pwd. Kuba Rodzeń HO

Jak zwykle przy próbach ważne jest bycie konsekwentnym: próba zakończona pomyślnie – przyjąć do drużyny; niepomyślnie – nie przyjmować! (...) Jeśli złamiemy zasadę próby „na serio”, to już zawsze chłopiec będzie traktował wszystko w harcerstwie „na żarty”.

Marek Kamecki
,
„Stosowanie metody harcerskiej w drużynie harcerzy”


    Czym jest Harcerstwo? Pierwsza próba jego zdefiniowania, z którą spotkałem się na kursie zastępowych dekadę temu mówiła, że Harcerstwo to służba, braterstwo i przygoda. Do dziś określenie to jest mi bliskie, choć natknąłem się na wiele innych, takich jak klasyczna „radosna gra chłopców na łonie natury pod przewodnictwem mężczyzn o duszy chłopca”. Czy zatem może być Harcerstwo poważnym? Wszyscy chyba zgodzimy się, że nie, wszak chłopięce harce najczęściej z powagą niewiele mają wspólnego. Drużynowy zaś, stosujący metodę harcerską, zamiast wykładów czy kazań postawi harcerza w obliczu próby, dzięki której zdobędzie on pożądane cechy osobowości, a zatem będzie potrafił zachować powagę w sytuacjach tego wymagających. Wszystko to dzieje się jednak poprzez praktyczne działanie o odpowiednim stopniu trudności.

    Harcerstwo nie może jednak nie być „na poważnie”, o czym – wydaje się – coraz częściej zdarza się nam zapomnieć. Planując pracę drużyny stawiamy sobie górnolotne cele, ambitne zadania, które po pewnym czasie znacząco upraszczamy. Przyznam się, że również mnie zdarzało się, pełniąc funkcję drużynowego, „odpuścić”, „sfolgować” - z mojej obserwacji wynika, że działania takie mają miejsce najczęściej w kontekście prób. Często odzywa się w nas sympatia do harcerza i obawa przed jego utratą w chwili, gdy próby nie ukończy, innym razem ambicja – wszak priorytetem jest utrzymanie założonego wcześniej stanu liczebnego drużyny. Jak w wielu innych przypadkach, polityka taka daje pozytywny efekt tylko na krótki dystans, zaś nas czyni niekonsekwentnymi.

    Próba wyznaczana przez drużynowego wymaga od harcerza przekroczenia samego siebie, pokonania słabości czy przyzwyczajeń, nie zmusza jednak do przekroczenia realnych granic możliwości. Z tego względu próby, bez względu czy związane z przyjęciem do drużyny, zdobywaniem stopnia czy sprawności, muszą zostać zróżnicowane i dopasowane indywidualnie do każdego z chłopców. Nie ma nic złego w wyznaczeniu harcerzowi, który cierpi z powodów zdrowotnych, zadania mniej wymagającego fizycznie, pod warunkiem jednak zaproponowania równie zajmujących zadań z innej dziedziny. Próba zawalona z obiektywnych przyczyn może zostać oczywiście przedłużona lub ponowiona, jeśli natomiast harcerz „olał” jej realizację, nie powinien otrzymać z tego tytułu żadnych gratyfikacji.

    Co jednak stanie się w sytuacji, gdy drużynowy zacznie przymykać oko na realizację prób przez swoich harcerzy – choćby ze względu na wspominaną już sympatię do niektórych z nich lub własną ambicję? Harcerze, którzy doświadczyli „łaski” drużynowego najczęściej w drużynach pozostają na długo i dobrze zżywają się z innymi chłopcami, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Problem w tym, że wszystko, czym od tej chwili będą zajmować się w Harcerstwie (i nie tylko!), będą wykonywać na pół gwizdka, bez względu na to, czy będzie to prowadzenie zastępu, organizacja obozu dla drużyny, czy służba na rzecz macierzystego hufca.

    Chłopcy, którzy dzięki wytrwałości i konsekwencji zakończyli próbę pozytywnie, poczują niesmak. Po co bowiem starali się jak najlepiej wykonać zadania, skoro połowiczny lub wręcz znikomy wysiłek ich kolegów wystarczył, aby zostać przyjętym do drużyny? Duch rywalizacji wyparuje niczym kałuża na słońcu. Przez pewien czas drużyna będzie duża, wkrótce opuszczą nas jednak bardzo wartościowi, ale zawiedzeni harcerze, którzy z powodu obniżania poprzeczki przez drużynowego na długo zrażą się do Harcerstwa. Zamiast zatem najlepszych chłopców, w drużynie pozostaną ci, którzy od początku swojej próby nie potraktowali na poważnie.

    Wiemy dobrze, że aby poprzez pośrednie oddziaływanie chłopiec mógł osiągnąć pożądane przez drużynowego cechy i elementy osobowości, musi minąć trochę czasu i kosztuje to najczęściej sporo pracy. Wzajemność oddziaływań pozwala nam jednak w czasie dużo krótszym osiągnąć efekt zupełnie przeciwny – wystarczy, że kilka razy nie potraktujemy serio przygotowania zbiórki zastępu zastępowych, by zauważyć, że osłabła praca całej drużyny. Zastępowi przyjęli bowiem nasze zachowanie jako właściwe! Oczywiście proces nie zatrzyma się na nich i ich szeregowi harcerze również przestaną przywiązywać wagę do sumiennego wykonywania powierzonych im zadań czy służb. Często jest to proces w praktyce nieodwracalny, i choć chłopiec w przyszłości może zostać przybocznym czy drużynowym, to zarówno jego poziom pracy, jak i osiągane wyniki wychowawcze będą raczej średnie.

    Kolejny przykład - nie raz i nie dwa spotkałem się też z sytuacją, w której nie dość, że organizowane przez drużynę lub szczep zawody przygotowywano po najmniejszej linii oporu, to jeszcze wyniki współzawodnictwa były zupełnie pomijane lub ograniczane do przyznania każdemu z zespołów (najczęściej nie były to zastępy) pierwszej nagrody w wymyślonej na poczekaniu kategorii. Przygotowującemu przedsięwzięcie udawało się zrealizować na pewno jedno – zamieść ducha rywalizacji, tak ważnej w drużynie harcerzy, pod wycieraczkę. Nic więc dziwnego, że w kolejnych biegach czy festiwalach chłopcy nie chcieli brać udziału, a jeśli już udało się ich do tego przekonać – stawiane przed nimi zadania realizowali zupełnie bez finezji. Pierwsze miejsce mieli wszak w kieszeni.

    Z igły widły – powiecie, w końcu sam napisałem, że Harcerstwo to gra, przygoda – więc czym się tu przejmować? Od lat panuje ponadto wśród części drużynowych przekonanie, że bez względu na wszystko musimy starać się utrzymać w drużynach każdego harcerza, czy przejął się swoją próbą, czy potraktował ją pobłażliwie. Kolejna grupa instruktorów unika sposobności do stawiania swoich chłopca w obliczu próby, by przypadkiem nie okazało się, że nie da on sobie rady – wszak ważniejsza jest tak zwana „organizacja wolnego czasu”. To jednak niedorzeczne – każdy może do nas dołączyć, by przekonać się, czy Harcerstwo jest dla niego. Jeśli jednak nie spełni warunków przynależności do drużyny, nie wykaże harcerskiego ducha – czy rzeczywiście nasz Ruch jest dla tego chłopca właściwym miejscem?

    Traktujmy Harcerstwo „na serio” i w tym duchu kształtujmy harcerzy. Nie czyńmy skautingu zbyt prostym, w myśl przesłania Jana Pawła II, ale nie popadajmy też w wydumaną powagę i z radością prowadźmy każdego z chłopców ku wartościom wskazywanym przez Świetlany Krzyż. Oczywiście nakreślony przeze mnie problem ma swoje źródło w niedostatecznym przygotowaniu ogromnej ilości drużynowych do pełnienia funkcji. Harcerz powinien jednak zdobyć niezbędne przygotowanie do prowadzenia drużyny w swoim macierzystym środowisku, na przykład praktykując jako przyboczny. Czy jest to jednak możliwe, skoro również tam najczęściej wszystko jest „na niby”?

pwd. Kuba Rodzeń HO
Rocznik 1985, w Harcerstwie od 1996 roku. Od zawsze w Szczepie 6TDH "Knieja" im. Szarych Szeregów w Tarnobrzegu. Przyrzeczenie harcerskie we wrześniu 1997, instruktor od czerwca 2003. W przeszłości zastępowy, drużynowy harcerzy, drużynowy wędrowników, p.o. szczepowego, obecnie członek Rady Ruchu Programowo-Metodycznego "Krąg Płaskiego Węzła" (ZHP). Prywatnie student informatyki na AGH w Krakowie.