phm. Wojciech Hoser 

list do wędrownika 

Od kilku lat coraz bardziej upowszechnia się zjawisko "mieszkania ze sobą" przed ślubem, które coraz częściej zmienia się w "mieszkanie ze sobą" bez ślubu. Ponieważ harcerstwo nie działa w próżni problem ten dotyka też instruktorów i instruktorki ZHR-u. Prawo harcerskie mówi wyraźnie, że harcerz jest czysty w myśli, mowie i uczynkach, przykład własny zobowiązuje, ale życie często toczy się własnymi torami. Dlaczego? Moim zdaniem problem tkwi przede wszystkim w poważnym kryzysie męskości. Właśnie dlatego napisałem list do mojego  dawnego wędrownika - Ździcha,  którego spotkałem po latach .  To nic, że żaden z chłopaków, którzy byli w prowadzonej przeze mnie drużynie nie nazywał się Ździch. Nie chodzi przecież o grzebanie w życiorysach konkretnych osób,   ale o refleksje nad postawami, które może przerodzą się w impuls do zmiany swego życia na lepsze.

Ździchu!
Od czasu naszego przypadkowego spotkania w metrze, minęło kilka dni, a nasza niedokończona rozmowa nie daje mi spokoju.  Podczas paru minut wspólnej podróży próbowaliśmy streścić kilka lat życia, jakie upłynęły od naszego ostatniego spotkania. Jak zwykle rozgadałem się ponad miarę o sobie i pytanie -  a co u Ciebie,  zadałem tuż przed stacją, na której wysiadałeś. Zdążyłeś tylko powiedzieć, że właśnie planujesz wyprowadzić się od rodziców i wynająć mieszkanie wspólnie z Karoliną, Twoją dziewczyną, którą znakomicie pamiętam jeszcze z czasów gdy byłeś w drużynie. Niewyraźny grymas na mojej twarzy i pytanie czy to dobry pomysł tak bez ślubu, zbiegł się z dźwiękiem otwieranych drzwi i  przepychaniem się wysiadających pasażerów w stronę wyjścia,. Ściskając mą dłoń na pożegnanie  zdążyłeś nerwowo rzucić tylko dwa zdania, że wspólne mieszkanie, to dobry test przed tak ważną decyzją jak ślub, i że to wcale nie musi oznaczać seksu. Po chwili wmieszany w tłum wyjeżdżałeś ruchomymi schodami na powierzchnie.  Zostałem sam, ze swoimi myślami, które po kilku dniach zawarłem w liście, który czytasz.
 Po pierwsze chciałbym odnieść się do, przywołanego przez Ciebie, niezwykle popularnego twierdzenia, że wspólne mieszkanie nie musi oznaczać seksu. Oczywiście to prawda. Mi od razu przychodzi do głowy konkretny przykład. Znam skłócone, małżeństwo po 50 - tce, które ze względu na trudności lokalowo - materialne, mimo rozwodu nadal mieszka ze sobą. Gotów byłbym założyć się, że w tym przypadku wspólne mieszkanie rzeczywiście nie  oznacza seksu. Nie wyjaśnia to jednak jak jest  w sytuacji dwojga młodych, pełnych życia ludzi, którzy kochają się i  pragną być ze sobą jak najbliżej w każdej sferze życia. Oczywiście i tutaj na pewno są przykłady, potwierdzające wygłoszone przez Ciebie twierdzenie. Pozostaje jednak zawsze pytanie jak jest w Waszym konkretnym przypadku. Jakie są Wasze intencje. Czy oboje powiedzieliście sobie, że zamierzacie razem mieszkać, ale zdecydowanie nic więcej? Czy w tym Waszym wspólnym mieszkaniu będzie jedno łóżko, czy dwa? Bo jeśli nie rozmawialiście na ten temat i wspólnie wybieraliście wygodny dwuosobowy materac to śmiem  twierdzić, że owo "nie musi", to jedynie taki parawan, za którym wszyscy wiedzą co się dzieje, ale nikt nie chce zaglądać, żeby tego nie widzieć.


 Właśnie w tym miejscu zaczyna się problem, który przejmuje mnie smutkiem. Zawsze  myślałem o naszej drużynie jako kuźni prawdziwych facetów ludzi konkretnych, odpowiedzialnych i odważnych.
 Chciałem, żeby naszą drużynę opuszczali ludzie konkretni, czyli tacy którzy wiedzą czego chcą i wiedzą jakimi zasadami w życiu się kierują. Co więcej tacy, którzy gdy trzeba są w stanie w jasny sposób  te chęci i zasady innym przedstawić. A czy Ty, Ździchu jesteś konkretny? Ty mówisz "wspólne mieszkanie nie musi oznaczać seksu" Przecież to pospolite zakłamanie.  Co by tutaj zrobić, żeby nie skłamać a prawdy nie powiedzieć.  Dużo bardziej męskie byłoby gdybyś mi powiedział, stary sypiam z nią od pięciu lat, nie zamierzam się z tym kryć. Jasna, konkretna postawa życiowa.  Oczywiście ja się z nią nie zgadzam. Wolałbym, żebyś powiedział, czystość przedmałżeńska jest dla mnie tak istotną wartością, że nie chciałbym bez potrzeby podawać jej próbie  poprzez zamieszkanie z Karolina przed ślubem. Jednak w obu przypadkach szanuje  jasną, konkretną postawę wskazującą, że mam do czynienia z mężczyzną.  A Ty mi jak mały Jasiu, na pytanie czy jadł cukierki przed obiadem, że cukierki mogła zjeść młodsza siostra.


 Chciałem, żeby naszą drużynę opuszczali ludzie odważni, czyli tacy, którzy nie uciekają od rzeczy trudnych, nie cofają się przed odpowiedzialnością. A czy Ty, Ździchu jesteś odważny? Nadszedł czas, że trzeba wziąć się z poważnym, dorosłym życiem za bary, a Ty na pół gwizdka.  Facet, który skacze na główkę do nieznanego jeziora to idiota, ale jak nazwać takiego co  siedzi na pomoście i przez godzinę wsadza palec do wody, żeby sprawdzić czy nie jest aby za zimna? Gdzieś po środku jest miejsce dla normalnych odważnych mężczyzn.  Gdybyś wyszedł na ulicę i oświadczył się pierwszej dziewczynie, która by Ci się spodobała byłbyś idiotą, ale jeśli nie jesteś w stanie podjąć decyzji przez pięć lat czy to właśnie Karolina ma być Twoją żoną, to jak Cię Ździchu nazwać? Można mnożyć testy i wydłużać okresy prób, ale życia naprawdę nie warto przeżywać na próbę, zasłaniając się obawą przed porażką.
 Chciałem żeby naszą drużynę  opuszczali ludzie odpowiedzialni, czyli tacy, którzy są w stanie ponosić konsekwencje swoich decyzji. A czy Ty, Ździchu jesteś odpowiedzialny przedkładając konkubinat nad małżeństwo? Dla ciebie takie partnerstwo to wygodna sytuacja, obiad ugotowany, pranie zrobione figle-migle w nocy, a zobowiązań żadnych.  Zgarniasz całą pulę nie dając nic w zamian. Miłość odpowiedzialna to zorientowanie się na dobro drugiej osoby. Czy Ty rzeczywiście pragniesz dobra Karoliny? Zastanów się proszę, kim Karolina wolałaby być - Twoją konkubiną, czy  żoną.  Można oczywiście mówić mój chłopak i moja dziewczyna, a po skończeniu czterdziestki mój przyjaciel, moja przyjaciółka. Można  podać się współczesnemu trendowi i mówić o sobie partner i partnerka, ale to w niczym nie zmienia sensu pytania. Dla ciebie zresztą to pewnie bez znaczenia jak się nazywacie i jak o was mówią. A dla niej? Dla Ciebie pewnie biała suknia, welon, ślubne zaproszenia, wiązanka to tylko głupie symbole. Świetnie Cię rozumiem, też nie przywiązywałem do tego wagi. A co o tym myśli Ona?  Takich pytań bez trudu pewnie znajdziesz więcej spróbuj sobie na nie uczciwie odpowiedzieć.


 Zapewne po tym moim wywodzie, powiesz mi, ze Karolina chyba jednak myśli inaczej skoro jest z tobą. No właśnie ale czy na pewno myśli o Tobie inaczej?  Otóż niekoniecznie, mamy bowiem do czynienia z deficytem prawdziwych odważnych, odpowiedzialnych i konkretnych facetów "na rynku".  Jak na rynku jest deficyt to ceny rosną a wymagania konsumentów spadają.  Gdyby świat roił się od prawdziwych mężczyzn, to albo Karolina już dawno puściła by cię kantem, albo Ty wziąłbyś się za siebie, odłożył pieniądze na pierścionek do kwiaciarni po bukiet czerwonych róż pognał i wszystko potoczyłoby się jak Pan Bóg przykazał. Jednak w świecie deficytu dziewczyna czuje, że jeśli się nie ugnie, to grozi jej zostanie starą panną. Niejednokrotnie woli zatem spuścić z tonu.  Czy  Karolina uważa Cię za prawdziwego, konkretnego, odważnego odpowiedzialnego faceta, czy może dzięki Tobie jest przekonana, że takich nie ma i trzeba iść na kompromis ze swymi marzeniami?


 Zapytasz pewnie czemu piszę to wszystko.  Otóż piszę to, żeby jeszcze raz  zachęcić Cię do życia w świecie prostych zasad. Tak jak czyniłem to przez lata naszego wspólnego harcerzowania.   W tym świecie gdy chłopak  rozezna, że powołany jest do  życia w rodzinie, to wiąże się z dziewczyną, a gdy nabierze przekonania, że to właśnie ta a nie inna to się jej oświadcza. Jeśli dziewczyna oświadczyny przyjmie  zaczyna się dla nich czas narzeczeństwa.  Czas nie próby, nie testowania tylko wspólnego przygotowania do małżeństwa i czas ostatecznego rozważenia przed podjęciem nieodwracalnej decyzji.  Potem jest ślub,  a po nim realne wspólne życie z radościami i smutkami, ze wspólnym mieszkaniem i spaniem.  Ździchu  nie ma co komplikować sobie życia, warto żyć w świecie prostych zasad.


 
>HOSI<

phm. Wojciech Hoser HR
W ZHR od 1991 roku. Drużynowy wędrowniczy (1996-1998). Komendant Szczepu 80 Warszawskich Drużyn Harcerskich im. Bolesława Chrobrego (1999-2002). Związany z warszawskim środowiskiem instruktorów "Centrum" i organizowanymi przez to środowisko kursami kształceniowymi "Wyprawa" i "Wianami". Współtwórca niezależnego czasopisma harcerskiego "Zielony Świerszczyk". Obecnie w głebokiej rezerwie. Prywatnie mąż Magdy, ojciec Basi, prowadzi rodzinną szkółkę drzew ozdobnych.