam nadzieję, że tak, choć potraktowanie przez władze ZHP Krzyża Harcerskiego jak oscypka, wydaje mi się szczególnie… niesmaczne.
Marek Frąckowiak, hm.