Marek Szymański
 
W życiu każdego człowieka, gdy przekracza się pewien pułap wiekowy, nadchodzi moment, w którym czas zrobić rachunek sumienia, wyciągnąć wnioski, przegrupować siły, a następnie uderzyć dalej.
 
 
Wydaje mi się, iż pierwszym tak poważnym momentem jest okres wyboru studiów. Ja już wkroczyłem w ten nowy etap życia, pozostawiając w szafie mundur, który wcześniej dumnie i nieprzerwanie nosiłem przez ponad siedem lat. Skoro już zszedłem z harcerskiej ścieżki, można by zapytać czego ja tu jeszcze chcę? Otóż przekonałem się, iż dopiero teraz tak naprawdę okazuje się ile warte są harcerskie wartości w życiu młodego człowieka. Raczej nie skłamię, jeśli napiszę, że harcerstwo miało ogromny wpływ na moje wychowanie i nadal ma wpływ na mój sposób myślenia o wielu dziedzinach życia. Mimo, nazwijmy to żartobliwie, ''burzliwej'' kariery harcerskiej, przeszedłem przez wszystkie etapy, jakie gwarantuje harcerski żywot, poczynając od otrzymania wstrząsającej wiadomości, iż w moim mieście jest las! A kończąc na próbie założenia własnej jednostki - ale wiążących się z tym wszystkim emocji i przeżyć nie muszę tutaj chyba nikomu tłumaczyć. Na wstępie muszę zaznaczyć, iż bycie harcerzem w moim przypadku nigdy nie oznaczało izolacji od innych grup rówieśniczych, wręcz przeciwnie, lecz kiedy zdjąłem mundur i odłożyłem uświniony plecak w kącie ze świadomością, że te dwie rzeczy już nigdy razem nie będą towarzyszyć mi w drodze na zbiórkę - coś we mnie umarło...
 
Jedną z delikatniejszych obelg jaką a propos swojej służby usłyszałem od dobrego znajomego, było ''chce ci się być palantem w durnym mundurku, ganiającym z dzieciakami w syfie?'' A jeśli byłem tym zielonym palantem i ganianie z dzieciakami to najlepsze, co mogło mi się przydarzyć? Gdy do mojego życia zaczęły wkradać się większymi krokami elementy dorosłości, nie było czasu na sentymenty - myślenie o obowiązkach zaczęło wypierać górskie szczyty, a sosnowy las zastąpiły góry notatek. Ogarniało mnie tzw. ''studenckie życie'', opiewane i wychwalane w mass mediach (tzw. stacjach ‘’muzycznych’’) oraz kuluarach klubów, istny Graal licealistów. Toteż podążając po części za masą po części za szczyptą normalności, której każdy pragnie, zdobyłem Graala i, dzięki Bogu, zanim przechyliłem go do końca, okazało się, iż to, co oferuje mi świat w zamian za mój zakurzony mundur w szafie, nie warte jest nawet jednego mundurowego guzika. Zawsze wiedziałem jak rozbieżne mogą być systemy moralne osób czasem nawet bardzo bliskich sobie, lecz wiedzieć a przekonać się, to osobne kategorie. Z jednej strony, każdy powie, iż moje przerażenie związane z poznaniem ludzkiej natury, wynika z mojego nieżyciowego podejścia do świata, no bo przecież ''wszyscy tak robią''. Ja jednak sądzę, iż wspomniane przerażenie jest dowodem na istnienie w naszym świecie paradoksu, który już dawno przestał być zabawny. Odkąd nie muszę leczyć pęcherzy, czyścić butów, ani pilnować bieli wykładników, czasem słucham i obserwuję moich 'nowych' znajomych i z pełną sympatią do nich zadaję sobie jedno pytanie: co to właściwie za ludzie? Który z was będzie darł się ze mną w rytm pseudo-aborygeńskiej pieśni w środku miasta? Z którym z moich kolegów mogę pouwalać się bijąc się o skrawek czerwonej szmaty, oficjalnie będącej sztandarem pułku, kto pod namiotem i osłoną gwiazd poczęstuje mnie gazowanym czarnym złotem z dwulitrowej butelki, po którą trzeba ganiać przez cały las, no i który z was zakończy ze mną dzień w braterskim uścisku? W dzisiejszych czasach, niezwykle technologicznie zaawansowanych pod każdym względem, nikomu już nie jest potrzebna wyobraźnia, która otyła, stara i opuszczona czeka w kącie na swój ostateczny i nikczemny koniec. Czymże sobie na to zasłużyła? Czy tym, że dzięki niej niezliczone razy walczyłem z faszystowskimi Niemcami? Może tym, iż pozwoliła mi walczyć o pastwiska z wrogim plemieniem Indian Dakota lub tym, iż potrafiła przemienić każdy patyk w okazały łuk lub karabin Thompson? Uważam, że okrutny realizm tego świata i ogólna dostępność łatwych i otępiających rozrywek mordują nasze wnętrze, czyniąc je ubogim, apatycznym wobec tego, co gołym okiem niedostrzegalne. Zapewne wiele osób sprzeciwiło by się temu, co tu czyta, uważając, że spłycam problem do tego, iż każdy powinien być harcerzem, bo przecież każdy ma bogate wnętrze i harcerstwo nie ma nic tu do rzeczy. Nie wątpię w bogactwo wnętrza wielu ludzi lecz nie dla każdego bogactwo to ma tę samą formę, ale jeśli czujesz się bogaty, nieprzeżarty okrutnym realizmem rzeczywistości, weź pierwszy lepszy kij, zrób z niego karabin mauser i zasadźmy się pod Wizną na oddziały gen. Guderiana… Uważasz że jesteś wyjątkowy? Zakładaj więc zielone „bojówki” i chodź nad Little Big Horn powstrzymać płk. Custera, nawet za cenę poszarpanej na strzępy koszulki!
 
To istnie retoryczny apel, będący zarówno odpowiedzią jak i pytaniem, na jakie sobie może odpowiecie: czy jest we mnie jeszcze jedenastoletni Grześ lub Tomek, który z pełną satysfakcją oraz okrucieństwem serwował mamie do wyprania śmierdzące bagnem spodnie? Postawy moralne i odruchy, których raczej nie uświadczy się u przeciętnego przedstawiciela naszego społeczeństwa, można w sobie wykształcić, co prawda, nie tak, jak w harcerstwie, ale do pewnego stopnia czasem życie piłuje nasz charakter. Ja jednak uważam, że jedną z cenniejszych rzeczy, jakie możemy wynieść z naszego harcerskiego życia, jest mały światek naszych osiągnięć, ambicji i wspomnień, których w żaden sposób nie da się kupić. Właśnie one, mimo najróżniejszych perypetii życiowych, mogą pomóc w ogarnięciu nie zawsze baśniowej i bohaterskiej rzeczywistości, tak, aby nie zatracając ani siebie ani swoich wartości, czynić nasze życie tak niezwykłym, jak to, które wspominamy, i sprawiać, by nasze czyny były równie mężne i niezwykłe jak bohaterów naszego dzieciństwa. Szkoda tylko, że wiele dzieciaków słuchając muzyki z ipoda lub bawiąc się telefonem nie dowie się ile megabajtów pamięci pozostało w lesie, do którego nigdy nie weszli.
 
Marek Szymański "Ułan"
W latach 2001-2008 byłem członkiem 1 Swarzędzkiej DH-y im.Tadeusza Kościuszki ,pełniłem funkcje zastępowego, sekretarza druzyny następnie przybocznego, w 2008 roku podjąłem się próby stworzenia własnej jednostki której członków z przyczyn prywatnych musiałem wcielić do macierzystej jednostki a idee stworzenia drużyny porzucić razem z harcerską służbą, duchem pozostaje jednak przy starej drużynie.