hm. Marek Kamecki
Zamieszczony poniżej artykuł został wydrukowany w listopadzie 1993 roku w „Drogowskazach". Pisałem go uzbrojony w moc doświadczeń, które zebrałem jako Vice Naczelnik ds. Kształcenia Instruktorów i Szef Centralnej Szkoły Instruktorskiej, planując wydanie książki przeznaczonej dla „kształceniowców" o tym samym tytule. Dokończeniu i wydaniu jej stanęły na przeszkodzie smutne wypadki jakie dotknęły nasz ZHR.
Patrząc bardziej optymistycznie należy zauważyć, że każde pokolenie instruktorskie, które trwa ok. 5 lat, musi na własny użytek „przerobić" harcerstwo, zdefiniować je dla własnych potrzeb i na własnym poziomie. Dlatego nasz ruch wydaje się tak płynny, a organizacje niestabilne. To jednak tylko pozory. Ruch harcerski zarażony jest wirusem niezniszczalności - wszak zawsze można skrzyknąć gromadę urwisów z pobliskiego podwórka, przeczytać „Scouting for boys" i wyruszyć do pobliskiego lasu na biwak. Nie tylko na przekór różnym ideologom i doktrynerom, ale także i przede wszystkim dla przyjemności.
JAK POWSTAJE INSTRUKTOR?
1.1. Urodzony instruktor
Będąc drużynowym często patrzyłem na swoich kilkunastu chłopców i myślałem: co z nich wyrośnie? Jaki ja mam na to wpływ? Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na takie pytania, ale mogłem z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, którzy z nich będą instruktorami. Dotyczyło to zarówno starszych zastępowych jak i całkowitych żółtodziobów, gdyż już z takiego 11-letniego „czarta" wyłazi przyszły drużynowy. Zza kołnierza mu wystaje, z oczu wyłazi przekorna natura, swoimi gestami i słowami podporządkowuje sobie rówieśników, konflikty załatwia szybko i stanowczo - najczęściej pięścią i to w tym wieku budzi szacunek. Czy widziałeś kiedyś w 11-letnim skaucie drużynowego?
Jeżeli nie, to jesteś ślepy!
Niestety, takie zdolne i buńczuczne „koguciki" są przez swoich drużynowych często „zarzynane". Różnymi metodami, chcąc okiełznać żywotne jednostki, drużynowi wylewają dziecko z kąpielą: „wychowując" - gaszą aktywność i inicjatywę. Jednocześnie promują na swoich następców chłopców uległych, patrzących głęboko w oczy, nadideowych, bez szemrania wykonujących polecenia - ciepłe kluchy, które mordują potem skauting tępym nożem.
Przyszłego drużynowego można poznać po tym, że sprawia kłopoty, skupia wokół siebie kilku chłopców. Gdy jest starszy ma (Twoim zdaniem) głupie pomysły, radzi wszystkim po swojemu (wbrew Twoim instrukcjom), zawsze wtrąca swoje trzy grosze i uwielbiają go młodsi chłopcy. Jeżeli spotkasz takiego chłopca - nie temperuj go, ale skieruj jego energię na coś pożytecznego. Może porównanie nie jest miłe, ale jeżeli tresuje się agresywnego psa to albo się go tak ułoży, że będzie dalej agresywny, ale posłuszny albo trzeba go zabić bo jest niebezpieczny.
Nie zabijaj psa!
1.2. Skauting - szkoła liderów
1.3. Kim jest instruktor?
Instruktor to po prostu harcerz. Instruktor to harcerz - dorosły człowiek poświęcający swój czas i pasję wychowaniu. Instruktor to harcerz dorosły, który pełni swoją służbę wychowując innych. W harcerstwie. Harcerz-wychowawca. Taki sobie dwuczłonowy stwór. Zostawmy harcerza, przyjrzyjmy się wychowawcy. W skautingu każdy jest wychowawcą. Przedewszystkim wychowawcą samego siebie. Po drugie wychowawcą wszystkich innych dookoła. Dla żółtodzioba wychowawcą jest drużynowy, zastępowy, jak i inny żółtodziób. Dla zastępowego - żółtodzioby, drużynowy i inni zastępowi. Dla drużynowego wychowawcą jest także zastępowy, żółtodziób jak i stary wyga - więcej: wszystkie żółtodzioby, zastępowi i stare wygi wychowują drużynowego (dlatego jest tak dobrze wychowany). Jednakże w całej drużynie jest tylko jeden specjalny wychowawca. Jego wyjątkowość nie polega na tym, że jest przywódcą, ale na tym, że jest to jedyny ŚWIADOMY wychowawca. Świadomy wychowawca posiada ŚWIADOMOŚĆ CELU i ŚWIADOMOŚĆ METOD. Tylko drużynowy w drużynie wie do czego to wszystko prowadzi i on steruje całym wychowaniem w pożądanym przez siebie kierunku. Tak więc świadomość metod to świadomość trzech rzeczy:
1. Świadomość tego, że oddziaływuje się i należy oddziaływać przykładem.
Tylko drużynowy wie PO CO robi się obóz. Harcerze jadą na obóz bo jest fajnie. Drużynowy jedzie na obóz, bo obóz stwarza masę wspaniałych sytuacji wychowawczych. Na obozie musi być fajnie dlatego żeby harcerze chcieli tam pojechać.
2. Świadomość tego, że konieczne jest oddziaływanie ciekawym, porywającym programem.
3. Świadomość tego, że trzeba umieć oddziaływać narzędziami wychowawczymi takimi jak sprawności, stopnie, zastępy, mundur, krzyż harcerski, próba, gra, zbiórka, obóz, wędrówka.
W całym zjawisku wzajemnego wychowania, które odbywa się w drużynie harcerzy, drużynowy musi umieć nie tylko określić cel - cele dalekosiężne i pośrednie. Musi nie tylko mieć świadomość metod, ale musi także umieć tak stosować różne metody, aby prowadziły do pożądanego celu. Powyższe zdania wydają się tak banalne i oczywiste, że aż robi mi się mdło, gdy to czytam, ale gdy przypomnę sobie licznych kursantów - już drużynowych, dla których te prawdy były olśniewającym odkryciem, to robi mi się jeszcze bardziej słabo.
Wielu drużynowych działa intuicyjnie i w pewnym sensie jest to dobre - zimny i wyrachowany profesjonalista zabiłby więź jaka jest niezbędna w drużynie skautowej. Jednak pewne minimum znajomości psychiki, celów i metod jest niezbędne. Spontaniczność, autentyczność i świetne pomysły to wspaniałe cechy drużynowego, ale bez znajomości systemu wychowania i bez warsztatu metodycznego, ulegają one roztrwonieniu.
Przy tej okazji warto wspomnieć o pewnym dylemacie, który roztrząsany jest chyba od początku skautingu i wyraża się w dwóch przeciwstawnych poglądach:
1. Drużynowy powinien być jak najmłodszy, aby mieć jak najlepszy kontakt z harcerzami i powinien mieć tylko tyle lat, żeby potrafić zapanować nad grupą i przeprowadzić podstawowe formy pracy (np. zbiórkę, biwak, grę, wędrówkę)
2. Drużynowy powinien mieć tyle lat, żeby był w stanie zrozumieć istotę skautowego systemu wychowania i mógł świadomie wytyczać cele oraz stosować odpowiednie metody - kontakt z harcerzami i tak odbywa się poprzez zastępowych.
Oba te poglądy mają swoje zalety i oba wady. Próbą kompromisu pomiędzy tymi dwoma stanowiskami było stworzenie układu szczepowego, gdzie drużynowym był instruktor opisany w punkcie 1), a role opisaną w punkcie 2) pełnił „naddrużynowy" czyli szczepowy. Kompromis ten przypomina mi powszechnie znany rysunek A. Mleczki pt. „I wilk syty i owca cała" - i wcale mi się nie podoba (oczywiście kompromis, a nie rysunek).
Po kilkudziesięciu kursach, w których maczałem palce, wielu spotkaniach z hufcowymi i „kształceniowcami" skłaniam się ku sylwetce opisanej w punkcie drugim. Uważam, że byłoby dobrze podnieść wiek drużynowego do 20 roku życia.
1. Istnieje bardzo duża różnica w stopniu samodzielności życiowej 17-18-latka i 20-21-latka. Znam przypadki drużynowych, którzy nie jechali na biwak ze swoją drużyna bo... niepozwolili im rodzice (np. matura).
2. Co tu dużo mówić - w wieku tym następuje pewien przełom intelektualny, który powoduje, że zauważalna jest różnica w możliwościach percepcji człowieka 18-letniego i 20-letniego. Różnica ta jest przynajmniej tak znaczna jak w przypadku 15 i 17-latka.
3. W wieku 17-18 lat młodzi mężczyźni nie wiedzą co ich czeka w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat. Mogą się dostać na studia, ale mogą się nie dostać: pójdą wtedy do pracy lub do wojska, albo wyjadą za granicę żeby zarobić na studia. Nie słyszeliście o drużynach, które się rozpadły, bo drużynowego wzięli do woja?
4. Drużynowy 20-letni jest poważniejszym partnerem do rozmów z rodzicami, leśniczym, nadleśniczym, księdzem proboszczem, nauczycielem, dzielnicowym, radnym osiedla, prezesem spółdzielni, dyrektorem firmy, panią z Sanepidu i setką innych osób, które są narażone na kontakty z harcerzami.
Jestem przekonany, że aby być świadomym wychowawcą, trzeba umieć spojrzeć trzeźwo na wiele pozornie nie związanych z harcerstwem zagadnień takich jak polityka, czy „znaki czasu".
Te kilka lat różnicy pomiędzy 18-to, a 20-to latkiem są tu istotne. Czy drużynowy, który przekroczy 20 lat nie jest już partnerem dla swoich harcerzy? Jeden jest, a drugi nie jest. Nie zależy to od wieku, ale od ważnej umiejętności „kucania". Zdaję sobie sprawę, że człowiek np. 40-letni musiałby być wybitny, aby nawiązać kontakt z chłopcami 14-letnimi, ale nie uważam tego za nimożliwe.
1.4. Najważniejszy instruktor
Jeżeli już wiemy kim jest instruktor i wiemy dlaczego najpełniej korzysta z harcerstwa, to warto sobie postawić pytanie: który instruktor jest najważniejszy?
Bez chwili wahania odpowiem: DRUŻYNOWY.
Cała reszta dziwnych facetów: przyboczni, szczepowi (szczególnie), hufcowi, komendanci chorągwi, członkowie spod i z nad ramienia, vice naczelnicy, vice vice naczelnicy oraz vice vice vice naczelnicy sztabowi, a także instruktorzy - sympatycy i seniorzy, duszpasterze i komendanci są tylko po to, aby WSPIERAĆ DRUŻYNOWEGO. Stworzyć mu bezpieczne warunki prawne, ułatwić dostęp do zarobkowania drużyny, służyć radą w kontaktach z resztą świata, stworzyć drożny system informacji, proponować podnoszenie poziomu wiedzy i umiejętności instruktorskich na różnego rodzaju kursach, seminariach, bronić w razie konfliktu z władzami oraz robić to wszystko, aby drużynowemu nie przeszkadzać, ale ułatwiać jego pracę.
Celowo nie użyłem słowa: pomagać. Otóż uważam, że drużynowemu nikt nie powinien pomagać w jego zabawie, gdyż bardzo szybko okazuje się, że pomoc bywa przytłaczająca.
Pewnym paradoksem jest, że najważniejszym instruktorem jest instruktor najmłodszy i najmniej doświadczony, a jednak tak właśnie jest.
1.5. Dwa procesy powstawania instruktora
Mówiąc o metodzie pozyskiwania liderów w skautingu trzeba uwzględnić dwa uzupełniające się procesy: kształcenie instruktorów i szkolenie instruktorów.
Przez kształcenie rozumiem to co dotyczy zjawisk dłuższych i trudniej uchwytnych. Tak więc wyszukiwanie przez drużynowych przyszłych skautmistrzów wśród najmłodszych chłopców, szkoła metodyki jaką otrzymują zastępowi, umiejętności nabywane przy grach organizowanych dla całej drużyny, doświadczenia z różnych działań harcerzy: służb, akcji zarobkowych, wędrówek, itp. Szkolenie natomiast to te wydarzenia, które konkretnie oddziaływują na człowieka i dotyczą jego kompetencji jako instruktora. Są to kursy, seminaria, warsztaty, zjazdy programowo-metodyczne, itp.
Nawet pobieżnie rzecz traktując widać, że w naszym ruchu przykładamy ogromną wagę do właściwego ukształtowania skautmistrza. Stanowi wszak on kluczowy punkt w harcerskim systemie wychowawczym opartym przecież na przykładzie drużynowego, ciekawej przygodzie i stosowaniu subtelnych metod.
(...)
5.Szkolenie a stopnie instruktorskie
5.1.Stopnie
Jak już pisałem powyżej szkolenie powinno obejmować sferę kompetencji wychowawczych instruktora. Podobnie stopnie instruktorskie, które nie są dalszym ciągiem stopni harcerskich! Stopnie instruktorskie to usankcjonowane przez organizację kompetencje do prowadzenia pracy wychowawczej. W jaki sposób powinno się je zdobywać? Jedynie poprzez praktyczne udowodnienie swojej wiedzy i umiejętności.
5.2. Szkolenie a stopnie
Bardzo często organizatorzy szkolenia narażeni są na pokusę łączenia systemu szkolenia z systemem zdobywania stopni. Dzieje się tak ponieważ obawiają się, że nikt nie będzie chciał przyjechać na ich kursy (może są nudne?) a instruktorzy nie przeszkoleni będą robić w drużynach bzdury. Oczywiście byłoby dobrze, gdyby wszyscy instruktorzy przechodzili cały proces szkolenia - bylibyśmy pewni przynajmniej tego, że rozumiemy się terminologicznie. Jednak nie można tego osiągnąć przymusem. Postawienie wymogu ukończenia kursu, aby zdobyć stopień jest „uglebieniem" i kursu i stopnia. Rodzi to ponadto śmieszną sytuację, gdy te same osoby, które organizowały i prowadziły kurs oceniają się przyznając na jego podstawie kursantowi stopień instruktorski. Jeżeli nie są to te same osoby, to bardzo, bardzo często są to starzy, bliscy kupmle, a to nie najlepiej.
( c.d.n.n)
hm. Marek Kamecki, Dolnośląska Chorągiew Harcerzy ZHR