Hm. Paweł Wieczorek KOHUB

Burza obok szklanki wody

Artykuł Druhny Naczelnej „Wychowanie do wojny czy do pokoju?" zamieszczony w odnowionej POBUDCE, pokazał to, czego obawia się wielu z nas. Rzeczywiście nie wiemy: „jaka misja stoi przed ZHR dzisiaj, kiedy wybrzmiało już rzucone nam „Pojutrze"?To słuszna uwaga o kardynalnym dla przyszłości polskiego harcerstwa znaczeniu. Tylko po co siać panikę: od samego tytułu poczynając kreować nieprawdziwy obraz dyskusji o rzekomo dominujących pomysłach na cele wychowawcze i misję społeczną ZHR? Nie istnieje dziś bowiem realnie dylemat czy wychowywać w harcerstwie do wojny, czy do pokoju. Kto miałby nawoływać do wojny? Młodzi ludzie, którzy oddają hołd bohaterom minionych zmagań? Czy to ich wina, że literatura historyczna, poezja, a nawet ogniskowe piosenki przesycone są duchem martyrologii, bo taką dano nam historię, „na taką miłość skazali taką przebodli nas ojczyzną" (Zbigniew Herbert)? A może przy okazji wspominania rocznic wzywamy do pomsty i zbrojnego odzyskania utraconych Kresów?Czy ktoś przy zdrowych zmysłach przygotowuje harcerzy na krwawy bój w obronie prześladowanych rodaków na Białorusi czy Ukrainie? Nie słyszałem. Jeśli się mylę, proszę o przykłady. Z harcerstwa, nie z bojówek Młodzieży Wszechpolskiej,wspólnymi symbolami i gestami zbratanych z nazistami Berlina, Drezna, Lipska...

 

Czego boi się Agnieszka? Nie lubi widoku harcerzy z karabinami, i tę fobię eksponuje na pierwszym miejscu. Jej prawo. Ja na przykład nie lubię pląsów przy ognisku i czosnku w zupie. Dużo później dopiero dowiadujemy się z artykułu, że tak naprawdę chodzi o to, iż: „harcerze, w przeciwieństwie do skautów z Jamboree,nie chcą za swój symbol mieć gołębia tylko broń!"- co wzbudza sprzeciw naszej Naczelnej. Mamy „walczyć, ale o pokój".

 


            Tylko że to już było, Aga. „Przyrzekam całym życiem służyć tobie, Ojczyzno, być wiernym sprawie socjalizmu, walczyć o pokój i szczęście ludzi i być posłusznym Prawu Harcerskiemu" - znasz tę rotę Przyrzeczenia, składanego wówczas, gdy czołgi Układu Warszawskiego dławiły Praską Wiosnę, i potem, gdy sowieckie samoloty szturmowe wypalały napalmem afgańskie wsie? Wtedy te słowa były groźne, bo na straży socjalistycznego pokoju stały setki tysięcy (sic!) czołgów i rakiety z głowicami atomowymi. Nasza armia głowic nie miała, strzegły ich na terytorium PRL oddziały radzieckie - ale cele dla polskich rakiet dziś już znamy: miasta w Danii i w północnych landach Zachodnich Niemiec. Wówczas „walka o pokój" była eufemizmem, oznaczającym przygotowania do siłowego narzucenia światu komunistycznego porządku, a raczej - bałaganu. Co dziś oznacza walka o pokój?„Harcerze powinni zastanawiać się nad zagadnieniami gaszenia konfliktów,spieszeniem z pomocą potrzebującym, organizacją misji pokojowych czy wsparcia humanitarnego" - uważasz, Agnieszko, i trudno się z Tobą nie zgodzić.Zastanawiać się istotnie możemy... Jeszcze bardzo długo.

 

            Tylko co to ma wspólnego z odgrywaniem Akcji pod Arsenałem, dziesiątkami innych rekonstrukcji historycznych bitew i tym, straszliwym, obrzydliwym do nudności obnoszeniem się z makietami karabinów? Nie wiem. Gdyby ZHR dużym nakładem sił odbudował mur warszawskiego Getta, albo zabawiał się w egzekucje zakładników,Twój niepokój byłby całkiem uzasadniony. Ale, na szczęście, nic takiego się w Polsce nie dzieje.

 

        Reasumując: zadajesz rozsądne pytania, mieszając je z wydumanymi zagrożeniami. Przy całym szacunku to się nazywa paranoja, Naleśniku!Wywołałaś burzę OBOK szklanki wody, która sobie spokojnie stoi, a za Tobą podąża legion spolegliwych pacyfistów od kompromisu za wszelką cenę (wzorzec:Monachium 1938 r., Neville Chamberlain i Adolf Hitler).

 

            W dyskusji na forum Rafał podpiera się autorytetem samego Twórcy Krzyża Harcerskiego:„Ksiądz Jan Zawada (Kazimierz Lutosławski) "Czuj Duch - Szesnaście gawęd obozowych o idei skautingu". Z wynurzeń czcigodnego kapłana (bez ironii),wynika, że harcerze nigdy nie dorównają doświadczonym, silnym mężczyznom,których są w armii miliony, zatem przygotowanie skautów do wojny nie ma żadnego sensu, niesie tylko szereg niebezpieczeństw. Byłbym skłonny zgodzić się z Księdzem Harcmistrzem, w 1913 roku takie rozumowanie miało sens. Młodociani skauci średnio nadawali się na mięso armatnie, mielone półtonowymi pociskami Grubych Bert w błotnistych okopach Flandrii. Być może tam i wtedy właśnie powstał zdrowy pacyfizm, tak wychwalanych przez Agę „skautów z Jamboree". Nic z tego, zresztą o ks. Lutosławskim pisać nie mogę, mam go na wspólnym zdjęciu z moją babcią. Ona była uczennicą i harcerką, on katechetą i drużynowym w polskiej szkole ewakuowanej do Moskwy w czasach Pierwszej Wielkiej Wojny.

 

             No a potem przejechał się po mnie sam wielki Szwejk, bez aluzji do ksywki. On już w wojnę się nie bawi, bo strzelał nawet z moździeża i armaty p-panc. Ma to z głowy, w wojsku był, a słuchać rozkazów dziś już nie zamierza. No pięknie! Wgniótł mnie w błoto jak czołgi Guderiana. Wcześniej jednak tenże sam Szwejk pisze: „Dopóki więc chłopaki spontanicznie będą grać w piłkę i bawić się w wojnę, dopóty żaden drużynowy nie może się na to obrazić. Chodzi tylko o to, o czym napisał wcześniej Kohub, żeby pod tę atrakcyjną dla chłopców formę podłożyć wychowawczą treść". Zatem zabawa w wojnę jest dobra, w wojsko już nie. Ryzykowna teza. Marku, ja bym powiedział że odwrotnie. A w ogóle widzę tu dziwne materii pomieszanie („dlaczego jazda wołoska lekką się zowie? - Bo lekko ucieka. Amen!"- to z modlitewnika Pana Podbipięty, jakby ktoś nie wiedział).

 

Marku! Czołg, jak przejdzie już przez okop, narażony jest na atak od tyłu przez tych, którzy w okopie przetrwali. I nie trzeba im p-panca,wystarczy wiązka granatów, albo butelka z benzyną. W każdym razie tak było wczasach Guderiana, Abrams jest odporniejszy...

 

             Trójco Ty Moja Cytowana! Czy nie widzicie, że piszecie historię, pod hasłem szukania nowych celów dla harcerstwa? Jedna wypomina wpisywanie w kanon wychowawczy poległych bohaterów Szarych Szeregów zamiast białego gołębia, drugi wali we mnie argumentami sprzed stu lat, w dodatku autorstwa człowieka, który przy wszystkich swoich zasługach nie miał pojęcia o wojsku i o wojnie, trzeci nabrał dystansu do armii, bo chcąc nie chcąc służył w Ludowym Wojsku Polskim(polskojęzycznym). Oczywiście ja też mógłbym służyć cytatami z zamierzchłych epok, na przykład o Rzeczypospolitej Podhalańskiej Małkowskich i gromadzeniu broni w jaskiniach Nosala. Albo elementarny cytat pochodzący z 1912 roku:„Widome symptomy gotowości wyczuwało się na każdym kroku, na przykład w ćwiczeniach skautowych, które w owym czasie miały w większości wypadków charakter przygotowania lub uzupełnienia ćwiczeń wojskowych. Takie dziedziny,jak terenoznawstwo, patrolowanie, wywiady - mające zastosowanie w służbie wojskowej - stały w drużynach na wysokim poziomie. Szła tu z pomocą i odpowiednia lektura (...) Wszystko to świadczyło o zdecydowanym nastawieniu młodzieży w kierunku jak najlepszego przygotowania do wojny" (Wacław Błażejewski: Z dziejów harcerstwa polskiego 1910-1939 MAW 1985.) Na „jedynie słuszne poglądy dawnych autorytetów" można się powoływać w nieskończoność.Czekam więc z niecierpliwością, aż ktoś pouczy mnie, że z kosami na armaty harcerzom nie po drodze, i że nie sprawdziliby się w Wąwozie Termopile.Litościwie zniosę wszystkie następne anachronizmy i pozostanę nadal zwolennikiem harcerstwa paramilitarnego. Czemu? No więc po kolei.

 

             Czas masowych, milionowych armii z poboru skończył się bezpowrotnie. Już dziś nie wystarczy umiejętność strzelania z kałacha (a nawet moździeża), natomiast armaty p-panc zastąpił w Wojsku Polskim pocisk kierowany Spike LR, który kosztuje tyle co dobry mercedes, więc analfabeta z Pipidówki do ręki go niedostanie. Podstawową jednostką taktyczną staje się  ośmioosobowa drużyna, przewożona„Rosomakiem", w której każdy żołnierz ma swoją funkcję i ściśle określony zakres obowiązków. Czy Wam to czegoś nie przypomina? Oczywiście nadal w cenie pozostaje umiejętność orientacji w terenie w dzień i w nocy, odpowiedzialność za kolegów, obowiązkowość i wytrwałość w służbie, a w potrzebie umiejętność udzielenia pierwszej pomocy rannym. Z reguły pierwszy awansuje żołnierz, który ma naturalny posłuch wśród kolegów. W cenie jest rzadka nawet u harcerzy zaleta charakteru, nazywana przez Aleksandra Kamińskiego dzielnością.

 

Od kiedy to zrezygnowaliśmy w ZHR z zastępów? O niczym taki mnie słyszałem, a dobry zastęp jest dziś podstawą nowoczesnej armii...

 

 Dzisiejsi harcerze dojrzeją do poboru za 5-8 lat. Wówczas poboru już właściwie nie będzie, bo szykuje nam się armia zawodowa. Znaną z piosenek (i Ludowego Wojska Polskiego) szarą piechotę, zastąpią do tego czasu „żołnierze przyszłości" (Land Warriors z amerykańska), walczący w Zintegrowanych Grupach Bojowych. Nie wdając się w szczegóły, przyszły „piechociarz" będzie bardziej operatorem złożonego systemu uzbrojenia z indywidualnym komputerem balistycznym, noktowizorem,szerokopasmową łącznością na różnych szczeblach dowodzenia, GPS-em i nahełmowym wyświetlaczem sytuacji taktycznej. Wiele się ostatnio słyszy narzekań, że za mało jest w harcerstwie nowych technologii, że wciąż uciekamy w las, zostawiając w domu komputery i inne zdobycze XXI wieku. Oczywiście, harcerstwa nie będzie nigdy stać na urządzenia, odpowiadające wojskowym. Ale pojawi się - już całkiem niebawem - nowy, ciekawy zawód, wymagający sprawności fizycznej, licznych umiejętności fachowych, a przy tym etosu służby państwu i społeczeństwu, które najłatwiej nabyć w dobrej drużynie harcerskiej.

 

No, chyba że wolimy, by w NATO reprezentowali nas uzbrojeni łysole ze stadionów i zakrapianych imprez partyjnych przybudówek młodzieżowych. Przegapiliśmy już masowe powstawanie Bractw Rycerskich, choć stale zasłaniamy się Zawiszą. Ma się to powtórzyć? Skoro tak, poddaję się. Nie wyszkolimy w harcerstwie żołnierzy inie mamy takich ambicji. Natomiast możemy przygotować ludzi, którzy pod każdym względem do takiego szkolenia będą się nadawać. A my nie będziemy się za nich wstydzić, jak już dziś za niektórych samorządowców.

 

Jeszcze trzy ważne sprawy, niezwiązane z techniką. Po pierwsze z zawodowej armii zniknie kapralskie zupactwo, czołganie w błocie i mycie podłogi szczoteczka do zębów - to wszystko, czego nie znosi Szwejk. Zwyczajnie nie będzie się to opłacać - wysoko wynagradzany, świetnie wyszkolony specjalista o silnej ideowej motywacji jest zbyt cenny, żeby go zniechęcać takim traktowaniem. Po drugie:nie mogę zgodzić się Szwejkiem, że rozważania o „zabawie w wojnę" dotyczą tylko chłopców. Przez cztery lata prowadziłem w ZHP koedukacyjną drużynę „Czerwonych Beretów", a jeszcze i teraz zdarza mi się na zaproszenie druhenek organizować szkolenie strzeleckie, albo taktyczne gry terenowe... Zresztą o czym my tu mówimy w epoce, gdy dziewczyny kończą Szkołę Orląt i prowadzą bojowe samoloty!

 

Wreszcie -to najważniejsze - wychowanie ludzi, którzy pójdą na ochotnika do polskiego wojska, nie jest wychowaniem do wojny. Przeciwnie - posiadanie nowoczesnej armii to w niespokojnych czasach i... niemiłym sąsiedztwie najlepsza gwarancja pokoju. Bo dziś wszyscy liczą co się opłaca. A wiadomo powszechnie, mógłby się w tej sprawie fachowo wypowiedzieć Marek Frąckowiak, że targanie za wąsy młodego, sprawnego tygrysa nikomu się nie opłaci. Warto zatem zainwestować w hodowlę tygrysów, zwłaszcza że ani trochę nie kłóci się ona z harcerskim systemem wartości.

 

hm. Paweł Wieczorek, niegdyś szef KIHAM Katowice, członek Rady Porozumienia, współzałożycie lZHR. Dziennikarz (m.in. „Gość Niedzielny” przez 11 lat), trochę współpracownik radia i telewizora, wydawca, autor kilku powieści o harcerstwie („Zielone Straszydło”, „Pięć Zielonych”, „Wzgórze Rosiczki”). Ojciec dwóch dorosłych harcerek.