hm. Marek Gajdziński

W dzisiejszym ZHR, a zwłaszcza w Organizacji Harcerzy, częściej słyszy się słowo ”formacja” niż „wychowanie”.  Gdy mowa o wędrownikach czy instruktorach, terminu wychowanie już praktycznie wcale się nie używa. Zewsząd płyną apele o intensywną i głęboką formację. Mam przy tym pewność, bo zadałem sobie trud i to sprawdziłem, że propagatorzy tego terminu sami nie całkiem wiedzą, co pod tym pojęciem mają rozumieć. Dla mnie szczególnie ważne jest wyjaśnienie kwestii czym się właściwie różni formacja od wychowania. A może nie różni się niczym? Może te dwa terminy opisują jeden i ten sam proces? Jeśli tak właśnie jest, to powstaje kolejne pytanie. Dlaczego w takim razie usiłuje się zastąpić używany od zarania harcerstwa termin „wychowanie” słowem „formacja”?  Od lat staram się o to pytać. Oto jakie przeważnie otrzymuję odpowiedzi.

Że formacja to wychowanie, tylko głębsze. Że to proces świadomego dążenia do duchowej doskonałości.   Inni twierdzą, że wychowanie jest tylko przygotowaniem psychiki do rozpoczęcia formacji duchowej. To by wyjaśniało czemu terminu tego używa się częściej w odniesieniu do wędrowników i instruktorów niż zuchów i harcerzy.    Ale jest też spora grupa instruktorów, którzy terminu tego używają w każdym niemal zdaniu i jednocześnie nie potrafią wskazać różnicy. Dociskani dochodzą w końcu do wniosku, że różnicy nie ma.  Że termin „formacja” jest tożsamy z „wychowaniem” i można ich używać wymiennie. Na pytanie dlaczego w takim razie tego nie robią, dlaczego wszystko, co chcą powiedzieć o wychowaniu, ubierają w słowo formacja, tłumaczą, że tak ich kształcono i do takiej terminologii ich przyzwyczajono. Jest też coś, co łączy prawie wszystkich moich rozmówców. Przytłaczająca większość tych, których o to pytałem, zastrzegała się, że terminu formacja nie można kojarzyć wyłącznie z formacją religijną, że ma on o wiele szersze znaczenie. Jakie? Tu już zdania są podzielone.

Znaczenie słowa formacja w świecie poza ZHR

W dostępnych mi encyklopediach (mam w domu trzy) pod hasłem formacja nie ma dosłownie NIC co by wiązało ten termin z wychowaniem. Szukałem też w słownikach wyrazów obcych, np. u Kopalińskiego. I nic. Ciekawych wniosków dostarcza Internet. 

Jako informatyk zajmujący się zawodowo Internetem, twierdzę, że nie ma na ziemi lepszego źródła informacji niż Google, które tak pozycjonuje wyniki wyszukiwania stron WWW, aby idealnie odpowiadały na zadane pytanie. Z mojego doświadczenia wiem, że jak czegoś nie ma w pierwszych 50 wynikach odpowiedzi na zadane pytanie, to znaczy, że można się bez tego obejść. 

W Google na zapytanie "formacja" otrzymujemy setki tysięcy wyników. Tylko ułamek z nich dotyczy kwestii związanych z wychowaniem. W pierwszej 50-tce jest ich zaledwie 6: 

  • poz.7. Formacja wspólnot - oficjalna strona „Szumu z Nieba”
    http://www.wspolnoty.jezuici.pl/
  • poz.15. Portal „Ludzie z dobrej strony”, strona w budowie, pod którą nikt się nie podpisuje, ale jak wynika z treści jest on budowany przez jakąś wspólnotę religijną.
    http://www.formacja.net/
  • poz.43. Portal Opoka
    Czy jedyne, co interesuje katechetów, to zagadnienia metodyczne i dydaktyka?
    http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAK/km_formacjakat.html 
  • Poz. 44. Oaza Dzieci Bożych - konspekty. Formacja ODB.
    Konspekty spotkań dla formacji grup dziecięcych (szkoła podstawowa i gimnazjum) przy parafii. Przydatne w pracy ze scholą, Oazą Dzieci Bożych, ...
    http://oaza.ovh.org/
  • poz. 49. Oaza - forum dyskusyjne :: Zobacz temat - formacja roczna
    Mamy sobie formację podstawową zawartą w książeczkach: Domowy Kościół. ... Formacja w ciągu roku nie jest więc bezpośrednio związana z rekolekcjami letnimi 
    forum.oaza.pl/viewtopic.php?t=15709
  • Poz. 50. Zakon Trójcy Przenajświętszej - Formacja zakonna
    Dlatego też, jak dalej czytamy, celem tak pojętej formacji jest droga do doskonałości osobowej ... Formacja początkowa w Zakonie Przenajświętszej Trójcy, ...
    www.trynitarze.ceti.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=16 

Zauważmy, że wszystkie te strony prowadzone są przez ruchy i organizacje kościelne i dotyczą wyłącznie formacji religijnej. W pierwszych 50-ciu wynikach nie ma niczego, co by wskazywało na inny wychowawczy kontekst słowa formacja. W kolejnych też nie.

A co mówi na ten temat Wikipedia?

Jest tam aż trzynaście haseł dotyczących słowa formacja.
Wśród nich tylko trzy, które mają jakikolwiek związek z procesem wychowania, czy kształtowania osobowości:

  • Formacja chrześcijańska w teologii, proces dojrzewania i udoskonalania się na drodze do świętości. 
  • Formacja zakonna w teologii, proces dojrzewania i udoskonalania się na drodze rad ewangelicznych we współpracy z łaską Bożą. 
  • Formacja kapłańska w teologii, proces dojrzewania i udoskonalania się kandydata na kapłana w Kościele katolickim; również proces doskonalenia osobowościowego już wyświęconego kapłana w ciągu całego jego życia. 

I ani jednego słowa więcej, które uzasadniałoby użycie słowa „formacja” w szerszym kontekście niż tylko religijnym.
Wniosek z tego płynie jeden. Termin formacja - jeśli już przyjąć, że wchodzi znaczeniowo w zakres spraw związanych z wychowaniem - bardzo precyzyjnie oznacza proces rozwoju religijnego. W dodatku, przynajmniej w Polsce, znaczenie to pojawiło się w powszechnym użyciu całkiem niedawno.
 
Tyle o znaczeniu słowa formacja w sensie ogólnym.


A w harcerstwie?
 
Znam prawie całą dostępną literaturę poświęconą wychowaniu harcerskiemu. Przed rokiem 2000 (umownie) termin formacja w ogóle nie był w niej używany w tym kontekście.
Również w Statucie ZHR nie ma słowa „formacja”, mimo, że to właśnie statut określa misje i cele naszego związku. Czy to nie dziwne, że nie ma tam słowa tak podobno ważnego z punktu widzenia naszej misji i zadań?
Wniosek kolejny. W praktyce metodycznej harcerstwa słowo formacja jest również zjawiskiem nowym. Na tyle nowym, że nie zdążyło się jeszcze zaznaczyć w literaturze metodycznej ani podstawowych dokumentach organizacyjnych.

Kiedy „formacja” pojawiła się w ZHR?

Pojęcie "formacja" zostało wprowadzone w 2000 roku w skrypcie dla drużynowych pt. „Metoda wędrownicza” autorstwa hm. Pawła Zarzyckiego, phm. Roberta Kowalskiego (dziś już harcmistrza) i phm. Karola Wesołowskiego, członków ówczesnego referatu wędrowniczego chorągwi mazowieckiej. Tam też podana jest definicja "formacji". Jak definiowali to nowe pojęcie autorzy skryptu? Nie będę przytaczał całej definicji, bo jest bardzo długa, a dociekliwy czytelnik na pewno dotrze do źródła. Otóż według autorów głównym zadaniem drużynowego jest formacja wędrownika przy założeniu jego dobrowolnej zgody. Formacja obejmuje wg nich trzy obszary: rozwój duchowy zgodny z nauką Jezusa Chrystusa, rozwój intelektualny, którego celem jest określenie własnego światopoglądu i do tego rozwój fizyczny.
 
Innymi słowy autorzy rozszerzyli ogólnie znane znaczenie terminu formacja. Według nich ma ona obejmować nie tylko wychowanie religijne. To co zdefiniowali, to konglomerat trzech obszarów czyli rozwoju religijnego, intelektualnego oraz tężyzny fizycznej. Ciekawe? W porównaniu z dotychczasowym, tradycyjnym zakresem wychowania harcerskiego jest to niezwykłe uproszczenie i zawężenie aspiracji wychowawczych naszego ruchu. A gdzie kwestia podstawowa dla harcerstwa czyli wspomaganie rozwoju społecznego - tu harcerstwo odnosiło zawsze najlepsze rezultaty wychowawcze, gdzie rozwój emocjonalny, gdzie kształtowanie charakteru czyli silnej woli, że wskażę tylko na te najbardziej rzucające się w oczy obszary, które pominięto w tej definicji.

Warto zauważyć, że tak sformułowana definicja „formacji” całkowicie upoważnia do tego formalnego zastrzeżenia, które prawie wszyscy  moi rozmówcy czynią, że nie chodzi tylko o wychowanie religijne. Napisałem „prawie wszyscy”, bo przyznaję, że spotkałem dwóch – słownie dwóch, którzy otwarcie przyznawali i publicznie głosili, że chodzi o pogłębianie wiary. Fakt: w definicji, która leży u podstaw przeprowadzonej w ZHR rewolucji ideowej,  mówi się też o kształtowaniu światopoglądu i tężyzny fizycznej. Podejrzewam jednak, że to tylko zasłona dymna, że w praktyce wychowawczej ZHR rzecz w zamyśle miała się sprowadzić tylko do tego pierwszego i najważniejszego dla autorów obszaru. Kto ma jakiekolwiek wątpliwości niech przejrzy archiwum zhr.pl z lat 2002-2006, rozkazy Naczelnika Harcerzy, programy działania i wydawnictwa „metodyczne” i pokusi się o sprawdzenie jak rozłożone są akcenty. 

Mam uprawdopodobnione podejrzenie, że definicję rozszerzono o inne obszary tylko dlatego, że w czystej postaci  nie byłaby się wtedy – w 2000 r. - przyjęła, bo stanowiłaby zmianę nazbyt rewolucyjną, na którą ZHR nie był wtedy jeszcze gotowy. Niemniej, nawet takie sformułowanie celów wychowania harcerskiego było już rewolucją,  bo stanowiło radykalne zawężenie i odejście od tych celów wychowania, które harcerstwo od dziesięcioleci uważało za najważniejsze i które zapisano w Statucie ZHR i Prawie Harcerskim.

Powstaje pytanie: dlaczego autorzy skryptu tworzący środowisko instruktorskie odpowiedzialne za endecką rewolucję ideową w ZHR, wprowadzili do użycia, a następnie przez długie lata używali pojęcia „formacja” w procesie kształcenia instruktorskiego? Są dwa możliwe wytłumaczenia tego fenomenu.

Jedni twierdzą, że z powodu najzwyklejszego w świecie dyletanctwa. To jest jednak, według mnie, zbyt proste wyjaśnienie. Gdyby instruktorzy ci przyszli do harcerstwa całkiem z zewnątrz, z jakiś ruchów czysto religijnych, albo byli księżmi bez żadnych wcześniejszych doświadczeń instruktorskich, wytłumaczenie takie byłoby dość prawdopodobne. Ale ci, którzy przeprowadzili rewolucję ideową w ZHR, byli długie lata instruktorami. Trudno uwierzyć, że nie wiedzieli jakie są cele wychowawcze harcerstwa i jakimi się ono posługuje metodami oddziaływania. Nie musieli na nowo odkrywać Ameryki, wynajdywać koła i nazywać go po nowemu. Wiedzieli jakie są cele wychowawcze ZHR i jakimi metodami cele te się osiąga.

A więc, pozostaje inne wytłumaczenie. Mając świadomość czym jest harcerstwo, jednocześnie tego nie akceptowali i zamierzali to zmienić. Zaplanowali i konsekwentnie przeprowadzili operację polegającą na  skierowaniu pracy wychowawczej Związku na nowe cele, te które im odpowiadały. Ja skłaniam się do takiego właśnie wyjaśnienia zjawisk, które miały miejsce w warszawskim ZHR od połowy lat 90-tych, a w całej Organizacji Harcerzy od 2002 roku. Twierdzę, że podmiana słowa „wychowanie” na „formacja” było elementem tego planu. Żeby to wyjaśnić, muszę przywołać i posłużyć się terminem "nowomowa".

Nowomowa

Młodszym czytelnikom, którzy nie zaznali na swojej skórze życia w PRL, jestem winien krótkie wyjaśnienie. Otóż termin "nowomowa" został użyty po raz pierwszy przez Georga Orwella w powieści "1984". On to zjawisko nazwał ale nie on je wymyślił. Nowomowa to określenie tzw. sztucznego języka tworzonego z rozmysłem przez większość systemów totalitarnych w celu fałszowania rzeczywistości, odwracania uwagi społecznej od niewygodnych dla władzy problemów, utrwalania obowiązującej ideologii. Celem nowomowy jest także wyeliminowanie z języka określeń, które mogłyby obnażać prymitywną ideologiczną demagogię, na jakiej zawsze opierają się systemy totalitarne i na których żerują wszelkiej maści rewolucjoniści oraz zastąpienie tych określeń słowami kojarzącymi się z jasnymi stronami obowiązującej ideologii. Nowomowa jest przeważnie wspierana przez totalitarne władze, poprzez propagandę, a czasem nawet przy pomocy terroru do tego stopnia, aż wyprze i zastąpi wcześniej używane pojęcia eliminując w ten sposób z języka te narzędzia, które mogłyby zaszkodzić władzy.
 
Kilka przykładów nowomowy: Termin "sprawiedliwość społeczna" zastąpił w oficjalnym języku PRL słowo "sprawiedliwość". Przy czym zasady tzw. sprawiedliwości społecznej prawie zawsze stały w rażącej sprzeczność z zasadami zwykłej sprawiedliwości. Np. grabież majątków (nacjonalizacja), kary śmierci za walkę w szeregach AK były jak najbardziej zgodne z zasadami komunistycznej sprawiedliwości społecznej, choć sprawiedliwe bez wątpienia nie były. Inne słowo to „demokracja socjalistyczna”, która miała tyle wspólnego ze zwykłą demokracją co pięść z nosem. Nawet samo słowo „socjalizm” było elementem nowomowy bo zastępowano nim słowo „komunizm” posiadające w Polsce bardzo negatywne skojarzenia. Podobne przykłady mógłbym mnożyć i mnożyć. Po pewnym czasie używania na każdym kroku tego typu nowomowy, w świadomości przeciętnych warstw społeczeństwa zatarło się pierwotne znaczenie najprostszych nawet pojęć.  Z chwilą gdy to nastąpiło, zaczęła się utrwalać nowa świadomość społeczna, oparta na tych i wielu innych zafałszowanych pojęciach – świadomość „homo sovieticus”.
 
Jak to się  ma do "formacji" w ZHR?  


Formacja jako element nowomowy


Zauważmy, że terminem tym zaczęto epatować po tym, jak środowisku warszawskich politykierów udało się przejąć władzę na Mazowszu - największym i najbardziej znaczącym w arytmetyce wyborczej okręgu ZHR. Sądzę, że słowo "formacja" jest sztandarowym przykładem nowomowy służącej utrwaleniu rewolucji, jakiej to środowisko dokonało w ZHR. Zastąpiono tym określeniem stare poczciwe "wychowanie" po to, aby w sposób dyskretny zmienić świadomość ideową i metodyczną instruktorów, na tej samej psychologicznej zasadzie, jak w PRL budowano świadomość „homo sovieticus”.

Jak miałoby się to stać? Wystarczyło w materiałach metodycznych, w oficjalnej mowie rozkazów, na kursach instruktorskich przekonać najmłodszych instruktorów, że celem ZHR jest formacja. Mało który z drużynowych zagląda przecież do statutu, więc nie stwierdzi, z niedowierzaniem, że tam takiego słowa nie ma. Oczywiście, broń Boże, nie formacja religijna. Po prostu formacja. Kto by tam pytał co to znaczy? Formacja to formacja – wiadomo. A gdyby jednak ktoś dociekliwy zapytał to odpowiedź jest już gotowa. Formacja składa się z duchowej (nie religijnej), intelektualnej czyli światopoglądowej (nie narodowej tylko patriotycznej) i z fizycznej. Tak mówią przecież mądre podręczniki  i nasi wodzowie.

A potem życie płynie swoim torem. Instruktor zafiksowany na słowie „formacja” i pozostawiony sam sobie ze swoją wiedzą ogólną i przeczuciem, czego na prawdę oczekują od niego przełożeni, zaczyna wydeptywać utarte ścieżki rutyny. Jak formacja, to formacja. Znaczy się codziennie na obozie ma być Msza Święta, Anioł Pański i Apel Jasnogórski, na ognisku różaniec, przed i po posiłku modlitwa. Nic, że słowa grafomańskich piosenek bardziej wielbią walory smakowe i zdrowe trawienie niż Boga – ale jak nazwiemy to modlitwą, to i formacja będzie realizowana –  tak jak sobie tego życzą przełożeni.  No i spokój. Awans! Hufcowym się zostanie. A hufcowy – wiadomo, najważniejsza funkcja w harcerstwie. Wódz nad wodzami! Jak się wykażę gorliwością, to mój serdeczny druh komendant chorągwi może pracę mi jakąś załatwi w urzędzie gminy albo spółce zajmującej się reklamą polityczną, lobbingiem i pr-em. Może nawet moje nazwisko upchnie na listach wyborczych do samorządu, a wtedy żegnajcie troski i zmartwienia. Państwo mnie wyżywi i ustawi. A oni (znaczy się przełożeni) to potrafią. Sami się łapią do parlamentu i na rządowe posady to i mnie, małej rybce, która tak niewiele potrzebuje, zginąć nie dadzą. Ech! Fajne jest to harcerstwo. No i Polska potrzebuje tak wartościowych, wierzących i doskonale uformowanych działaczy politycznych jak Ja!

O rany! A gdzie moja drużyna! Jak to nie ma? Rozeszli się? Uciekli? Zostawili mnie samego? Formacja im nie pasowała?
A, co tam? Widać nie był to dobry materiał na elitę społeczną. Sami sobie są winni. Mieli szanse, nie skorzystali. Niewdzięcznicy! Tym lepiej! Drużynę się rozwiąże! Nie będę musiał trwonić czasu w kolejce do awansu. Zostanę hufcowym, do komisji instruktorskiej pójdę, kurs jakiś poprowadzę. Mój wódz łatwiej mnie dostrzeże i doceni.


Skutki nowomowy, czyli cienie na ścianie

To oczywiście fikcja. Nigdy takiego monologu nie słyszałem. Ale widziałem cienie na ścianie.

Widziałem błyskawiczne kariery harcerskie i polityczne, instruktorów, którzy tak szybko, jak to tylko możliwe, rozwalili swoje drużyny, a ich jedynymi widzialnymi walorami była wierność swoim wodzom, głośno manifestowana, powierzchowna religijność i narodowa frazeologia. Widziałem instruktorów, którzy jednego zdania po polsku nie potrafią sklecić, ale piszą oficjalne dokumenty organizacyjne, w których słowo formacja odmieniają przez wszystkie przypadki i grzmią w imię Boga w obronie wartości narodowych i chrześcijańskich, gnojąc przy tym publicznie każdego, kto im wejdzie w drogę. Widziałem młodych gniewnych, którymi łatwiej jest poszczuć bliźniego, niż kota bulterierem i którzy chodzą w oficjalnej glorii niezłomnych obrońców wiary.

Tylko Heil Hitler na szczęście jeszcze nie słyszałem i nie widziałem. I to korzystnie wyróżnia formację instruktorską realizowaną w Organizacji Harcerzy ZHR na tle zachowań zdarzających się wśród członków innej narodowo katolickiej organizacji młodzieżowej, która już bez żadnych oporów deklaruje, że formacja jest podstawową formą jej działalności. Mam tu na myśli punkt 4 deklaracji ideowej Młodzieży Wszechpolskiej.

(...)Środkami naszej działalności czynimy pracę formacyjną w duchu narodowym i katolickim, aktywną i szeroko prowadzoną walkę z zagrożeniami narodu i Kościoła, a także żywe uczestnictwo w  życiu politycznym i społecznym(...)

Cóż za zbieżność celów i form ich realizacji. Prawda? Tylko, na szczęście w ZHR efekty nie są jeszcze takie jak w MW. Wyraźnie pozostajemy w tyle za naszym ideowym pierwowzorem, z którym konkurujemy o wpływy wśród sfrustrowanej i zradykalizowanej młodzieży. 

Jak to konkurujemy? Ideowo tożsame organizacje powinny ze sobą współpracować, a nie konkurować. Jak wyjaśnić to, że tej współpracy w ogóle nie ma?

Warto zdać sobie sprawę, że Młodzież Wszechpolska od samego początku, jawnie deklaruje, że stanowi młodzieżowe zaplecze dla środowiska politycznego skupionego w dzisiejszej LPR. Kto zaś jest choćby trochę spostrzegawczy, widzi  że poddany rewolcie ideowej ZHR stanowi kuźnię młodych kadr dla PIS i jego agend. To wyjaśnia użycie przeze mnie słowa konkurencja. LPR i środowiska endeckie w PIS (kontynuacja dawnego ZChN) to odrębne siły polityczne. Wprawdzie obie pozostają w nurcie inspirowanym przez tradycję Narodowej Demokracji, ale na scenie politycznej konkurują ze sobą i najdelikatniej rzecz ujmując nie darzą się zbytnią sympatią.   To bardzo wiele wyjaśnia.

Widzę też inne skutki zastąpienia tradycyjnego wychowania harcerskiego formacją.

Widzę upadek tak przedtem prężnego i intelektualnie wartościowego ruchu wędrowniczego. No cóż, konkurencja Młodzieży Wszechpolskiej nie dotyczy zuchów i harcerzy. Ich interesuje wyłącznie młodzież licealna i akademicka. Czyli nasi wędrownicy. Czyż nie dlatego endeccy rewolucjoniści skoncentrowali swoją uwagę głównie na programie i metodzie wędrowniczej?

Jest to młodzież, którą z racji jej zainteresowań i stopnia rozwoju umysłowego, można już poddawać formacji, czyli zabiegom zmierzającym do rozwoju w kierunku religijnym i narodowym. O, przepraszam! Stosując się do zasad obowiązującej nowomowy – miałem oczywiście na myśli formację duchową i patriotyczną. Niestety, aktywność drużyn wędrowniczych ukierunkowana na tę głównie sferę, zupełnie młodzieży nie odpowiada. I to także tej najbardziej religijnej i uduchowionej. ZHR nigdy nie miał i nie ma kadry, by formację religijną prowadzić mądrze i skutecznie. Nie każdy ksiądz się do tego nadaje, a co dopiero, młody, sam jeszcze nie w pełni dojrzały drużynowy po tygodniowym kursie metodycznym.  Robią to więc ludzie zupełnie do tego nie przygotowani, najczęściej w sposób prymitywny, sztuczny i nachalny. Sprawę pogarsza fakt, że ci ludzie sami są już produktem tej nachalnej i prymitywnej formacji. W rezultacie najbardziej wartościowa młodzież licealna zraziła się do ZHR i unika go jak ognia albo jak Młodzieży Wszechpolskiej. 
 
Dziś często słyszy się opinię, że do wędrowników trafiają "spady". Kto ma jakiekolwiek szanse zostać zastępowym czy przybocznym, trzyma się drużyny harcerskiej rękoma i nogami dokładnie tak samo, jak moje pokolenie w latach 70-tych unikało wcielenia do HSPS. Jestem na tyle stary, aby widzieć tę analogię. Starsi harcerze, rzeczywiście nie palą się do wędrownictwa, a gdyby oczekiwać na jakieś zasilenie z zewnątrz, to możnaby liczyć wyłącznie na młodzież pokroju tego samego, jaka trafia do Młodzieży Wszechpolskiej. Ludzie inteligentni, wrażliwi, głęboko religijni, społecznie przystosowani do wędrowników ZHR przeważnie nie wstępują, bo my nic nie mamy im do zaoferowania, a to co mamy jest na żenująco niskim poziomie. Ja sam jestem człowiekiem głęboko religijnym, a to co się w ZHR odbywa w tej sferze, napawa mnie czasem autentycznym obrzydzeniem.

Ci, którzy wieku 14-16 lat chcą się zbawić znają już drogę. Im harcerstwo nie jest do niczego potrzebne. Więc rzadko kiedy do harcerstwa wstępują. Mają pod dostatkiem innych, lepszych propozycji, które znacznie skuteczniej potrafią ich w tej obranej już drodze wspomagać. Do harcerstwa mogliby wstępować ci, którzy jeszcze szukają - niekoniecznie zbawienia. W ogóle szukają. A jak szukają, to i znajdą. Wystarczyłoby tylko im pomóc. Ale na pewno nie poprzez nachalną i prymitywną formację, bo to ich tylko zniechęci i odstraszy. Zagłosują nogami zanim znajdą. Najpierw trzeba ich przekonać do pewnej postawy życiowej. Rozbudzić wysokie aspiracje i sprawić, że znajdą radość w dawaniu z siebie. To można zrobić z ludźmi, nadal szukającymi a nawet całkiem niewierzącymi. A jak się to już stanie, to tak ukształtowany Człowiek szukając wsparcia sam prędzej czy później znajdzie drogę do Kościoła - tego przez duże "K".
 
I na tym polegała kiedyś misyjna funkcja harcerstwa. Została całkowicie zniszczona przez nadanie ZHR charakteru czysto religijnego. Odbudujmy prawdziwy wizerunek ZHR, a wyeliminujemy najistotniejszą przeszkodę dla rozwoju naszego ruchu, w efekcie lepiej przysłużymy się Królestwu Bożemu. Nie zawsze droga wiodąca na skróty jest najlepsza. I tak jest bez wątpienia w tym przypadku.

Niestety obserwowane przez mnie zjawiska świadczą o tym, że wcale nie chodzi o Królestwo Boże, tylko o to ziemskie, działające na zasadach demokracji, gdzie się „króla” wybiera przy pomocy kartki wyborczej i dopiero tak wybrany król rozdaje posady i przywileje. Więc do chrzanu z taką finezją. My potrzebujemy wiernych żołnierzy na froncie ideologicznej walki o głosy wyborców. Lepszych jest pięciu, którzy już znaleźli i potrafią być wierni, niż legion tych którzy dopiero szukają i w żaden sposób nie można na nich liczyć ani ich wykorzystać. Więc każdy, kto wstępuje do wędrowników, musi się najpierw zadeklarować. Jak się „dobrowolnie podda formacji”, znaczy się jest już nasz, jak nie, to szkoda na niego czasu.

Środowisko endeckie próbowało też (na szczęście bez takiego jak w wędrownictwie powodzenia) dobrać się do drużyn harcerskich. Ot, choćby taki system zastępów pionowych, stworzony po to aby się nie rozdrabniać, a jednocześnie jakoś pożytecznie wykorzystać „balast” (interesujący metodyczny termin wprowadzony w życie przez hm. Konrada Obrębskiego) w postaci młodszych harcerzy. Wiadomo! Taki się formacji nie podda (zwłaszcza dobrowolnie) i ulotek przed wyborami nie rozda, bo rodzice mogliby niepotrzebnego szumu narobić. Czyli żadna z niego korzyść, no może tylko jako narybek. Trzeba się więc jakoś nim zająć, zabawić i dochować go w harcerstwie do momentu kiedy otworzy swój umysł na formację.  Co innego starsi - tacy powyżej 15-tki. Ci są solą zastępów pionowych. Z nimi dopiero można pracować na poważnie! W przeciwieństwie do wędrownictwa, które znikło prawie całkowicie z powierzchni ziemi, drużyny harcerskie jakoś przetrwały. Wprawdzie w większości w formie zaledwie zastępu pionowego - ale zawsze.

Widzę upadek świadomości metodycznej. Można sobie zadać proste pytanie? Skoro celem harcerstwa ma być formacja, to po co nam cały dotychczasowy dorobek metodyczny? Formacja ma swoje własne metody formacyjne – precyzyjne, sprawdzone, skuteczne i całkowicie nie przystające do dotychczasowego dorobku metodycznego harcerstwa. Wystarczy je zaimportować ze zgromadzeń zakonnych, może nawet od Młodzieży Wszechpolskiej, która ma o kilka lat dłuższe od nas doświadczenie formacyjne i już. To wszystko.

Przypuszczam nawet, że zasady metody harcerskiej stoją w sprzeczności i przeszkadzają w skutecznym stosowaniu metod formacyjnych. Na przykład autorzy przytoczonego tu skryptu o metodzie wędrowniczej twierdzą, że metoda wędrownicza polega na oddziaływaniu bezpośrednim. W pracach Rady Naczelnej nad dokumentem pt „Podstawowe Zasady Wychowania w ZHR” Konrad Obrębski domagał się równoprawnego traktowania oddziaływania bezpośredniego i pośredniego. Nic to, że od blisko stu lat każdy instruktor harcerski i skautmistrz był przeświadczony o tym, że istotą skautingu jest oddziaływanie pośrednie. Co to ma wspólnego z kanonem metody harcerskiej?  Po co więc uczyć instruktorów metodyki? Nie ma sensu. Wystarczy im prościutka „ręka metodyki”, którą da się pokazać i omówić w godzinę, a zaoszczędzony czas można wykorzystać na szkolenie ideologiczne o tym, jak liberalizm niszczy wartości, o tym jak islam podnosi głowę, jak Żydzi szantażują i wykupują Polskę.

Chociaż, o ile wiem, podjęto parę prób zmodyfikowania metod formacyjnych w celu przystosowania ich do harcerstwa. O dwóch z nich wspomnę, bo wprawiły mnie w osłupienie. Pierwsza (małego kalibru), to próba wykorzystania staroskautowej formy zwiadu. Baczność! Zadaniem zastępów jest znaleźć w lesie i przynieść do obozu Jezusa Chrystusa. Czas 15 minut. Rozejść się! I zastępy ruszają na zwiad szukać Boga!

Inną, znacznie odważniejszą próbą, było przetłumaczenie Nowego Testamentu na język wskazówek dla drużynowych. Okazuje się, że Jezus Chrystus był drużynowym, a apostołowie wędrownikami. Ileż przygód przeżyli ze swoją drużyną! Dalekie wyprawy! Służba! Braterstwo! Głęboka formacja! Ileż  dobra razem uczynili! Było ich tylko dwunastu, a jak wpłynęli na rzeczywistość! A ty, druhu drużynowy? Co z Tobą?! Czego ty dokonałeś? Obudź się! Podejmij wyzwanie!

Widzę zniszczony wizerunek harcerstwa jako apolitycznego ruchu społecznego służącego wychowaniu młodzieży. Na tym miejscu zastępy działaczy zbudowały wizerunek „Młodzieży Wszechpolskiej Bis” w harcerskich mundurach. Organizacji RELIGIJNEJ I NARODOWEJ. Taki ZHR jest ofertą skierowaną wyłącznie do bardzo wąskiej - marginalnie wąskiej grupy młodzieży. Tej, która w wieku 14-16 lat już wie. Już ma ukształtowany światopogląd i jest to światopogląd zgodny z wizerunkiem prawicowej, narodowo-katolickiej organizacji. Nawet wśród ludzi dojrzałych, mało jest takich, którzy chcieliby się intensywnie wiązać z organizacją o takim wizerunku. A co dopiero młodzież w wieku licealnym. Ona w 99% jeszcze nie wie. Jeszcze nie ma ukształtowanego światopoglądu. Dopiero szuka! Kto rozumie psychologiczne mechanizmy rozwojowe, ten wie, jakie procesy zachodzą w psychice chłopców i dziewcząt w tym wieku i niech się nie dziwi, że wędrownictwo nie istnieje, że najbardziej intelektualnie rozbudzona młodzież nie widzi się w roli instruktorów organizacji, która usiłuje jej narzucić jakiś światopogląd i  odgórnie przypisać do zwolenników jakiejś partii. Nie widzą powodu, dla którego mieliby być przesłuchiwani przed komisjami instruktorskimi na okoliczność spożywania parówek w piątek i wstydzić się przed kolegami za poparcie polityczne udzielane przez ich organizację formacjom politycznym mającym prawie zerową sympatię wśród młodzieży. Kiedyś wydawało mi się, że każdy instruktor wie, jak młodzież reaguje na to, co próbuje się jej narzucić. Widać, nie każdy to wie.

Kluczem do zrozumienia opisywanej przeze mnie rewolucji jest kilka charakterystycznych słów i haseł, które stały się ostatnio oficjalnym żargonem OHy ZHR. Polak, katolik, naród, rewolucja konserwatywna, dookreślenie ideowe, wodzostwo -  to te słowa i hasła, których jeśli nie zwykłeś używać w każdym zdaniu, to już stajesz się podejrzany. Zaklęciem, które łączy te słowa w jedną logiczną całość, jest termin „formacja”. Jestem przekonany, że procesy formacyjne realizowane za przykładem i według wskazówek środowiska instruktorskiego skupionego wokół GKHy w ostatnich czterech kadencjach, nie wychowują lecz deprawują młodzież. Podejrzewam, że tylko dzięki temu, iż endecja ma w ZHR jeszcze jakąś liczącą się przeciwwagę, która apeluje o zachowania etyczne i podnosi postulaty moralne, która mówi tradycyjnym językiem, propaguje tradycyjne zasady ideowe harcerstwa i przywraca świadomość metodyczną, nie doszło jeszcze do całkowitej zapaści organizacyjnej i moralnej.

Może to nie przypadek, że „praca formacyjna” realizowana w szeregach Młodzieży Wszechpolskiej doprowadziła ją do stanu w jakim się aktualnie znajduje. Nie wiem, ale mam nadzieję, że te słowa poruszają cię, Czytelniku, tak samo jak mnie.

Widzę te cienie na ścianie i próbuję wskazać klucz pozwalający połączyć je w jakiś logiczny obraz rzeczywistości. Choć ja akurat nie muszę się niczego domyślać. Mimo swojego wieku mam dobrą pamięć. Był przecież w dziejach opisywanej przeze mnie rewolucji, krótki okres pełnej ideowej szczerości. Było to na przełomie 2003 i 2004r. kiedy to jej wodzowie przeświadczeni o rychłym zwycięstwie jasno i otwarcie deklarowali, że ich celem jest nadać naszemu związkowi charakter narodowo-katolicki i bez żadnej krępacji wiązali ZHR z PiS-em. Wtedy odbywało się to pod hasłem „dookreślenia ideowego”.   Dopiero gdy okazało się, że nie ma na to zgody, hasła z powrotem zostały schowane  „pod koc”. Myślę, że bardziej po harcersku byłoby wrócić do tej postawy i występować z otwartą przyłbicą, a nie skazywać nas  na domysły. Ponieważ jednak jesteśmy obecnie na nie skazani musimy nauczyć się przyglądać cieniom na ścianie i wyciągać wnioski. Nie jest to może najprostszy sposób na zrozumienie tego co się wokół nas dzieje, ale na pewno jest to jeden z wielu możliwych kluczy.
 

Próba podsumowania

Wykazałem, co w języku polskim znaczy słowo formacja. Pokazałem, jak usiłowano zmienić znaczenie tego słowa w ZHR i jak niezrozumiałe jest obecnie to pojęcie. Przedstawiłem próbę wyjaśnienia dlaczego słowo to wprowadzono do słownictwa metodycznego i dlaczego zafałszowano jego znaczenie. Pokazałem obserwowane przeze mnie skutki tej nowomowy. 

Może się mylę i oby tak było. Oby okazało się kiedyś, że efekty jakie opisałem to skutek jedynie dyletanctwa, a nie precyzyjnie zaplanowanej operacji. Jeśli kogo przy tym uraziłem – z góry przepraszam. Nie to było moim zamiarem. Chciałem otwarcie i bez ogródek zwrócić uwagę na raka, jaki toczy ZHR i wywołać na ten temat rzeczową dyskusję.

Jako człowiek głęboko wierzący, jako obywatel, którego prywatne poglądy polityczne i wizja państwa są radykalnie prawicowe (dla mnie PiS to odległa lewica ze względu na ich etatystyczny program gospodarczy i populistyczne hasła społeczne), wreszcie jako wieloletni instruktor harcerski, oceniam, że narodowo-katolicka rewolucja ideowa dokonana w ZHR z takich czy innych powodów (nie ważne teraz, z jakich) szkodzi harcerstwu, szkodzi Polsce i szkodzi Królestwu Bożemu. Niszczy skuteczność oddziaływania harcerskiego na młodzież (także tę nie zrzeszoną) i powszechny charakter tego oddziaływania. Skazuje nas na margines życia społecznego i sprawdza do roli folklorystycznego skansenu.

Dlaczego? Co złego jest w formacji?

Nie ma w niej nic złego pod warunkiem, że jest prowadzona przez osoby do tego powołane dla osób które szczerze pragną się jej poddać. Dlatego formacja zgodnie z jej ogólnie obowiązującym znaczeniem jest domeną stowarzyszeń religijnych i zgromadzeń zakonnych gdzie znajdują się jedni i drudzy.

Problem polega na tym, że ZHR nie jest stowarzyszeniem religijnym ani zgromadzeniem zakonnym. Istnieje wprawdzie środowisko instruktorskie, które chciałoby przekształcić ZHR w coś co przypominałoby fuzję zakonu z partyjną przybudówką młodzieżową, ale wydaje mi się, że ZHR już się przed tym wybronił. Formacja nie przystaje do tradycyjnie pojmowanego harcerstwa z wymienionych w tym tekście powodów, które tu jeszcze raz w punktach powtórzę.

1. 
Formacja aby była skuteczna może być prowadzona w stosunku do osób, które szczerze i świadomie pragną się jej poddać.  Fałszowanie znaczenia słowa formacja już powoduje, że w stosunku do wielu proces ten przestaje być  w pełni uświadomiony i szczerze akceptowany, bo po prostu jest zafałszowany. Nie może więc być skuteczny. A najczęściej prowadzi do deprawacji.

2.
Formację mogą prowadzić jedynie osoby doskonale do tego przygotowane. Nazywa się je zwykle „mistrzami duchowymi”. Jak już napisałem nie każdy ksiądz jest w stanie podołać temu zadaniu. A w ZHR formację mają prowadzić nawet nie księża tylko drużynowi po krótkim przeszkoleniu i w dodatku znajdujący się na takim etapie dojrzałości, że o wymaganym mistrzostwie i płynącym z tego autorytecie mowy być nie może. Formacja zakłada bardzo intensywną relacje mistrz – uczeń. Ten typ relacji jest przez środowisko promujące formację w ZHR wyśmiewany i zastępowany relacją wodzowską; przełożony – podwładny. To jest kolejny czynnik, który  powoduje, że nie może być mowy o prawdziwej i skutecznej formacji w ZHR.

3.
Gdyby chcieć stworzyć warunki do sprawdzania prawdziwej formacji w ZHR, trzeba byłoby pozbawić nas związek charakteru tradycyjnie harcerskiego i to zarówno od strony idei i metody, oferty adresowanej do młodzieży (czyli programu) jak i wymagań stawianych drużynowym. Spowodowałoby to całkowitą marginalizację harcerstwa i utratę powszechnego charakteru oddziaływania na polską młodzież. To właśnie obecnie obserwujemy i albo uda nam się powrócić do tradycyjnego charakteru naszego ruchu albo staniemy się propozycją niszową na trwałe.

4.
Przesłonięcie dotychczasowych wielopłaszczyznowych celów wychowania harcerskiego formacją oznacza zredukowanie zakresu wychowania młodzieży do obszaru  wyłącznie wartości z „najwyższego piętra” przy jednoczesnym braku dbałości o „fundamenty”. A jak wiadomo każdy najbardziej nawet okazały gmach zaczyna się budować od fundamentów. Gdy ich nie ma lub gdy są słabe, wyższych pięter nie da się w ogóle zbudować, chyba że z papieru. Tak właśnie oceniam obserwowane przeze mnie efekty wychowawcze w środowiskach, które poddały się rewolucji ideowej i metodycznej próbując stosować program i metody formacyjne.   Górnolotna mowa, patos, słowa Bóg i Ojczyzna w każdym niemal zdaniu, a jednocześnie pogarda dla drugiego człowieka, posługiwanie się kłamstwem, sobiepaństwo, prywata, brak aspiracji by to co się robi, robić najlepiej jak się da. Rzeczpospolita oparta na takich elitach szybko się zawali, a Królestwo Niebieskie pożytku żadnego mieć nie będzie. Bo to tylko pozory, a nie żadna formacja.

Na czym polega tradycyjne wychowanie harcerskie, które przeciwstawiam formacji? Przykro mi. Nie jestem w stanie wyjaśnić tego nawet w 20-tu tak obszernych artykułach jak ten.  Prawdopodobnie wkrótce ukaże się książka, która wyjaśni mój punkt widzenia na to. Ale przecież nie o mój punkt widzenia tu chodzi. Literatura harcerska jest przebogata, a każdy kto chciałby dowiedzieć się na czym to wychowanie polega niech sięgnie po Roberta Baden Powella, Aleksandra Kamińskiego czy Ewę Grodeckę. To wystarczy.

Warto jednak powiedzieć na koniec, że tradycyjne wychowanie harcerskie nie ogranicza się tylko do budowy „fundamentów” czyli kształtowania wartościowej postawy etycznej oraz osiagania pełnej dojrzałości.  Tradycyjne ideały harcerskie, a więc i cele wychowania oraz tradycyjne metody wychowawcze naszego ruchu bardzo skutecznie pomagają budować na tych solidnych „fundamentach” także „wyższe piętra” osobowości oparte o najwspanialsze, chrześcijańskie postulaty moralne oraz aspiracje do niczym nieograniczonego samorozwoju osobistego, co w konsekwencji wytycza prostą drogę do zbawienia.  Te metody wystarczy tylko wyjąć ze śmietnika, gdzie zostały wyrzucone przez endecką rewoltę, oczyścić i zacząć powszechnie stosować. A zapewniam, że rezultaty tego będą  wspaniałe i daleko przewyższą dzisiejsze pozoranctwo.

hm. Marek Gajdziński, Mazowiecka Chorągiew Harcerzy ZHR