phm. Wojciech Hoser HR
Wśród licznych batalii jakie toczyłem w czasach swej aktywnej działalności w ZHR, do najbardziej spektakularnych należała walka o pełnoprawne miejsce dla niewierzących, poszukujących, wątpiących czy innowierców w szeregach ZHR-u. W owych prehistorycznych czasach zaczął kształtować się popularny dziś pogląd, że ZHR jest organizacją chętnie przyjmującą tego typu osoby jako materiał działań ewangelizacyjnych, natomiast instruktor jako wychowawca - ewangelizator musi być osobą głęboko wierzącą. Gdy w poprzednim numerze przeczytałem "Felieton o dawaniu szans", przed oczami stanęły mi dawno stoczone bitwy - "gdzie świtem pióra skrzypiące się łamały, a świece świeciły by nic nie oświecić..."
W skrócie i uproszczeniu felieton dotyczył młodego kandydata na instruktora, który przed Mazowiecką Komisją Instruktorską na spotkaniu otwierającym próbę miał wyznać, że uważa się za osobę niewierzącą. To szczere wyznanie, według informacji autorki felietonu, było podstawą odmowy otwarcia owemu druhowi próby na stopień przewodnika. Autorka uważa, że to źle, bo zgodnie z tytułem felietonu Komisja powinna dać kandydatowi na instruktora szansę i próbę otworzyć.
Dla mnie sprawa nie jest wcale taka oczywista. Pamiętam bardzo podobną historię, gdy mojemu następcy na funkcji drużynowego Mazowiecka Komisja Instruktora w nieco innym składzie odmówiła zamknięcie próby na stopień przewodnika z analogicznych powodów. Próba co zdarza się dość rzadko zrealizowana była w 100%. Wtedy nasze oburzenie budził fakt, że Komisja nie zamknęła próby Michała, skoro wcześniej ją otworzyła. Historia ta zaowocowała między innymi artykułem "Historia Adama", opublikowanym w "Zielonym Świerszczyku", a następnie przedrukowanym w 1 numerze "Pobudki". Próba to rodzaj umowy, w której kandydat na instruktora zobowiązuje się zrealizować wyznaczone zadania, aby przekonać Komisje, że zasługuje na stopień. Zerwanie tego typu umowy, jakim jest niewątpliwie odmowa przyznania stopnia po zrealizowaniu zadań, jest nie fair.
Jasne dla wszystkich jest również, że nie można uwierzyć na zawołanie. Wiara rodzi się gdy łaska będąca darem Boga, spotka otwarte serce człowieka. O ile dyskusyjne może być w ramach próby otwarcie serca, niejako na zawołanie, o tyle trudno objąć próbą na stopień przewodnika Ducha Świętego i zobligować go do podjęcia działań w okresie próby. Zatem skoro większość członków Komisji z obecnych zapisów statutowych wywodzi przeświadczenie, że instruktor to osoba głęboko wierząca, to Komisja postąpiła słusznie nie otwierając wspomnianej próby.
Jednocześnie uważam jednak, że Komisja Instruktorska nie powinna zakładać, że instruktor musi być osobą głęboko wierzącą, a zapisy statutowe nie powinny dawać podstaw do tego rodzaju przeświadczeń. W pełni zgadzając się z tym, że ZHR jest organizacją chrześcijańską i rozumiejąc jak ważna jest obrona wartości chrześcijańskich w moralnie chorej współczesnej rzeczywistości, nie widzę podstaw do tego aby z pełnienia funkcji w Związku z góry wykluczać osoby, które chrześcijanami nie są. Dlaczego?
Po pierwsze, "kto nie jest przeciw wam, ten jest z wami" poucza pismo święte (Łk 9,50). Kiedyś dane mi było rozmawiać z bardzo wartościowym człowiekiem, wykładowcą przedmiotów humanistycznych na mojej szacownej uczelni. Doktor Korab był wówczas prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców. Podczas rozmowy zdarzyło mi się przekręcić nazwę tej organizacji, zmieniając ją w Stowarzyszenie Wychowawców Katolickich. Mój rozmówca od razu zwrócił mi uwagę, że to stowarzyszenie jest katolickie, a wychowawcy nie zawsze. Różnica na pozór błaha, a jednak ważka. Zamiast zniechęcającej tabliczki tylko dla katolików, szeroko otwarte ramiona, zapraszające do współpracy wszystkich, którzy identyfikują się z wychowaniem zgodnym z katolickim systemem wartości. Pomyślałem sobie wówczas, że ja też bardzo bym chciał, żeby instruktorzy ZHR tak myśleli o naszej organizacji, jako o organizacji wychowującej w oparciu o zasady chrześcijańskie, a nie organizacji, w której wychowawcami są wyłącznie chrześcijanie. Gdy rozmawiałem o otwarciu organizacji na instruktorów niewierzących, poszukujących czy innowierców z kilkoma harcmistrzami, których harcerskie horyzonty obejmowały niemal cały przekrój powojennego harcerstwa, choć rozmowy prowadzone były niezależnie, zawsze pojawiał się ten sam warunek - "o ile nie będzie indoktrynował". Ten warunek wypływający z doświadczenia świadomie ateizującego w minionej epoce ZHP, nie może być ostatecznym wymaganiem w ZHR. Nie indoktrynować w chrześcijańskiej organizacji to zdecydowanie za mało, tu potrzebny jest głęboki szacunek i zrozumienie dla wagi religii w życiu człowieka, pomoc w odbywaniu praktyk religijnych, a jednocześnie osobiste zobowiązanie do ciągłego weryfikowania własnej relacji z Bogiem. Jednak to sformułowanie "starych harcmistrzów" pod warunkiem, że nie będzie indoktrynował, bardzo dobrze pokazuje punkt wyjścia dla otwarcia próby instruktorskiej, "kto bowiem nie jest przeciw wam, ten jest z wami"...
Po drugie, nie ma idealnych instruktorów. W korpusie instruktorskim ZHR mamy chorobliwie otyłych, niskich, jąkających się, niezbyt inteligentnych, z wadą serca, może także z krótszą jedną nogą... Są wspaniali gawędziarze, których opowieści można słuchać godzinami i tacy którzy smętnie przynudzają, mówią niezrozumiale, choć z wielkim zapałem. Niektórzy pięknie śpiewają, a i zagrać na gitarze potrafią, dla innych zaśpiewanie bratniego słowa bez fałszowania jest wyzwaniem. Mamy wspaniałych organizatorów i takich od siedmiu boleści. Każdy jest jakiś, ma swoje wady i zalety, mocne i słabe strony. Baden Powell uczył, że wychowanie metodą skautową polega na rozbudzaniu tych dobrych cech, a nie na tępieniu złych. Warto wysoko stawiać poprzeczkę, wskazywać ideał i do niego wytrwale dążyć, ale ludzie są tylko ludźmi. Nie ma idealnych instruktorów...
Po trzecie, od instruktorów trzeba wymagać, ale tylko rzeczy, które można otrzymać. "Jeśli rozkażę mojemu generałowi, aby jak motyl przeleciał z jednego kwiatu na drugi, a generał nie wykona otrzymanego rozkazu, kto z nas nie będzie miał racji?"- pyta retorycznie monarcha z "Małego księcia" Antoine'a de Saint Exuper'ego. Człowiek nie może uwierzyć sam z siebie, ani zmienić swych przekonań religijnych na zawołanie. Do statutu można byłoby wpisać wartościową z punktu widzenia wizerunku Związku poprawkę, że instruktor musi mieć minimum 180 cm wzrostu, albo IQ powyżej 120. Byłby to zdecydowany krok w kierunku elitarności ZHR-u, przecież nie każdy musi być instruktorem? Z drugiej jednak strony od instruktorów w organizacji chrześcijańskiej można wymagać aby żyli w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi. Dlatego zupełnie nie zgadzam się z wątkami zamieszczonymi w felietonie Agnieszki wkładającymi do jednego worka sprawy wiary, z zagadnieniami etycznymi, a konkretnie wspólnym mieszkaniem chłopaka z dziewczyną przed ślubem. Mieszkanie przed ślubem to całkowicie wolny i nieskrępowany wybór instruktora, wybór, który jest sprzeczny z chrześcijańskim systemem wartości. Zatem osoba mieszkająca przed ślubem, według mnie, nie powinna być instruktorem ZHR. Od instruktorów trzeba wymagać, ale tylko rzeczy, które można otrzymać...
Po czwarte ludzie to największy kapitał ZHR-u. Siła organizacji tkwi w tych ludziach, którzy poświęcają swój czas, którego często tak naprawdę nie mają i wydają na potrzeby organizacji swoje pieniądze, których im niejednokrotnie brakuje. Piszą po nocach plany pracy obozów, w trakcie sesji prowadzą zimowiska, zrywają się z pracy, żeby nie spóźnić się na kapitułę. Narzekamy, że brakuje instruktorów, widzimy jak przeciążeni są Ci którzy aktywnie angażują się w harcerską pracę. Czy, w tej sytuacji, warto jest rezygnować z rąk gotowych do pracy? Pełna zgoda, że są osoby, które z różnych przyczyn instruktorami być nie mogą, lub mówiąc ściślej nie powinny. Jednak, moim zdaniem, można być dobrym instruktorem harcerskim będąc osobą poszukującą Boga, czy innowiercą. Pamiętam, że Baden Powell powiedział: "jeśli skauting miałby być bez Boga lepiej , żeby go w ogóle nie było". Nie przypominam sobie jednak, żeby powiedział, że jeśli instruktor miałby być niewierzący to lepiej żeby nie był instruktorem. To, że w tej chwili jest to niemożliwe w ZHR to tylko wybór większości instruktorów potwierdzony w statucie. Wybór moim zdaniem błędny, bo zawsze tam gdzie nie ma zdecydowanych przeciwwskazań warto korzystać z rąk gotowych do pracy. Ludzie to największy kapitał organizacji...
Dawno temu przegrałem swoją batalię o pełnoprawne miejsce dla niewierzących, poszukujących, wątpiących czy innowierców w szeregach ZHR-u. Dzisiejszy ZHR stara się być organizacją wychowawców chrześcijańskich, o czym kolejny raz przekonał mnie felieton Agnieszki. Warto mieć swoje przemyślane zdanie w tak istotnej sprawie, w czym tym którzy nie pamiętają, że kiedyś nie było to tak oczywiste, mój artykuł mam nadzieję pomoże.
>HOSI<
phm. Wojciech Hoser HR, Mazowiecka Chorągiew Harcerzy ZHR
W ZHR od 1991 roku. Drużynowy wędrowniczy (1996-1998). Komendant Szczepu 80 Warszawskich Drużyn Harcerskich im. Bolesława Chrobrego (1999-2002). Związany z warszawskim środowiskiem instruktorów "Centrum" i organizowanymi przez to środowisko kursami kształceniowymi "Wyprawa" i "Wianami". Współtwórca niezależnego czasopisma harcerskiego "Zielony Świerszczyk". Obecnie w głebokiej rezerwie. Prywatnie mąż Magdy, ojciec Basi, prowadzi rodzinną szkółkę drzew ozdobnych.