hm. Tomasz Maracewicz

Kazano mi właśnie (kolektywny Red. Nacz.), napisać kilka słów podsumowujących Zjazd. Cóż, nie zrobiłem tego natychmiast, a teraz już … niewiele pamiętam. Starość nie radość. Pamiętam jednak, że mniej było napięć niż poprzednio, atmosfera bardziej braterska i pojednawcza, a prezentacje kandydatów do władz naczelnych jeszcze bardziej profesjonalne i dalekowzroczne.

Nie obyło się też bez gorszących incydentów, ale przez wzgląd na jej uczestników spuszczę zasłonę milczenia. Bo był to przecież margines.


Znamienny był również przebieg prac nad jedną z kontrowersyjnych uchwał, tzw. seks-uchwałą, czyli uchwałą, która miała zwrócić uwagę m.in. na kwestie czystości  przedmałżeńskiej, a także nakazać przełożonym określoną ścieżkę postępowania. I tu, o dziwo, mimo, że projekt wsparty był szacownymi, duchownymi autorytetami, to przepadł jednak. Cieszę się, że przepadł – nie dla samego faktu, ale dla wspaniałej obserwacji postaw delegatów, którzy słysząc różnej rangi argumenty: począwszy od wytoczonych potężnych dział etyki chrześcijańskiej, na sprowadzaniu całości do absurdu skończywszy, dali w końcu posłuch argumentom szalenie merytorycznym, odnoszącym się do celów wychowania i metody harcerskiej, czyli tego co powinno być źródłem wszelkich harcerskich rozważań. I co najważniejsze, dyskusja nie utknęła w rozróbie politycznej i okopach Św. Trójcy, co niestety ostatnio w naszym kraju jest nad wyraz częste.


Uff, zadanie wykonane, o Zjeździe było. A teraz kilka słów o metodzie, a raczej jednym z jej aspektów, który również padał w przemówieniach zjazdowych, a także bardzo często pada w dyskusjach instruktorskich. Nazywa się to uczenie „system zastępowy na wszystkich poziomach”.  Brzmi nieźle, czyż nie ? A ja się pytam: o co chodzi i skąd to się wzięło ?! Chodzi ponoć o to, że niby hufcowy pracuje jak zastępowy z drużynowymi z hufca, a komendant chorągwi -  z hufcowymi, a Naczelnik – z Komendantami Chorągwi.  A skąd się wzięło ? No nie wiem, chyba po prostu z nieporozumienia. I co gorsza: szkodliwego nieporozumienia. Bo takie spojrzenie robi z systemu zastępowego – system zarządzania, a to przecież kompletnie nie o to chodzi ! Bo czym jest system zastępowy, proszę druhen i druhów ? Stwarzaniem sytuacji wychowawczych pobudzających wzajemność  oddziaływań w naturalnych grupach rówieśniczych. Taka jest istota. Natomiast na pewno w kierowaniu jednostkami wyższych szczebli od drużyny nie jest istotą stwarzanie sytuacji wychowawczych. A  zespół drużynowych, czy hufcowych nie jest na pewno ani grupą naturalną, ani rówieśniczą. Ktoś powie: o co tyle krzyku ? O te słówka: sytuacja wychowawcza, grupa naturalna, rówieśnicza ? A tak. Bo gdy porzucimy pierwotny sens rozumienia systemu zastępowego, to w naszych realiach robi się z niego bezwiednie nieudolny system zarządzania. I nic więcej. Drużynowy przestaje rozumieć jak powstaje naturalna grupa i skąd biorą się w niej naturalne motywacje (zupełnie inne niż w grupie instruktorskiej: drużynowych czy hufcowych).  A przecież w systemie zastępowym nie chodzi o stworzenie sposobu kierowania chłopcami poprzez pośredni szczebel managerski tylko o to, by pozwolić na wyodrębnienie się i spajanie grup rówieśniczych naturalnymi więzami chłopięcej przyjaźni. Tak, by wzajemne oddziaływanie, napędzane tymi zażyłościami, ale i chęcią współzawodnictwa, ulegało pozytywnemu wzmocnieniu. I to bez większego wysiłku ze strony drużynowego, bez uciekania się do polityki, bez kupowania sobie przychylności wśród członków tej grupy. Inaczej niż w dorosłym, również i instruktorskim życiu

.
Drugim problemem pojawiającym się wokół systemu zastępowego to rozumienie miejsca i roli ZZ-tów.  A ta, uwaga, uwaga, jest przynajmniej kontrowersyjna. Cóż skoro ZZ-ty są często utożsamiane z systemem zastępowym.  Nic bardziej błędnego. Technika ZZ-tów tylko na pierwszy rzut oka wydaje się bez skazy. Bo jak w niej uniknąć separowania zastępowych od zastępu, jak uniknąć pokazywania im innego, ciekawszego życia niż z własnym zastępem, jak wreszcie zmieścić pracowicie budowaną tożsamość ZZ-tu pomiędzy tożsamość drużyny i zastępu. A tożsamość grupy w harcerstwie, to arcyważna sprawa.


Nie czas i nie miejsce teraz na rozwodzenie się w powyższych kwestiach. Wrócę jeszcze do tych spraw w kolejnych nr-ach Pobudki. Jedyne o co chcę teraz zaapelować to o rozwagę  w kształtowaniu poglądów młodych ludzi na metodę harcerską. Jest ona czym innym niż wielu z nas się wydaje.
Aż czasem wstyd.
Tomasz Maracewicz hm