pwd. Maciej Albinowski

Przyszli wodzowie, zakładając gromady zazwyczaj snują piękne marzenia. Wymyślają obrzędowości pełne szlachetnych wzorców, które mają stworzyć prawdziwie zuchowy klimat. Wyobrażają sobie przyszłe zbiórki jako miejsce spotkań dzielnych chłopców, poszukiwaczy przygód i serdecznych przyjaciół. Chcą żeby było tak, jak w słynnej gromadzie Antka Cwaniaka.

Natomiast rzeczywistość 21-go wieku często weryfikuje nasze plany. Niespodzianki są różne. Mogą to być zuchy przyrośnięte do komputera, znudzone światem i trochę jakby pozbawione wyobraźni. Mogą to być kompletne niezdary, które przyszły do gromady, dlatego, że nie znalazły akceptacji w swoich klasach. Wreszcie, możemy mieć dzieci tzw. „bezstresowo wychowane", które mają trudności z zachowaniem dyscypliny i ograniczaniem swojego egoizmu. Im więcej takich zuchów, tym gromada będzie bardziej mętnym odbiciem idei, która tkwi w naszych marzeniach, i o której czytaliśmy u Kamińskiego.

 

Z większością tych niedoskonałości można skutecznie pracować. Charyzma wodza, ciekawe zbiórki, oddziaływanie grupy rówieśniczej, system nagród i kar, indywidualne zadania na gwiazdki i sprawności etc. mogą sprawić, że przybliżymy się do naszego ideału fajnej, zgranej gromady. Czasem jednak zdarzają się zuchy szczególnie trudne. Takie, które silnie wpływają na pracę całej drużyny.

 

Np. chłopiec, który przez całą zbiórkę udaje psa i nie potrafi przestać opowiadać sprośnych dowcipów. Albo inny, który jak nie dostanie, czego chce, to wpada w szał i zaczyna rzucać kamieniami w resztę gromady. Chłopiec, który nagle ucieka ze zbiórki i grozi, że się zabije. Sądzicie, że przesadzam? Prowadziliście gromadę i nie mieliście takich sytuacji? To bardzo dobrze. Niestety, powyższe przykłady pochodzą z mojego doświadczenia. W ciągu siedmiu lat miałem do czynienia z czterema takimi naprawdę trudnymi zuchami. O kilku innych, podobnych, słyszałem od kolegów zuchmistrzów.

 

Kiedy drużynowy może stwierdzić, że praca z konkretnym zuchem jest naprawdę trudna? Wtedy, gdy pomimo swoich szczerych starań nie jest w stanie zapanować nad jego zachowaniem. Uważam, że jest to kategoria, która musi być rozumiana w odniesieniu do umiejętności danego instruktora. Bo co z tego, że ktoś bardziej doświadczony poradziłby sobie z danym chłopcem? Tego kogoś tutaj nie ma, a jeśli dany drużynowy umie prowadzić „normalnych" chłopców, to wtedy pojawienie się chłopca szczególnie trudnego znacząco pogarsza efekty jego pracy.

 

Choć każdy wychowanek jest inny, to można powiedzieć, że są dwa główne typy problemów:

 

- zuch demoralizuje resztę gromady

 

- zuch stanowi zagrożenie dla zdrowia reszty gromady, a czasem swojego.

 

Pod tym drugim typem kryją się także „tradycyjne" łobuziaki, które od czasu do czasu komuś przyłożą, a potem ich koledzy wracają posiniaczeni do domów. Taki „tradycyjny" problem, choć również bardzo niebezpieczny, bo może odstraszyć słabsze dzieci od gromady, jest jednak podatny na stosowanie równie tradycyjnych metod, np. opisanych w „Kręgu Rady". Dużo gorszy jest chłopiec, który nie potrafi opanować swoich emocji i nagle w ataku furii zaczyna się rzucać na kolegów.

 

Generalnie, takie problemowe zuchy to poważne zagrożenie dla gromady. Po pierwsze, angażują nieproporcjonalnie dużo czasu i energii kadry. Nie można ich zignorować, bo mogą sobie lub komuś zrobić krzywdę, albo - i tu dochodzimy do większego niebezpieczeństwa - zarażą swoją postawą pozostałych. Bo jak stworzyć zuchową atmosferę i mówić, że jesteśmy dzielnymi rycerzami, gdy jeden z nas udaje psa i głośno przeklina?

 

Oczywiście, po zbiórce, na której mieliśmy do czynienia z takim zachowaniem, musi nastąpić poważna rozmowa z rodzicami. Wkurzony drużynowy, któremu zepsuto zbiórkę, najchętniej pozbyłby się trudnego dziecka z gromady. Z drugiej strony, najczęściej to wygląda tak, że rodzice też są zmartwieni i bardzo przepraszają za synka. Chłopiec ma również problemy w szkole, codziennie przynosi uwagi i nie potrafi znaleźć sobie kolegów. Poza tym, ten człowieczek potrafi czasem zachowywać się normalnie. Owszem, z reguły jest niesforny i trochę przeklina, ale prawdziwych napadów furii nie dostaje na każdej zbiórce. A ZHR ma przecież służyć i wychowywać. Należy też wziąć pod uwagę, że dziecko wykluczone z naturalnych grup społecznych, może w dorosłym życiu „mścić się" na społeczeństwie i stać się np. przestępcą.

 

Żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy powinniśmy trzymać takiego zucha w gromadzie, warto przeanalizować trzy aspekty:

 

1) Możliwości kadry: W kadrze muszą być przynajmniej dwie osoby, tak żeby jedna mogła w sytuacji kryzysowej zająć się rozwiązaniem problemu niesfornego zucha, a druga resztą gromady. Poza tym, ważne jest doświadczenie drużynowego. Jeżeli go brakuje i wódz ma problemy nawet ze zorganizowaniem „normalnych" chłopców, to wtedy nie ma sensu podejmować się dodatkowego wyzwania.

 

2) Gromada jako środowisko wychowawcze: Jeżeli gromada składa się z doświadczonych zuchów, panuje w niej atmosfera zgodna z prawem zucha, to wtedy jest mniejsze niebezpieczeństwo, że zostanie ona zdemoralizowana przez chłopca problemowego. I jednocześnie są większe szanse, że zadziała pozytywne oddziaływanie: chłopiec będzie chciał należeć do takiej fajnej grupy, więc będzie musiał się zachowywać zgodnie z obowiązującymi normami. Jeśli się do nich nie zastosuje, to będzie wykluczany z stosunków koleżeńskich.

 

W odwrotnej sytuacji - gdy gromada składa się głównie z nowych zuchów, to ma niewielką siłę oddziaływania, a jednocześnie, przez chłopca rozwalającego zbiórki, taka drużyna może nigdy nie nabrać zuchowego charakteru!

 

3) Sam chłopiec: Trzeba się zastanowić, na ile stanowi rzeczywiste zagrożenie dla innych. Jak często zdarzają mu się niebezpieczne zachowania? Czy generalnie mamy nad nim jakąś kontrolę np. czy staje na zuch gotów, czy raczej nie reaguje na nasze polecenia? (Ta druga sytuacja byłaby skrajnie demoralizująca dla reszty zuchów). W jakim jest wieku? (Młodsi mają mniejszy wpływ na resztę gromady i są większe szanse, że jeszcze się zmienią). Na ile on sam chce przychodzić na zbiórki (co daje jakieś nadzieje), a na ile to rodzice go na nie wypychają? Warto też się zastanowić, z czego wynikają jego problemy. Mogą to być np.: rozpad rodziny, „bezstresowe wychowanie", za dużo kontaktu z telewizją i komputerem, jakiś szok związany ze zmianą otoczenia. No i najważniejsze - czy rodzice poważnie traktują sytuację, czy starają się pracować z chłopcem, czy możemy liczyć na ich pomoc?

 

Po uwzględnieniu tych wszystkich czynników, należy wymyśleć jakąś strategię. Obok takich najprostszych: przyjąć do gromady, wyprosić lub dać jeszcze jedną szansę, chciałbym również zaproponować model pośredni.

 

Można umówić się z rodzicami, że w trakcie zbiórki są w pobliżu i jeśli chłopiec przestanie się słuchać wodza, zacznie „wariować" itp., to wówczas przyboczny wyprowadzi go i po nich zadzwoni. W konsekwencji naruszenia norm panujących w gromadzie, chłopiec może zostać zawieszony na jedną, dwie, albo nawet trzy zbiórki i zaproszony na następną. W ten sposób reszta zuchów widzi, że w gromadzie panują określone zasady i jest to pewna elitarna grupa, w której trzeba się porządnie zachowywać. W trakcie, kiedy problemowy chłopiec jest zawieszony, wódz ma większe możliwości budowania dobrej gromady. A jednocześnie nie skreślamy go, dajemy kolejne szanse i jesteśmy wobec niego uczciwi.

 

W obliczu podobnych dylematów nie ma łatwych decyzji. Drużynowy bierze odpowiedzialność za pracę gromady i ma pełne prawo nie przyjmować jakiegoś zucha na zbiórki. Ma również obowiązek dbać o motywację kadry do prowadzenia drużyny, a jest ona tym większa, im lepiej gromada funkcjonuje - zuch rozwalający zbiórki często doprowadza do frustracji. Z drugiej strony, nie ma misji niewykonalnych. Zawsze istnieją szanse, że pomożemy danemu chłopcu, a gromada przy tym zbytnio nie ucierpi. Drużynowy musi ocenić sytuację i podjąć świadomą decyzję.

 

 

pwd. Maciej Albinowski, Mazowiecka Chorągiew Harcerzy ZHR
W harcerstwie od 1999 roku. Wychowanek wspaniałej 265 WLDH-y "Skrzydła" im. Batalionu Parasol. W latach 2001-2008 zuchmistrz w 265 WGZ "Wikingowie z Krainy Orłów". Obecnie drużynowy 265 WDH-y "Czata" im. Jana Rodowicza "Anody". Prywatnie student Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.