phm. Wojciech Hoser 

Młodym instruktorem będąc byłem dumny, że w mojej organizacji harcerskiej wszyscy przestrzegają  10 punktu Prawa Harcerskiego. Mimo różnych zapatrywań i sporów wewnątrz ZHR-u, zawsze był on wierny przedwojennej tradycji harcerskiej i swym KIHAM-owskim korzeniom. Nigdy nie spotkałem tu instruktorów, którzy by pili napoje alkoholowe. Tymczasem  w bratnim ZHP, bywało z tym bardzo różnie.  Znałem tam instruktorów w kwestii tej niezwykle zasadniczych, ale także takich, którzy 10 punkt rozumieli jako zobowiązanie do nie nadużywania alkoholu, lub nie nadużywania alkoholu na obozie o ile jest się w mundurze... W miarę upływu lat nie zmieniłem negatywnej oceny ZHP  jako organizacji abstynenckiej,  jednak  i na ideowość instruktorów ZHR-u w tej kwestii patrzę dzisiaj bardziej krytycznie.

Będąc instruktorem w głębokiej rezerwie spotykam się wciąż z przyjaciółmi, których poznałem na harcerskim szlaku. Wśród nich są byli instruktorzy, którzy dawno temu ostatni raz zdjęli mundur i zapewne już nie pamiętają do której szafy go schowali, harcerze, których byłem drużynowym, szczepowym, opiekunem prób. Spotykamy się prywatnie, przy różnych okazjach i tam widuję moich przyjaciół - byłych harcerzy z kieliszkiem wina czy puszką piwa w ręce. Nie ma wszak nic w tym złego, zamknęli w swoim życiu etap harcerskiej przygody, rozpoczęli dorosłe życie. Pamiętam, że w czasach naszej wspólnej wędrówki harcerskim szlakiem, byli w swej abstynencji konsekwentni i uczciwie przestrzegali obowiązujących zasad. A jednak zawsze gdy z taką sytuacją się zetknę, odczuwam jakiś smutek. Nie dlatego, żebym uważał, że jest coś złego gdy dorosła kobieta  wypije kieliszek dobrego wina do obiadu,  czy starzy koledzy rozpracują w domowym zaciszu flaszkę wódki podczas wieczoru kawalerskiego. Jest mi smutno, bo widzę, że na problem abstynencji i jej znaczenia patrzymy inaczej,  podczas gdy kilka lat wstecz miałem wrażenie, że myślimy o tej sprawie tak samo i takie same są pobudki naszych działań. Żałuję, że na tym ważnym polu zmagań o lepszy świat nie jesteśmy już razem.

W powszechnym odchodzeniu od abstynencji  ludzi opuszczających szeregi organizacji dostrzegam też pewną słabość ZHR-u jako organizacji wychowawczej. Zawsze byłem zwolennikiem teorii o nikłym choć ważkim oddziaływaniu harcerstwa na harcerzy i w konsekwencji cieszyłem się z każdego osiągniętego sukcesu i nie zamartwiałem porażkami. Jednak w kwestii abstynencji trochę mi żal, że piętno jakie wyciska organizacja na swych wychowankach nie jest bardziej wyraziste i trwałe. Powstaje pytanie czemu abstynencja nie jest postawą wynoszoną z harcerstwa w dorosłe życie? Czy traktujemy ją jak regułę obowiązującą w grupie, na równi z mundurem, śpiewaniem w kręgu bratniego słowa, czy porannym apelem na obozie? Może używamy jej jedynie jako środka do celu, jak narzędzia do kształtowania charakteru, wyrabiania kręgosłupa moralnego, nauczenia się cennej umiejętności płynięcia pod prąd? Zapewne to wartościowe, że wychowankowie ZHR-u dzięki konsekwentnemu przestrzeganiu Prawa Harcerskiego mają później bardziej rozsądny kontakt z alkoholem niż ich rówieśnicy, oraz, że uczą się uczciwości i wierności zasadom. Jednak czy nie należałoby postawić poprzeczki nieco wyżej?

 Kiedyś sam sobie postawiłem tę poprzeczkę wyżej, przyjmując abstynencję jako postawę życiową, a nie jedynie jako zobowiązanie na czas aktywnej działalności w harcerstwie. Dlaczego tak zrobiłem? Po prostu głęboko wierzę w słowo Bi Pi, który napisał, że świat stałby się dużo lepszy gdyby pewnego dnia wylać do morza cały zapas alkoholu jaki jest na świecie. Z punktu widzenia społeczeństwa, jako całości z istnienia alkoholu wynika zdecydowanie więcej złego niż dobrego.  Wystarczy przytoczyć kwestię powiązania spożycia alkoholu z przestępczością. Przykładowo około 70 % zabójstw i gwałtów w Polsce popełnianych jest pod wpływem alkoholu! Mimo intensywnych akcji propagandowych i surowych kar wciąż wysoki jest odsetek wypadków drogowych  powodowanych przez nietrzeźwych kierowców. Alkohol to także przyczyna wielu rodzinnych tragedii: kłótni, niechcianych ciąży, dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi. Wato przypomnieć o tym dziś gdy przez Polskę przetacza się fala dyskusji na temat rodziców katujących swoje dzieci. Ciekawe w ilu przypadkach to katowanie maleńkich i zupełnie bezbronnych dzieci dokonywało się pod wpływem napojów wyskokowych. Rozczulamy się nad biedą wśród pracowników dawnych PGR-ów, organizacje charytatywne organizują dożywianie dzieci w Bieszczadach. Tymczasem w tych zagłębiach biedy podczas wakacyjnych wędrówek zawsze można spotkać panów sączących tanie wino pod sklepem. Dzieci nie mają co jeść, a na kieliszek „chleba” jakoś zawsze wystarcza.

Od czasów gdy Bi Pi pisał "Scouting dla chłopców" nic się nie zmieniło Alkohol to wciąż jedna z podstawowych przyczyn biedy. Biedy nie tylko osób nadużywających alkoholu i ich rodzin, ale także całego kraju. Rocznik statystyczny brutalnie pokazuje, że żyjemy w jednym z biedniejszych krajów Europy pod względem produktu krajowego na jednego mieszkańca. Tymczasem to alkohol zwiększa o 30 % ilość absencji w pracy. W potocznym języku jest nawet specjalne określenie - szewski poniedziałek, na opisanie zjawiska polegającego na niestawieniu się w pracy robotników po poważnym nadużyciu alkoholu w dniu poprzednim. Ci zaś co po weekendowym imprezowaniu docierają do pracy mają wydajność zmniejszoną średnio o połowę i dwukrotnie większą szansę na wypadek w miejscu pracy.. Wśród społecznych konsekwencji  istnienia alkoholu nie można zapomnieć o licznej rzeszy bezrobotnych, wśród których coraz większy odsetek stanowią ci, którzy programowo nie maja ochoty na pracę w myśl zasady "robota to głupota, picie to jest życie". Alkohol to naprawdę realny czynnik spowalniający rozwój gospodarczy naszego kraju i nadrabianie dystansu do bogatszych krajów Europy. Alkohol jest także wiernym towarzyszem bezdomności i włóczęgostwa, przyczyną utraty zdrowia i skrócenia długości życia.

Zapytacie zapewne co z tymi patologiami ma wspólnego wypicie  kieliszka wina do obiadu. Wszystkie w zasadzie opisywane zjawiska to nie skutki istnienia alkoholu, ale jego nadużywania. Oczywiście na swój prywatny li tylko użytek nie nadużywanie jest świetnym rozwiązaniem. Problem polega jednak na tym, że wokół nas to nadużywanie napojów alkoholowych stało się normą. Obok nas żyją ludzie którzy nie potrafią, nie chcą lub nie wiedzą , że można nie nadużywać alkoholu. Czy nam się to podoba czy nie  Polska jest krajem pijaków i opojów. Miejscem, gdzie alkohol wniknął do kultury, obyczajów, codzienności. Żyjemy w rzeczywistości gdzie niejednokrotnie nie można wyobrazić sobie wesela bez wódki, chrzcin bez picia, imieninowego obiadu bez toastu. Rybka lubi pływać, pij więcej niż jeden i nigdy do pary, alkohol spożywany z umiarem nie szkodzi nawet w największych ilościach... Znacie z pewnością setki takich powiedzeń Alkohol staje się głównym pomysłem na życie. Picie zapewni udany urlop, spotkanie towarzyskie, wyjazd integracyjny w firmie, studniówkę. Najpierw można czekać na te wydarzenia z utęsknieniem, potem się upić, a potem rozpamiętywać jak było świetnie.  "Konferencja naukowa bardzo udana nic nie pamiętam, dotarłem chyba na jeden wykład" - cytat ze znajomego lekarza. Jesteśmy w czołówce światowych statystyk. Statystyczny Polak spożywa rocznie około 10 litrów czystego spirytusu w przeliczeniu na każdego obywatela od noworodków po staruszki na łożu śmierci.  

Wobec tak daleko posuniętej patologii potrzeba radykalnego świadectwa. Potrzeba było radykalnego świadectwa w czasach Małkowskiego, gdy Polacy byli celowo rozpijani przez zaborców. Potrzeba radykalnego świadectwa także dziś - świadectwa całkowitego powstrzymania się od spożywania napojów alkoholowych. Z całym szacunkiem dla ZHR-u świadectwo czynnych instruktorów w tej kwestii jest może dobre i piękne ale niezbyt liczne. Dlatego dobrze by było żeby abstynencja to była postawa, którą byli instruktorzy i harcerze zabierają ze sobą w dorosłe życie, a nie odwieszają na kołku wraz z mundurem. Jednak żeby tak się działo, musimy  postrzegać ją jako cel sam w sobie a nie jedynie narzędzie wychowawcze, czy zasadę działania. ZHR powinien przede wszystkim wychowywać do abstynencji, a nie tylko w abstynencji i poprzez abstynencję. Trzeba także pracować nad odbudową wizerunku harcerstwa jako organizacji abstynenckiej, skompromitowanego przez lata dokonywanego przez komunistów programowego niszczenia idei harcerskiej.

  Ja chcę zmieniać świat by stawał się lepszy, dlatego nie piję jest mi z tym bardzo dobrze.   A Ty?

 >HOSI<

phm. Wojciech Hoser HR
W ZHR od 1991 roku. Drużynowy wędrowniczy (1996-1998). Komendant Szczepu 80 Warszawskich Drużyn Harcerskich im. Bolesława Chrobrego (1999-2002). Związany z warszawskim środowiskiem instruktorów "Centrum" i organizowanymi przez to środowisko kursami kształceniowymi "Wyprawa" i "Wianami". Współtwórca niezależnego czasopisma harcerskiego "Zielony Świerszczyk". Obecnie w głebokiej rezerwie. Prywatnie mąż Magdy, ojciec Basi, prowadzi rodzinną szkółkę drzew ozdobnych.