hm. Marek Gajdziński

W dyskusjach instruktorskich często podnoszony jest temat czy harcerstwo ma robić rzeczy wielkie, widoczne i ważne dla społeczeństwa czy też wystarczy, że wychowujemy młodzież. Gdy pada pytanie o przyczyny kryzysu harcerstwa odpowiedzią jest stwierdzenie „przecież my nic ważnego nie robimy”.

Zanim wyjawię co ja sam na ten temat sądzę, pozwólcie, że korzystając z tego, że wszyscy jeszcze żyjemy emocjami 90-tej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, wrócę myślą do korzeni harcerstwa.

Zostało ono przeszczepione na grunt polski w nadziei, że stanie się skutecznym narzędziem przygotowania młodzieży do walki o niepodległość Ojczyzny. Czytając kroniki z tamtych czasów, patrząc na zdjęcia trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie było głównym celem istnienia drużyn skautowych do roku 1920. Cel był piękny i wzniosły. Przy tym jakże nośny w środowiskach inteligenckich. Nie miejsce tu na opis ówczesnych dokonań ruchu. Wszyscy wiemy, że z przyjętego na siebie zadania harcerstwo wywiązało się doskonale i że cel został osiągnięty.

Mało kto jednak wie, co działo się z harcerstwem w okresie po zakończeniu wojen o granice Rzeczpospolitej i odparciu najazdu bolszewickiego. W pierwszej połowie lat 20- tych ubiegłego wieku harcerstwo przeżywało totalny kryzys ideowy i programowy. Większość instruktorów po demobilizacji już do ruchu nie wróciło. Powszechnym stało się przekonanie, że skoro cel został osiągnięty, dalsza działalność harcerska nie ma większego sensu. W tych drużynach, które mimo wszystko wznowiły działalność, praktycznie nie wiedziano co robić. Odgrzewano znane wzorce, ćwicząc taktykę piechoty, ale młodzież już z takim jak poprzednio zapałem nie reagowała na ćwiczenia wojskowe. Zanim doszukano się nowego, jasnego sformułowanego sensu istnienia harcerstwa, zanim ten sens przedarł się do świadomości społecznej a także świadomości instruktorów, minęło kilka długich lat. Początki ożywienia programowego datują się dopiero na rok 1926. W tym czasie całe jedno pokolenie młodzieży polskiej było pozbawione atrakcyjnych i pożytecznych propozycji wychowawczych harcerstwa.

Dlaczego tak się stało? Bezpośrednią tego przyczyną była tak, a nie inaczej sformułowana i utrwalona w świadomości społecznej misja harcerstwa.  Harcerstwo = Skauting + Niepodległość. Ale ze skautingu czerpano głównie to co sprzyjało niepodległości. Gdy ta stała się faktem, pozostała pustka i trwała tak długo aż odkryto walory samego skautingu jako takiego. A walorem tym, celem dla którego skauting powołano było wszechstronne wychowanie młodzieży. Dopiero gdy tak sformułowany cel przedarł się do świadomości instruktorów, harcerstwo nabrało wiatru w żagle. Nastąpił żywiołowy rozwój ruchu, a efekty jego działalności Polska odczuła w chwili kolejnej próby dziejowej.

Gdy w 1939 roku powstawały zalążki przyszłej harcerskiej konspiracji, instruktorzy którzy ją tworzyli byli już bogatsi o doświadczenie swoich poprzedników. Celem działalności Szarych Szeregów i Hufców Polskich nie była już walka o niepodległość. Obie konspiracyjne organizacje swoje cele sformułowały znacznie bardziej dojrzale. Celem było wychowanie młodego pokolenia dla Polski, a walka o jej niepodległość środkiem do urzeczywistnienia tego stricte wychowawczego celu. Walkę z okupantem traktowano jako jedno z wielu pól służby, będącej środkiem wychowawczym. Tu warto przypomnieć, że obie konspiracyjne organizacje inaczej rozkładały akcenty wychowania. Hufce Polskie na przykład kładły większy nacisk na wychowanie religijne i doskonalenie moralne starając się powstrzymywać młodzież od udziału w bezpośredniej walce. Przy tym nie zabraniały udziału w konspiracji wojskowej. Harcerze HP należeli głownie do NOW. Szare Szeregi stworzyły swoje własne oddziały bojowe od początku całkowicie podporządkowane dowództwu AK i przeprowadzały poważne akcje zbrojne, działania wywiadowcze oraz mały sabotaż.

Jakże bardziej dojrzałe było to podejście. Dla każdego kto miał szczęście poznać szaroszeregowych instruktorów i mógł z nimi rozmawiać, dla każdego kto przeczytał „Całym Życiem” hm. Stanisława Broniewskiego „Orszy” jest jasne, że tak sformułowany cel i  program działania Sz.Sz. nie był jedynie wyświechtanym frazesem funkcjonującym dla ozdoby w jakiś odgórnych regulaminach i instrukcjach. Wychowanie było podstawową treścią pracy wszystkich trzech pionów szaroszeregowego harcerstwa: zawiszaków, szkół bojowych i grup szturmowych. A formy tego wychowania były jak na panujące warunki niezwykle różnorodne i pomysłowe, choć oczywiście większość z nich koncentrowała się wokół zagadnienia walki.

Harcerstwo, wyszło z tego doświadczenia nie osłabione jak to było ćwierć wieku wcześniej lecz wyraźnie wzmocnione. Żywiołowy rozwój drużyn po roku 1945 jest tego najlepszym dowodem. Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości czym się zajmować. Życie odtworzonych i nowo powołanych drużyn było intensywne, młodzież garnęła się do ruchu, a przedwojenni i szaroszeregowi instruktorzy byli zmotywowani do tego by wszędzie gdzie los ich rzucił, nawet na emigracji, organizować wokół siebie życie harcerskie i... kontynuować swoją misję. Właśnie – kontynuować! Bo taki cel harcerstwa jaki wytyczono przed II wojną światową i jaki przyjęły na siebie Szare Szeregi nie został osiągnięty. Ten cel, poprzez swój charakter nigdy osiągnięty nie będzie, bo zadanie wychowania młodzieży nigdy się nie kończy, choć zmieniać się mogą szczegółowe kierunki i formy tego wychowania. Polska zawsze potrzebować będzie coraz lepiej wychowanych obywateli, a Prawo Harcerskie jest ideałem którego nigdy osiągnąć się nie da.

To co napisałem wyraźnie wskazuje na to jak brzmi moja odpowiedź na postawione na wstępie pytanie. Nic dziwnego. Sam jestem ukształtowany w tradycji szaroszeregowej i w drużynie, której doświadczenie jest na tyle bogate, by bez najmniejszych wątpliwości wyciągać takie a nie inne wnioski. Uważam, że celem harcerstwa jest wychowanie!

Harcerstwo powinno robić rzeczy ważkie społecznie i pełnić realną służbę. Ale to nie jest cel istnienia harcerstwa. To jest środek służący wychowaniu świadomych i aktywnych obywateli Rzeczypospolitej. Gdybyśmy inaczej sformułowali cele wychowania, musielibyśmy posługiwać się innymi środkami.

Czy ZHR podejmuje dziś takie ważkie społecznie problemy? Odpowiedź brzmi: NIE. Wielu upatruje w tym słabości naszego związku. Podobna ocena dotyczy pozostałych organizacji harcerskich, co ma być dowodem na słabość całego dzisiejszego harcerstwa jako ruchu.

Z tego typu oceną można oczywiście polemizować. Ja jednak nie będę, bo się z nią zgadzam. Przy czym mam swoją diagnozę choroby. Przyczyny tego, że ZHR nie podejmuje ważnych społecznie zadań są złożone i nie do końca jasne dla zewnętrznego obserwatora.  Ja je definiuję w ten sposób, że aktualnie zarzuciliśmy te kierunki wychowania, które by wymagały podejmowania ważnych zadań społecznych.   Praprzyczyną tego są konsekwencje podziałów jakie ujawniły się w niezależnym harcerstwie w latach 80-tych. 

Działalność podziemia harcerskiego była skoncentrowana na walce o zachowanie własnej tożsamości. Kiedy pojawiały się inicjatywy dalej idące, kiedy zwracano uwagę na potrzebę uwspółcześnienia wychowania i nadania mu pełnego wymiaru, odpowiedzią części środowiska instruktorskiego były ostro formułowane zarzuty o rozmywanie tradycyjnej tożsamości ruchu i rozdrabniania go na mało istotne szczegóły. Zarzuty te przybierały nawet formę posądzenia o zdradę i współpracę z SB. Z czasem, w wyniku ostrych konfliktów na tym tle  podziemny Ruch podzielił się na dwa, nie bójmy się powiedzieć prawdy, wrogo do siebie nastawione odłamy.  Jeden z nich, ten który widział harcerstwo jako system wszechstronnego wychowania młodzieży, który starał się odczytywać znaki przyszłości utworzył ZHR – organizację opartą na tradycji ideowej harcerstwa ale nowoczesną, przygotowaną mentalnie na nadchodzące zmiany cywilizacyjne. Drugi odłam uwikłał się w dalszą walkę o wierną rekonstrukcję ruchu na wzór z 1936 roku, tworząc ZHP r.z. 1918  i Komitety Odrodzenia ZHP.    

Entuzjazm jaki towarzyszył początkom ZHR wystarczył do tego, aby zbudować zręby tradycyjnej ale jednocześnie nowoczesnej organizacji. Natomiast projekt ZHP-1918 spalił na panewce co było łatwo przewidzieć, bo jak długo można iść do przodu z głową odwróconą do tyłu. W 1992 roku nastąpiło zjednoczenie obu nurtów, ale konflikty nie wygasły. To co nastąpiło po zjednoczeniu określam terminem „klincz”. Zjawisko to trwa do dziś i polega na wzajemnym, dość skutecznym blokowaniu się dwóch odmiennych wizji harcerstwa. Dotyczy to niemal wszystkich kwestii w zjednoczonym ZHR od programowych po personalne. Po kilku latach takiej blokady wytworzyła się dotkliwa pustka. A przyroda jak wiadomo nie znosi próżni. W miejsce gdzie nie mogła się przebić ani jedna, ani druga wizja pracy harcerskiej weszła wizja trzecia nie mająca żadnej łączności z dotychczasowym doświadczeniem harcerstwa. Jest to wizja spłycająca wychowanie harcerskie głównie do kwestii wyznaniowych i przejawiająca się w dążeniu do wykorzystania harcerstwa jako narzędzia w postulowanej rewolucyjnej przemianie społecznej.

Kiedy ogranicza się wychowanie harcerskie do wąsko pojętej formacji religijnej i wyrabiania karności, a najbardziej preferowaną propozycją działalności obywatelskiej staje się wstąpienie do wskazanej partii politycznej, harcerstwo musi przegrać.  Po cóż podejmować ważne zadania społeczne, skoro one odwracają uwagę harcerstwa od tego co ma być teraz jego pierwszoplanowym celem. Na podejmowanie takich zadań jest miejsce w partii politycznej. Nie ma sensu angażować w to harcerstwa, bo mogłoby to być konkurencją dla postulowanej aktywności politycznej „wychowanków”. Również kwestie wychowania społecznego, kształtowania woli i tężyzny fizycznej, rozwijania zainteresowań i rozbudzania aspiracji twórczych, stoją w sprzeczności z postulowaną ascetyczną formacją duchową. Z taką wizją harcerstwa zderzyłem się boleśnie nie raz, ot choćby w swojej walce o przeforsowanie projektu i powołanie Harcerskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Mało kto dziś w to uwierzy ale o powołanie HOPR trzeba było walczyć dyskutując z argumentami w stylu „po co nam coś, co stanie się konkurencją dla formacji duchowej”? 

Dopóki wspólnym wysiłkiem nie przezwyciężymy w ZHR tej prymitywnej wizji harcerstwa wynikającej po prostu z niewiedzy i towarzyszącemu jej przeświadczeniu w swej wyjątkowej roli, nasze harcerstwo pozostawać będzie w dotychczasowym marazmie. Najpierw musimy uznać, że naszym celem jest kompleksowe wychowanie młodego człowieka, nie pozbawione sfery religijnej, ale poza tym ukierunkowane też na wartości społeczne i na wszechstronny rozwój osobowości. Gdy to stanie się przez nikogo niekwestionowanym faktem i gdy rozwój programu w obu organizacjach zostanie uwolniony od duszącej cenzury władz, będzie można zacząć szukać najwłaściwszych środków do urzeczywistnienia tak postawionych celów. Z czasem pojawią się nowe adekwatne do potrzeb propozycje. Wtedy okaże się, że najskuteczniejszym środkiem wychowania aktywnych obywateli jest realna służba społeczna. I wtedy dopiero ZHR będzie gotowy podjąć ważne społecznie zadania.

Niestety nie nastąpi to szybko. Bo najpierw musi dojść do przewartościowania celów wychowania w większości gromad zuchowych i drużyn harcerskich. Dopiero gdy to nastąpi i gdy praca harcerska otworzy się na  prawdziwe potrzeby wychowawcze młodego pokolenia przez etap zuchowy i harcerski przejdą zastępy prawidłowo ukształtowanych dziewcząt i chłopców gotowych do budowania na porządnie ukształtowanym fundamencie  wyższych pięter osobowości, a w szczególności przygotowanych do podjęcia bezinteresownej i pożytecznej społecznie służby. Innymi słowy ZHR może podjąć poważne zadania wtedy, gdy będzie miał kto je podjąć. A podjąć je mogą tylko wędrownicy i harcerze starsi, których w obecnym ZHR prawie wcale nie ma.

Nie ma ich, bo ruch wędrowniczy stał się obiektem wyjątkowego zainteresowania propagatorów uproszczonego harcerstwa. Tylko dziewczętom i chłopcom w wieku wędrowniczym z racji tego na jakim pozostają etapie rozwoju umysłowego można było „prać mózgi” w nadziei na osiągnięcie jako takich, choćby pozornych efektów.  Indoktrynacja zuchów i harcerzy nie mogła rokować żadnych efektów więc pozostawiono te gałęzie w spokoju umożliwiając im przetrwanie w jako takiej kondycji. Wędrownictwo niestety nie przeżyło zastosowanego eksperymentu i upłynie jeszcze sporo czasu, zanim, korzystając z dogodnych warunków, będzie mogło się odrodzić. O ile te warunki zaistnieją. Jestem co do tego optymistą, bo nie wierzę żeby ów absurd mógł się długo utrzymywać w sytuacji coraz większej świadomości kadry instruktorskiej.

Jakie to mogą być te ważne społecznie zadania, które my harcerze moglibyśmy podjąć. Nie będę ich tu wymieniał bo są ich setki. Dokładnie tyle samo ile nabrzmiałych i czekających na rozwiązanie problemów społecznych. Próbkę celnych propozycji dał nam w tym numerze Pobudki hm. Piotr Łysoń. Jego propozycje są o tyle cenne, że wyrastają wprost z tradycyjnego pojmowania wędrownictwa jako wędrówki po problemach społecznych. Nic dziwnego. Piotr jest nieodrodnym synem środowiska Warszawskiej Czarnej Jedynki, gdzie owa wizja wędrownictwa się wykuła  i gdzie święciła triumfy. Każdy kto interesuje się dokonaniami harcerstwa potwierdzi, jak wielka wychowawcza moc kryła się z tym wędrowniczym środowisku, ilu wspaniałych aktywnych obywateli Rzeczpospolitej się tam wychowało. Właśnie dzięki takiemu a nie innemu podejściu do wychowania harcerskiego, które nie było narzędziem indoktrynacji lecz środkiem służącym rozbudzaniu wrażliwości społecznej. Tak na prawdę, poważne zadania społeczne podejmowane przez WCJ służyły celom wychowania a dopiero później załatwieniu takiej czy innej potrzeby społecznej. Taki też jest charakter zgłoszonych przez Piotra propozycji służby dla wędrowników.

Warto przy tej okazji wyjaśnić pewne nieporozumienie jakie wynika z niedostatecznej wiedzy o harcerstwie. My nie musimy szukać zadań widocznych – czytaj spektakularnych. Nie musimy i nie powinniśmy, bo naszym celem jest wychowanie młodzieży do szarej bezinteresownej służby społecznej.  Naszym zadaniem jest pozwolić dziewczętom i chłopcom rozsmakować się w służbie, która nie zostanie nagrodzona ani orderem, ani popularnością medialną, tylko dostarczy wewnętrznej satysfakcji z faktu bycia pożytecznym. Dziś w dobie gdy część instruktorów bardziej przejmuje się pr-owskimi efektami naszej działalności niż efektami wychowawczymi, jest to pogląd mało popularny. Ja jednak wierzę, że w ZHR tkwi jeszcze głęboko zakorzeniony pierwiastek ideałów harcerskich, który każe dwa razy się zastanowić zanim podejmie się akcję w stylu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Może gdybyśmy tego typu akcje organizowali opinia publiczna wyżej by nas ceniła a urzędnicy chętniej udzielali dotacji, ale czy sprzyjałaby ona osiągnięciu tych efektów wychowawczych, na których najbardziej powinno nam zależeć?

Nie w taki sposób powinniśmy budować swój wizerunek jako ruchu społecznego. Od załatwiania konkretnych spraw natury społecznej są liczne stowarzyszenia i fundacje o bardzo specjalistycznym i wąsko pojętym zakresie działania. Właśnie z tego względu nigdy nie będziemy bardziej skuteczni w rozwiązywaniu konkretnych problemów społecznych niż one. Taki wizerunek byłby szkodliwy dla harcerstwa, bo zawsze w opinii publicznej kojarzyłby się z łapaniem wielu srok za ogon a co za tym idzie byle jakością działania. Nie tędy droga.
Wizerunek harcerstwa trzeba budować przedstawiając społeczeństwu prawdziwe cele naszego ruchu. A naszą misją jest kompleksowe wychowanie młodzieży. W tym mamy szansę być najlepsi. I to społeczeństwo jest w stanie docenić, pod warunkiem, że sami uwierzymy, że właśnie to jest naszą misją i potrafimy się odpowiednio zaprezentować. Nie szukajmy dróg na skróty bo one często prowadzą na manowce.  

Odpowiadając wprost na pytanie postawione we wstępie uważam, że wystarczy gdy będziemy wychowywać młodzież. A gdy będziemy to robić w sposób prawidłowy -  dobrze wypełniając misję wychowania aktywnych obywateli zapisaną w naszym statucie, nasze drużyny wędrownicze podejmą ważne zadania społeczne. Gdyby tak się nie stało, to jakież byłyby efekty naszego wychowania w skali społecznej?

hm. Marek Gajdziński, Mazowiecka Chorągiew Harcerzy ZHR